I'm back on my shit and it's temptin'
To call you and see how you're doin'
But I couldn't understand you if I tried
'Cause I don't speak boyshit
matchiing outfits
Nie wspomina o swoim ostatnim niespodziewanym powrocie na całe pięć godzin do Nowego Jorku... Załatwia wszystko, licząc na dyskrecję. Wraca ledwo żywy, łapiąc chwile snu w samolocie, a potem w drodze z lotniska do hotelu. Nie ma zbyt wiele czasu na to, żeby jakoś się zregenerować. Mimo wszystko uśmiecha się od ucha do ucha, nie wspominając nikomu o swoim sekrecie. Na scenie odczuwa większe zmęczenie niż zwykle, chociaż wylewa z siebie siódme poty. Po koncercie łapie za komórkę, wysyłając kilka dwuznacznych wiadomości oraz elektroniczną formę biletu do Mediolanu, gdzie wraz z resztą zespołu znajduje się zaledwie kilka dni później.
Wjeżdżając do ojczyzny czuje, jakby mógł jakoś łatwiej oddychać. Tu wszystko jest im dokładnie znane, niegdyś tułali się po kilku włoskich miastach, jednak to w Mediolanie rozpoczynali swoją muzyczną przygodę. Tutaj stali się gotowym produktem, który pokochano praktycznie na całym świecie. W taksówce wiozącej ich do hotelu, przytula mocniej blondynkę. Rzadko kto wie o ich historii, zmyślnie podsuwają kolejne bajeczki dla mediów. Stworzyli grę, której się trzymają, jest to dla nich zwyczajnie wygodne. Bawią ich wszystkie przerabiane zdjęcia, edity, krążące po internecie z nimi... Fani chętnie zrobiliby z nich parę, nie zdając sobie sprawy o pokrewieństwie. Dociera na miejsce, wszystko zaczyna dziać się dość szybko. Za dwie godziny ma przylecieć jego gość, decydują się międzyczasie odwiedzić kilka lubianych niegdyś miejsc, powspominać. Nie potrafią się odpędzić od fanów, czyhających wszędzie paparazzi. Unipol Forum w Mediolanie wydaje się pięknym snem, niegdyś jedynie marzeniem. Dziś to właśnie na ich koncert tysiące osób kupiło bilet, a ich zadaniem było zapewnić im niezapomniane show. Trasa pomału się kończy, za niedługo przyjdzie wrócić do Nowego Jorku, zająć się nowym materiałem... Nie ważne, teraz myśli jedynie o najbliższym koncercie, perspektywie kilku dni w rodzinnym mieście i dzisiejszym gościu. Czas biegnie coraz szybciej, wracają do hotelowych pokoi. Przez chwilę zajmuje się dobieraniem odpowiedniego ubrania na dziś, pojawia się cwany pomysł z daniem fanom pożywki... Przyjmuje go z entuzjazmem, wyciągając dokładnie te same ubrania, co Sirenea. Wzbogaca jedynie dzisiejszy look o dodatki, które uwielbia. Poświęca czas mężczyźnie, którego tutaj ściągnął, a potem muszą jechać do docelowego miejsca. Wszystko czeka już gotowe, robią próbę akustyczną, następnie szykują się do występu. Zostawia Bourney'a w swojej garderobie, a sam zasiada przy lustrze obok bliźniaczki. Dziś to ona wykonuje jego makijaż, coraz więcej ludzi przewija się przez korytarz w pośpiechu.
-Niezły, prawda?- zagaduje, uśmiechając się cwanie do dziewczyny i nastawiając do niej twarz, żeby miała wygodny dostęp. Oczywiście ma na myśli swojego kochanka z którym spotyka się od pewnego czasu, ale nie nazywa tej relacji związkiem.
-Zrób mnie na bóstwo Sir.- poszerza uśmiech, skubiąc oczko jej paska w okolicy bioder. Przebrali się wcześniej już w swoje dzisiejsze outfity, prezentują się niesamowicie. Ozzano nie uznaje płci, jeśli chodzi o ubrania. Dodaje jeszcze kilka biżuteryjnych dodatków oraz czarne pończochy, które pewnie po chwili będą w opłakanym stanie.
sirenea l. montuori
all this love, i'm so choked up — can feel you in my blood. all this lust for just one touch — i'm so scared to give you up.
Zegar wybił osiemnastą i Sirenea Montuori ponownie poczuła, że jest w swoim żywiole.
Odstawiła na stolik w prowizorycznej kuchni pusty kieliszek po rozgrzewającej wiśniowej nalewce, jaką to zwykła wypijać przed niektórymi koncertami i, pozostawiając za sobą jedynie odgłos stukotu grubych obcasów oraz mocny zapach tak charakterystycznych dla siebie mocnych perfum, zniknęła za drzwiami garderoby, najprawdopodobniej najbardziej zagraconej z nich wszystkich.
