ODPOWIEDZ
24 lat 160 cm kelnerka & hostessa vip
Awatar użytkownika

Honey. You're too sweet for rock n' roll.

something about me
by wredna złośnica

Postanowili pojechać na festiwal smaków, który odbywał się na Brooklynie. Wsiedli do samochodu i ruszyli w stronę mostu Brooklyńskiego. Chociaż napotkali niewielkie korki, podróż przebiegła w miłej atmosferze, wypełniona rozmowami o kuchniach świata i oczekiwaniach na to, co ich czeka.

Po dotarciu na miejsce, zauważyli, że teren festiwalu tętni życiem. Budki z jedzeniem ustawione były wzdłuż szerokiej alejki, ozdobione kolorowymi banerami i flagami różnych krajów. Zapachy świeżo przyrządzanych potraw mieszały się w powietrzu, tworząc aromatyczną symfonię, która kusiła zmysły.

Lilibeth postanowiła rozpocząć ich kulinarną podróż od włoskiego stoiska, gdzie serwowano świeżo pieczone pizze z różnorodnymi dodatkami. Tuż obok znajdowała się francuska budka z wykwintnymi serami i chrupiącymi bagietkami. Przechadzając się dalej, napotkali meksykańską budkę, skąd dochodził zapach pikantnych tacos i aromatycznych sals.

Otoczenie było pełne zieleni, a w tle grała przyjemna muzyka na żywo. Na trawnikach rozłożono piknikowe koce, gdzie ludzie delektowali się jedzeniem, rozmawiając i śmiejąc się. Nieopodal znajdował się plac zabaw, gdzie dzieci biegały i bawiły się, a w powietrzu unosiły się kolorowe balony. Przez cały czas trzymała się blisko Martineza, co jakiś czas łapiąc go pod rękę lub za szlufkę spodni, gdy robił za taran. Zauważyła, że długo przypatruje się budkom z kuchnią ze swoich rodzimych stron. Nie mogła stawiać się w jego sytuacji, lecz w jakiś minimalnym stopniu potrafiła się w nią wczuć. On przyjechał tu z dalekiej i egzotycznej Kolumbii, ona z wilgotnego, dusznego Mississippi. Tęskniła za domem, za małomiasteczkowością na którą nie miała szans żyjąc w Nowym Jorku.

— Masz taką minę, jakbyś chciał roznieść tę budkę. Ja bym zjadła coś lekkiego... — powiedziała, zadzierając głowę; patrzyła na niego z boku. Po zaciętej minie wnioskowałą, że jest coś na rzeczy.




Alejandro Martinez
love is in the air
39 lat 180 cm bramkarz/prywatny ochroniarz
Awatar użytkownika

You Play With Matches, You Get Burned.

