
'Cause darling, I'm a nightmare dressed like a daydream
Nie miała pojęcia, że na świecie jest tak wiele gatunków rekinów. Czym bardziej zgłębiała się w ten temat, tym więcej paczek przychodziło do jej mieszkania na Manhattanie. Niekoniecznie była trzeźwa, gdy większość z tych rzeczy zamawiała, ale była dumna z siebie jak wiele udało im się zorganizować. Chciała, żeby ten dzień był wyjątkowy. Od czasu włamania, szukała sposobu na to, żeby wyrwać Ilysa z Meliny i na spokojnie z nim porozmawiać. Wspólna organizacja podwójnej randki (choć nikt jej tak głośno nie nazywał), była idealnym pretekstem, żeby spędzić z nim kilka tych chwil. Niby przypadkiem zasugerowała chłopakowi, że powinni urządzić małą imprezkę na jachcie. Evan i Billy ostatnio sporo przeżyli w pracy i należała im się chwila oddechu. Wszystko to było zwykłą przykrywką, żeby mogła obserwować, jak dwójka jej przyjaciół miała się ku sobie. Odkąd przyłapała Ilyasa w pokoju Evana, była wręcz przekonana, że ta dwójka była razem. Choć nie rozumiała czemu Evan jej o tym nie powiedział.
- Nie wiem skąd masz ten jacht, ale jest idealny! Mam nadzieję, że mocno się trzymasz, bo jak zobaczysz jak wszystko zorganizowałam, to wypadniesz za burtę! - pociągnęła za dłoń Ilyasa i uważnie stawiała kolejne kroki na swoich niebotycznie wysokich koturnach. Była podekscytowana tą imprezą. Przez całą noc siedziała i wszystko dekorowała, żeby się wyrobić. Oczywiście skorzystała tutaj z małej pomocy Nico, którego wrobiła w małą pomoc. Musiała przyznać, że ćpanie na jachcie nie było zbyt dobrym pomysłem, ale przynajmniej pod wpływem narkotyków wykazali się sporą inwencją twórczą i dosłownie wszędzie walały się rekiny.
- Evan ostatnio ma bzika na punkcie rekinów, więc pochowałam z Nico wszędzie małe figurki, które kupiłam przez internet. Mam nawet wydrukowaną listę, żeby Evan mógł wszystkie je znaleźć! - klasnęła w dłonie, gdy byli już na miejscu i lekko zachwiała się, gdy wchodziła na jacht. Spojrzała na Ilyasa wyczekująco. Miała nadzieję, że nie zawiodła go i wystrój mu się podobał.
- Musimy tylko zrobić drinki. Widziałam na internecie idealny przepis z użyciem figurek w kształcie... REKINÓW! Sam drink jest niebieski, ale wlewasz do niego czerwonego shota z figurki! Podoba ci się? - zerknęła na zegarek i przygryzła dolną wargę w zamyśleniu. Trochę obawiała się tego spotkania i tego, że Billy znowu zauważy, że była naćpana. Swoje źrenice tym razem schowała za niebieskimi soczewkami, które idealnie wkomponowały się w tematykę imprezy. W dodatku drinki miały jej pomóc zamaskować swój stan. To musiało się udać.
- Bardzo się cieszę, że chciałeś ze mną to zorganizować. Evan bardzo ostatnio mi pomagał. Billy również. - wyciągnęła odpowiednie butelki alkoholu z lodówki turystycznej i dokładnie odmierzyła porcje, które podane były w przepisie. Cały czas musiała coś robić, bo nie potrafiła wysiedzieć w jednym miejscu. Nosiło ją nawet bardziej niż zazwyczaj, choć mogła zganić to na uczucie podekscytowania, które ogarnęło jej umysł.
- Nie martw się. Evanowi na pewno się spodoba! Mówiłam ci jak dobrze sobie radzi w kuchni? Uwielbia bajgle! Oooo.. Chyba już tu są! Wyjdziesz po nich? Ja skończę robić te drinki. - posyła uśmiech w stronę Ilyasa i skupia się na szklankach przed sobą.
To musi się udać.
Ilyas Al Maktoum Evan Molloy Billy Moore


If I found my body in chains
I'd lay down in wait
And hope she looks for me
outfit
Imprezy na jachcie nie były w jego stylu, pewnie, gdyby ktokolwiek inny mu coś takiego zaproponował to zwyczajnie by odmówił. Jednak padło na Victorię, a ona potrafiła go przekonać dosłownie do wszystkiego. Tak samo było z galą Met, którą Moore zwyczajnie gardził... Jednak, gdy Brooks była w potrzebie to zwyczajnie się zjawiał. Teraz tym bardziej chciał być przy niej, mieć ją trochę na oku, chociaż nie przyznawał się do tego głośno. Nie zdawał sobie oczywiście sprawy z tego, co ta impreza ma na celu. Wiedział jedynie, że będzie tam również Evan oraz jeszcze jeden znajomy Brooks z meliny. Czy mogłoby być nieco niezręcznie? Owszem, ponieważ niegdyś jego i ratownika coś łączyło... Chyba nigdy nie przestanie się o niego troszczyć, mieć pewnego rodzaju sentyment do chłopaka. Dlatego nieco się obawiał tego, jak będzie... Ale skupiał się głównie na Vi. Był ostatnio w kropce, nie zdawała sobie nawet z tego sprawy. Po sześciu ponad latach... Jego skorupa pomału pękała coraz mocniej, co go nieco przerażało. Teraz mimo to musiał się skupiać na tym, jak się czuje Brooks. Miał ogromną nadzieję, że odstawiła ten syf. Chciał w to wierzyć, szczególnie, że podczas ich ostatniego spotkania była trzeźwa. Dziś postanowiła sprytnie wszystko przed nim maskować... Weszła na jeszcze wyższy poziom kłamstwa, chociaż nigdy się nie oszukiwali. Nie ważne, jak bolesna miała być prawda.
Ubrał się ciut bardziej elegancko niż zazwyczaj, nawet zrezygnował ze swojej ulubionej czapki z daszkiem, co powinno być dostatecznym wyróżnieniem. Pojawił się na miejscu punktualnie, oczywiście z papierosem za uchem, licząc na to, że zapali za moment. Wszedł na pokład jachtu, oglądając go z każdej strony. Robił wrażenie, nie ma co.
-Mała?- zapytał głośno, próbując ją jakoś namierzyć. Przeszedł kilka kroków i zauważył ją razem z Ilyasem. Uśmiechnął się lekko, podchodząc bliżej.