Wcześniej spędziła sporo czasu kręcąc się po uliczkach Mediolanu ukryta za czarnymi okularami i wplątaną we włosy bandaną, ale wielu fanów i tak zdołało ją rozpoznać, podbiegając do niej z wyciągniętym telefonem by później pochwalić się przed znajomymi spotkaniem z gwiazdą Rivivere. Podpisała kilka plakatów, dwa ramiona, a nawet błyszczący winyl dziewczyny z stroju podobnym do tego, jaki miała na sobie podczas pamiętnego koncertu w Londynie. Nie spodziewała się tego widoku, na zdjęciu pewnie wyglądała na zaskoczoną, ale mimo wszystko wsunęła jej jeden ze swoich pierścionków do kieszeni płaszcza gdy ta nie patrzyła.
Tęskniła za tym miastem i duszą jaka się za nim kryła, cudowną atmosferą i energią, którą czuła tylko tutaj. Nic nie mogło zastąpić jej rodzinnych ziem, bo przecież to tutaj wszystko się zaczęło — a organizowany przez nich koncert na wielkiej arenie, wyprzedany w niecałą godzinę, tylko jej o tym przypominał. Nie miała nic do Nowego Jorku, naprawdę nie, ale tutaj jednak czuła się najlepiej.
Na stadionie zrobili próbę i rozeszli się w swoje strony by przygotować się do występu, dość dla nich specjalnego. Backstage zaczął wypełniać się ludźmi, zrobiło się gwarno, a manager biegał jak szalon od kąta do kąta, dopinając do końca wszystkie niezbyt obchodzące, ale dotyczące ich kwestie. Słyszała go zza drzwi garderoby, kiwając głową z rozbawieniem gdy krzyczał na pracowników areny. Czerwona sofa pod jedyną wolną w małym pomieszczeniu ścianą w pełni zakryta była ubraniami w różnorakich barwach, wszystkich jednak w miarę podobnym stylu. Specyficznym, inspirowanym jej ulubionymi artystami, jej w ł a s n y m. Na szerokim stole przy lustrze leżała cała kolekcja kosmetyków i akcesoriów do włosów, wymieszana z błyszczącą biżuterią, a na fotelu wisiała kolorowa flaga, często zawieszana przez nią na scenie przed keyboardem.
Klasyczny przedkoncertowy widok Siren.
— Powinnam być na Ciebie obrażona za to, że tak długo go przede mną ukrywałeś — Odparła w ramach żartu spoglądając przed siebie na odbicie Candrevy wielkim lustrze. Zebrała ze stolika kilka pędzli, jeden zakładając sobie za ucho, i przysunęła bliżej krawędzi cała górę innych kosmetyków, głównie tych używanych przez nią najczęściej. I oczywiście pasujących kolorem do wybranego przez Ozziego tego wieczoru stroju — dokładnie tego samego, co miała już ma sobie. Różnili się od siebie jedynie dodatkami, jako że Sirenea mocno skupiała się na biżuterii. No i dużo też robiła liczba i rozmieszczenie tatuaży, których u niej było naprawdę p e ł n o. — Niezły, niezły. Masz szczęście, że wolę blondynki.
Obróciła krzesło w stronę Ozzano, siadając na nim gdy jeszcze się kręciło by znaleźć się z nim twarzą w twarz. Uśmiechnęła się szeroko i uniosła pędzel, do ręki biorąc paletkę z samymi ciemnymi odcieniami. — O to nawet nie musisz prosić. Chociaż wszyscy wiemy kto będzie wyglądał lepiej — Najlepiej pracowało jej się na własnej twarzy i ciele, bo wiedziała co pasowało najlepiej. Styl wypracowywała latami i wyglądała o wiele lepiej niż wtedy, gdy dopiero zaczynali tworzyć zespół. A pomimo tego, że byli bliźniakami, to jednak nie wszystko działało na nich w ten sam sposób.
No i musiała się też pochwalić tym, że wygląda w s p a n i a l e.
— Rozumiem, że to nie tylko dla fanów, ale też dla kogoś, kto teraz czeka na Ciebie w Twojej garderobie? — Rzuciła z rozbawieniem, puszczając oczko do bliźniaka. Przysunęła się bliżej i nałożyła trochę czarnego, brokatowego cienia, nawet nie zwracając uwagi na to, że zaraz będzie on wszędzie, nawet na kremowej wykładzinie. — Zamknij oczy bo jeszcze dostaniesz pędzlem.
