

Art is only a way of expressing pain
Śmierć...
Witaj stara przyjaciółko... Zabierz mnie w swoje ramiona i ukołysaj do snu.
To tak bardzo boli... Czuje jak krew opuszcza moje ciało, ale dalej tu tkwię... Chcę krzyczeć, ale głos uwiązł mi w gardle. Staram się pamiętać tylko te dobre chwile w tych ostatnich sekundach, ale wszystko spowija mrok. Złamali mnie. Okaleczyli. Nie mam siły żeby walczyć. Josh wygrał.
Spogląda na Josie, która śpi na miejscu pasażera, a jej usta wykrzywiają się w grymasie bólu. Znowu uciekała... Pędziła przed siebie na złamanie karku, żeby jak najszybciej opuścić Nowy Jork. Nie mogły tutaj zostać. Dla całego świata i tak były już martwe, tylko jedna osoba wiedziała o tym co je spotkało. Owen pomógł im zorganizować to wszystko, a teraz.. Musiała być silna dla tej dziewczyny obok. Musiała ją sprowadzić z powrotem
Zamrugała, gdy łzy popłynęły po jej policzkach, gdy zobaczyła znak mówiący o tym, że właśnie wyjechała z miasta. Po raz kolejny to zrobiła. Opuściła całe swoje życie. Jego. Nigdy nie wybaczyła tego sobie.
Nie mogła wrócić. Wyatt dogadał się z Joshem i Josie była bezpieczna, ale ona... Była niczym trofeum, które miało być nagrodą pocieszenia. Oddała Owenowi blondynkę całą i zdrową, tak jak obiecała, ale ona... Layla Rosales umarła tamtego felernego dnia.
W dłoni trzymała swoje nowe dokumenty. Ta nowa tożsamość kosztowała ją wiele, ale miało jej to dać nową szansę. Lepsze jutro. Robiła to nie tylko dla siebie, ale też dla innych.. Tylko tak mogła zagwarantować im bezpieczeństwo. Nie mogła mu powiedzieć. Już nigdy nie miała usłyszeć jego głosu... Opuszczała Stany Zjednoczone. Teraz Florencja miała być jej nowym domem.
Po raz ostatni spojrzała na miasto i położyła na kamieniu różę. Taką samą miała wytatuowaną na swoim nadgarstku, ukrywała to co było w niej zepsute - bliznę, o której nigdy nie miała zapomnieć. Pogrzeb. To pożegnanie było jej pogrzebem. Ostatnią chwilą...
Tego dnia narodziła się Rosemarie Galvez.
Dwa dni wcześniej...
Spogląda na swoje odbicie w lustrze i próbuje przywołać na swoje usta uśmiech, gdy mąż podchodzi do niej i oznajmia jej, że za dwa dni będą mieli gości. Jego kuzynka się zaręczyła i chciała zorganizować ślub w Toskanii, w której się wychowała. Powinna się cieszyć. Goście mogli być wybawieniem dla niej i córki, która tej nocy bezpiecznie spała w swoim pokoju, bo ten mężczyzna był dziś skupiony tylko na niej. Czasami zastanawiała się jak do tego doszło, że po raz kolejny wpadła w takie szambo bez wyjścia.
Kiedy przyleciała do Florencji była załamana. Próbowała bezskutecznie pozbierać się do kupy, ale nie mogła. Josh ją złamał, a ona nie mogła na nowo wpaść w cały ten wir zwany życiem. Egzystowała, a Antonio ją z tego wyciągnął. Nie kochała go, ale był jej bezpieczną przystanią. Jedynym punktem, który trzymał ją przy życiu. Wtedy wiele mu zawdzięczała. To dzięki niemu skończyła studia i zaczęła pracować w szpitalu, gdzie jego matka była Ordynatorem. Jaka była głupia... Nie wiedziała. Nie zdawała sobie sprawy, że ten człowiek zaciskał na jej szyi powoli pętle. Zaplanował to wszystko... Ciąża... Spontaniczny ślub, który wszystko odmienił. Jego zachowanie się zmieniło. A gdy pojawiła się Rosita na świecie, to nie miała już jak uciec od niego. Raz się odważyła... Nie udało się, a konsekwencje tego czynu do dziś zbierały swoje żniwo. Zrobił z niej wariatkę. Samobójczynie, która targnęła się na swoje życie i chciała zniszczyć całą rodzinę. Przez całą tą sytuację zabrali jej licencję na wykonywanie zawodu. Straciła pracę i była zdana na niego. Kontrolował każdy jej ruch. Była kurą domową, która nie mogła podjąć żadnej decyzji i obrywała za każdy najmniejszy błąd jej lub córki.
