ODPOWIEDZ
26 lat 176 cm ratownik medyczny w straży pożarnej
Awatar użytkownika

i will love you till the end of time, i would wait a million years.

something about me
by dc: loons_toons

015.


Obrazek
smile, the worst is yet to come, we'll be lucky if we ever see the sun
got nowhere to go, we could be here for a while
but the future is forgiven, so smile

Victoria Brooks


Na początku jest odgłos pospiesznego zbiegania oraz wbiegania po schodach, trzaśnięcie drzwi wejściowych, tylko po to, żeby zaraz te miały się otworzyć ze skrzypnięciem. Beczenie pełne protestu kozy i dźwięk dozwolony jedynie od lat osiemnastu dobiegający z pokoju Valerii, do złudzenia brzmiący jak jękliwe słowa "deserek" oraz "prosiaczku". Wtórują im włoskie przekleństwa rzucane przez Nico, który głośnymi stąpnięciami obwieszcza swoje przybycie do pokoju — teraz już panikującej oraz krzyczącej jakieś dyrdymały — dziewczyny. Orion puszcza jakąś składankę muzyczną, chyba zjarany, z kolei Gianna wybyła. Nikt nie pytał, wyglądała odpowiedzialnie, więc na pewno robiła coś odpowiedzialnego. Jest też zbiegający oraz wbiegający Evan, który w końcu zatrzymuje się, bierze głębszy oddech i puka do pokoju należącego do Torii. Nie ma odzewu, być może brunetka zakopała się tak głęboko pod kołdrą oraz poduszkami, że nie słyszała go wcale. Dlatego też po odliczeniu do pięciu, wsuwa na początek głowę między drzwiami a framugą, zaglądając niezwykle ostrożnie do środka.

- Toria? Tori! - odzywa się łagodnie, chcąc zwrócić na siebie uwagę. Zawiniątko na łóżku porusza się, spod pościeli wyłania się czubek potarganej głowy oraz nieszczęśliwe, opuchnięte od płaczu stworzenie - Masz pięć minut na ogarnięcie się, widzimy się na dole. Jeśli się spóźnisz, to zabiorę cię siłą - informuje przyjaciółkę, rzucając w jej stronę zapasowym kaskiem od motocykla, tak żeby wylądował obok jej nóg, a nie, żeby w nią trafił. Uśmiecha się do niej szeroko, nim zniknie i za dobre zbiegnie na parter.

Sprawa nie wyglądała dobrze. Brooks była załamana, smutna oraz zwyczajnie niezadowolona i on nie potrafił jakby n i c z tym nie zrobić. Jasne, nie poskleja jej pękniętego serca, to podobno mógł uczynić jedynie czas; podobnie jak nie naprawi nadszarpniętego zaufania, który jak drzazga pod paznokciem będzie się wbijać w jej wnętrze raz po raz, jeżeli postanowi w końcu się z kimś związać, a nie tylko ponieść się impulsowi; jednak mógł trochę ją...odciążyć? Rozweselić? Zrobić cokolwiek, byleby chociaż trochę wróciła do dawnej siebie? Żeby nie bała się, tylko hardo patrzyła przed siebie? Dał jej trochę swobody, oddechu na samodzielne rozpaczanie, jednak chyba nie byłby sobą, jeśli miałoby się to tak ciągnąć dalej. No więc jest, no więc czeka na nią cierpliwie, nawet jeśli wszystko trwa dłużej niż przewidział. Na jej pytania, o co chodzi, odpowiada zdawkowym zobaczysz oraz prowadzi do swojego motocyklu, minuty uciekały im zbyt szybko.

Podróż do rockaway beach nie jest tak kłopotliwa, jak mogłaby być w przypadku jazdy samochodem. Motor gładko przedziera się przez poszczególnie zapełnione ulice, unika korków oraz zderzeń ze zbyt szybko przebiegającymi dziećmi. Jako nudziarz odpowiedzialny kierowca porusza się zgodnie z wytycznymi, świadomy, jak kurczowo zaciskają się wokół jego pasa dziewczęce ramiona. Nie zamierzał jej stresować bardziej. Niemniej dojeżdżają, a z przenośnej torby Evan zaczyna wyciągać zabezpieczenia do motocykla i 20 dolców.

- Tu obok parkingu jest stoisko z napojami, możesz nam coś kupić? Ufam, że wybierzesz mi coś, co sprawi, że dostanę cukrzycy na starość - odzywa się, nakładając na kierownicę alarm, absolutnie skupiony na swoim zadaniu. Dopiero po tym, może dołączyć do przyjaciółki dźwigając tę swoją torbę, do której przyczepiony jest zwinięty koc.