Ozzie Candreva I'm back on my shit and it's temptin'
To call you and see how you're doin'
But I couldn't understand you if I tried
'Cause I don't speak boyshit
Zawsze podziwia garderobę siostry, jak szybko potrafi byle jakie pomieszczenie zamienić w pewnego rodzaju własne sanktuarium. Nie posiada aż tyle cierpliwości, żeby poświęcać czas na ozdoby. Nie ma również aż tak sporej kolekcji ubrań, które zapewne czasem jej podkrada albo przynajmniej pyta o ewentualne wypożyczenie. Nea stała się ikoną mody, którą często ich fanki naśladują. Niejednokrotnie widział jej twarz na okładkach magazynów modowych, czego pewnie gdzieś tam w środku jej zazdrości. Jednak zawsze wyraża podziw dla swojej bliźniaczki oraz jej wypracowanego gustu i stylu. A teraz może korzystać ze zdolności blondynki, prosząc o metamorfozę na dzisiejszy koncert. Może to zrobić oczywiście sam, ale jednak dziś, będąc z Mediolanie, zależy mu szczególnie, aby prezentować się, jak najlepiej. Pewnie jego dzisiejszy gość również się do tego przyczynił, ale nie dopuszcza do siebie takiej myśli.
-Nie było okazji, żeby wspomnieć.- szczerzy się pięknie do siostry, nadstawiając w miarę stabilnie twarz, aby jej podczas rozmowy nie przeszkadzać. Zza drzwi nadal dochodzą krzyki menagera, który wykłóca się z kimś solidnie, ponieważ reflektory są przesunięte o dwadzieścia centymetrów za głęboko i zepsuje to idealny obrazek. -Myślisz, że długo będzie się jeszcze tam przekrzykiwać? I czego używasz, że masz tak idealną cerę?- przygląda się bliźniaczce, a potem sobie. Również nie może narzekać na stan swojej, ale jednak to jego siostra wysuwa się na prowadzenie pielęgnacyjne. Uśmiecha się szerzej, słysząc dygresję o blondynkach.
-Tytuł najlepiej wyglądającej niezmiennie przypada Tobie.- zapewnia ją, spoglądając w lustro. Sirenea jest bezkonkurencyjna, trzeba jej to przyznać. -To co dziś masz w planach? Znowu będziemy udawać, że się ze mną całujesz? Coś fanom trzeba dać.- puszcza do niej oczko, ponieważ naoglądali się i nawyśmiewali już sklejek materiałów z nimi, robiących z nich domniemaną parę.
-Dolce, wszystkiego po trochę. Poza tym to Mediolan...- dom, niegdyś dom i chyba na zawsze pozostanie właśnie domem. Wywraca oczami, a potem posłusznie zamyka powieki, żeby nie utrudniać jej pracy oraz nie oberwać faktycznie pędzlem.
sirenea l. montuori
all this love, i'm so choked up — can feel you in my blood. all this lust for just one touch — i'm so scared to give you up.
Być może to przez to, że jeszcze jako mała dziewczynka lgnęła do wszystkiego, co stawiało ją w centrum uwagi, teraz tak bardzo uwielbiała światło fleszy i biegających za nią fanów. Kółka teatralne i poważne role, tak często przez nią zbierane, w liceum zapewniające jej miejsce w głównej obsadzie każdego wystawianego przedstawienia, później też zajęcia z chóru i wieczorne spotkania w sali muzycznej tylko po to, by ćwiczyć piosenkę na akademię. Potem i tak kończyła na pianinie, bo jako jedyna grać na nim umiała, więc mikrofon, czy tego chciała czy nie, lądował przy niej. Urodzona gwiazda, jak to mówiła jej nauczycielka wręczając świadectwo ukończenia liceum. I choć nie zawsze cieszyły ją nagłówki artykułów w gazetach i biegający za nią ciągle paparazzi, tak każdy inny aspekt jej popularności sprawiał, że na jej twarz wpływał uśmiech. Jej entuzjam podzielały fanki, a także magazyny i domy mody, często proponujące współpracę, a światło reflektorów i błysk fleszy stały się jej ż y w i o ł e m.
Pomijając niektóre momenty, gdy zwyczajnie się zatracała i nie potrafiła wrócić.
— Nie było okazji? — Uniosła brew, z rozbawieniem kręcąc głową. Podwyższyła nieco taboret, jako że nie był on na tym samym poziomie co zajęty przez bliźniaka fotel. — Bo to wcale nie tak, że widzimy się codziennie, nie? — Zaśmiała się. Poza trasą nie spędzali ze sobą każdego dnia, ale podczas jej innego wyboru nie mieli — ich grafik przecież był zawalony i po każdym koncercie lecieli gdzie indziej. — Masakra, Ozzie, widać jak bardzo mnie nie lubisz — Dla żartów uderzyła ją delikatnie w ramię, by wreszcie wyprostować się, gotowa do rozpoczęcia metamorfozy.