Tej nocy znowu ją wziął. W milczeniu spłukiwała z siebie krew, gdy on spał już w łóżku. Była w stanie zrobić wszystko, żeby tylko Rosita była bezpieczna.
Teraz...
- Wyglądasz jak ladacznica. Chcesz, żeby Rosita wzięła z twojej rodziny przykład i kurwiła się na ulicach jak twoja matka?! Dzięki mnie macie to wszystko, a ty... Chcesz przynieść mi wstyd?! - jęknęła, gdy jej plecy boleśnie uderzyły o ścianę, a z jej płuc wyleciało całe powietrze.
- Przepraszam.. - wyszeptała i podniosła się z podłogi, podchodząc do szafy. Nie wyglądała wyzywająco. Ta sukienka nawet nie miała dekoltu, ale według jej męża była za krótka... Przebrała się, a materiał szczelnie zakrywał wszystkie siniaki i rany, które zadał jej mąż dwa dni temu - pomimo tego, że na zewnątrz było chyba z milion stopni. Przez najbliższe dni mieli udawać kochającą rodzinę. Była ciekawa jak jej mąż poradzi sobie ze swoją agresją na te kilka dni.
Uśmiechnęła się delikatnie do córki, która miała już pięć lat. Wyglądała jak jej mała kopia. A w tej swojej niebieskiej sukience wyglądała uroczo. Robiła wszystko, żeby dziewczynka nie zaznała przemocy z rąk ojca. Brała wszystko na siebie za zamkniętymi drzwiami sypialni.
Złożyła delikatny pocałunek na czole dziewczynki i złapała ją za dłoń, gdy w domu rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Goście. Zeszła z uśmiechem na ustach po schodach, gdy jej mąż otworzył drzwi i dość wylewnie witał się ze swoją kuzynką. Podeszła do kobiety i również się z nią przywitała. To nie był pierwszy raz, gdy już u nich przebywała. Dziś jednak mieli poznać jej narzeczonego. Zadrżała, gdy mąż zaborczym gestem objął ją w pasie i położył swoją dłoń na głowie córki. Była przerażona. Jeśli tylko zrobi coś nie tak... Nie... Nie pozwoli na to, żeby coś temu aniołkowi zrobił.
Uniosła swoje spojrzenie na gościa, a jej serce zabiło dwa razy szybciej. To niemożliwe... Ich spojrzenia się skrzyżowały, a ona znowu przepadła. Te oczy... Te niebieskie oczy, w których pewnej nocy odbijał się blask księżyca. Rowley...
- Miło nam cię poznać. Jestem Rosemarie, a to nasza córeczka Rosita. Wejdźcie. Pokój już jest przygotowany dla was. - spuściła swój wzrok. Nawet gdyby chciała nie mogła na niego dłużej spoglądać. Jej mąż... Ukarałby ją za to, że patrzyła na innego mężczyznę zbyt długo.. Była w szoku. Myślała, że już nigdy go nie zobaczy...
Rowley Moreau


But I gave myself again to that fire, threw myself into it, into him, and let myself burn.
Utrata...
Ból, który nie był w stanie opisać nawet najgorszymi słowami. Stracił ją, stracił ją bezpowrotnie a jego życie już nie miało być takie samo. Wszystko dookoła straciło sens a Moreau popadł w marazm; nie był już tym dawnym uśmiechniętym chłopakiem z którym spędzała czas na plaży a jedynie księżyc był im świadkiem, uczucia które się między nimi narodziło nawet gdy nigdy z jego ust nie usłyszała tych dwóch ważnych słów.
Kocham Cię.
Już nigdy nie miała ich usłyszeć.