-Nie spóźniłem się?- zapytał, poszerzając jeszcze bardziej uśmiech na jej widok. Prezentowała się, jak zwykle wspaniale, co oczywiście miał zamiar później skomentować. Jednak ręce musiał trzymać przy sobie, aby nie powtórzyła się sytuacja z lunaparku. -Jestem Billy.- przedstawił się, wyciągając dłoń w kierunku chłopaka.
Victoria Brooks Ilyas Al Maktoum Evan Molloy


Something in your eyes was so inviting, something in your smile was so exciting. Something in my heart told me I must have you.
~ Evan Molloy ~ Victoria Brooks ~ Billy Moore ~
if i'm smart then i'll run away
but i'm not, so i guess i'll stay
heaven forbid i take my chance on a beautiful stranger
Przyzwyczaił się już do hałasu. Do tego, że w melinie zawsze ktoś krzyczy, ktoś śpiewa, ktoś nuci pod nosem nową piosenkę Eminema, którą później Ilyas musi googlować, by zrozumieć choć połowę tekstu. Przyzwyczaił się też do tego, że jego nowojorscy przyjaciele nigdy nie są naprawdę cicho, a sama melina zdaje się organizmem, który nigdy nie śpi. Skrzypiące schody, muzyka wydobywająca się spod podłogi (nie do końca jeszcze wierzy w tę historię o Żydach), stukot naczyń w kuchni, kran w toalecie, który bardzo często się zacina i dziewczyny nie mają siły, by dokręcić wodę.
NOWOŚCIĄ jest jednak słowotok Torii. Dotychczas książę sądził, że zachowuje swoje przemyślenia dla Evana, czasem dla koleżanek. O jej przygodach słyszał tylko przypadkiem, sklejał historię z urywków zdań, większości się domyślał. Nigdy nie zapytał o tych chłopców, przez których płakała, ani o tych, którzy ją złościli. Nie sądził, by miał do tego prawo.
A jednak rodzi się w nim dziwna niepewność, nietypowe zainteresowanie, wzbudzone faktem, że usta Torii zdają się nie zamykać. Wsłuchuje się we wszystko, co dziewczyna ma do powiedzenia, biega za nią po ogromnym jachcie, który co prawda książę mógł wypożyczyć, ale zdecydował się na zakup. Nie przeszkadzają mu te ozdoby, tak jak nie będą mu przeszkadzać żadne zniszczenia, przynajmniej dopóki nie będą na tyle poważne, by sprowadzić ich na dno. Podąża krok w krok za przyjaciółką, niczym grzeczny piesek, i zachwyca się wszystkim, na co dziewczyna zwraca uwagę: zasłonkami w morskim kolorze, ręcznie robionym plakatem zapowiadającym rekinią imprezę, figurkami: zarówno tymi, które rozstawione są w widocznych miejscach, jak i tymi pochowanymi — pod stolikiem, na żyrandolu, w bukiecie świeżych kwiatów. Gdzieś po drodze, gdy Victoria akurat nie patrzy, Ilyas chwyta dwa najmniejsze rekiny i chowa je do kieszeni ciemnych, zwiewnych spodni. Trzeciego, wyplątanego z girlandy wiszącej nad wspaniale zaopatrzonym barem, ukrywa prawie na widoku: rekinek połowicznie wystaje z kieszeni na lewej piersi, zupełnie jakby podziwiał otaczający go świat.
— To wszystko jest naprawdę wspaniałe, Vic — mówi Ilya, kiedy kończą przechadzkę. — Myślę, że Evanowi bardzo się ta impreza spodoba. No i… dziękuję, że pozwoliłaś mi wziąć w tym udział. — Uśmiecha się i wyciąga rękę, ale zamiast zagarnąć dziewczynę do uścisku, ostrożnie przesuwa dłonią po jej ramieniu, w górę i w dół, w dodającym otuchy geście. Nie wie, że nie znalazł się tutaj przez przypadek. Nie do końca też zdaje sobie sprawę, że ta uroczystość jest w zamierzeniu podwójną R A N D K Ą.
Kiedy więc wychodzi po chłopców na zewnątrz, nie odczuwa zdenerwowania. Podaje Billy’emu dłoń i ściska ją po przyjacielsku, nim wyrzuci z siebie pospieszne „Ilyas, bardzo miło mi cię poznać, przepraszam, czy Evan przyjechał z tobą?” i zerknie nad ramieniem strażaka w stronę wdrapującej się na pokład sylwetki. Wymija go, podchodzi do Molloya, nagle gubi całą tę pewność siebie, z którą podpisywał umowę zakupu jachtu, zgadzał się na urządzenie imprezy i wybierał w sieciówce koszulę z nadrukiem rekinów oraz pomarańczowych rybek.
— Cześć. — Zatrzymuje się na kilka kroków przed Evanem, chowa ręce w kieszeniach, przechyla głowę, niczym zaciekawione szczenię. Nie dotyka jego ramienia, jak w przypadku Torii, nie podaje mu też dłoni, jak przed chwilą Billy’emu. Wciąż jeszcze nie wie, jak powinien się przy nim zachowywać.


i will love you till the end of time, i would wait a million years.
To był sen, tak przynajmniej przekonywał się jeszcze kilka dni temu. Że to był sen. Trzask drzwi, dziewczęcy pisk wyrywający go z błogiego niebytu, wrażenie kolan wgniatających się we wnętrzności, ponieważ drobna postać z ekscytacji wylądowała nie tam, gdzie trzeba. Brak tchu, lekkie załzawienie oczu, kiedy dźwięczny głos pospiesznie mu coś tłumaczył, a poddany zaskoczeniu mózg zdołał zarejestrować jedynie impreza (zawsze przecież miały miejsce jakieś imprezy), woda (powinien się cieszyć, że pamięta o nawodnieniu?) oraz rekiny (okej, to już go całkiem zainteresowało, nawet na moment przestał walczyć łapczywie o powietrze). Wydawało mu się, że w tej sennej marze zdołał kiwnąć głową, nim tajfun energii opuścił pokój i cisza, jaka zapadła była tak nienaturalna, że cała ta sceneria wydawała się być wykreowana przez wyobraźnię. Ale teraz, spozierając w błękitne niebo, przed sobą mając błyszczący od słońca jacht, który aż krzyczy, że sprzedaż dwóch nerek, wątroby oraz serca któregoś ze współlokatorów nie wystarczy, żeby opłacić chociaż 1/3 łodzi — zastanawia się, czy to nie czas cofnąć przywileju budzenia go Victorii. Zasypywanie go informacjami, kiedy jest generalnie nieprzytomny w ogóle się nie sprawdza.
