ODPOWIEDZ
36 lat 173 cm artystka z częściową amnezją
Awatar użytkownika

we all are caught in the middle of one long, treacherous riddle — can I trust you? should you trust me, too?

something about me
by sernik (dc: ataraxiae)

001
gabriel & sage

Kręciło jej się w głowie.

Sage miała wrażenie, że z każdym kolejnym krokiem w stronę budynku lotniska robiło się tylko coraz gorzej — choć w rzeczywistości to uczucie towarzyszyło jej już od kilku dni, a lekarze stwierdzili, że w jej stanie było to zupełnie normalne i gdy już wróci na swoje, to nieprzyjemne poczucie zdezorientowania wreszcie zniknie. Ani trochę im jednak nie wierzyła. Nie wiedziała czy powinna, a brak pamięci i niemożność przypomnienia sobie wielu faktów z ostatnich kilku lat sprawiały, że coraz mniej ufała samej sobie.

Od czasu wypadku nie odezwała się do nikogo. Jej telefon z początku miał tylko strzaskany ekran, co znacznie utrudniało funkcjonowanie, a pewnym momencie po prostu się wyłączył i przestał działać — utraciła więc dostęp do wszelkich prywatnych konwersacji i nieodczytanych wiadomości. Dopiero przed wyjazdem kupiła nowy, bo służbowego nie chciała używać cały czas, a dla tamtego nie było już ratunku. Nie wiedziała z kim się przyjaźni, kto się nią interesował — nic.

Wydawało jej się, że brakowało jej wielu kluczowych elementów życiowej historii. Pewnie — pamiętała jak się nazywa, co do tej pory robiła zawodowo, a także dokładny adres swojego mieszkania. Wiedziała jak powinna normalnie funkcjonować, jak malować, znała większość haseł do swoich kont. Takie rzeczy nie stanowiły dla niej trudności, bo znała je od lat — a tak przynajmniej wyjaśnił to lekarz, który miał ją pod opieką. To samo później powiedziała jej agentka, bo jako jedyna wiedziała o jej stanie, ale jako że ich relacja była w pełni profesjonalna, a Sage nigdy nie zwierzała jej się z problemów czy wspominała o swoim życiu prywatnym, więcej pomóc jej nie umiała.

Sama Sage także niewiele mogła zrobić.

Patrząc na siebie w odbiciu telefonu widziała postać zupełnie bezbarwną, nieciekawą. Bez relacji, bez kontaktów, bez życia. Jej mózg usilnie próbował przypomnieć sobie cokolwiek ważnego, ale organizm protestował, odrzucając od siebie pozostałe informacje. Usłyszała, że to także minie, zupełnie tak jak zawroty głowy i zdezorientowanie. Powaga urazu jednak znacznie miała przedłużyć ten proces, co dla niej było po prostu niezrozumiałe.

J a k mogła tak łatwo zapomnieć? J a k?

Hala przylotów była wyjątkowo gwarna. Dwa samoloty wylądowały w ciągu jednej godziny, więc gdy, skupiając się na dotarciu do celu bo znakach, stanęła przy taśmie, uderzyła w nią fala zdecydowanie zbyt głośnym rozmów innych pasażerów. Mimowolnie skrzywiła się, dotknięta nieprzyjemnym, wręcz przyprawiającym ją o ból głowy hałasem — miała dziwne wrażenie, że tak nie powinno wcale być, ale nie znała także poprawnej reakcji. Nadmiar bodźców sprawił, że chciała jak najszybciej się stąd wydostać i znaleźć się w mieszkaniu gdzie mogła odpocząć, choć na chwilę odizolować się od wszystkiego co stało się w ciągu ostatnich dwóch tygodni. 

Nie poznawała samej siebie. Nie umiała.

Odbierając walizkę z taśmy wręcz rzuciła się w stronę wyjścia, gotowa uciec od tego tragicznego hałasu. Wyciągnęła z torebki telefon by zadzwonić po jakiegokolwiek taksówkarza, który zgodziłby się ją zawieźć na północny Brooklyn. O tej godzinie spodziewała się sporych korków, a patrząc na ilość ludzi w budynku lotniska, była wręcz pewna iż wszystkie samochody przy wejściu już dawno odjechały. Po dwóch sygnałach do jej uszu dotarł piskliwy głos dyspozytorki. — Dzień dobry. Chciałabym za… — Nie skończyła. Gdy przeciskała się do wejścia, manewrując pomiędzy tłumem ludzi czekających na tych, którzy dopiero co przylecieli, poczuła jak coś ją zatrzymuje. A raczej ktoś, z czego zdała sobie sprawę dopiero gdy odwróciła się gwałtownie, opuszczając dłoń trzymającą telefon i stanęła twarzą w twarz z Gabrielem.