something about me
by pewpew

Wychodząc dzisiaj z domu, nie wziął pod uwagi, że samo "wyjście na jogę" rozwinie się o festiwal smaków. Ale w tym wypadku nawet przez głowę mu nie przeszło narzekanie, bo chciał tu przyjechać. Doskonała okazja na zjedzenie potraw z rodzinnych stron, które tym razem ktoś przygotuje dla niego. Co więcej, absolutnie nie ukrywał ekscytacji i całą drogę przegadali o kuchniach świata. Najwyraźniej jedzenie - szczególnie dla człowieka głodnego - było tematem rzeką.
Jedynym minusem tak popularnego wydarzenia były dzikie tłumy, na które natknęli się na miejscu. Najpierw troszkę pokrążył w poszukiwaniu parkingu, a następnie musiał robić za tarana. Nie przeszkadzało mu to o tyle, o ile nie był jeszcze bardzo głodny, przywykł do przedzierania się przez tłumy choćby w Moonstones. Wziąwszy pod uwagę gabaryty Lili, nie pozwoliłby jej brnąć przez gęstwinę ludzi samej, jeszcze by mu się tutaj zgubiła i dopiero miałby problem! Trzymał ją blisko siebie, znowu mając oczy dookoła głowy. Nie chciałby, żeby jakiś walnięty kieszonkowiec obrobił ich z pieniędzy, bo wtedy nie ręczyłby za siebie, głód obudziłby w nim dziką bestię żądną krwi.
Nie poświęcił zbyt wielkiej uwagi budkom, od których zaczęli zwiedzanie, bo naprawdę miał ochotę na smaki dzieciństwa. Arepas albo empanadillas, a jakby mieli tamales, smażoną yukę i jeszcze na deser cholado, byłby wniebowzięty. Nie wykluczał zakupienia produktów z innych krajów, ale bardziej myślał wziąć coś na wynos, na później.
Nie musiał nawet specjalnie dużo się rozglądać, bo kolory flagi swojego kraju i typowe dekoracje stoiska same przykuły uwagę. Przywołało to wiele różnych wspomnień i na moment zawiesił się nieświadom zaciętości swojej miny. Ocknął się z chwilowej podróży w przeszłość i drgnąwszy, spojrzał na stojącą obok Lili.
- Kuchnia kolumbijska też ma lekkie potrawy. Chodź. W zamian za moje uczestnictwo w jodze, najpierw jemy to, co ja wybiorę. - Posłał jej nieco łobuzerski uśmiech, jakby na chwilę odmłodniał. Poprowadził ją za rękę do budki prowadzonej przez swoich krajan i jak tylko przyszła ich kolej, wdał się z nimi w ożywioną rozmowę w rodzimym języku. Po kilku minutach dostali kilka jednorazowych pojemników pełnych jedzenia. Całe szczęście nie musieli walczyć o miejsca siedzące, bo było ich na tyle dużo, że całkiem płynnie się zwalniały.
Jak już zajęli miejsce, zaczął wyjaśniać Lili co przed nią leży.
- Coś lekkiego, proszę bardzo: ceviche z krewetek i do tego patacones. - Wskazał na małą miseczkę ze świeżą sałatką i leżące obok dwa żółte placuszki. - Patacones to zmiażdżony, smażony zielony banany. Empanadillas, arepas i guacamole znasz... - tu wskazał na dwa pierożki i dwie małe niby-pity wypełnione zielonym sosem bardziej zbliżonym tak naprawdę do pasty - ... a to są tamales. Ryż z warzyywami i mięsem zawinięte w liść bananowca, gotowane na parze. - Wyjaśnił czym są tajemnicze kwadratowe "paczuszki". Lili mogła już nie raz widzieć Alexa w wyraźnie dobrym humorze, kiedy prezentował przysmaki ze swojego kraju, głównie kiedy to on je przygotowywał. Cóż, nie ukrywał, że lubi gotować i zapoznawać znajomych z tym, co jada się w jego rodzinnych stronach.

lilibeth meyer
into the unknown
24 lat 160 cm kelnerka & hostessa vip
Awatar użytkownika

Honey. You're too sweet for rock n' roll.

something about me
by wredna złośnica

Uśmiechnęła się szeroko, widząc entuzjazm Martineza. Uwielbiała, gdy opowiadał o kuchni swojego kraju (i w ogóle o rodzinnych stronach) - zawsze mówił z taką pasją i dumą. Siadła wygodnie przy wolnej ławie, którą udało im się znaleźć na obrzeżach tłumu, z widokiem na scenę, gdzie lokalni muzycy właśnie zaczynali kolejny utwór.
Wygląda przepysznie! — powiedziała, sięgając po kawałek patacones. — Zawsze się zastanawiałam, jak smakują te zielone banany. Mają zupełnie inny smak niż nasze, prawda?
Wzięła pierwszy kęs. Była zachwycona chrupkością placuszka i delikatnym smakiem ceviche. Chwilę delektowała się jedzeniem, a potem zwróciła się do niego z błyskiem w oku:
Czemu w kolumbijskich daniach jest tak mało mięsa? Nie macie tam bydła?
Była blondynką i przyzwyczaiła już Alejandro do swoich nieoczekiwanych spostrzeżeń i pytań. Ukończyła jedynie szkołę średnią, nie była głupiutka w tym szkolnym sensie, lecz dało się zauważyć pewną prostolijność (zapewne to krew południowca) i naiwność w postrzeganiu świata. Skoro w Ameryce na co drugim talerzu lądował stek to była przekonana, że mcdonald jest w każdym miejscu na świecie. Typowa Amerykanka;
Brakuje ci twoich rodzinnych stron. Czemu więc tam nie wrócisz? — dodała następne pytanie, niczym nie zrażona. Kiedyś zapytała go dlaczego wybrał akurat Nowy Jork, ale otrzymała krótką, zdawkową odpowiedź, którą powtarzał każdy imigrant szukający lepszego życia. Nie była sobie w stanie wyobrazić, co musiał czuć Alejandro opuszczając znane sobie rodzinne strony. W Ameryce wcale nie musiało mu się powodzić. Zdawała sobie sprawę, że ich majątek (bardzo uogólniając) to głównie narkotyki, prostytucja i handel pomniejszymi dobrami. Dla otaczających ich w pobliżu ludzi, byliby najpewniej kryminalistami. Nie potrafiła jednak tak o sobie myśleć, ani o Alejandro, czy Davidzie.