Głębszy wdech i palce przesuwające się po wciąż lekko wilgotnych włosach, nieco szczypiący lewy policzek, na którym widnieją dwa plastry w bajkowe t-rexy (przed wyjściem cienkim pisakiem dorysował im płetwy grzbietowe oraz ogonowe, żeby tematycznie pasowały) oraz przygryziona w grymasie niepewności dolna warga. Początkowo nie do końca rozumiał swoją rolę. Toria zamierzała przyjść ze swoją osobą towarzyszącą, po czym zaprosiła jego oraz Ilyasa. Wydawało mu się, że w tym wypadku lepiej by się sprawdziła Valeria do pary z ciemnowłosym chłopcem, to byłby rozsądny wybór, a przynajmniej tak sądził, póki przyjaciółka nie wyjawiła mu, k o g o bierze. Billy. I nagle wszystko nabrało sensu. Ich on and off relacja, potrzeba stabilności po tragicznie złamanym sercu, zorientowania się, na czym w zasadzie stoją. Chociaż darzył ogromną sympatią Chavez, tak zdawał sobie sprawę, że subtelność nie była mocną stroną dziewczyny. Nico z podobnego powodu również odpadał, Gia ostatnimi czasy coraz częściej zerkała w zamyśleniu na podłogę, jakby zamierzała rozwikłać zagadkę zniknięcia poprzednich współlokatorów i siłą rzeczy zostawali Brooks jedynie oni. Ale nie musiała się niczym martwić, on to załatwi, sprawi, że to będzie najmagiczniejszy rejs jej życia, ponieważ Evan ma p l a n. Może nie był to dobry plan, niemniej to zawsze był jakiś plan.
Determinacja drzemie w ciele, kiedy z werwą wspina się na pokład, bo wie, co ma robić, znaczy nie wie dokładnie co powinien robić, ale zorientuje się z czasem, ponieważ musi i liczono na jego wsparcie. A potem tylko trochę o tym wszystkim zapomina, kiedy spojrzenie ratownika styka się z onyksem oczu, mimowolnie dostrzega wiatr wślizgujący się między czerń kosmyków oraz promienie słońca tańczące na linii nosa, odsłoniętym łuku szyi. Przełyka ślinę, usta rozchylają się, żeby móc się zaraz zamknąć, nim odchrząknie, czując jak niezręczność przyprawia serce o mocniejsze uderzenia.
— Hej — wita się cicho, zaraz głową potrząsając, bo powinien wziąć się garść. Szeroki uśmiech zakrada się na twarz strażaka, figlarna skra mości sobie miejsce brązie tęczówek — Dokładnie ciebie potrzebowałem zobaczyć, bo... — milknie na moment, gdy wzrok pada na koszulę w rekiny oraz złote rybki — To najlepsza koszula, jaką widziałem w życiu — jego ton wchodzi niemal na adoracyjne tony, nim zdrowy rozsądek syknie na niego, że powinien się skupić —Wracając, jesteś dokładnie tą osobą, której potrzebuje — Molloy informuje Ilyasa, nie zastanawiając się, nawet kiedy jego palce sięgają dłoni rozmówcy i lekkie pociągnięcie zmusza nieszczęsnego artystę do odejścia z nim na bok — Słuchaj, plan jest taki, znaczy to nie do końca plan a bardziej szkic bazgrany na kolanie, ale to zawsze zalążek planu, a zalążek to prawie jak plan więc mówiąc krótko: liczy się. Musimy obserwować Billy'ego i Torie i upewnić się, że Billy darzy ją szczerym uczuciem. I sprawić, żeby to była najromantyczniejsza impreza ich życia. Zrobimy im totalnie Małą Syrenkę, minus dziwne creepy ciotki czające się pod wodą i tracenie głosu. Okej? Będziemy jak ten Sebastian i Flounder, ty będziesz Sebastianem, bo w czerwonym ci lepiej plus dobrze by było, żebyś to ty jak coś śpiewał kiss the girl bo dobrze wiemy, że mój głos potrafi jedynie obudzić zmarłych i to tylko po to, żeby kazali mi się zamknąć. Wchodzisz w to? — szuka potwierdzenia na jego twarzy, jakby długie rzęsy, lekko zmarszczone w niezrozumieniu brwi oraz kąciki ust zwykle skierowane ku dołowi miały dla niego osobne odpowiedzi, którym należy się odpowiednio przyjrzeć. Ucieka zaraz wzrokiem, uwalniając z uścisku rękę Ilyasa, ponieważ w ferworze zakreślania sytuacji zapomniał go puścić — Wybacz! Ale mogę na ciebie liczyć, nie? — zaczyna się trochę czuć winny, z drugiej strony czy nie po to ich oboje tutaj zaproszono? Jaki miałby być inny powód? Zdąży poklepać jeszcze Maktouma przyjaźnie po ramieniu, nim odwróci się w stronę pozostałych i w kilku doprawdy zbyt mocno entuzjastycznych krokach dołączy do pary gołąbeczków.
— Zagadka na dziś. Kot, wypadek przy pracy, mikrofala, czy ekspres do kawy? — pyta radośnie, palcem wskazując na zaklejony plastrami policzek.
inspiracyjnie
Victoria Brooks Ilyas Al Maktoum Billy Moore

'Cause darling, I'm a nightmare dressed like a daydream
Uniosła szkło do ust, spróbowała drinka i delikatnie się skrzywiła, gdy poczuła jak alkohol podrażnił jej gardło. Cholerstwo było mocne, ale liczyła na to, że przynajmniej wszyscy rozluźnią się na samym początku. Energicznie pomachała Billemu, gdy ten wszedł na pokład i z dziecięcą radością obserwowała, jak Ilyas poszedł w kierunku Evana. Materiał białej sukienki zawirował wokół jej nóg, gdy okręciła się radośnie i podbiegła do Billego, złożyć na jego policzku soczystego buziaka. Była niemal pewna, że zostawiła na jego policzku odrobinę błyszczyka, ale nie przejęła się tym. Dzięki wysokim koturnom, była jego wzrostu, więc nie musiała ciągnąć go w dół, żeby skupił na niej całą swoją uwagę. Wzrok miała utkwiony w Evanie, gdy konspiracyjnie objaśniała cały plan Billemu, próbując nie wylać drinka, którego miała w dłoni.
- Tak bardzo cię przepraszam, że cię w to wciągnęłam, ale jakbym przyszła sama to może by się krępowali. A podwójna randka lepiej brzmi. Plan jest prosty. Ty znasz Evana. Ja znam Evana. Musimy sprawić, żeby była to jego najlepsza randka w życiu. Musimy chwalić pod niebiosa Evana. A twoją rolą będzie odciąganie mnie, gdy będę przesadzała, albo kiedy wyczujesz że ta dwójka ma swój moment. Wiesz, że nie jestem zbyt subtelna i musisz ratować sytuację. Evan... Czy ja cały czas powtarzam Evan? - uścisnęła delikatnie ramię mężczyzny, gdy zauważyła że Evan złapał za dłoń Ilyasa. Niemal pisnęła z podekscytowania, a jej drobne palce jeszcze mocniej wbiły się w skórę.