Każdy dzień zlewał się z poprzednim, nic co robił dotychczas nie sprawiało mu już frajdy, a łzy które wylał w swoich czterech ścianach nie przynosiły w żaden sposób ulgi. Odciął się od wszystkich swoich znajomych. Nie odbierał telefonów od Owena, nie chciał spotkać się z Nanette, która chciała go wesprzeć, także nie odzywał się do Rey która pewnego dnia przyszła do jego apartamentu chcąc wyciągnąć go z łóżka gdzie leżał niczym otępiały. Wpatrywanie się w sufit było jego jedyną rozrywką, a z łóżka wychodził tylko kiedy głód dawał o sobie znać. Także praca w warsztacie została odsunięta na dalszy tor, wszystko zwalił na swojego zastępcę.
Sprzedał nawet swój ukochany samochód bo przypominał mu o niej.
Obecnie
Nadzieja.
Dawno już ją utracił i tylko wyjazd z Nowego Jorku spowodował, że zaczął na nowo żyć. Chociaż... co to było za życie gdy nie miało się u boku ukochanej osoby? Rowley nauczył się żyć ze stratą i od zaledwie dwóch lat nie borykał się już z koszmarami, które spędzały mu sen z powiek praktycznie każdej nocy. W tych snach widział jej twarz, chociaż przez upływ lat zapominał pewnych drobnych szczegółów, które czyniły ją wyjątkową w jego oczach, nigdy chyba jednak nie zapomni koloru jej oczu, wpatrujących się w niego intensywnie. Natomiast jej głos... nadal odtwarzał go w pamięci bo tego nie chciał zapomnieć już nigdy.
A może zorganizujemy noc poślubną na Malcie?
Głos jego narzeczonej wyrwał go z zadumy kiedy stał przed lustrem wciągając na swoje wysportowane ciało koszulę, zapinając powoli guziki. Malta. — Tylko nie Malta, proszę — rzucił dość ostrym tonem w kierunku kobiety o długich, blond włosach, która spojrzała na niego wywracając teatralnie oczami. Kiedyś wspominał jej o dziewczynie, którą kochał bez pamięci, nigdy jednak nie wdawał się w żadne szczegóły, a Malta miała zostać nie skażonym miejscem.
To było ich miejsce.
Florencja była na swój sposób piękna, ale Rowley nie czuł żadnej ekscytacji zbliżającym się nieubłagalnie ślubem, kiedyś planował go z inną kobietą, a raczej myślał o tym, że mogliby zostać szczęśliwą rodziną po tym wszystkim. Los jednak chciał, że tak się nie stało, a on dzisiaj miał poznać kuzyna swojej narzeczonej, który miał pomóc w organizacji wesela w tych stronach oraz jego rodzinę. Nic nie zwiastowało burzy, która miała zaraz nadejść. Poprawiając chyba już setny raz kołnierzyk koszuli, który uwierał go w szyję, zmarszczył czoło gdy jego narzeczona nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, ze nienawidził noszenia koszul, ta wystrojona jakby szła już teraz na swoje wesele w kusej sukience, rzucała mu tylko lekkie spojrzenia za każdym razem gdy próbował poprawić kołnierzyk. Przyprawiał go on do szewskiej pasji...
Stojąc pod drzwiami domu ten przywdział na ustach lekki uśmiech, starając się wyjść jak najlepiej bo podobno pierwsze wrażenie długo zapada w pamięć, a poprzez ślub chcąc czy nie chcąc będzie rodziną z tymi nieznanymi mu ludźmi. Moment w którym otworzyły się drzwi były zarazem najlepszym jak i najgorszym momentem w jego życiu, gdy z mężczyzny stojącego u boku swojej żony przeniósł spojrzenie właśnie na nią. Zapomniał jak się oddycha, a serce w jego piersi zabiło nieznośnie mocno, wręcz boleśnie. Myślał, że już nigdy jej nie zobaczy, a pogrzeb, który wyprawili z jej znajomymi był tym oficjalnym pożegnaniem, które potrzebował. Przepadł ponownie gdy jego spojrzenie przeniosło się na małą Rositę, która kurczowo trzymała się nogi matki bojąc się zapewne gości. — To mój narzeczony, Rowley — przedstawiła go jego przyszła żona, łapiąc go za rękę, przysuwając się do jego ciała opiętego w białej koszuli, które pod wpływem jej dotyku całe się napięło.