Alejandro Martinez
love is in the air
39 lat 180 cm bramkarz/prywatny ochroniarz
Awatar użytkownika

You Play With Matches, You Get Burned.

something about me
by pewpew

Może nie był przesadnym patriotą i doskonale zdawał sobie sprawę z tego jak niebezpiecznie może być w jego kraju, nawet niespecjalnie przepadał za większością mentalności kolumbijskiej, ale nie można mu było zarzucić braku miłości i tęsknoty do rodzinnych stron. Klimat, jedzenie, otoczenie natury i ogromna różnorodność, jaką można było znaleźć w granicach jednego kraju - to było coś bardzo unikalnego i niespotykanego. Oczywiście, że tęsknił i w pewnych aspektach był dumny z tego, jaka jest Kolumbia.
- Zielonych bananów nie je się na surowo. Używamy ich do gotowania. - Odpowiedział jej automatycznie, przyzwyczajony do niewiedzy Amerykanów i innych nacji. Większość wiedzy światowej opierało się na bzdurach publikowanych w mediach i powtarzanych przez ignoranckich turystów nie opuszczających utartych szlaków i rejonów hoteli. Wbrew pozorom mały procent ludzi faktycznie interesował się prawdziwą naturą rzeczy, dopytywał znajomych (jeśli takich miał) z innych krajów jak to jest w ich stronach, a jeszcze mniejszy procent sam podróżował w celach poszerzenia horyzontów i zachłyśnięcia się kulturą innych światów, zanurzenia po czubek głowy i głębinowego nurkowania w niuansach tak bardzo kształtujących społeczeństwa.
Już parę lat temu przywykł do prostolinijności Lili, jej absolutnie niewinnemu, wręcz dziecięcemu spojrzeniu na świat. Wiedział, że to nie ignorancja z jej strony, a po prostu część jej charakteru. Wielu nazwałoby ją głupiutką, on widział w niej... dziecko dopiero uczące się świata. Dlatego nie spoglądał na nią z wyższością, czy też niedowierzaniem lub politowaniem, kiedy wyrażała swoją niewiedzę. Już go to nie zaskakiwało, z początku było mu ciężko przetrawić to, co wtedy nazywał ignorancją. Teraz wiedział, że to coś zgoła innego.
- Mamy bardzo dużo bydła. Większość kuchni latynoamerykańskiej na tym się opiera. Arepas można podawać z przeróżnym farszem, a empanadas prawie zawsze są z mięsem. - Wskazał na pierożki leżące obok, akurat te właśnie z mięsem drobiowym. - Chciałem żebyś spróbowała coś innego, niż gotowane przeze mnie. - Może nie zdarzało się często, żeby ugotował coś dla siebie i Lili (i głównie było to wtedy, kiedy Sammy'ego nie było), ale zawsze jego dania były mięsne.
Nie był to pierwszy i podejrzewał, że też nie ostatni raz, kiedy Lilibeth próbowała zrozumieć jego decyzję o przeniesieniu się do Ameryki. Pewnych rzeczy nie powinna wiedzieć, o pewnych nie powinien mówić, a o jeszcze innych nawet nie chciał wspominać. Lepiej i bezpieczniej dla niej, że nie wiedziała jaki rodzaj przeszłości ma za sobą. I jak bardzo poniósł porażkę w próbie ucieczki od tego życia, bo oto znowu kroczył ścieżką przestępczości, nawet jeśli teraz dużo mniej na widoku i starając się poruszać między cieniami prawa. W pewnej kwestii teraz jego kontakt z kartelem narkotykowym Kolumbii był dużo bardziej ryzykowny i niebezpieczny, niż kiedy otwarcie należał do bandy rządzącej rynkiem na skalę krajową. Teraz ryzykował więcej. I mógł stracić więcej, Odetchnął krótko przez nos, sięgając po jednego z empanadas.
- To bardzo skomplikowane. - Krótka, zdawkowa odpowiedź, nie wyjaśniająca nic, mająca na celu ucięcie dalszych pytań na ten temat. - Mieszkam tu już tyle lat, że to właśnie w Nowym Jorku jest moje życie. - Miał nadzieję tym łagodniejszym wyjaśnieniem zaspokoić nieco ciekawość Lili. Zagłębianie się w tęsknoty i sentymenty nie było najlepszym pomysłem, istniało ryzyko, że sprowokuje to przygnębienie. A tego chyba obydwoje nie chcieli.