- No więc tak Toria, zamysł jest taki, że równo za dwadzieścia dwie minuty doświadczymy bardzo ładnego zachodu słońca. W plecaku mam wypieki zabrane z cukierni ciotki oraz drobne przekąski, mam koc, ty masz picie, zrobimy piknik. Możesz mi powiedzieć wszystko, możesz też milczeć. Możemy też, ponieważ tak, jestem geniuszem, rzucać zakochanym parom pod nogi popcorn i patrzeć, jak atakują ich mewy. Co ty na to? - proponuje poważnie, licząc na to, że Victorii spodoba się to na tyle, że wybierze im idealne miejsce zarówno, na potencjalne wyznania, jak i na dokonywanie zbrodni na związkach. I może chociaż na chwilę, nie będzie aż tak smutna. Nienawidził, kiedy była smutna.

ohana means family
25 lata 165 cm Influancerka, Aktorka, Dietetyczka
Awatar użytkownika

'Cause darling, I'm a nightmare dressed like a daydream

something about me
by Verdsa

outfit


Odcięła się od całego świata. Jej telefon nieustannie wibrował, zwiastując kolejne wiadomości, które napływały do niej falami. Była osobą publiczną, tak jak i jej były chłopak i jego nowa dziewczyna. Stanowili medialną sensację, a ona nie miała siły na to, żeby po raz kolejny spoglądać na nowe zdjęcia i komentarze, które ludzie jej wysyłali. Z trudem powstrzymywała się, żeby nie zajrzeć po raz kolejny raz – ten ostatni.
Nie mogła. Wyniszczało ją to. Płakała tak długo, aż urządzenie przestało dawać jakiekolwiek znaki życia. Bateria wyczerpała się, tak jak i u niej. Tym razem było inaczej. Wiedziała, że jej serce nie zaufa byle komu już więcej. Teraz widziała to wyraźnie. Jak bardzo była naiwna, wierząc w to, że ludzie byli dobrzy. Ufała każdemu, oddawała każdej napotkanej osobie kolejną cząsteczkę siebie i nic nie dostawała w zamian. Dostała nóż prosto w serce od osoby, po której najmniej się tego spodziewała. Była to lekcja, którą przyjęła z pokorą. Ściągnęła swoje różowe okulary i w pełni zrozumiała, co ostatnim razem chciał jej przekazać Evan i Billy.

Musisz też przestać okazywać swój strach, ludzie uwielbiają to wykorzystywać.

Powiedziała mu o każdej swojej obawie. Otworzyła się przed nim i wyłożyła wszystkie karty na stół. Została z niczym. Mamił ją czułymi słówkami. Obiecał jej wszystko, to czego pragnęła od związku i miłości. Postawiła sprawę jasno, a on jeszcze po wszystkim miał czelność powiedzieć jej, że ją kochał, choć jego czyny mówiły całkiem co innego. Bo gdyby ją kochał, choć miał odrobinę szacunku do niej, to nie zaczekałby? Powiedziałby jej nawet najtrudniejszą prawdę, ale poczekałby. Nie zdradziłby jej za plecami, gdy ona żyła w błogiej nieświadomości. Wiedział jak bardzo brzydziła się zdrady i jak na nią wpłynęła zdrada brata… Wiedział, ale jej to zrobił. Zadał cios prosto w serce. Nie mógł poczekać…

Nie zbudujesz związku na obawach oraz strachu, na niepewnościach oraz niedomówieniach. Jeżeli to ma być na poważnie, to musisz się otworzyć, tym bardziej, jeśli nie chcesz go stracić jako przyjaciela.

Straciła go. Straciła ich przyjaźń, pomimo że się otworzyła.

Większość, jeśli nie wszystkie moje związki bazowały na przyjaźni i zaufaniu, więc kiedy nadchodził koniec absolutny, tak wracaliśmy do starego układu, ponieważ dobra komunikacja z partnerem liczyła się dla nas najbardziej niezależnie, czy uczucie wygasło z jednej, czy też z obu stron.

Nie miała do czego wracać. W tym akurat Evan się mylił.

Nie pozwól strachowi przed zranieniem zniszczyć czegoś, co może być najlepszą rzeczą w twoim życiu.

Została zraniona, a strach przed ponownym cierpieniem był już zbyt wielki. Zbudowała wokół siebie mur.

Tori, nie wszyscy są źli, ale nie wszyscy są też dobrzy. Dlatego musisz pozostawać czujna, nie ufać na ślepo. Nigdy nie uda ci się w pełni poznać zamiarów drugiej osoby, a niektórzy potrafią dobrze się maskować tylko po to, żeby zranić cię w najmniej spodziewanym momencie.

Boleśnie prawdziwie.
Każde słowo boleśnie kłuło ją w roztrzaskane serce. Z jej oczu nie wypływały już kolejne łzy. Cierpiała w milczeniu. To sad to cry.
Nie poruszyła się, gdy usłyszała pukanie do drzwi. Nawet nie zamrugała, gdy drzwi do jej pokoju
delikatnie się uchyliły. Chciała zostać sama.

Toria?

