
you know i need someone, help!
Cholera.
Wszystko szło zupełnie nie tak, jak iść miało. To miało być tylko naprawdę szybkie wyjście, po którym miała od razu wrócić do domu, całkiem bezpieczna, ale wszystko się na tyle poprzeciągało, że w tym momencie jedynie wyklinała na samą siebie, że nie wzięła ze sobą tej nieszczęsnej buteleczki z gazem pieprzowym. Co ją w ogóle pokusiło, żeby ruszać aż na Bronx w "sprawie, która nie mogła zaczekać do jutra"? Przecież, gdyby wiedziała, że to była kwestia, która kosztowała ją więcej czasu, niż to było warte, przekonywałaby znajomą, żeby z tym poczekała. Albo by ją po prostu zbyła w sposób delikatny; w końcu, nie były ze sobą tak blisko, a kim Ania była, żeby jeszcze komuś matkować i pomagać w decyzjach, które to wcale takie pilne nie były. Nagła zmiana fryzury, zarówno długości, jak i koloru, bo włosy pamiętają, a ona chce zapomnieć o złamaniu serca, co sprawi, że nigdy już więcej nie pokocha...
Anima aż za bardzo gryzła się w język, żeby nie powiedzieć tylko kilku przykrych słów na temat tego, jak bardzo dziecinnie zachowywała się znajoma, która, przynajmniej w świetle europejskiego prawa, była już pełnoletnia.
Przez te całe darmowe porady i dodatkowe usługi fryzjerskie była zmuszona wracać po ciemku. Z przerażeniem patrzyła, jak właśnie ucieka jej ostatni środek transportu publicznego; z jeszcze większą niechęcią patrzyła na aplikację, pokazującą, że w sumie to bardziej opłacałoby się jej zamówić Ubera, ale jej dziwny zmysł oszczędzania postanowił, że przejdzie się, po prostu, żeby tylko wyładować złość i irytację, co tak bardzo w niej narosła przez niekoniecznie poważną koleżankę. I tak znalazła się w sytuacji, gdzie idący za nią, całkiem obcy mężczyzna krzyczał i coraz bardziej się zbliżał, a ona, praktycznie bezbronna, rozglądała się tylko za kimkolwiek w parku. Jakąkolwiek osobą, która mogłaby jej pomóc. Bo przecież ludzie wychodzili z psami, tak? Albo na nocne spacery? Jak ona żałowała, że nie miała ze sobą tego nieszczęsnego gazu...
Zdecydowanie wyższa postać pojawiła się w jej polu widzenia, a ona poczuła się jak młody grzybiarz, patrzący na pierwszego prawdziwka w sezonie, chociaż nigdy na grzybach przecież nie była. I normalnie to nawet by pewnie nie podeszła, ale teraz, bez oglądania się za siebie w kierunku podążającego za nią nieznajomego, niemal podbiegła do chłopaka, otwierając przy nim szeroko ramiona i śmiejąc się, jakby się przecież znali.
- Jak dobrze cię widzieć! - powiedziała na tyle głośno, żeby niedoszły stalker ją usłyszał. - Tamten typ mnie śledzi, możesz mi pomóc? - dodała zdecydowanie ciszej, niemal błagalnie, wciąż utrzymując szeroko rozstawione ramiona. Tylko drobna pomoc. Nic więcej.
Paddy Morales