lilibeth meyer
into the unknown
24 lat 160 cm kelnerka & hostessa vip
Awatar użytkownika

Honey. You're too sweet for rock n' roll.

something about me
by wredna złośnica

Opuściła wzrok na jedzenie trzymane w palcach. Pomimo, że Alejandro odpowiedział na jej pytanie całkiem normalnie, to poczuła się zawstydzona. Zawsze robiła dobrą minę do złej gry, tak teraz kolejny raz zrozumiała, że ma braki w wiedzy. Może nawet inteligencji, skoro zadawała pytania na które powinna znać odpowiedzi. Otaczali ją dorośli, przeskoczyła ten etap kiedy powinna asymilować się ze swoimi rówieśnikami. Rzutowało to na jej samoświadomość, to jaka była i w pewnych momentach ją to przerażało. Kiedyś potrafiła marzyć o przyszłości w której była supermodelką albo nauczycielką, odkąd jednak Sammy wciągnął ją w półświatek, patrząc w przód nie widziała nic. Ciemność. Nieznane. Była zdana na łaskę niezrównoważonego mężczyzny, mogącego w każdej chwili się jej pozbyć. Żyła w tym niezdrowym układzie już siedem lat. Wierzyła, że ją kocha, ale gdzieś przebijał się zdrowy rozsądek mówiący, że z miłością nie ma to wiele wspólnego.

Odgarnęła wolną rękę włosy z twarzy. Tkwiło w niej niejasne przekonanie o konieczności zadowalania innych. Rozmową, bądź gestem. Chciała być interesująca, w centrum uwagi, a zarazem pozostawać bezpiecznie z boku, gdy dookoła szaleje burza. W odpowiedzi na tłumaczenie Martineza jedynie się uśmiechnęła.
Nie czujesz się tu jak w domu — powiedziała, próbując ostrożnie pierożka. W smaku był bardzo dobry, choć mięso wydawąło się jej niedoprawione — Nie powinieneś mieć jakiejś żony, dzieci? To by cię dodatkowo spoiło z Nowym Jorkiem... — przekrzywiła nieznacznie głowę, jakby tymi słowami chciała go trochę podrażnić. Przy obecnym trybie życia ciężko byłoby mu utrzymać związek, zdawała sobie z tego sprawę. Myślała jednak po przyjacielsku (jej najczęstszy błąd w relacjach), że przydałby mu się ktoś bliski. Ktoś dla kogo miałby wracać do domu.
Mało doprawiony ten farsz, ale możemy spróbować zrobić em-pana-das samemupóki Sammiego nie ma, pomyślała.





Alejandro Martinez
love is in the air
39 lat 180 cm bramkarz/prywatny ochroniarz
Awatar użytkownika

You Play With Matches, You Get Burned.