Subtelny głos Evana sprawił, że się poruszyła. Wystawiła głowę spod pościeli i zasłoniła opuchnięte od płaczu oczy, gdy światło z korytarza wpadło do jej pokoju. Ledwo rejestrowała co chłopak do niej mówił. Nie poruszyła się, gdy rzucony kask, wylądował obok jej nóg. Przez pierwsze kilka minut siedziała na łóżku i wpatrywała się pustym wzrokiem w ścianę. Nie chciała nigdzie iść Chciała na nowo zakopać się w pościeli i ukryć przed całym światem.
Zmusiła swoje ciało do ruchu. Podeszła do lustra i zerknęła przelotnie na swoje odbicie. Na jej twarzy nie było ani cienia uśmiechu. Nie chciało jej się przebierać, więc zarzuciła na siebie dodatkowo tylko bluzę i założyła buty. Rozczesała włosy, a w łazience umyła zęby. Nie miała siły na to, żeby się malować. Zgarnęła w dłoń, więc okulary przeciwsłoneczne i kask. Zeszła na dół i powiodła wzrokiem po salonie. Zbyt wiele bodźców. Zbyt wiele się działo.
- O co chodzi? – pyta lekko zachrypniętym głosem i wychodzi za chłopakiem na zewnątrz. Siada za nim na motocyklu i oplata jego pas swoimi rękami. Zaciska je jak najmocniej potrafi, ale ten dotyk i tak jest zbyt słaby. Ona jest zbyt słaba.
Gdy docierają na miejsce, ona zsuwa się z miejsca pasażera i słucha każdego jego słowa. Kiwa powoli głową i podaje mu kask. Zakłada okulary przeciwsłoneczne, żeby zakryć napuchnięte oczy i rusza w stronę stoiska. Ma wrażenie, że każdy na nią patrzy. Ocenia i szydzi za jej plecami. Grupka jakiś gówniaków, pokazuje na nią palcem i robi zdjęcie. Zakrywa twarz za kurtyną włosów i wskazuje kobiecie za ladą jakiś napój. Nie wie dokładnie co to jest, ale wygląda na coś słodkiego.
Jej ciało delikatnie się odpręża, gdy Evan pojawia się koło niej. Podaje mu do ręki napój, a kącik ust drga delikatnie na wzmiankę o mewach. Zawsze wie jak ją rozweselić. Reszta świata przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie. Skupia się tylko i wyłącznie na jego osobie. Ignoruje wszystkie rzucane jej spojrzenia. Rozkładają koc, a ona opiera swoją głowę o jego silne ramię. Splata swoje palce z jego, jak ostatnio zaczęła to robić. Był dla niej niczym starszy brat. Był jej bezpieczną przystanią i przy nim była po prostu sobą. Nie głupią influencerką, za którą miał ją każdy. Nie naiwną dziewczyną, która oddawała każdemu swoje serce. W tej chwili była sobą. Victorią. Torią.
- Obiecałam sobie, że nie będę płakać… - zaczęła, a jej głos delikatnie się załamał. – Rozmawiałam z nim… Powiedziałam mu wszystko co czułam. Jakie miałam obawy… Powiedziałam mu jak mnie zranił brat, tym że zdradziła swoją żonę. Płakał wtedy ze mną… Mówił, że jestem jedyna… Byłam taka głupia…
Evan Molloy
i wanna be where people are
26 lat 176 cm ratownik medyczny w straży pożarnej
Awatar użytkownika

i will love you till the end of time, i would wait a million years.

something about me
by dc: loons_toons

Gdyby tylko mógł, tak odjąłby ciężaru z wąskich ramion, kciukiem starł smutek z opuszczonych kącików ust, stykając czoło z czołem odciągnąłby czarne chmury otulające skronie. Pozbierałby roztrzaskane serce, kawałek po kawałku, złożyłby w całość na nowo, nie byłoby perfekcyjne, tu i ówdzie brakowałoby kilku fragmentów, tak przecież niesamowicie było kruche, a jednak znowu stałoby się jednością. Ale nie mógł tego zrobić, prawda? Wyleczyć, naprawić, ochronić. Bo był jedynie s o b ą, a podobno tylko czas potrafił leczyć podobne rany. Czy tak było rzeczywiście? Nie wiedział. Wspomnieniami próbuje sięgnąć ku swoim doświadczeniom, chociaż podświadomie wie, że nie są odpowiednie, nie takie, którymi może się posłużyć w jakiejkolwiek radzie. Bo Evan nie jest niewolnikiem własnych uczuć, prędzej ich braku. Bo Evan pokochać potrafi niezauważalnie, myląc przywiązanie z lojalnością, pasję z przyjaźnią, zaangażowanie w relację z romantycznymi gestami. Wielokrotnie gubi się, prowadzony przez cierpliwe dłonie zmieniające koloryt skóry oraz wielkość, nadal jednak cechujące się nadzwyczajną łagodnością. A kiedy nadchodzi koniec, pojawia się cichy szept: no tak, to znowu się stało i może jedynie w zawstydzeniu spuścić wzrok, bo wie, że gdzieś w środku wciąż tli się w nim miłość do drugiej osoby, różni się tylko tym, że nie ma w niej już tego poprzedniego ciepła. Nie płacze po nikim, tęskni, tak, potrafi tęsknić całym sobą, jednak nie zapłacze, bo po prostu tak się zwyczajnie d z i e j e z jego związkami. Kiedy rozstaje się z Billym, towarzyszą mu głównie wyrzuty sumienia, ogromny zawód samym sobą, rozczarowanie, którego do teraz nie jest w stanie pojąć swoim prostym rozumem — jednak nie płacze. I chyba to jest najgorsze, bo widzi, jak bardzo Victoria przeżywa stratę, jak bardzo jest zraniona, skrzywdzona tym, że zawiedziono jej zaufanie, że zakpiono, że odebrano resztki szacunku, a E v a n nie ma pojęcia jak to jest. Nie potrafi postawić się do końca w jej sytuacji, może sobie wyobrażać, jednak ma zbyt ograniczoną naturę. Jedyne co do czego ma pewność to to, że nie chce widzieć bólu przyjaciółki.