— Roly, miło Was poznać — przywdział na usta lekki uśmiech, doskonale wiedząc, że jego ukochana nie lubiła skrótu tego imienia i nienawidziła kiedy ten ją poprawiał bo on sam nie lubił pełnego imienia, które było zarezerwowane tylko i wyłącznie dla jednej osoby. Jej widok spowodował, że wszystkie wspomnienia wróciły... Moreau przykucnął, żeby zrównać się wzrokiem z małą dziewczynką, która jeszcze bardziej schowała się za nogą swojej rodzicielki. — A ten mały aniołek, to Rosita, tak? Mi Ciebie też miło poznać — na ustach mężczyzny pojawił się szerszy uśmiech, gdy ta nieśmiało się do niego uśmiechnęła. Tak niesamowicie przypominała swoją matkę, że serce ponownie w jego piersi ścisnęło się boleśnie, uniósł lekko głowę do góry, żeby spojrzeć prosto w twarz Lay...Rosemarie.
Sam chciał z nią założyć rodzinę... Przełknął ślinę prostując się lekko i ściskając rękę Antonio z którym przywitał się krótko ale rzeczowo.
Layla Rosales


Art is only a way of expressing pain
Lubiła tą chwilę grozy, gdy razem z Rey robiła sobie maraton horrorów. Lubiła igrać z ogniem i lawirować na cienkiej granicy między bólem, a przyjemnością. Umarła już cztery lata temu, ale nigdy nie sądziła, że ktoś będzie w stanie zrobić jej coś gorszego niż Josh. Tamta sytuacja spędzała jej sen z powiek, ale to.... Nic nie było w stanie jej przygotować na ten osobisty terror, który miał ciągnąć się za nią do końca życia. Uciekła... Próbowała go zabić... Targnęła się na swoje życie. Była tu, a on uśmiechał się w jej stronę. Psychopata. Dobrze wiedział, że nie miała już od niego jak uciec.
Siedziała w sądzie, a z jej oczu płynęły łzy. Nie miała już żadnych szans, ale czy nadzieja nie umierała ostatnia?
- Rosemarie Casella została ubezwłasnowolniona całkowicie. Prawnym opiekunem został Antonio Casella. - spojrzała przerażona na swojego prawnika, a z jej ust wydobyło się ciche: jak?. Przeczuwała, że tą sprawę mogła przegrać, ale prawnik jej obiecał, że zostanie ubezwłasnowolniona częściowo... To...
Odebrał jej wszystko. Tego dnia stała się pieprzoną własnością Antonio i nie mogła bez jego wiedzy podjąć żadnej decyzji. Nic... Straciła nawet licencję do wykonywania zawodu. Wszystkie marzenia, to o co walczyła tak długo i się starała... Nie zostało jej nic.. Zabił w niej ostatnią iskierkę życia. W tym momencie modliła się. Błagała o litość, o wybawienie, bo nie była w stanie dłużej tak żyć... Ten uśmiech... Jej kat i oprawca. Właściciel.
Dźwięk zamykanych drzwi od domu, który stał się jej więzieniem. Powierzchnią, na której mogła prowadzić swoją ponurą egzystencję. W oczach tych wszystkich ludzi Antonio był bohaterem, kochającym mężem, który chciał trzymać w ryzach szaleństwo swojej żony, którą kochał.
Proszę, zabij mnie... Modliła się o to za każdym razem, gdy ją brał wbrew jej woli. Gdy ją bił i znęcał się psychicznie. Pusta skorupa bez życia.
Teraz...
Czuła jak córka wbijała w jej nogę swoje małe palce, a ona siedziała ze spuszczoną głową, gdy kuzynka męża opowiadała o swoim nadchodzącym weselu. Bolało. Każdy mięsień w jej ciele bolał przeokropnie od zadanych ran, które zrobił jej mąż. Czym jednak był ból fizyczny? Niczym w porównaniu z tym co działo się w jej głowie.