— Czy długo? Amo, on nigdy nie przestaje — Rzuciła rozbawiona, odwracając się na moment w stronę drzwi do garderoby, chcąc podsłuchać słowa, a właściwie to krzyki, ich biednego managera. Choć bardziej pasowało tu określenie nieszczęsny, jako że większość problemów była jego winą — albo tak też sobie wmawiała, bo niekoniecznie go lubiła po tym, jak zabronił jej samodzielnej pracy nad nagraniami do teledysków zespołu. Często ich jednak ratował i potrafił zrobić coś z niczego, więc trochę szacunku dla niego jednak nadal miała. — Skończy gadać o reflektorach, to się przerzuci na to, że instrumenty krzywo stoją, zobaczysz — Przynajmniej to nie oni musieli się z nimi użerać i tak naprawdę przychodzili na gotowe. Ten człowiek naprawdę miał stalowe nerwy — i nie tylko on zresztą, bo obsługa areny także. Inaczej już dawno byłoby cicho.
— Magicy nie zdradzają swoich sekretów — Wyszeptała mu do ucha, wcześniej nachylając się w jego stronę. W rzeczywistości to chyba sama nie miała pojęcia, czego dokładnie używała — albo nie potrafiła tego wytłumaczyć, bo kosmetyków miała praktycznie tyle samo co ubrań, więc już intuicyjnie łapała za to, czego używała, nie patrząc nawet na opakowanie. — Albo to mi się dostały lepsze geny — Zażartowała, przekręcając trzymany między palcami pędzel. — Co by wyjaśniało dlaczego zawsze wyglądam najlepiej. — Puściła oczko do Ozzano.
— A co, te same stroje Ci już nie wystarczają? — Rzuciła gdy już zamknęła oczy. — Możemy wejść razem to szybciej zauważą — Zachichotała. — Już słyszę ten krzyk jak tylko zobaczą, że masz na sobie moje ubrania — I nie tylko. Już w trakcie koncertu pewnie zaczną po socjalach kręcić ich zdjęcia. Taktyczny ruch PRowy, utrzymujący ich temat na ustach fanów na długą chwilę. — Zapozujemy, usiądę obok Ciebie przy perkusji, bo i tak pierwsza piosenka, jaką dzisiaj mamy na setliście, wymaga ode mnie głównie głosu — Zaczęła nakładać ciemny cień na powieki Ozzano, rozmazując go by potem połączyć z innym, o wiele jaśniejszym kolorem. — Będę tęsknić za tym miastem jak jutro wyjedziemy — Podobnie jak dla Ozziego, Mediolan był jej domem, czymś do czego zawsze chciała wracać, mimo że niekoniecznie mogła. Teraz mieszkała w Nowym Jorku i tam też czuła się dobrze, naprawdę, ale jednak nic nie potrafiło zastąpić jej rodzinnego miasta.
Ozzie Candreva
I'm back on my shit and it's temptin'
To call you and see how you're doin'
But I couldn't understand you if I tried
'Cause I don't speak boyshit
Wywraca oczami ponownie, słysząc jej pytanie. Dlaczego nie wspomina? Dlaczego nie powiedział wcześniej? Może dlatego, ponieważ nie traktuje tego, jak związek. Nie potrzebuje zobowiązań, które jedynie blokują... Chociaż wie, że ta relacja już dawno przekroczyła granicę krótkiej przygody. Świadczy o tym ostatni lot do Nowego Jorku oraz obecność Bourney'a tutaj. Traktuje to, jak relację skupiającej się na jednym.... Jednak coraz bardziej balansuje na niebezpiecznej granicy.
-Nie uznałem, że to coś istotnego.- szczerzy się do niej pięknie, ale te słowa trochę ciężko mu przechodzą przez gardło. Jeśli to nic istotnego to czy wydaje fortunę na daremne? Nie chce o tym myśleć, to nie jest odpowiedni czas. -Nie dla mnie poważne relacje.- dodaje jeszcze, a potem wzrusza lekko ramionami. -Principessa, jak mógłbym Cię nie lubić?- śmieje się, oddając jej żartobliwe szturchnięcie.
Śmieje się głośniej, mając wrażenie, że już nie przestanie, kiedy słyszy, jak krzyki za drzwiami zwiększają swoje natężenie. Ich menager był niezawodny... Ale dość wymagający, szczególnie od obsługi jakiegokolwiek obiektu. Ludzie pracujący tutaj mieli świętą cierpliwość, to cud, że jeszcze wszystkim nie rzucili i nie wyszli.