Więc zabiera ją na plażę, pozwala promieniom stopniowo zachodzącego słońca otulić ich sylwetki. Wybiera względnie porządne miejsce, takie, które nie stoi bezpośrednio na drodze przechodniów, jednak nie jest aż tak odosobnione, dzięki czemu jego jakże sprytny plan z popcornem wciąż może się sprawdzić. Rozkłada koc, ujmując drobną rękę pomaga Brooks usiąść, nim zabierze się za wypakowywanie przekąsek. Lekko marszczy brwi, kiedy grupka może nastolatków patrzy się w ich stronę nieco zbyt intensywnie, jednak wzrusza ramionami uznając, że po prostu nie rozumie tego pokolenia. Podobno dziesięciolatki terroryzowały Sephore, co mogły zrobić nieco starsze dzieciaki? Wolał się nie przekonywać. Patrzy na Tori, zezuje też lekko na wodę, próbując zlokalizować ptactwo. I nade wszystko słucha. Bo Molloy jest naprawdę dobrym słuchaczem, kiedy nie jest zafiksowany na jakimś temacie, gdzie nie potrafi przestać kłapać dziobem. Policzek opiera na otwartej dłoni, zamyślając się. Nie powie jej, żeby nie płakała, albo że nie ma sensu ronić łez. Powinna robić to, co uważa za słuszne dla siebie.

Wiesz, nie sądzę, żebyś to akurat ty w tym układzie była głupia — mówi powoli, dokładnie warząc każde słowo — To nie ty zmarnowałaś lata przyjaźni oraz kwitnący związek, na rzecz kogoś innego. To nie ty nie miałaś w sobie wystarczająco honoru oraz resztek przyzwoitości, żeby zachować się w porządku. I nade wszystko, to nie ty przyjęłaś kogoś, kto otwarcie przyznał się do zdrady na kimś, żeby z tobą być — uśmiecha się, delikatnie, nie radośnie, trochę z żalem. Zaraz jednak sięga do otwartej paczki popcornu, który zrobił przed wyjściem w mikrofali i rzuca kilka ziaren przed siebie, próbując zwabić mewy — Bo, jakby nie patrzeć, jaką masz pewność, że nie zrobi tego tobie, skoro był w stanie zrobić to osobie, którą twierdzi, że kochał? Że jesteś tym wyjątkowym płatkiem śniegu, że teraz czeka was happy end. Na moje oko, ta laska wpakowała się w niezłe bagno, bo może teraz przyświeca gołąbeczkom miesiąc miodowy, różowe okulary przysłaniają im cały świat, ale powoli, stopniowo zacznie pojawiać się myśl, zagnieżdżająca się jak pasożyt. Został dzisiaj dłużej w pracy, na pewno jest w pracy? Czy jego wzrok nie tkwi za długo w telefonie? Kogo obserwuje na social mediach? Może nie stanie się to w przeciągu miesiąca, czy roku, ale w końcu zacznie to zżerać ją od środka. Ten dupek, paląc za sobą most związany z tobą Tori, nieświadomie zaprószył ogień na tym, łączącym jego nowy związek. Będą cierpieć. On ciągłym nagabywaniem, ona nieufnością, która się p o j a w i. Bo skoro zdradził raz, co go powstrzyma przed kolejną zdradą? Miłość? Jak łatwo potrafił rzucić tym słowem, jak zwykłą szmatą. To nic dla niego nie będzie znaczyło, nawet jeśli będzie sobie wmawiał inaczej — mówi, obracając w palcach kolejne ziarna — Więc nie Victorio Brooks, nie jesteś głupia. Zaryzykowałaś, podjęłaś dojrzałą decyzję, sparzyłaś się i cierpisz, ale Tori, dałaś całą siebie, a to nie jest nic. To naprawdę coś wyjątkowego. Po prostu następnym razem wybierzesz lepiej. I najlepiej kogoś przystojniejszego, albo ładniejszą. On wyglądał nieco jak przychlast, kto przychodzi na imprezę z kwiatami, nie przywita się z twoimi znajomymi, tylko wyjdzie jak ostatni buc? Nah Toria, uniknęłaś poważnego błędu, nawet jeśli cena tego jest bardzo wysoka — ponownie marszczy brwi, bo wcześniej zauważona grupka nastolatków robi im zdjęcia. Nie rozumie tylko powodu. Jasne, czasem ma wrażenie, że Tori przyciąga uwagę, ale to dlatego, że jest śliczna. Jeśli ktoś wyciąga telefon, kiedy wspólnie spacerują, to Evan tłumaczy to tym, że teraz każdy kręci filmy na tiktoku i po prostu nagrywa scenerię. Tutaj nie ma jednak tego marginesu błędu, więc Molloy nabiera całą garść słonego przysmaku i rzuca popcornem w dzieciaki, patrząc, jak mewy zaczynają ich atakować byleby dostać się do jedzenia. I dobrze im tak.