- Myślisz, że się pocałują? - z zapartym tchem obserwowała, jak jej chłopcy mają swój moment. Kilka sekund intymności, przywitanie które w jej umyśle miało być romantyczne. Może powinna bardziej się postarać? Gdyby tylko mogła to stałaby z boku z lornetką w dłoni, żeby lepiej widzieć odgrywająca się scenę, w której brał udział Evan i Ilyas.
- W ostateczności, gdyby było źle wypadnę za burtę, a Evan znowu zostanie bohaterem. - mruknęła, bo była zbyt zajęta przygotowaniami, żeby wymyślić jakiś porządny plan działania. W tym akurat liczyła na Billego, który przecież kiedyś randkował z jej bratem z wyboru. - Ah, nie widzę zbyt dobrze.. Idą! Udawaj, że o niczym nie wiesz i wcale nie jesteś mózgiem tej operacji. - uśmiechnęła się delikatnie, gdy chłopcy podeszli do nich, a ona przytuliła Evana na powitanie. Rozczuliła się widząc plaster, na policzku chłopaka i z troską spojrzała prosto w jego oczy.
- Ten plaster to totalny sztos! Koniecznie muszę zrobić zdjęcie! Gdzie mój telefon? - machnęła dłonią, gdy nie zlokalizowała nigdzie swojej komórki i opuszkiem palca przejechała po uroczym stworzeniu, który był t-rexem z dorysowanymi płetwami i ogonem.
- Mamy kota? - zmarszczyła delikatnie brwi i spojrzała na Ilyasa, licząc na jego wsparcie. W końcu pojawienie się kozy w Melinie też ją ominęło, więc nie była pewna co o tym miała sądzić. - Stawiam na zabójczy ekspres do kawy, choć nie wiem jak mógłby zranić cię w policzek. Brzmi to nieprawdopodobnie, więc to musi być to. - pokiwała głową jakby rozwiązała zagadkę i włożyła w dłoń Ilyasa kartkę z listą rekinów, które były ukryte na pokładzie.
- Zapomniałeś kartkę. Evan! - zwróciła się energicznie w stronę przyjaciela i obdarowała go kolejnym ślicznym uśmiechem - Ilyas pochował dla Ciebie na pokładzie małe figurki rekinów. Musisz je wszystkie odnaleźć! Czy to nie urocze, że tak bardzo się postarał? Nigdy w życiu bym na to nie wpadła! - klasnęła w dłonie i złapała za ramię Billego, gdy zachwiała się na swoich koturnach. - Ilyas myślisz, że możemy wypłynąć tym jachtem? Potrafisz tym sterować, może mógłbyś nauczyć Evana? - spojrzała na Billego przelotnie. Liczyła na jego pomoc. Musieli jakoś sprawić, żeby to spotkanie było dla chłopaków najlepszą randką życia. A gdy w jej umyśle panował chaos, to zbyt wiele wątków łapała na raz. Billy miał być kotwicą. Spojrzała na swojego drinka w dłoni niemal ze zdziwieniem i dłonią wskazała na stolik, na którym były szklanki. - Zrobiłam dla nas drinki! Są trochę mocne, ale te rekiny są urocze. W środku jest kolejny drink, który wlewa się do tego niebieskiego. Widziałam to na Tik Toku!
Billy Moore Ilyas Al Maktoum Evan Molloy


If I found my body in chains
I'd lay down in wait
And hope she looks for me
-Ilyas sobie w ogóle zdaje sprawę z tego, że to randka? Jesteś pewna, że coś między nimi jest? No dobrze, pewnie... Wisisz mi przysługę.- zaśmiał się, puszczając do niej oczko. -Czyli to, co zwykle... Pilnujemy granicy przesady i przy okazji staramy się dobrze bawić.- dodał jeszcze rozbawiony. Normalnie w życiu by się na to nie zgodził, ale Evan był mu blisko, poza tym Vi potrafiła go urobić na każdym możliwym kroku. -Tak, cały czas powtarzasz Evan. Nie wiem czy będą się całować, ale też nie można na nich nie wiadomo, jak naciskać. - pokiwał głową, patrząc na nią wymownie, a potem ujął jej dłoń, którą zacisnęła mocniej na jego ramieniu. Miał nadzieję, że jej zachowanie nie jest jedynie fasadą i faktycznie zostawiła za sobą to gówno z którego ostatnio korzystała garściami...
-Czyli w razie czego mam Cię nie ratować tylko czekać aż Evan to zrobi?- uniósł wyżej brew, ponieważ dla niego to dziwny sposób, żeby Molloy zapunktował. Na pewno też to nie będzie świadczyć zbyt dobrze o Billym, jeśli będzie patrzył na to spokojnie.
-Postaram się, ale żadnego wypadania za burtę Victoria.- zdążył jej jeszcze zagrozić, zanim chłopcy znaleźli się bliżej nich. Uśmiechnął się szerzej, widząc dorysowane elementy na policzku Evana. Nie podejrzewał nawet, że Evan ma podobny plan, co Vi, tylko dotyczący akurat ich.
-Obstawiam wypadek przy pracy z udziałem kota.- uśmiechnął się lekko, a potem uścisnął ratownika na przywitanie. Złapał mocniej w talii Brooks, kiedy zauważył, że się zachwiała. -Evan na pewno szybko je znajdzie.- dodał jeszcze, kiwając przy tym głową. Zaprosiła go, żeby pomógł jakoś Evanowi i Ilyasowi zbliżyć się do siebie... Nie wzięła tylko pod uwagę, że Moore nigdy nie był dobry w słowach, a bardziej w gestach. Jednak pomimo lekkiego dyskomfortu starał się, jak może wspomóc Vi. -Znając Twoje proporcje pewnie są mordercze.- zażartował jeszcze, zgarniając jeden z drinków w dłonie.
Victoria Brooks Evan Molloy Ilyas Al Maktoum


i will love you till the end of time, i would wait a million years.