-Niech się czepia wszystkiego po kolei, nie zdąży dotrzeć do nas.- dodaje jeszcze rozbawiony, ponieważ nie raz słyszeli o tym, jak to ich stroje powinny być inne, a jeśli chodzi o Ozzano... Zazwyczaj zwracał słusznie uwagę o jego zachowanie poza sceną. -Pewnie dostałaś cwaniaro wszystkie te od ojca, bo o matce nic dobrego nie można wspomnieć.- patrzy na nią wymownie, a potem na własne odbicie w lustrze. Pewnie odstawienie narkotyków, co wieczór zrobiłoby swoje i wyglądałby lepiej. Nie dopuszcza do siebie takiej myśli. -Tu sei il più bello.- odpowiada, uśmiechając się do bliźniaczki.
-Im większy cyrk, tym bardziej to ich rozjuszy.- puszcza do niej oczko, przybierając cwaną minę. Wie, co fani sobie myślą na ich temat i bawi go to podwójnie. -Wejdźmy razem, możesz mi siąść na kolanach z mikrofonem... Jutro pojawi się milion zdjęć, gwarantuję.- on również odpowiada za chórki, ale robi to znacznie rzadziej niż Nea. Siedzi teraz spokojnie, czekając, aż siostra zdziała cuda na jego powiekach.
-Ja też... Dobrze, że jutro mamy jeszcze czas, żeby się pożegnać.- wzdycha cicho pod nosem. -Una casa sarà sempre una casa.- Mediolan zawsze będzie dla nich punktem do którego będą chcieli wracać, to nigdy się nie zmieni.
sirenea l. montuori
all this love, i'm so choked up — can feel you in my blood. all this lust for just one touch — i'm so scared to give you up.
Dopiero po latach zrozumiała, że nawet jeśli nigdy niekoniecznie ze sobą rywalizowali, bo przecież nigdy nie było to dla nich jakoś mocno ważne, tak z innej perspektywy mogło to wyglądać zupełnie inaczej. I to niekoniecznie ze strony niezainteresowanego obserwatora, a samego Ozzano — nieraz to ona dostawała role, które bardzo chciał, mimo że to nie na nie kandydowała, albo przypadkiem wtryniała się tam gdzie nie powinna. Ciągnęło ją do centrum uwagi, do popularności, a sam widok jej nazwiska w szkolnej gazetce był sporym osiągnięciem — a co dopiero gdy po jakimś czasie zaczęła pojawiać się na pierwszych stronach wielorakich magazynów. I to może dlatego teraz używali innych nazwisk. Może dlatego wzajemnie się wspierali, będąc swoimi największymi fanami niezależnie od sytuacji. Może dlatego właśnie fani postrzegali ich jako dwie różne od siebie osoby, a nie parę bliźniąt, które podobno wiecznie ze sobą rywalizują. Sukces podwójnie cieszył w końcu jeszcze bardziej, a oni nareszcie mogli osiągnąć coś dla s i e b i e.
Nie wiedziała wiele o nowym związku Ozzano, czy to bardziej poważnym, czy też na odwrót, bo tak naprawdę poznała tego chłopaka dosłownie przypadkiem, gdy trafiła na niego goniąc ich basistkę przez cały backstage, ale cieszyła się, że udało mu się kogoś znaleźć. — W tym jesteśmy zgodni — Trochę kłamstwo, bo był jeden związek, którego przecież nadal nie potrafiła od siebie w pełni odrzucić i w każdym kolejnym partnerze, czy też partnerce, widziała kogoś, kogo powinna wyrzucić z pamięci. Kogo manieryzm i charakter tak jej pasował, że irytowała się gdy inni zachowywali się inaczej. — Chociaż dziwisz mnie, Ozzie. Zapraszasz go tutaj, chowając przed fanami, i mówisz, że to nic poważnego? — Uniosła brew z zaciekawieniem, rozmazując przy tym kciukiem ciemny cień, by zrobić miejsce dla kolejnego koloru.
— No nie wiem, amo, a mógłbyś? — Zachichotała. Śmiech i żarty towarzyszyły im zawsze, ale dzisiaj było to dwa razy mocniejsze, co Sirenea planowała zrzucić na tę nalewkę z wiśni. — Ktoś musiał! — Wystawiła język w stronę bliźniaka. — Nie moja wina, że to na mnie padło w wyliczance! — Nałożyła na pędzel trochę jaśniejszego, mocno brokatowego cienia. — Cała twarz będzie Ci się świecić, ostrzegam — Dodała. — Poprawka, wszystko będzie się świecić — Ale przecież to właśnie do nich pasowało.