Narzeczonym, ukochanym, k ł a m c ą — a teraz jedynie nieznajomym.


Gabriel Pendleton
i wanna be where people are
42 lata 194 cm Adwokat w Latham & Watkins
Awatar użytkownika

I go crazy 'cause here isn't where I wanna be
And satisfaction feels like a distant memory
And I can't help myself
All I wanna hear her say is "Are you mine?"

something about me
by Venethe

001.
Bardzo dobrze znał to uczucie, które towarzyszyło mu każdego ranka, po tym jak poprzedniego wieczoru wypełnił swój organizm alkoholem. Rzadko kiedy wymiotował, jednak głowa zawsze pulsowała w ten sam, nieznośnie uciążliwy i charakterystyczny sposób, więc kiedy się budził a pierwsze promienie słońca oślepiały jego zaspany, mętny wzrok wiedział, że będzie źle. Wielokrotnie tego doświadczał, choć w ostatnim czasie alkohol był jedyną używką, która przynosiła mu ukojenie. Często zdarzało mu się pić do własnego odbicia, bo przy tak napiętym grafiku, nie miał czasu na wyjścia. Nie znał umiaru, hektolitry słodkiej trucizny od paru tygodni przelewały się przez jego gardło. Pił ze świadomością, że popełnił kilka błędów. Błędów, które miały zaważyć na jego przyszłości.
Pomimo tego nie umiał nad sobą zapanować. Wpadał w niebezpieczny wir i Bóg mu świadkiem, że nie potrafił przestać chociaż bardzo chciał a przynajmniej takie sprawiał wrażenie, bo prawda była taka, że nigdy i dla nikogo nie zamierzał się zmienić.
Jedyną osobą, której się bał i przed którą czuł respekt oraz drżał na samą myśl kolejnej moralizatorskiej rozmowy był jego ojciec. Gdyby nie stary, poczciwy Latham być może nie zdecydowałby się na oświadczyny. Bo nawet Sage…jego słodka, kusząca Sage o spojrzeniu anioła nie była wstanie sprowadzić go na właściwe tory.
Od przykładnego, statecznego życia o wiele bardziej cenił sobie rozrywkę. Wrodzone zamiłowanie do podziwiania urody innych kobiet nie raz i nie dwa sprowadziło na niego kłopoty. Między innymi to właśnie było przyczyną ostatniej kłótni oraz stanu w jakim aktualnie się znajdował.
Musiał stanąć na wysokości zadania i zrobić wszystko, byleby Sage mu wybaczyła. Na kilka dni przed jej powrotem – pomiędzy jedną a drugą butelką whisky – analizował kolejne kroki, których zamierzał się podjąć (chociażby dla zachowania pozorów idealnego i przykładnego narzeczonego, którym w końcu nie był). Wiedział, że musiał być ostrożny i nie mógł pozwolić sobie na pochopne decyzje, ale jednocześnie nie potrafił siedzieć z założonymi rękami i czekać, aż cała ta sprawa ze zdradą sama się wyjaśni albo co gorsza dojdzie pocztą pantoflową do jego ojca.
Przez kilka dni – zaraz po tym jak Sage go nakryła – próbował każdej formy kontaktu. Pisał, dzwonił, mailował, ale kobieta go ignorowała. Był bezradny i zagubiony, bo po raz pierwszy w życiu znalazł się w sytuacji, w której to on musiał o coś prosić, płaszczyć się oraz przepraszać. I nie robił tego, bo zżerały go wyrzuty sumienia, – chociaż gdzieś w głębi było mu odrobinę przykro – najzwyczajniej w świecie nie miał zamiaru ani ochoty stanąć prze osądzającym spojrzeniem ojca.
Może dlatego i przede wszystkim aktualnie z bukietem czerwonych róż wciśniętym w dłoń, jak przed pierwszą randką, ze zdenerwowaniem wymalowanym na twarzy i potwornym bólem głowy przemierzał to cholerne lotnisko w poszukiwaniu swojej narzeczonej.
Zauważył ją. Pojawiła się nagle niczym cień, na którego widok westchnął przeciągle, zaciskając silne dłonie do tego stopnia, że pobielały mu kostki. Mimo to przystanął, tak po prostu, bo coś mu mówiło, że powinien. Obserwował ją, przyglądał z uwagą każdemu ruchowi jakby była eksponatem w muzeum. W jego szczęce zadrżał mięsień, gdy na dłuższą chwilę zawiesił wzrok na jej sylwetce.
Czy się bał? Okrutnie. Czy drżał na samą myśl o konfrontacji? Zapewne.
Niemniej, poprawił poły czarnej granatowej marynarki, wypuścił z płuc długi oddech i z wyraźną zmianą – cieniem uśmiechu – ruszył przed siebie.
Gdy kobieta znalazła się zdawać się mogło na wyciągnięcie jego ręki, oplótł w mocnym uścisku dłoni jej nadgarstek. – Sage – nie wiedział właściwie co powinien powiedzieć i jak się zachować. Wolałby udawać, że sytuacja sprzed jej wyjazdu nie miała miejsca, ale wiedział, że dorośli ludzie powinni byli brać odpowiedzialność za swoje czyny a przynajmniej tak twierdził jego ojciec. – Tak bardzo cieszę się, że już jesteś. Wiem, że ostatnio zawaliłem, ale…możemy spróbować to jakoś wyjaśnić – ignorował zupełnie fakt, że Sage wydawała się być zagubiona…a może nieco przytłoczona jego osobą. Uznał, że nadal się gniewała, dlatego jego umysł oraz błądzące po twarzy kobiety spojrzenie nie przyswajały jakichkolwiek sprzecznych sygnałów. – To dla Ciebie – wcisnął w jej dłonie bukiet, nieco wymiętolonych kwiatów i oczekiwał jej reakcji. Kąciki ust poszybowały do góry, nieco zbyt swawolnie, nazbyt zawadiacko i nieadekwatnie do okoliczności. Nie powiedział nic więcej, tak jakby żadne słowa nie były odpowiednie. Patrzył na nią jak pięciolatek, który nabroił i nie potrafił uciec przed matczynym gniewem. I z nadzieją, że po raz kolejny mu wybaczy. Że ten o s t a t n i raz spojrzy na niego przychylnie. Bo przecież któż mógłby się oprzeć takiemu urokliwemu c h ł o p c u jakim był Gabriel Pendleton?
Sage V. Mulligan
money is the anthem of success
36 lat 173 cm artystka z częściową amnezją
Awatar użytkownika