Ostatnie spojrzenie łączy brąz tęczówek z tymi przywodzącymi na myśl barwę onyksu, chwilowe napięcie łączące nachylone konspiracyjnie w swoją stronę ciała oraz uśmiech rozjaśniający twarz, kiedy został nakreślony jakże błyskotliwy plan. Dziarski krok oraz słowa powitania, jak najmniej niezręczne pomimo tego, że wybranek serca najlepszej przyjaciółki jest przy okazji twoim eks — czy to zabrzmi dziwnie, że nawet go to cieszy? Byli partnerzy Evana w końcu byli najlepsi, sprawdzeni, odpowiedzialni oraz jak najbardziej w porządku, nawet jeśli większość jest przekonana, że ich charaktery są skrajnie do dupy. Nie powinien się więc tak martwić, o Billyego i Torię, a jednak widok roześmianej brunetki sprawia, że w klatce piersiowej rozlewa się zarówno ciepło, jak i chłodny strumień obaw. Dawno nie widział jej takiej szczęśliwej, zadowolonej, co jeśli jej nadzieje zostaną ponownie zawiedzione? Będzie musiał wtedy dać w mordę drugiemu strażakowi i chociaż jakaś tkliwość względem Moore'a nadal się go trzymała, tak jednak zadowolenie Brooks było dla niego priorytetem. Czy to byłoby więc dziwne? Te jego próby subtelnej obserwacji, oceniania mowy ciała znajomych, każdego gestu kierowanego w stronę drobnej dziewczyny, która wydawała się tak krucha za każdym razem, kiedy pamięć podsuwała błyszczące łzy spływające po jej policzkach. Nie, postanawia jakże dzielnie. Nie było. Dbał o nią, o tym całym Sethcie miał niewielkie pojęcie (podobnie jak o tym, że brunetka była CELEBRYTKĄ), jednak i tak winił się poniekąd, że rady, które jej dał naraziły ją mimo wszystko na krzywdę. Tym razem będzie inaczej, postanawia kiedy palec kieruje na swój policzek. Tym razem nie nadejdzie żaden next mistake, a jeśli łzy zaszklą się w ciemnych oczach przyjaciółki, to tylko ze szczęścia. Innej opcji nie przewidywał. I śmieje się trochę, kiedy Tori chce zrobić zdjęcie jego plastrom.
— Ding, ding, ding, wszyscy zdobywacie po punkcie — oznajmia z dumą, a biel zębów lśni w szerokim uśmiechu — Okoliczny bezdomny kot, którego dokarmiam w remizie postanowił się przywitać z zaskoczenia, jak robiłem kawę i ciśnienie rozbiło kubek — wyjaśnia w międzyczasie biorąc jedną ze szklanek z drinkiem. Coś w spojrzeniu chłopca jaśnieje, kiedy widzi plastikową zabawkę w kształcie żarłacza białego i już chce wymieszać alkohol, zobaczyć czerwień w nieskończoności błękitu, kiedy zamiera na moment, mrugając w zdziwieniu. Figurki? W pierwszym odruchu myśli, że to trochę dziecinne, w drugim, że Valerii by się to mogło spodobać, a w trzecim przypomina sobie o tych wszystkich zabawnych tiktokach polegających na szukaniu malutkich kaczuszek i odchyla głowę, śmiejąc się na głos zachwycony.
— Naprawdę? Rany, wy to wiecie, jak zabawiać gości — odpowiada, wzrokiem uciekając na bok, jakby już próbował odnaleźć pierwsze ukryte malutkie rekinki. Marszczy brwi zaraz, kiedy na twarzy ciemnoskórego chłopca dostrzega zakłopotanie, usta mimowolnie rozchylają się w malutkie "o" — Nie wiesz, jak tym sterować? Czekaj, ktokolwiek umie tym sterować? Czy to czas na tutorial jakiegoś miłego pana indyjskiego pochodzenia? Bo ty — tutaj palcem wskazuje na Torię, której źrenice wskazują już na lekki stan upojenia i naprawdę wierzy, że to tylko to jest tego przyczyną — Nie ma opcji, że będziesz prowadzić, po pijanemu się nie pływa — przygryza dolną wargę — Jest w ogóle jakakolwiek instrukcja obsługi jachtu?
Victoria Brooks Billy Moore

'Cause darling, I'm a nightmare dressed like a daydream
- Ilyas grał dla Evana na instrumencie w środku nocy, a ja im przerwałam tą randkę. Chce im to wynagrodzić. - wyszeptała mocniej nachylając się w stronę Billego. Tak jakby te kilka słów, mogło wyjaśnić chłopakowi, pokrętne myśli Victori Brooks.
- Nie naciskam! Bacznie obserwuje, jak taki kontroler jakości dobrej zabawy. Jak ten wieczór nie skończy się romantycznym pocałunkiem w blasku słońca, to zwariuje. - spojrzała w kierunku nieba, na którym nie było prawie ani jednej puchatej chmurki, które zawsze przypominały jej słodkie małe owieczki.
- No dobrze. Nie będę wypadać za burtę, ale w takim razie to ty wymyślasz plan A. Mój plan wrzucamy na drugie miejsce. - odpowiedziała szybko, posyłając ostatnie spojrzenie Billemu, na którego liczyła dzisiejszego dnia. A później poświęciła już całą swoją uwagę przybyłej dwójce.
Jej wzrok wyrażał troskę, gdy po raz ostatni przesunęła opuszkiem palca po zranionym policzku Evana. Nie lubiła gdy komuś działa się krzywda, a najmniejsze skaleczenie przyprawiało ją o dreszcze niepokoju. Szczególnie, że jej chłopcy z remizy wiecznie na swoim ciele zdobywali kolejne rany, jak ona obserwujących na swoich social mediach. - Macie w remizie kotka?! I nikt mi nie powiedział? Może powinniśmy go adoptować? Albo.. Billy nie chcesz kota? - spojrzała z nadzieją na chłopaka, bo nie było nawet mowy o tym, że spocznie póki nie znajdzie dobrego właściciela, dla tego cudownego stworzenia. Nawet nie chciała sobie wyobrażać, jak musiało być wystraszone, walcząc o przetrwanie na ulicach Nowego Jorku.
Bezgraniczne szczęście zalewa jej umysł, gdy Evanowi spodobał się pomysł szukania małych figurek. Przez całą noc chowała je razem z Nico, który dzielnie znosił jej wszelkie pomysły, gdy wykorzystywała go do dekorowania jachtu. Sama nie dałaby rady tego ogarnąć tak w krótkim czasie, a wystrój miał być niespodzianką nawet dla Ilyasa.
- Moje proporcje są mordercze? Panie Moore mieszkam w Melinie, która nie bierze jeńców. Zresztą przypominam ci, że to ty ostatnio chciałeś mnie zabić nalewając mi drinka z energetykiem do szklanki. - a to połączenie mogło być zabójcze. Nie bez powodu w Melinie powstała zasada, że NIKT nie może jej podawać energetyka. - Jacht jest Ilyasa. A instrukcje widziałam chyba w tamtej skrzynce. - spogląda w kierunku owej skrzynki, do której podchodził już Ilyas. W nim była cała nadzieja, bo o ile Brooks była dobrym kierowcą tak sterowanie takim kolosem, mogło niezbyt jej wyjść. A Evan miał rację nie powinna prowadzić, gdy w jej ciele krążyły nie tylko procenty.