Victoria Brooks
ohana means family
25 lata 165 cm Influancerka, Aktorka, Dietetyczka
Awatar użytkownika

'Cause darling, I'm a nightmare dressed like a daydream

something about me
by Verdsa

W tym momencie chciałaby się z nim zamienić. Zaprzedałaby swoją duszę diabłu, żeby nie czuć w sobie tych negatywnych emocji. Smutek niczym czarna dziura, pochłaniał każdą gwiazdę na jej niebie. Każdy punkcik światła w niej przygasał. Podświadomie wiedziała, że ona po tym zerwaniu, już nie będzie taka sama. Zbyt wiele razy ją zraniono. Ktoś kogo miała za przyjaciela, zadał jej niewyobrażalny ból i zaatakował, gdy była bezbronna. Bo Seth wiedział jak na nią wpłynęła zdrada brata. Płakał wtedy razem z nią w samochodzie i karmił ją pustymi obietnicami. A do niej w końcu dotarło, to co Evan próbował jej przez cały ten czas powiedzieć. Niektórzy byli źli z natury i ona tego nie mogła zmienić. Ściągnęła ze swojego uroczego noska różowe okulary. Zostawiła je razem ze swoimi rzeczami, w domu Setha. Gdzieś obok również leżało jej serce i cała wiara w miłość.
Miała wrażenie, że boli ją każda komórka jej ciała. Ten ból powoli ją zmieniał. Tkwiła w zawieszeniu, gdzie tylko rozumiała swoje podstawowe potrzeby. Życiodajny tlen palił jej płuca. Czuła się obca. Jakby ktoś w nocy podmienił jej skórę, a ona nie była do końca sobą. Gdy patrzyła w lustro, widziała tą samą twarz, ale nie umiała doprecyzować co się zmieniło. Może to spojrzenie, w którym nie widziała dawnego blasku. Może brak uśmiechu, który zawsze był widoczny na jej buzi. Była problemem. Zbyt wiele miała w sobie uczuć i liczyła, że ktoś będzie kiedyś w stanie je odwzajemnić. Próbowała zbyt wiele razy. Każdemu rozdawała kawałki swojej duszy, jakby to były cukierki. A teraz nie zostało jej nic. Marne okruchy popękanego serca, którego nawet nie chciała już składać. Mrok w jej wnętrzu pochłaniał powoli wszystko i miała nadzieję, że zostawi po sobie tylko pustkę.
Z jej ust wychodzą kolejne słowa. Wyrazy, które w jej mniemaniu kiedyś miały dużą moc. Chciała od kogoś usłyszeć tylko dwa szczere słowa. Kocham Cię. Pragnęła tego całą sobą, ale teraz już wiedziała, że nikt nie mógł jej pokochać. Bo była zepsutą laleczką, która służyła każdemu za odrobinę rozrywki.
Uśmiechnij się Victoria.
- Jestem głupia Evan. Bo myślałam, że kiedykolwiek mogę być dla kogoś najważniejsza. Tak wiele razy się starałam. Czekałam cierpliwie na Billa, któremu oddawałam całą siebie. Wierzyłam w to naiwnie, że kiedyś będzie w stanie mnie pokochać. Że odwzajemni moje uczucia. Oddałam całą siebie Sethowi, bo myślałam, że idziemy w tą samą stronę. Każdemu oddawałam co w sobie miałam najlepsze. Było ich tak wielu... A teraz... Widzę, że to moja uczuciowość była problemem. Myślałam, że każdy potrzebuje tego co ja. Uwagi, zapewnień, tych dwóch słów, ale one nie mają już dla mnie żadnego znaczenia. Nie jestem w stanie w nie uwierzyć. Płaczę, bo straciłam nadzieję. W coś co wierzyłam przez całe swoje życie, straciło sens.
Spogląda na rzucony popcorn na piasku i delikatnie wtula się w ramię przyjaciela.
- Kiedyś chciałam być dla kogoś najważniejsza. Być pierwszą myślą dla kogoś o poranku, jak i tą ostatnią, gdy umysł szykuję się powoli do snu. Zawsze jednak byłam tą drugą. Marnym zastępstwem dla kogoś, a gdy pojawiała się ta ważniejsza ode mnie osoba, szłam w odstawkę. Jestem niczym zabawka, którą każdy przekazuje sobie do rąk i odkłada, gdy mu się już znudzę. Ja nie jestem wyjątkowa Evan. Stanowię dla nich tylko rozrywkę. Spójrz tylko.
Spogląda delikatnie w stronę grupki nastolatków, która robi jej kolejne zdjęcia. Kącik ust unosi się ku górze, gdy mewy atakują tą grupę ludzi. Jest to zabawny widok, ale więcej nie jest w stanie z siebie wykrzesać.
- Jutro, gdy się obudzę znowu cały internet będzie żyć moim nieszczęściem. Kolejne zdjęcia będą wędrować po kolejnych stronach plotkarskich. Bo tym dla nich jestem. Rozrywką. Nikt nie zwróci uwagi na moje uczucia. Każdy kto jutro zobaczy zdjęcia z naszego wyjścia, będzie komentował mój ubiór. Będą szukać sensacji i doszukiwać się moich skaz i błędów. Napiszą o moich włosach, których nie myłam od trzech dni. Będą wysyłać na moje social media, kolejne zdjęcia, jak bardzo zakochany jest Seth w Storm. Z zapartym tchem będą obserwować każdy mój kolejny krok. Bo chcą sensacji. Plotki. Wiesz ile widziałam już artykułów na mój temat? Hejt na mnie wylewa się z każdej strony i niektórzy nawet zastanawiają się czy nie trafię do ośrodka zdrowia psychicznego. Każą mi się uśmiechać, bo jestem osobą publiczną. Mam stanowić wzór, bo ludzie kojarzą mnie z internetu i seriali, gdzie odgrywam tylko kolejne role. Od tylu lat tylko gram kolejne postacie i powoli zaczynam zastanawiać się kim jestem.
Z jej ust wydobywa się ciche westchnięcie. Zgarnia w dłoń kilka ziaren popcornu i rzuca je przed siebie. Obserwuje jak mewy rzucają się na nową zdobycz.
- Choć raz chciałabym być sobą. Żeby nikt mnie nie oceniał i nie zmuszał do tego cholernego uśmiechu. Mam dość Evan. Poddaję się.
Evan Molloy
i wanna be where people are
26 lat 176 cm ratownik medyczny w straży pożarnej
Awatar użytkownika