— Prędzej czy później i tak to zrobi — Zachichotała, nie odwracając się ponownie w stronę drzwi, lecz ruchem dłoni sygnalizując o co dokładnie jej chodziło. Ozzie doskonale wiedziała, co było najczęstszym powodem ich pogadanek, więc nie musiała nawet tego wymawiać, bo żadne z nich nie zamierzało nic w tej sprawie zdziałać. — Biedak. Tak się stara, a cała jego praca idzie na marne — Nie zamierzała jednak nic z tym faktem robić, bo ten człowiek gdyby tylko mógł to wystawiłby ich na scenę w grubych szatach zakrywających całe ciało, a tego nie chciała. Zbyt komfortowo czuła się w tym, co sama sobie wybierała, raz po raz odrzucając pomoc przeróżnych stylistów, którzy czasem nawet sami proponowali jej współpracę, więc najlepszą opcją było uniknięcie dziwnych pomysłów kostiumowych ich menago.
— A żeby tylko milion. Ludzie k o c h a j ą plotki i spekulacje, więc klasycznie jak ktoś podrzuci temat to reszta zacznie gadać. Nawet nie wiesz ile razy czytam sobie ich posty jak szukam rozrywki, bo pomijając te wybitnie obrzydliwe, to niektóre są naprawdę zabawne — Chociaż prawdą było, że niektórzy czasem mocno przesadzali. — Aw, carino — Zmarszczyła nos z rozbawieniem i uśmiechnęła się do bliźniaka. Jej ego było wielkie, czasem aż za bardzo, więc komplementy uwielbiała i zawsze z uśmiechem przyjmowała. Ale w rozmowach z Ozzano było coś, co sprawiało że wszystko wydawało się szczere i miłe — podobnie miała kiedyś z Sandy. — Ale nie będę taka, też jesteś piękna. Powiedziałabym, że nawet na tym samym poziomie co ja — Co nie oznaczało, że w pełni powstrzymywała się od chwalenia samej siebie. Tej cechy charakteru nie potrafiła wyplenić. — Mamy, ale szkoda że tak krótko. Jak skończymy trasę to musimy się tutaj znowu wybrać, złożyć wizytę kochanej ciotce — Zaproponowała z uśmiechem.
Ozzie Candreva
I'm back on my shit and it's temptin'
To call you and see how you're doin'
But I couldn't understand you if I tried
'Cause I don't speak boyshit
Nie chce mówić zbyt wiele o relacji z Noah, nie potrafi temu nadać jakiejś większej nazwy. Widzi, ze Bourney najchętniej nazwałby rzeczy po imieniu... Jednak czy kiedykolwiek byłby do tego zdolny? Obawia się ograniczeń, kłótni, których już teraz zdarza się całkiem sporo. Musiałby zejść na ziemię, przestrzegać pewnych zasad... To nie dla niej, wie o tym doskonale. Bariery sprawiają, że się dusi, a nie chce wracać do tej boleśnie ograniczonej swobody. Uśmiecha się jedynie w odpowiedzi, kiwając przy tym głową... Nie wie dlaczego czuje się trochę nieswojo, jawnie przekreślając Noah grubą kreską.
-Cazzo, nie wiem Nea. Seks jest niesamowity, poza tym... Miło czasem mieć z kim spędzić wieczór, tak na dłużej...- wzdycha, a potem zastyga, kiedy blondynka rozciera cień na jej powiece. Chce się tłumaczyć, że zamówił bilety pod wpływem chwili, emocji, przez to, że go podpuścił... Jednak siostrze zawsze wyśpiewa prawdę.
-Dolce, prędzej by mnie żywcem zakopali.- śmieje się, posyłając mimo wszystko bliźniaczce całkiem czułe spojrzenie. Wywraca jeszcze teatralnie oczami, kiedy wspomina o zgarniętych przez nią wszystkich pozytywnych cechach rodziców. Czasem wydaje mu się, że zgarnął trochę zbyt wiele od matki, gubiąc się w używkach oraz obcych dłoniach na własnym ciele. -Im więcej blasku tym lepiej.- śmieje się, błyszcząc przy tym równym rzędem zębów.
-Wszystkie jego słowa wlecą jednym uchem, a wylecą drugim.- przyznaje rozbawiona, zerkając jeszcze w stronę drzwi, a potem wzrusza ramionami, słysząc o wszystkich staraniach menagera. Cóż, taki sobie zawód wybrał i wiedział z kim ma współpracować. Zespół rzadko słuchał jego wszystkich instrukcji... Jednak, gdyby przestrzegali wytyczonych zasad to nie robiliby aż takiego show, które doprowadza fanów do czystego szaleństwa.
-Pomijając te wybitnie obrzydliwe? Lepiej nie zerkaj na Wattpada.- uśmiecha się szeroko, ponieważ niekiedy dla własnej rozrywki... Czyta historie tworzone przez fanów. Niektóre potrafią zgorszyć nawet tak odpornego człowieka, jak Ozzano. Wszystkie rzucane do niej komplementy nie miały w sobie nawet grama fałszu, nie były jedynie fasadą, gierką. Dla niej zrzuca wszystkie maski, jest po prostu sobą. Wykonuje gest zwycięstwa, śmiejąc się pod nosem. -To chyba najpiękniejszy komplement, jaki było dane mi usłyszeć.- przyznaje nadal rozbawiona, marszcząc lekko nos.
