Queens. Jeszcze dalej, niż Brooklyn ale jak każą to nie można było wybrzydzać. Zastępstwa nie były niczym nowym w pracy strażaka. Patrick je nawet lubił z zastrzeżeniem, że było kilka remiz, które wolałby omijać szerokim łukiem. Źle zgrane ekipy, dziwne zwyczaje, czy czepiający się o wszystko komendant.
Ściągnięty przez Buckleya, zawitał do remizy z uśmiechem i torbą na ramieniu. Czekało go tu kilka zmian, póki 'góra' ogarnie bałagan i zapełni luki w kadrach. Nie przeszkadzało mu to, traktował jak obóz letni dzięki, któremu spędzi czas ze znajomymi. Poza pracą rzadko mieli okazję rozmawiać. Zawsze znalazły się jakieś obowiązki, a odległość mierzona godziną lub dwoma jazdy sprawiała, że wybierano wiadomości tekstowe lub video chat.
Zanim uściskał Duke'a, wpadł w sidła czarnoskórej strażaczki, która zdecydowała, że oprowadzi go po całej remizie, jakby był tu pierwszy raz i dopiero zaczynał przygodę ze strażą. Patrick miał ambiwalentny stosunek do kobiet w straży. Przy nowych kontaktach zawsze starał się pozostać neutralny i unikał konfliktów, bo to zawsze źle się kończyło.
Dlatego uciekł od nowej koleżanki i dopadł kwater Buckleya.
— Twoja koleżanka mnie molestuje, Aussie — poskarżył się, przekręcając żaluzje. Usadowił się wygodnie na łóżku. To była jedna z zalet wyższego stopnia. Własna przestrzeń, tylko dla siebie i drzwi zamykane na klucz. Och ile by dał, aby mieć podobnie w swojej remizie.
— Zrób coś z tym — dodał, rzucając w kolegę znalezioną parą skarpet, która musiała wcześniej wypaść z torby. — To ona wszystkich przepędziła, że łatają was innymi zmianami? - zagadnął; może i udostępniał straży swoją twarz w mediach, to jednak stronił od biurokracji i wszystkich tych, którzy ostatni pożar gasili przed 2000 rokiem.
Duke Buckley