i will love you till the end of time, i would wait a million years.

something about me
by dc: loons_toons

Zawsze sądził, że jest dobry. W pocieszaniu, w mówieniu tego, co ktoś chciał i nade wszystko powinien usłyszeć. Mierzył się z trudnymi przypadkami, taka była jego praca, trudna, ciężka, wykańczająca psychicznie. Tracił kogoś, był świadkiem czyjejś śmierci oraz sam narażał własne życie, nie zawsze w sposób mądry, stosowny. Niemniej w i e d z i a ł, jak powinien się zachować. Jednak w obliczu łez przyjaciółki, smutku drzemiącego w jej oczach miał wrażenie, że to całe doświadczenie, ten profesjonalizm uchodził z niego jak powietrze z przebitego balonu. Bo Victoria nie była twarzą, która zniknie w tłumie tysiąca innych, nie była kimś, komu wciśnie kilka pięknych słów i rzuci siema nara, zmywam się. Ta drobna, zrozpaczona dziewczyna przez te minione miesiące stała mu się równie bliska jak rodzina, jak siostra, której nigdy nie miał, ale liczył cicho, dziecięco naiwnie, że podobną relację mógłby mieć ze swoim starszym bratem. Chciałby więc cierpieć razem z nią, przenieść część tego bólu na siebie, ale nie może, jedyne co potrafi to tkwić u jej boku, cierpliwie, czekając aż wyrzuci z siebie wszystko, co się w niej kotłowało. Z siłą typową bombie atomowej, albo mniejszą, lecz równie zabójczą niczym pocisk snajperski. Bo tylko wtedy będzie świadom, jak jej naprawdę może pomóc. Obrzucenie jajkami drzwi tej zdradzieckiej szui, czy zrobienie podobnego świństwa współwinnej tego całego zamieszania nie było wystarczające. Chciał, żeby cierpieli, ta para karmiąca się szczęściem kosztem jego Tori. Tylko że życie nie było bajką, poetycką opowieścią o sprawiedliwości, która dosięgnie w końcu każdego — życie było po prostu życiem i tylko czas może ukazać prawdziwe, paskudne oblicze Setha oraz Stormi. Do tego momentu miał być zaledwie wsparciem, ramieniem, na którym może się wesprzeć. To potrafił, chociaż zdania tańczące na powierzchni języka nadal nie były mu posłuszne.