we all are caught in the middle of one long, treacherous riddle — can I trust you? should you trust me, too?

something about me
by sernik (dc: ataraxiae)

Sage Mulligan jeszcze dwa tygodnie wcześniej była kimś zupełnie innym. I to nie pod względem charakteru, bo ten pozostawał niezmienny, a z powodu tego co działo się w jej głowie. Wyjeżdżając na wystawę do Filadelfii zaledwie dwa tygodnie wcześniej zarzekała się, że nigdy więcej nie odezwie się już do Gabriela. Ignorowała wszystkiej jego połączenia i wiadomości, momentami nawet kontemplując całkowite zablokowanie jego numeru — tym razem nie potrafiła, nie chciała mu wybaczyć.

Była naiwna i ufała zbyt łatwo — wiedział to każdy kto choćby odrobinę ją znał. Ślepo wierzyła w to, że Pendleton kiedyś faktycznie zacznie ją k o c h a ć, że skupi się jedynie na niej, więc wybaczała mu wszystkie wybryki z uśmiechem na twarzy. Powtarzała sobie, że to tylko jednorazowe, że nic się nie stało i liczyła na lepsze, poddając się przesadnemu optymizmowi. Podobnie zresztą robiła jako nastolatka gdy, jeszcze mieszkając w Dublinie, wpatrzona była w swojego ojca jak obrazek, wierząc we wszystkie historyjki, które opowiadał jej rodzinie. Sprawnie manewrował słowami, a język ciała jaki przybierał jedynie dodawał temu wszystkiemu wiarygodności. Wszystko inne ignorowała, a gdy nocami słyszała jak jej rodzice się kłócą, wmawiała sobie, że przecież chodzi o coś zupełnie innego. A gdy jego kłamstwa w końcu znalazły swój koniec, odciskając piętno na życiu jej rodziny, po raz pierwszy nie wiedziała co zrobić, padając na kolana przy płaczącym pod mieszkaniem rodzeństwem.

I to dlatego zabolało ją to tak bardzo.