-Po trasie należy się trochę odpoczynku, moglibyśmy zabawić tu dłużej... Tylko wizyty u ciotki muszą być w granicach rozsądku. Nie będę specjalnie wbijać się w garnitur, zmywać makijaż i lakier z paznokci, ponieważ tego nie akceptuje.- wzdycha, skubiąc lekko dolną wargę.
sirenea l. montuori
all this love, i'm so choked up — can feel you in my blood. all this lust for just one touch — i'm so scared to give you up.
Zawsze dziwiło ją to, że ich fani nie dostrzegali łączących ich podobieństw — na początku twierdziła, że to przez zmieniający rysy twarzy makijaż i odrębne manieryzmy, ale z czasem przestała się nad tym zastanawiać, bo im dłużej o tym myślała, tym mniej widziała sensu. Oczywiście byli tacy ludzie, którzy spekulowani na socialach o łączących członków zespołu relacjach, ale tylko nieliczni zdawali się zauważać wręcz uderzające podobieństwo. Nawet dziennikarze wiecznie wałkowali te same pytanie o rodzinie, łykając zmyślone łzawe historyjki, które rodzeństwo Argento im podrzucało.
Imbecyle.
— Miło spędzić wieczór, ale? — Swojego bliźniaka znała jednak najlepiej, więc mimo tego, że powiedziała jej wszystko, to potrafiła wyczuć niepewność. Niekoniecznie co do tego, co Ozzie przed momentem powiedziała, ale do samej sytuacji z Noah. Już wcześniej wspominała mu, że nie każdemu kupowało się bilety lotnicze i zapraszało na backstage, ukrywając przed fanami. — Byliście gdzieś dzisiaj?
— Wiesz jak to działa. On myśli, że to, co robi jest dla nas dobre, a my uważamy zupełnie inaczej — Zachichotała, rozcierając cień na powiece Ozzie, gdy ta ponownie przestała się ruszać, ignorując krzyki zza drzwi. — Ale trzeba mu przyznać, że skubaniec w swojej robocie to jednak jest dobry — Mruknęła po chwili. Nawet jeśli ciągle ich irytował i próbował przekonać, do zachowywania się inaczej czy też zmiany garderoby, to bez niego tak naprawdę byliby zgubieni. To, że Sirenea uwielbiała się rządzić na planach teledysków nie oznaczało, że miała ochotę użerać się z pracownikami stadionów, bookowaniem wywiadów oraz koncertów czy też sprawami takimi, jak utrzymywanie reputacji. Dlatego jednak pomoc tego człowieka była nieoceniona — nigdy nie powiedziałaby tego jednak na głos. Jej duma na to nie pozwalała. — Tylko uważaj, żeby nie przestraszył Twojego kochanka — Zaśmiała się jeszcze. Nie każdy był przyzwyczajony do hałasu na backstage'u i całej tej chaotycznej otoczki, więc zaproszony przez Ozzano Noah mógł niekoniecznie spodziewać się tego, co zobaczy lub usłyszy. Do koncertowego zgiełku trzeba się było przyzwyczaić, czego sama Sirenea nigdy w pełni nie zrobiła. — Mówisz z doświadczenia? — Uniosła brew z rozbawieniem, zapamiętując czego powinna unikać. To, że lubiła czytać niektóre posty w mediach wcale nie oznaczało, że zamierzała zaglądać w to, co obrzydliwe i gorszące. — Mam jeszcze ich o wiele więcej w zanadrzu, ale wybacz amo, mówię je do swojego odbicia w lustrze — Wyszczerzyła się.