Słucha jej, zawsze jej słucha. Z uwagą, ze skupieniem, którego nie sposób w nim odnaleźć poza pracą, bo jego myśli zawsze gdzieś pędzą, przeskakują z tematu na temat, zafiksowane na danym zagadnieniu. Chciałby jej przerwać, jednak milczy. Chciałby jej powiedzieć, że nie jest głupia, że ona nigdy nie jest problemem, to po prostu świat jest popierdolony. Że są na tym świecie ludzie, którzy są warci oddawania im wszystkiego, co się miało. Tylko czy tak powinien wyglądać związek? Jak dwie misy z wodą, gdzie jedna stale próbuje napełnić drugą, jednak tamta jest pęknięta, pozwala ofiarowanej cieczy uciekać z tej jednej rysy. Nie ważne, jak często będzie się pisało, jak mocno będzie próbowało nawiązać kontakt, prosić o odrobinę uwagi, to wciąż dla drugiej misy będzie za mało i nim się zorientuje, pierwsza zostanie pusta. Nie będzie mieć nic. Spuszcza wzrok, dłonie zaciskają się to rozwierają, jakby nie do końca wiedział, co z nimi zrobić. Frustracja z niemocy, z bezradności jest przerażająca, a on nie może znaleźć dla niej ujścia. Drga, dopiero kiedy zaczyna opowiadać o artykułach, marszczy delikatnie brwi, bo Molloy nie rozumie. Jest aż tak źle, że portale plotkarskie biorą na celownik dietetyczki?

Dlaczego mieliby pisać o tobie artykuły? — pyta ostrożnie, próbując pojąć sytuację, w której się znalazła. Coś kojarzył, że ta cała Stormi coś brzdąka, piosenki nie są w jego stylu, więc nie bardzo ogarnia co ma miejsce, Jones nie jest pokroju Taylor Swift, żeby miał być dręczony uświadamiany przez dzieciaki innych strażaków, o kulturowym znaczeniu wokalistki wobec tego wieku. Kręci głową, wzdychając cicho.

Wiesz, nie przypominam sobie, żebyś w Melinie była kimkolwiek innym niż sobą — zaczyna, milknąc zaraz — Możesz na mnie spojrzeć? — prosi łagodnie dziewczynę, jest poważny, uśmiech nie znaczy już jego ust, ręka nie sięga po kolejne ziarna popcornu — Victorio Nie Znam Twojego Drugiego Imienia Brooks, kocham cię. Kocham cię tak, jak kocha się siostrę, jak kocha się część swojej duszy umieszczoną w innym ciele. Jesteś moją przyjaciółką, powierniczką oraz kimś, bez kogo nie wyobrażam sobie przyszłości. Niezależnie, czy się śmiejesz, smucisz, krzyczysz, czy wbijasz się kolanami w mój bok, co jest strasznie niegrzeczne swoją drogą, proszę nie powtarzajmy tego zbyt często. Jesteś dla mnie jedną, jeśli nie najważniejszą osobą na całym tym świecie. Moja rodzina ssie, każdy z osobna oraz razem, dlatego nie zamierzam się do nich nawet przyznawać. Więc niezależnie od tego co się dzieje, czy to twoje serce jest złamane, czy moje będzie w przyszłości, chce cię zapytać, czy zostaniesz moją rodziną? Nigdy nie powiem ci, żebyś się uśmiechała, jeśli nie chcesz, obiecuje na mały palec — zapewnia ją, unosząc dłoń. Nie poradzi nic na jej złamane serce, nie zaradzi żadnym artykułom, ani temu, że została wykorzystana. Ale będą razem, na dobre i złe. I może to, chociaż tak troszeczkę, będzie wystarczające.



Victoria Brooks
ohana means family
25 lata 165 cm Influancerka, Aktorka, Dietetyczka
Awatar użytkownika