Nie potrafiła jednak długo wytrzymać w ciszy — biedna, nieszczęśliwie zakochana Sage miała zbyt dobre serce by ignorować osobę, której powierzyła swoje zaufanie. Powinna się po tylu latach nauczyć, nie była przecież głupia, wiedziała jak takie sytuacje się kończyły
W dniu wypadku, siedząc na miejscu pasażera w samochodzie jadącym do hotelu, trzymała w dłoni telefon gotowa zadzwonić do Gabriela, co jakiś czas kątem oka spoglądając na palec gdzie jeszcze kilka dni wcześniej znajdował się pierścionek, który ściągnęła jeszcze przed wyjazdem na lotnisko.

Nie miała jednak szans wykonać połączenia, bo dokładnie wtedy gdy wybierała numer, samochodem szarpnęło.

I już tego nie pamiętała.

Teraz była zagubiona bo wszystkie wspomnienia, które w jakikolwiek sposób definiowały to jaką była osobą zniknęły, a mężczyzna będący jedyną osobą zdolną do namieszania jej w głowie, nie zawsze w sposób pozytywny, stał się jedynie cieniem, kimś zupełnie nieznajomym. Gdy stał przed nią na lotnisku, w jednej dłoni dzierżąc bukiet róż, a drugą oplatając jej nadgarstek, niepokoiła się zamiast cieszyć się na jego widok.

Skąd znał jej imię?

Nie miała okazji zadać mu tego pytania, bo zamiast pozwolić jej powiedzieć coś, co pomogłoby jej naprostować kilka faktów, niemalże od razu zaczął kontynuować swoją wypowiedź. Dlatego też ponownie skupiła się na tym, co do niej mówił, walcząc przy tym z nasilającymi zawrotami głowy. Jednak niewiele wyłapała z jego słów — nie potrafiła się skupić. Wyrwała więc swoją rękę z jego uścisku, robiąc krok w tył by stworzyć trochę przestrzeni pomiędzy nimi. Wypuściła rączkę walizki, a telefon na chwilę schowała do kieszeni, obiecując sobie, że po taksówkę zadzwoni dopiero przed budynkiem. Uniosła wzrok i przyjrzała się twarzy mężczyzny, analizując jego urokliwy uśmiech i rysy twarzy.

Przepraszam najmocniej, ale czy my się znamy? — Pomimo tego, że była nerwowa i przytłoczona, zarówno tłumem na lotnisku oraz bólem głowy, ale także próbami przypomnienia sobie kim stojący przed nią mężczyzna, jej głos wciąż był spokojny, delikatny. Towarzyszył mu uprzejmy uśmiech, wypracowany przez lata i idealnie maskujący jej zdezorientowanie — a nawet jeśli tak nie było, to Pendleton i tak zważał się tego nie dostrzegać, zbyt zaaferowany czymś, czego rudowłosa nie potrafiła zrozumieć. — Zna Pan moje imię, więc gdyby nie fakt, że ja Pana zupełnie nie kojarzę, to nawet powiedziałabym, że tak — Odparła, nie drążąc zbynio tematu. Zacisnęła mocniej palce wokół bukietu.— I, to bardzo miłe, naprawdę, i jestem pewna, że Pańska partnerka doceniłaby gest, ale obawiam się, że mnie Pan z nią pomylił — Dorzuciła jeszcze, spoglądając na kwiaty, które to zaledwie przed momentem mężczyzna wcisnął jej w dłonie. Były nieco wygniecione, jedna róża przechylała się na bok, wypadając z bukietu, ale poza tym nawet dobrze się trzymały — Sage i tak zawsze twierdziła, że najbardziej liczą się c h ę c i . Wolną dłonią złapała delikatnie za rękę Gabriela i przyciągnęła ją do siebie, wsuwając pęk kwiatów pomiędzy jego palce, by później od razu odsunąć się bliżej wyjścia.

Na jej twarz wrócił uśmiech, tak delikatny i niepewny, a ona sama nieco rozluźniła się, gotowa na powrót do mieszkania. — Proszę przekazać jej, że ma ogromne szczęście, że trafiła na kogoś, kto tak się nią interesuje — Zupełnie nie zrozumiała sensu jego wcześniejszych słów, nie usłyszała, że Pendleton coś zawalił, więc przekonana była w fakcie, że po prostu przyjechał po swoją partnerkę.

Prawda była zupełnie inna, ale skąd ona miała o niej wiedzieć?

Gabriel Pendleton
i wanna be where people are
ODPOWIEDZ