Był tutaj... Rowley.. Chciała podbiec do niego, przytulić się w jego obce, a zarazem tak boleśnie znajome ramiona, ale nie mogła. Ze strachem obserwowała jak mąż zacisnął swoje palce na głowie Rosity, która chciała odejść już do swojego pokoju. Tak łatwo mógłby zrobić jej krzywdę.. Nie mogła popełnić żadnego błędu. Nawet nie unosiła swojego wzroku, żeby spojrzeć w jego oczy, choć pragnęła tego z całych sił. Zakładał rodzinę. Tworzył coś z inną kobietą, którą kochał.. Cieszyła się, że poszedł na przód. Tak dobrze mu życzyła.
- Kochanie nakryjesz do stołu? - pokiwała automatycznie głową na znak zgody. To był rozkaz, ukryty za delikatną sugestią, która mamiła innym oczy. A ona posłusznie wykonała to co jej kazał. Bo była jego własnością.
Jej ruchy były wręcz mechaniczne, a całe ciało cały czas napięte do granic swoich wytrzymałości. Naszykowała wszystko tak jak lubił. Podała ciasto, które upiekła bo jej kazał. Nalała do jego szklanki whisky, której nienawidziła i usiadła posłusznie koło niego. Cicha. Wyobcowana.
- Tato? Mogę dziś pobawić się do koleżanki? Wszystkie dziewczyny tam będą.. - Rosita spojrzała na ojca swoimi jasnymi oczami i zanurzyła łyżeczkę w deserze. Ona też kochała słodycze jak jej matka. Dziewczynka nigdy nie pytała jej o zdanie, bo i tak o wszystkim decydował mężczyzna. O wszystkim.
Chciała nałożyć dla siebie kawałek ciasta, ale Antonio złapał ją od razu za nadgarstek i wbił w nią te swoje przeszywające spojrzenie. - Rosemarie, skarbie na dziś wystarczy. Znowu zajadasz swoje emocje? - jego łagodny ton głosu przyprawiał ją o mdłości. W całym swoim życiu nie była tak chuda, wręcz wyglądała jak anorektyczka, ale... - Nie możesz Rosita. - kolejna decyzja. Położyła swoją dłoń na udzie i wbiła spojrzenie w podłogę. Obie milczały, gdy reszta prowadziła swobodną rozmowę.
Podniosła swój wzrok dopiero, gdy mąż zwrócił się do niej.
- Kochanie chyba dziś masz gorszy dzień. Idź do pokoju. - oddelegował ją. Pokazał się, że był kochającym mężem. Dopiero w nocy miała być mu potrzebna. - Poczekaj. Znasz zasady. Telefon. - wyciągnął w jej kierunku dłoń, a ona oddała mu urządzenie. Każdy jej krok był monitorowany. Nie miała nic. Posłała ostatnie spojrzenie gościom, które zatrzymała na dłużej na Rowleyu. Tak wiele chciała mu teraz powiedzieć. Przeprosić... Wyznać jak to wszystko wyglądało z jej perspektywy... Odeszła do swojego pokoju.
Spał. W końcu zasnął, a ona mogła po cichu wymknąć się na korytarz i skorzystać z łazienki. Zamknął ją w pokoju na cały pieprzony dzień, tłumacząc innym, że nowe leki źle wpływały na jej samopoczucie. Pierdolony psychopata. Chciała zacisnąć na jego twarzy poduszkę. Udusić go, ale wtedy prawnym opiekunem Rosity zostałaby jego matka. Z deszczu pod rynnę.
Spojrzała na swoje odbicie w lustrze i odetchnęła głęboko przepłukując swoją twarz zimną wodą. Był tutaj.. Kilka metrów dalej, a ona nic nie mogła zrobić.. Musiała wracać do męża. Wyśliznęła się z łazienki i wpadła niemal od razu na mężczyznę, który stał na korytarzu. Wstrzymała oddech i od razu zrobiła krok do tyłu, zakrywając dłońmi swoją twarz, jakby czekała na cios. Gdy ten nie nadszedł spojrzała przestraszona na tego kogoś. Rowley... Gdy mąż ją zobaczy tutaj w towarzystwie...