'Cause darling, I'm a nightmare dressed like a daydream

something about me
by Verdsa

Każda emocja, która w niej się kotłowała miała jakiś swój początek. Złościła się na brata, który zdradził własną żonę z pierwszą lepszą kobietą spotkaną na swej drodze. Było jej smutno, bo świat okazał się okrutny, a ona dopiero zaczęła zauważać te drobne szczegóły w zachowaniu innych, które świadczyły o tym, że ktoś był zły. Była zrozpaczona, bo po raz kolejny ktoś zabawił się jej uczuciami. Wyrzucił ją jak brzydką szmacianą lalkę, bo już nie spełniała pewnych standardów. Czuła strach, bo nie wiedziała jak miała sobie radzić z tak przytłaczającymi negatywnymi emocjami. Każda cząsteczka jej ciała była złożona z pewnych emocji, które się z niej wylewały. Nie były to udawane uśmiechy, które przywoływała na swoją twarz, bo jej praca od tego wymagała. W tej chwili była tylko Victorią Brooks, a to wywoływało u niej wstręt, bo tak bardzo w tej chwili chciałaby być kimś innym. W filmach i serialach, w których grała tak łatwo zmieniała swoje tożsamości, że czasem zapominała kim naprawdę była. Angażowała się w role, które dostawała i wchłaniała charakter danej osobowości, ale teraz nie potrafiła dać światu wschodzącej gwiazdy kina, bo w tym momencie swojego życia była tragiczną postacią ze złamanym sercem. Victorią Brooks. Porcelanową laleczką, którą ktoś po raz kolejny roztrzaskał, dla własnej przyjemności.
Spogląda na twarz przyjaciela, gdy zadaje jej pytanie i zauważa w nim niepewność. Kolejną emocję, którą tak dobrze zna. Widzi w jego oczach swoje odbicie i fala zrozumienia zalewa jej umysł. On nigdy nie widział jej jako kogoś innego, bo ani razu nie rozmawiali o jej pracy. Jedynie obserwował jak radziła sobie w kuchni i siedziała wieczorem na swoim laptopie, rozpisując dla kogoś nową dietę. Na jej półce w pokoju leżała książka kucharska, którą wydała pod własnym nazwiskiem. Dla niego była zwyczajną kobietą, jego Torią. Nie Victorią Brooks, którą znała reszta świata. Była kimś więcej niż rzędem literek w kolejnym artykule. Kimś więcej niż twarzą, która pojawiała się na ekranie. Była kimś prawdziwym dla niego. Poznał , a nie postać którą kreowała w swoich social mediach. A ta myśl wywoływała na jej twarzy delikatny uśmiech. Cień pozytywnej emocji, od której kręciło jej się w głowie.
- Evan... Jestem... - zaczyna, choć nie jest pewna jak miałaby mu to wytłumaczyć. Zamiast słów wybiera, więc czyny i wyciąga z kieszeni telefon, z którym nigdy się nie rozstaje. Odblokowuje ekran i krzywi się delikatnie widząc liczbę powiadomień, które zalało jej urządzenie. Wchodzi na swój kanał na You Tube, na którym zaczęła wrzucać filmiki jedenaście lat temu. Na Tik Toka, na którego wrzucała ostatnio najwięcej materiału. Pokazuje listę filmów i seriali, w których odgrywała swoje pierwsze i ostatnie role. Teledyski, w których wystąpiła i obnaża przed nim cały wizerunek Victorii Brooks. Dziewczyny, która dorastała w całym tym syfie i kobiety, którą w tej chwili była.
Uparcie spogląda wciąż w ekran telefonu, nawet gdy ten gaśnie niczym ostatnie światełko nadziei. Boi się, że w jego oczach nie zauważy już Torii, a Victorię, którą była na co dzień. Niepewnie unosi swój wzrok na niego, gdy ją o to prosi i wstrzymuje oddech. Mruga powoli, gdy słyszy te dwa ważne słowa dla siebie. Kocham Cię. Łzy napływają do jej ślicznych oczu, gdy słucha każdego słowa opuszczającego jego usta. Szczery uśmiech pojawia się na jej ustach, a gdy tylko wystawia w jej kierunku mały palec, ona rzuca się na jego szyję. Przytula się do jego ciała, a gwałtowny ruch sprawia, że ta dwójka traci równowagę. Popcorn rozsypuje się na piasku, ale mewy nawet nie zbliżają po tą darmową przekąskę.
- TAK! Zostanę twoją siostrą! - krzyczy w ekscytacji, a jej kolano zapewne wbija się boleśnie w bok Evana. Łzy znaczą koszulkę chłopaka, a jej ciało drży od nadmiaru emocji. - Jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało Evan. Jesteś moją bezpieczną przystanią. Bratem, o którym marzyłam już jako mała dziewczynka. Kocham Cię. - śmieje się, gdy Evan unosi ją z łatwością i przytula do siebie, uwalniając się od kolana, który wbijał się w jego bok. Nie mogła nic poradzić na to, że była jego Torią. Wybuchem nieposkromionych emocji, z którymi przez ostatnie miesiące musiał się mierzyć i będzie do końca swoich dni.
W tej chwili żadne słowa nie są wystarczające, więc oboje siedzą przytuleni i obserwują zachód słońca. Śmieją się, gdy mewy w końcu po jej wybuchu, postanawiają podejść i uciekają od tego ataku, zgarniając po drodze koc. Biegną w stronę motoru i Evan pomaga jej założyć na głowę kask.
- Evan.. Na drugie imię mam Lilyana. - uśmiecha się i siada tuż za nim, przytulając się do jego pleców. Spogląda po raz ostatni na plażę i odjeżdżają, w blasku ostatnich promieni słońca w stronę Meliny. Ich domu.

KONIEC
Evan Molloy
i wanna be where people are
ODPOWIEDZ