— W garnitur? Bez przesady, wsadzimy Cię po prostu w strój dinozaura — Przez chwilę udało jej się utrzymać kamienną twarz, ale długo nie wytrzymała i zwyczajnie parsknęła śmiechem. Wyobraziła sobie Ozzie w pomarańczowym przebraniu i minę ciotki, co jedynie spotęgowało reakcję. — Coś się wymyśli. Najwyżej powiemy, że zamieniłyśmy się ubraniami bo ktoś przegrał zakład i wezmę coś z Twojej szafy. Zresztą, myślisz że ona nie widzi filmików z koncertów i tego, jak wyglądamy? — Nie wiedziała czy ich droga ciotka jakkolwiek śledziła karierę podopiecznych, ale w internecie pojawiało się tyle nagrań, że naprawdę trudno było ich w pełni ominąć, szczególnie jeśli miało się powiązania z muzyką i kontakt z nastolatkami. — Jeśli uda nam się zrobić dłuższe wakacje to z chęcią tutaj wrócę, możemy się też wybrać do jakichś starych miejscówek i knajp. Totalnie incognito żeby nikt nas nie rozpoznał. — Odłożyła pędzel na stolik i złapała paletkę w rękę by dokończyć swoje dzieło, dodając trochę więcej brokatu i koloru, coby makijaż Ozzie dopasował się do przygotowanego przez nich wcześniej stroju. Gdy w końcu skończyła zabawę z cieniami, złapała za ciemny, granatowy eyeliner, który idealnie pasował do wcześniej wybranych kolorów. Zmrużyła oczy i spojrzała na Ozzie, zastanawiając się jaki dokładnie wzór chciała stworzyć na jej powiekach. — Mam szaleć czy szaleć?
Ozzie Candreva
I'm back on my shit and it's temptin'
To call you and see how you're doin'
But I couldn't understand you if I tried
'Cause I don't speak boyshit
-Ale związek to ograniczenia, wieczne kłótnie o brak czasu i nie widywanie się regularnie. To coś, co na pewno szkodzi karierze.- patrzy na nią wymownie, ponieważ w środku toczy ze sobą okrutną walkę. Z jednej strony chce mieć kogoś na dłużej, z drugiej nie potrzebuje ponownie dawać sobie zakładać łańcuchów na nadgarstki, a potem głowić się nad tym, jak z nich się uwolnić. Zna Noah od dłuższego czasu, brnie w to coraz mocniej, nie do końca zdając sobie z tego sprawę. W końcu potrafi rzucać wszystko... Pojawiać się u niego chociażby na kilka godzin, rezerwować piekielnie drogie loty, aby spędzić wspólnie czas. Traci kontrolę, a to wywołuje w niej coraz większe miotanie się. -Oprowadziłem go po Milano, przynajmniej pobieżnie, żeby poznał nieco miasta.- odpowiada wymijająco, nie sprzedając wszystkich szczegółów. Kochanków się nie oprowadza, nie zaprasza, spotyka się jedynie w wiadomym celu. Cholera, wie o tym... A jednak gdzieś tam w środku cieszy się, że jest w sąsiedniej garderobie.
-I tylko to go ratuje, że jest dobry w swoim fachu. Bez niego to wszystko nie wyglądałoby tak dobrze... Dlatego niech krzyczy, przynajmniej już się przyzwyczailiśmy.- śmieje się pod nosem, słysząc, że menager przeszedł już w tryb maximum rage i wymyśla na jakiegoś faceta z obsługi świateł. Na szczęście ich to nie dotyczy, oni za moment pojawią się na scenie, zrobią swoje. Poza tym gdyby nie ich ulubiony krzykacz to wszystko by ze sobą nie współgrało, Ozzano również średnio się uśmiechało zajmować się czymś więcej niż... Muzyką oraz show na scenie.
-Jest przyzwyczajony do pracy w stresie, nie powinno go to ruszać. Swoją drogą... On chyba nie wie na jaką skalę to wszystko się odbywa.- uśmiecha się trochę szerzej, ponieważ czeka na szok poznawczy Bourney'a, kiedy usłyszy fanów skandujących ich imiona oraz zobaczy to, co dzieje się na scenie.
-Purtroppo, zabłądziłam kilka razy.- krzywi się znacznie, przypominając sobie niektóre fragmenty rzeczy, które czytała podczas długiej trasy ich tour busem. Nie mogłaby tego samego zafundować siostrze... -È chiaro.- śmieje się, wywracając przy tym oczami.
-Nawet w tym byłbym sexy.- uśmiecha się szeroko, pokazując rządek równych zębów. -Wiem, że na pewno to wszystko śledzi... Ale doskonale pamiętasz, że nie pasowało jej mocniejsze wyrażanie samych siebie.- wzdycha pod nosem, a na samą myśl robi mu się lekko niedobrze. Kocha ciotkę, zawdzięczają jej dosłownie wszystko, ale nienawidzi ograniczeń swobody oraz braku tolerancji. -Powiesz tylko kiedy i zarezerwuję nam loty, albo polecimy prywatnym samolotem. - siedzi spokojnie, czekając aż Nea dokończy pracę z cieniami. Zauważa granatowy eyeliner, pewnie za moment zapomni, jak się oddycha, żeby mogła precyzyjnie namalować wymyślony wzór na jego powiekach. -Szaleć.- śmieje się jeszcze, a potem zastyga.
-Miałaś ostatnio jakiś kontakt z Sandy?- pyta ostrożnie, przymykając powieki, żeby mogła spokojnie malować.
sirenea l. montuori