- Potrzebujesz pomocy?! - zawołała tylko w stronę Ilyasa, który dzielnie wyjmował kolejne rzeczy ze skrzyni w poszukiwaniu instrukcji, która mogła nawet nie istnieć. - W ostateczności włączymy jakiś instruktażowy odcinek na You Tubie. Razem z Billym to ogarniemy, a wy najwyżej poszukacie tych figurek! Robienie kursów na ostatnią chwilę to moja specjalność! Zresztą jestem lepszym kierowcą od Billa, więc... - uśmiechnęła się gdy poczuła na sobie wzrok Billa. Doskonale pamiętała ich ostatnią sprzeczkę o to. - Nie patrz tak na mnie twoja porażka na torze wyścigowym się zbliża Billy. Założyliśmy się, a w ramach przegranej Billy spędzi ze mną całe popołudnie w centrum handlowym! - wyjaśniła Evanowi, który nie był wtajemniczony.
Billy Moore Evan Molloy


If I found my body in chains
I'd lay down in wait
And hope she looks for me
-Jesteś pewna, że to była randka? A jeśli zaczniemy niepotrzebnie kompromitować nieświadomie Evana?- westchnął ciężko, będzie musiał się mocno wysilać, żeby znaleźć odpowiednie słowa. -Nie zdefiniowałaś czyim pocałunkiem przy zachodzie słońca.- zaśmiał się jeszcze. Nigdy nie bawił się w swatkę, jednak wszystko pozostawiał Victorii, on będzie bardziej skrzydłowym, wtrącającym się od czasu do czasu. Poza tym jest jej głosem rozsądku, skutecznie odwiedzie ją od durnych pomysłów, czy też zgarnie ją do siebie, gdy będą mieli "swój moment" prywatności. Teraz Evana i Billego łączyło również to, że cholernie bali się o Victorię. Zwodziła ich na każdym kroku, teraz idealnie chowała się za soczewkami, aby na moment uśpić ich czujność. Billy nie do końca wiedział, ile prawdy jest w jej obecnej "trzeźwości".
-Takie rzeczy mogą się przytrafić tylko Tobie. Pamiętasz akcję z corgim, kiedy jeszcze pracowałeś w innej jednostce?- zaśmiał się, przekrzywiając lekko głowę. Tego typu historie spotykały jedynie Evana, a Billy musiał przyznać, że bawiły go zawsze do łez i chętnie o nich słuchał. Czy powinien w ogóle wspominać o sytuacji, która działa się, kiedy jeszcze się spotykali? Chyba nie ma w tym nic złego. -Vi, nie adoptujemy żadnego kota. Ma się dobrze w remizie, jest naszą maskotką. Poza tym wiesz, że nie ma mnie ciągle w domu.- spojrzał na nią wymownie.
-To obawiam się, jakie proporcje obowiązują w melinie. To było dawno! Zresztą mówiłaś, że to świetny pomysł.- podniósł ręce niby w geście niewinności, czasem miewał tak durne pomysły, jak drinki z energetykiem. Co poradzi na to, że naprawdę smakowało mu takie połączenie? Jeśli już miał pić drinka to jedynie takiego! -Ogarniemy to razem, nic się nie bój, nie dam jej pływać.- puścił oczko do Molloya, a potem pewnie poszli w kierunku skrzynki z instrukcją.
-Nie możesz się nazywać lepszym kierowcą, pojedynku jeszcze nie było. To średnio fair Brooks.- zaśmiał się, doganiając dziewczynę, która dziś miała podwójny motorek w czterech literach. To nieco podejrzane, ale nie chciał się na razie skupiać na jej trzeźwości. -Pokaż mi instrukcję, zaraz to opanujemy. Kiedyś byłem na akcji, gdzie trzeba było pływać motorówką, ale to mniej skomplikowane.- pokiwał głową.
Evan Molloy Victoria Brooks


i will love you till the end of time, i would wait a million years.
Nie wie, że kiedy się uśmiecha, tak mruży lekko oczy a przyszłe kurze łapki od śmiechu już moszczą sobie płytkimi liniami miejsce w ich kącikach. Nie do końca potrafi zapanować nad wygiętymi w górę wargami, bo chociaż jeszcze przed momentem zapewniał ciemnowłosego chłopca, że bacznie będzie się przyglądał parze, surowo oceniał każdy gest, każde padające słowo, tak nie jest w stanie powstrzymać swoistego rozczulenia. Widzi radosne skry tańczące w błękicie tęczówek mężczyzny, który wiele miesięcy temu patrzył w ten sposób na niego, dostrzega łatwość, z jaką ciało jego najlepszej przyjaciółki przyciska się do ciała partnera. Tak naturalnie, z ufnością, której zarzekała się, że już nie posiada. I nie ma w nim zazdrości, jakiejś zawiści wobec tej prostoty emocji, czystej sympatii oraz uczucia tworzącego się na przestrzeni lat. Tego, że stopniowo błądząc po omacku, popełniając błędy, stykając się z obcymi istnieniami, raz jeszcze odnaleźli siebie. Nie ma goryczy, że jego eks znalazł sobie kogoś lepszego, bo przecież Toria, jego kochana Tori była najlepsza. Nie, nie. Pozostaje jakaś tkliwość, ciepło rozlewające się po piersi, bo Evan właśnie tego pragnął. Szczęścia najbliższych mu osób, ich zadowolenia, poczucia bezpieczeństwa. Czasem łapie się na tym, że siebie nie przypisuje do powyższych cech, bo jeszcze na to nie zasłużył. Naprawdę liczył, że właśnie tego doświadczał Billy z Brooks. Wciąż tkwiły w nim obawy, obraz zapłakanej twarzy brunetki nie dawał się tak łatwo zapomnieć, ale tym razem obiecał sobie, że będzie bardziej aktywny jeśli chodzi o jej związki oraz relacje z innymi. W końcu teraz już oficjalnie, ale jednak nie do końca oficjalnie był jej starszym bratem. Więc będzie jej pilnować. Tylko teraz zaśmieje się trochę, głowę do tyłu odchylając.