something about me
by pewpew

Gryząc kęs pierożka, wydał z siebie coś na kształt stłumionego pojedynczego zaśmiania się, brzmiącego w przybliżeniu do energicznego "hm!". Z jednej strony bawiło go, jak bardzo Lili wierzyła schematyczność związku, który miałby być tym, co da mu większe poczucie przynależności. Jednak z drugiej strony było to smutne i aż... straszne. Nie chciał nijak oceniać jej relacji z Sammy'm, ale nie rozumiał dlaczego ona z nim jest. To znaczy, rozumiał z pewnej perspektywy, ale nie mógł pojąć z tego punktu widzenia, który dyktowały mu jego własne priorytety, spojrzenie na świat i szacunek do siebie samego. Nie mniej, jakoś nie dziwiło go, że Lilibeth zastanawiała się nad jego samotnością, w końcu według schematów społecznych powinien już mieć żonę, dwójkę dzieci, psa i spłacać kredyt na dom. Nie, to nie dla niego. Nie w świecie, w jakim żyją, a tym bardziej nie stylu życia, jaki prowadzi. To byłoby zbyt niebezpieczne dla wszystkich zaangażowanych.
- To nie do końca tak, że nie czuję się tu jak w domu. Z wielu powodów tutaj czuję się bardziej w domu, niż czułbym się w Kolumbii i vice versa. Życie weryfikuje pewne sprawy, podejmujemy pewne decyzje i musimy żyć z ich konsekwencjami. - Wzruszył lekko ramionami, jakby chciał zbagatelizować to wszystko i zneutralizować ładunek emocjonalny swoich słów. Ciążyło mu trochę rzeczy na sercu, ale nie mógł nic z tym zrobić. I właściwie cieszył się, że jest tu gdzie jest, biorąc pod uwagę okoliczności. Uśmiechnął się zaraz z rozbawieniem. - Co, próbujesz się mnie pozbyć? Wysłać do mojego kraju, albo chociaż zasugerować, że powinienem mieszkać gdzieś indziej z kimś innym? - Mówił to żartobliwym tonem, naprawdę chcąc zamaskować sentyment i niewygodne aspekty swojego życia. - Dla twojej wiadomości, nie poznałem jeszcze nikogo, kto sprawiłby, żebym chociażby zaczął rozważać małżeństwo. - Skończywszy swojego empanada, sięgnął po arepa zawiniętą w papierową serwetkę, żeby nie otłuścić palców.
- Jeśli chcesz, to nauczę cię robić empanadas. Nie są trudne. Arepas też są łatwe, można je robić na ruszcie albo smażyć na oleju. Wtedy możemy wszystko przyprawiać według uznania. I możesz wybrać czym je nadziejemy. - Posłał jej lekki uśmiech, wyjątkowo przyjacielski, jakby Alex-bodyguard został w Central Parku na trawniku po zajęciach z jogi. Chyba faktycznie go te ćwiczenia rozluźniły.

lilibeth meyer
into the unknown
24 lat 160 cm kelnerka & hostessa vip
Awatar użytkownika

Honey. You're too sweet for rock n' roll.

something about me
by wredna złośnica

Przyglądała się Alejandro z ciekawością, szukając w jego twarzy odpowiedzi na pytania, które bała się zadać na głos. Jego odpowiedź była typowa dla niego - bezpośrednia, ale z humorem. Mimo to, wyczuwała w nim coś więcej, coś głębszego, czego nie chciał lub nie umiał wyrazić słowami. Zrozumiała, że pytania o jego życie osobiste mogą być dla niego bolesne, ale to tylko potwierdzało jej przekonanie, że potrzebuje kogoś bliskiego.

Wcale nie próbuję się ciebie pozbyć, Alex — odpowiedziała, uśmiechając się łagodnie i lekko wzruszając ramionami — Po prostu... chciałabym, żebyś miał kogoś, dla kogo warto wracać do domu. Nie zrozum mnie źle, jestem wdzięczna, że jesteś tutaj, ale samotne życie nie jest łatwe. Ile lat jeszcze będziesz pomieszkiwał ze mną i Sammym, pilnując mnie? Albo pracując sam wiesz gdzie — łagodne określenie na gangsterkę. Również ona nie miała pewności ile będzie trwała jej związek z Samem, ani co się stanie, gdy znajdzie dla niej zastępstwo. Podejrzewała, że miewał inne dziewczyny. Kwestią czasu było kiedy wymieni ją na młodszy i ładniejszy model. Nie rozumiała co się działo w głowie mężczyzny. Nie chciała wiedzieć.
Małżeństwo to odpowiedzialność. Nie każę ci się żenić — zaśmiała się — Na początek jednak warto zdobyć jakąś d z i e w c z y n ę. Co do gotowania to znasz mnie, nie odmówię. Więcej już nie dam rady zjeść — podsunęła mu pojemniczek. Nie wiedziała nawet, czy zje jeszcze deser, choć chętnie napiłaby sie mrożonej kawy. — Kupmy jeszcze deser i po kilka dań z innych kuchni, nie będziemy musieli stać przy garach. Chciałabym jeszcze odwiedzić luna park, albo o, może silent disco? Albo koncert!
Chciała się wyszaleć nim ponownie zostanie sprowadzona do roli dziewczyny Samiego i kelnerki w Moonstones.



