Tłum ludzi powoli rozchodził się w stronę kilku wyjść z kortu.
W gwarze rozmów dało usłyszeć się podekscytowanie obejrzanym meczem, kiedy wymieniali się opiniami na temat rozgrywki i tytułu.
A Lucy Latham stała na uboczu, przy zewnętrznej części płotu kortu i nie mogła powstrzymać się przed niedużym uśmiechem, który malował się na jej twarzy. Cieżko było nie podsłuchiwać głośnych rozmów, zwłaszcza gdy te sypały pochwałami względem zwycięzcy turnieju. Skrawki i zdania, które wyłapywała podkreślały różne zagrania i zachowania graczy. Kobieta notowała je wszystkie w myślach, gotowa powtórzyć każde słowo. Czekała tylko na zwycięzcę, który miał pojawić się w bramce, która obserwowala katem oka z oddali.
Minęło kilka miesięcy od jej powrotu; nie wiedziała gdzie się podziały. Nie była w stanie sobie przypomnieć jak wyglądało jej życie we Francji, kiedy z dala od wszystkich, nie utrzymywała kontaktu z ludźmi, którzy już teraz, w tak krotkim czasie, stali się niezastąpieni. Leah, z którą rozmawiały każdego dnia i regularnie znajdowały czas na kawę, grupka znajomych, w której łaski wdała się dość szybko i Casey. Casey, który obiecał, że jeśli trening i turniej pójdzie dobrze, będzie mogła przyjść i obejrzeć jego finał.
Mrugnęła kilkukrotnie i rozejrzała się dookoła.
Odrobinę rozproszona wróciła myślami do swoich urodzin. Sekretnych urodzin, o których nie powiedziała nikomu poza nim, pod sam koniec wieczoru. Za tę część już udało jej się oberwać, przeprosić i obiecać, że w przyszłym roku pozwoli wszystkim na złożenie jej życzeń o czasie. Ale to nie o tym myślała. Tylko o jednym, krótkim momencie, który tak jak wiele innych sprzed lat sprawiały, że jej policzki płonęły żywym ogniem. Trzy słowa, Wszystkiego Najlepszego, Lucy, wypowiedziane tak blisko, że jego oddech połaskotał ją po twarzy. I sprawił, ze nie trafiła w tarczę ani pierwszą, ani drugą lotką.
— Przestan śnić! — Wesoły głos zza pleców sprawił, ze podskoczyła w miejscu.
— Czy możesz tego nie robić? — Obróciła głowę w stronę kobiety, która tylko wzruszyła ramionami.
— Za łatwo cię przestraszyć, jesteś idealną ofiarą. — Otrzymała krótką odpowiedz. — Nie mogę się powstrzymać. Iii muszę już iść...
— Leah. Nie zdążyłyśmy go nawet zobaczyć po grze. —
— Nie, ja nie zdążyłam, ty masz mnóstwo czasu, ja mam plany. Poza tym i tak wyciągnę go na gratulacyjny lunch, albo happy hour, albo rundę tenisa z mistrzem! Powiedz mu, że napiszę później. — Szturchnęła ją ramieniem i zniknęła zanim Lucille zdążyła zaprotestować, albo przytrzymać ją za rękaw swetra, zmuszając do pozostania w miejscu. Powiodła tylko wzrokiem za znikającą w oddali sylwetką przyjaciółki, gubiąca się gdzieś w grupie ludzi zgromadzonej bliżej budynku klubu.
Z cichym westchnieniem strzepała jakiś pyłek z kurtki, którą miała na sobie i spojrzała w stronę bramki.
Casey Morrison