— Zapomnij Toria, chyba że chcesz uczynić z siebie wroga publicznego numer jeden w remizie — odzywa się w rozbawieniu, choć spojrzenie brązowych ślepi łagodnieje. Victoria miała dobre serce, zawsze troszczyła się o innych, przez co tym bardziej musiał zwracać na nią uwagę upewniając się, że i ona jest zaopiekowana. Nawet się spodziewał, że pierwsze na co wpadnie, to chęć pomocy kocurowi — Ten kot ma wybudowaną własną budkę, drapak oraz milion legowisk. Ma na imię Bob, we wtorki Miguel, a w weekendy Elizabeth Taylor. Jest mu dobrze — zapewnia ją, wzrok zaraz przenosząc na drugiego strażaka. I jęk wyrywa się mimowolnie spomiędzy Evanowych ust — Stary, ten corgi był absolutnie fantastyczny. Do dziś za nim tęsknię — aż wzdycha przeciągle, na granicy dramatyczności. Upija kilka łyków, otrząsając się z lekkim grymasem, bo cholerstwo, które przygotowała Toria jest mocne. Ale słodkie, przez co bierze jeszcze jeden łyk, patrząc spokojnie, jak trwa ustalanie sposobu, w jaki poprowadzą jacht. Jacht, który tak naprawdę należał do Ilyasa i gwiżdże mimowolnie, bo jasna cholera, nie sądził, żeby jego kiedykolwiek mogłoby stać na podobne cacko. Na pewno nie z pensją ratownika, nawet po kilku awansach. Wsłuchuje się w przekomarzanie gołąbeczków, chociaż patrzy głównie na kucającą postać ciemnowłosego chłopca, marszczącego brwi nad instrukcją obsługi pojazdu, który posiadał, ale z pewnością nie potrafił ogarnąć.
— Nie chce was rozczarować, ale oboje jesteście do bani, jeśli chodzi o prowadzenie. Bezpiecznie czuje się już z Nico, który jest pod wpływem substancji, o których nie wiem, ale jakbym wiedział, to na pewno nie pozwoliłbym mu prowadzić — oznajmia, radośnie burząc ich światopogląd. Kiwa głową zaraz, niemal z podziwem na wzmiankę o motorówce — Dostałem zgodę na wzięcie udziału w kursie latania helikopterem, nie wpadłem na pomysł z motorówką. Dzięki za inspirację — przebiera przez chwilę nogami, jakby niepewny, czy rzeczywiście powinien pójść i szukać tych figurek. Oddawanie komuś kontroli chyba przychodziło mu z lekkim trudem, jakby zawsze musiał być tym odpowiedzialnym typem, który zamiast się bawić, woli się upewnić, że wszystko gra — Na pewno nie chcecie pomocy? Słyszałem, że jak kupi się meble w Ikei i przeczyta się instrukcje na głos, próbując wypowiedzieć Szwedzkie nazwy, to przypadkiem można przywołać starożytnych bogów. Może z jachtem jest tak samo? — pozwala sobie zażartować i może tylko przypadkiem zgarnia figurkę rekina wciśniętą za szklankami z czekającymi na nich drinkami.
Victoria Brooks Billy Moore

'Cause darling, I'm a nightmare dressed like a daydream
- Granie na instrumencie w czyimś pokoju w środku nocy nie jest według ciebie wymarzoną randką? Billy bardziej romantycznie się nie da. – nie była ekspertem, ale jak na jej skromny gust była świadkiem randki Evana, którą bezczelnie przerwała, bo Nico pod wpływem procentów postanowił włamać się do jej pokoju.
- Co? – spojrzała na niego zbita z tropu i przyjrzała mu się uważnie. Nie chciała po raz kolejny pakować się w związek, ale nie mogła nic poradzić na to, że jej ciało przeszedł dreszcz oczekiwania, gdy Billy wspomniał o pocałunku. Zawsze ją ciągnęło w jego ramiona, ale czasami gubiła się we własnych uczuciach. Lgnęła do niego bo bała się samotności, czy też była beznadziejnie zakochana? Nie wiedziała, bo w tym momencie swojego życia, wszystko kwestionowała, a po ich ostatnim wypadzie do Luna Parku, nie mogła dalej w to brnąć. Gniła od środka, od cudzego dotyku i nie chciała… Nie zasługiwała na nikogo… Mogła jedynie patrzeć jak wszyscy wokół niej wychodzili na prostą.
- Ja wrogiem Remizy? Nigdy! Komu przynosiłabym wypieki i kawę? To ja powinnam się obrazić, że chowacie przede mną to urocze stworzonko! Zaczyna mnie to przerażać, że macie tyle wewnętrznych sekretów! – robi nadąsaną minkę i spogląda w kierunku Ilyasa, który w dalszym ciągu walczył z instrukcją. Wyłącza się, gdy chłopaki wspominają coś o Corgi. Jej umysł dryfuje w nieznane, próbując złapać jakąś myśl, pojedyncze słowo, które mogło zatrzymać cały ten natłok i pozwolić jej się skupić. Całe ciało się spina, gdy Evan wspomina o Nico i pewnych substancjach. Zwilża gardło alkoholem i przez chwilę patrzy z przerażeniem na Evana, który nie powinien wspominać o tym. Tak łatwo jej sekret mógł ujrzeć światło dzienne. Wystarczyło, żeby Billy zrozumiał jak łatwo mogła wejść w posiadanie narkotyków. Od razu zorientowałby się, że dalej brała, bo nie umiałaby odmówić sobie, gdyby miała tak łatwy dostęp do tego.
- Evan… Nie widziałeś ani razu jak prowadzę! Może mistrzem parkowania nie jestem, ale radzę sobie dobrze. Bardzo dobrze. Wiecie co.. Tor wyścigowy wszystko zweryfikuje, a wy będziecie nosić moje torby z zakupami po całym centrum handlowym. – niemal przekręca oczami i próbuje się na nowo rozluźnić. Przywołać na swoją twarz uśmiech, bo ten dzień miał być wesoły.
- Poradzimy sobie. Ilyas poszuka z Tobą figurek, a ja z Billym ogarnę tą instrukcję. – jej chciwe palce sięgają po książeczkę, gdy Ilyas do nich podchodzi. Łapie za dłoń Billa i ciągnie go w stronę siatki, która była rozłożona nad wodą. Odstawia szklankę z alkoholem na blat i siada na siatce, pozwalając swoim nogom zwisać nad taflą wody.
Odwraca głowę w kierunku mężczyzny i wstrzymuje oddech, gdy zdaje sobie sprawę jak blisko jest. Jej wzrok zjeżdża na jego usta i przybliża się delikatnie w jego kierunku. Oszołomiona tą bliskością i chemią, którą zawsze czuła przy nim.
- Ym… instrukcja. Musimy to przeczytać.. Mamy paliwo prawda? – próbuje się skupić na ich zadaniu, ale czym dłużej siedziała z nim sam na sam, tym bardziej jej myśli uciekały w nieodpowiednią stronę. – Billy nie patrz tak na mnie, bo nie umiem się skupić.