Alejandro Martinez
love is in the air
39 lat 180 cm bramkarz/prywatny ochroniarz
Awatar użytkownika

You Play With Matches, You Get Burned.

something about me
by pewpew

Westchnął powoli głęboko, opierając obydwie ręce o blat stolika i na moment skubiąc palcami serwetkę owijającą arepa. Nie od razu odpowiedział, przeżuwaniem i połykaniem kęsa zamaskował swoje zastanowienie nad odpowiedzią. Przyglądał się w tym czasie zielonej paście z awokado przetykanej kawałeczkami kolendry i pomidora. W końcu podniósł spojrzenie na Lili. Chyba więcej w nim było zmęczenia, niż jakiejkolwiek emocji, które chcąc nie chcąc teraz trochę czuł.
- Będę z Wami mieszkał tak długo, jak to będzie konieczne. - Nie rozumiała, nie mogła rozumieć na czym polegała jego praca i jak wielopoziomowa w tej chwili była. Owszem, był jej niańką, ale poniekąd też czuł, że i przed Sammy'm w jakiś sposób ją chronił. A przynajmniej miał pewność, że będąc blisko mógłby interweniować jakby coś złego jej się działo. Ludziom takim jak Sam nie można było ufać i Alex absolutnie mu nie ufał. Zdobył jego zaufanie, tak, ale to właśnie miał zrobić. Nie opuszczał przy nim gardy, nigdy. Przy samej Lilibeth z czasem nauczył się trochę rozluźniać, ale ona sama nie mogła wiedzieć z czego wynika... cóż, wszystko co robił i jak wyglądało jego życie. - Wiesz, raczej nie jestem typem, na którego ktoś czekałby długo. Mam swoje obowiązki i tak praktycznie nie byłoby mnie w tym domniemanym domu. Bo nawet przez myśl by mi nie przeszło próbować wkręcić kogoś do Arkadii. - Zamilkł dosłowni na dwie wymowne sekundy. - Dobrze mi z byciem samemu. - Tylko chwilami brakowało ciepła obok, emocjonalnej zażyłości, zaufania. Zaspokajanie potrzeb fizycznych nie było problemem, ale nawet jeśli zdarzyło mu się czuć jakąś niewyjaśnioną tęsknotę, to sam sobie wybijał ją z głowy. Prowadząc taki styl życia, jaki prowadził, naprawdę nie byłoby rozsądnym z kimkolwiek się wiązał.
Gdyby mógł nadal pracować legalnie w kaskaderce, to sprawa może wyglądałaby inaczej, ale życie potoczyło się tak, jak się potoczyło.
Nie skomentował, wręcz udał, że nie słyszy tej sugestii znalezienia sobie dziewczyny.
Dokończył arepa i zgarnął wszystko czego nie zjedli do jednego z kartoników na wynos, resztę zgarniając na jedną kupkę, żeby wyrzucić do kosza. Skinął głową na zgodę żeby wziąć deser i kilka dań z innych stoisk, po czym podniósł się z miejsca, uśmiechając się w jej kierunku z rozbawieniem.
- Ewidentnie chcesz dzisiaj wykorzystać mój limit łażenia z tobą po zatłoczonych miejscach. - Nie było w tym wyrzutu, a jedynie żartobliwe lekkie tony. - Wezmę ci deser, specjalnie poproszę żeby dali mało cukru. - Naprawdę chciał, żeby spróbowała słynnego kolumbijskiego cholado, ale znał jej gusta na tyle, żeby nie narażać jej na bombę cukru, jak obleją wszystko przesadnie syropem i mlekiem skondensowanym. Poczekał, aż Lili się podniesie, zgarnął śmieci i ich zapakowaną porcję i podeszli znowu do budki kolumbijskiej, gdzie zamówił dwie porcje kruszonego lodu z sałatką owocową - cholados.
Przeszli się jeszcze wzdłuż innych stoisk, kupili kilka interesujących ich produktów gotowych do spożycia i wrócili do samochodu. Dzień się jeszcze nie kończyły.

/kuniec

lilibeth meyer
into the unknown
ODPOWIEDZ