Billy Moore
Evan Molloy


If I found my body in chains
I'd lay down in wait
And hope she looks for me
-To jakaś aluzja? Mam zacząć Ci grać w nocy na instrumencie? Zabiłabyś mnie za to, że w ogóle Cię budzę.- wywrócił oczami, a potem zaśmiał się ciut głośniej. Wydrapałaby mu oczy za to, że w dzień, kiedy może dłużej pospać, on gra i coś nuci dla niej. A może po prostu brakowało mu romantyzmu? Moore na pewno się nad tym nie zastanawiał.
-Kot jest zaopiekowany. Wpadniesz kiedyś do remizy to go poznasz, ale bez zabierania.- podkreślił jeszcze, robiąc niby groźną minę. -Właśnie, Evan... Dawno nie było dostawy kawy i ciastek, prawda?- spojrzał najpierw na chłopaka, a potem przeniósł wymowne spojrzenie na Brooks. Musiał się z nią droczyć, przecież nie odpuści. Pokiwał jeszcze głową, śmiejąc się na samo wspomnienie o akcji z corgim. Jeśli chodzi o niego oraz Vi... Nie naciskał na nią, sam nie ładował się za bardzo w związki, chyba, że z nią. Od pewnego czasu coś w nim zaczynało pękać, ale jeszcze się przed tym mocno powstrzymywał. Najpierw musiał się nią zająć, żeby raz na zawsze odpuściła narkotyki oraz inne używki. Wyniszczała siebie coraz mocniej, a on nie potrafił na to spokojnie patrzeć.
-I tak będziemy się ścigać o drugie i trzecie miejsce, skoro niejaki Nico nas wygryzł.- puścił do ratownika oczko, ale w jego głowie zapaliła się czerwona lampka, kiedy usłyszał o różnych substancjach, których współlokator ma pod dostatkiem. Wywrócił jeszcze oczami, słysząc o torbach i zakupach... Nic go bardziej nie bolało niż chodzenie po wszystkich sklepach. Jeśli przegra, będzie musiał znieść karę z godnością.
-Damy sobie radę! Szukajcie rekinów!- popiera Victorię, próbując być odpowiednim towarzyszem w spisku. Daje się pociągnąć w kierunku siatki, zdążył jedynie upić łyk morderczego drinka, a potem siada obok niej. Blisko. Nie zwracał na to uwagi, dopóki jej wzrok nie zjechał na jego wargi.
-Ta.. Przeczytać... Mhm, jest, jest.- nie skupia się na paliwie, kiedy ma przed sobą Vi. -Czyli jak, hm?- pyta, nieco niższym tonem, nachylając się odrobinę. Nie niweluje dzielącej ich odległości, daje jej przestrzeń. Decyzja należy jedynie do niej.
Victoria Brooks @Evan Molloy


i will love you till the end of time, i would wait a million years.
Będzie wracał do tego momentu jeszcze wiele razy, będzie sprawdzał każde wspomnienie, każde słowo, jakie padło. Będzie się zastanawiać, jakim cudem niczego nie zauważył, jak przeoczył fakt, że jego najlepsza przyjaciółka wpadła w sidła nałogu, a on nie był obok niej od początku, żeby ją wspomóc. Będzie pluł sobie w brodę, że jej zaufał, że jeżeli będzie zerkał na to, ile alkoholu kosztuje, to zdoła zminimalizować straty. A może jego garda opadła w momencie, w którym uświadomił sobie, że Victoria po raz kolejny wróciła w ramiona Billego, a przecież Billemu mógł ją powierzyć, nawet jeśli emocjonalnie przypominał głaz to jednak wiedział, że serce ma po właściwej stronie. Jasne, jego brak poważnego zaangażowania był przeszkodą, ale teraz, kiedy para wymienia między sobą spojrzenia, wydaje mu się, że ta przeszkoda cała zmniejsza się i zmniejsza. Jest też drobne ukłucie, lekkie dźgnięcie jak ostrze igły wbijające się przypadek w skórę, ale nie przebijające tkanki. Nie zazdrość o byłego partnera ni szczęście jego Tori, a może świadomość tego, że Moore ruszył dalej i może on, sam Evan też powinien. Powinien przestać się obwiniać, spróbować wyjść z inicjatywą, postarać się również znaleźć kogoś, dla kogo będzie równie ważny. Nawet nie wie, kiedy jego wzrok przesuwa się na sylwetkę Ilyasa, który z trudem próbuje rozszyfrować instrukcje obsługi. Nie wygląda na niezadowolonego, więc coś na kształt spokoju osiada w jego klatce piersiowej.
— Co możemy ci powiedzieć Tori, w rzeczywistości każdy z nas jest najprawdziwszą enigmą. Jeszcze nie raz cię zaskoczymy — odpowiada dziewczynie, a biel zębów ukazuje się w szerokim uśmiechu — Ale to prawda, zaniedbałaś nas Vi. Gdzie nasze dobrocie? — pyta niemal w nadąsaniu, choć kąciki ust unoszą się i stara się je chociaż trochę zamaskować za szklanką z drinkiem. Nie do końca rozumie wyraz twarzy Brooks, kiedy wspomina o Nico, ale wzrusza ramionami. Może to po prostu uraza, że ośmiela się myśleć, iż jego kumpel radzi sobie lepiej w jeździe pod wpływem. Ale to nie tak, że Molloy wierzy w głupie przekonania, że mężczyźni jeżdżą lepiej od kobiet. Prawdę mówiąc, częściej jest wysyłany do wypadków spowodowanych przez facetów, niż kobiety.
— Tor wyścigowy? Totalnie się na to piszę! — oświadcza, po czym unosi otwarte dłonie, jakby chciał kogoś powstrzymać. Jasne, zrozumiał przekaz, ma się oddalić, bo gołąbeczki chcą zostać na moment sami. To urocze, ale też mdlące. Podchodzi do ciemnoskórego chłopca i kładzie mu rękę na ramieniu, głową dając znać, że mogą iść. Ilyas peszy się lekko, ale odpowiada mu kiwnięciem i trochę sztywnieje, kiedy Evan staje niezwykle blisko niego, nie odrywając spojrzenia, z lekkim uśmiechem i odsuwa się dopiero wtedy, kiedy z triumfalnym HA wyciąga przed siebie figurkę rekina.
— Pierwsza zdobyta, czas na resztę — oznajmia, łapiąc bruneta z przegub ręki i ciągnąc za sobą, bo musi mu opowiedzieć, jakim gatunkiem jest figurka i gdzie teraz można spotkać największe żarłacze białe, bo zaczęły emigrować z Afryki Południowej. W tle ktoś zdążył puścić muzykę i Evan myśli, że to dobry dzień. Będą się wspaniale bawić!