- Nie mogę z tobą rozmawiać. - wyszeptała i chciała go jak najszybciej wyminąć. Musiała..
Rowley Moreau


But I gave myself again to that fire, threw myself into it, into him, and let myself burn.
To nie miłość.. to samotność, która przeszywała go od momentu odejścia z jego życia Rosales spowodowała, że pozwolił komuś przebić się przez ten gruby mur, który zbudował wokół siebie. Wyjazd z Nowego Jorku dobrze mu zrobił a osiedlenie się w Seattle jak przypuszczał na stałe było dla niego niczym wybawienie.
Swoją narzeczoną poznał na jednej z imprez organizowanych przez jego nowych znajomych w jego nowej pracy. Nienawidził tej pracy od samego początku a siedzenie za biurkiem nigdy nie było dla niego, zwłaszcza że dotychczas prowadził aktywny tryb życia. Nie mógł jednak patrzeć już na wyścigowe samochody, sprzedając swoją ukochaną perełkę, czuł się tak jakby ktoś wyrwał mu cząstkę jego duszy, ale z tym samochodem wiązało się zbyt dużo wspomnień. Także z czasem sprzedał warsztat w Nowym Jorku, który dostał od starego właściciela. Nie chciał mieć już nic wspólnego ze swoim starym życiem, nawet gdy wspomnienia nadal w nim żyły..
Będąc teraz prezesem w firmie zajmującej się marketingiem oraz social mediami czuł się niczym zwierzę w klatce.
Obecnie
Czuł się dziwnie siedząc przy stole ze swoją obecną narzeczoną, ze swoją dawną miłością i jej córką oraz mężem, sprawiali wrażenie szczęśliwej rodziny, ale kiedy ten spoglądał w kierunku Rosales podłapując tylko czasami jej spojrzenie w duchu wiedział, że coś było nie tak. To nie była ta sama dziewczyna w której się zakochał osiem lat temu, dziewczyna z którą spędził swoje najlepsze chwile na Malcie...
Oparł się wygodniej o oparcie swojego krzesła nie wychodząc z roli gdy mimochodem zarzucił swoją rękę na krzesło należącego do jego narzeczonej, która z ożywieniem opowiadała im o planowanym ślubie, tylko czasami przytakiwał i się lekko uśmiechał wodząc uważnie swoimi niebieskimi oczami od Antonia do jego małżonki; naprawdę próbował sprawiać wrażenie kompletnie nie przejętego i zrelaksowanego.
— Chciałam zorganizować podróż poślubną na Maltę, ale Rowley nie chce tam jechać, a uważam że jest to wręcz idealne miejsce, prawda Antonio?
Głos jego narzeczonej spowodował, że ten mimowolnie skupił na niej swoje spojrzenie czując jak jego serce w piersi przyspiesza na wzmiankę o tym miejscu. To miejsce miało tyle pieprzonych wspomnień, że nie był w stanie nawet o tym myśleć. Próbował zrobić dobrą minę do złej gry maskując swoje zdenerwowanie lekkim uśmiechem.
— Kochanie, uważam że jest o wiele więcej lepszych miejsc na podróż poślubną — wyrzekł po chwili, ściskając delikatnie jej nogę pod stołem, rzucając jej lekki uśmiech. Starał się w tym momencie nie spojrzeć w kierunku Layli, jakby bał się że tym spojrzeniem zdradzi wszystko.
Tego wieczoru nie kochał się ze swoją narzeczoną, zwalił winę na ból głowy po ciężkiej i długo godzinnej podróży i kiedy ta poszła do łazienki się ogarnąć, to gdy wróciła udał, że już śpi. Poczekał na odpowiedni moment aż usłyszy, że ta zasnęła i poruszył się wymykając ze swojego łóżka. Myśl, że Layla była wręcz parę kroków od niego, że była praktycznie tuż za ścianą a on nic nie mógł w tej sprawie zrobić powodowało, że czuł się bezużyteczny. Nie chciał jej tutaj zostawiać bo nie uwierzył w bajeczkę Antonia o tym, że przez leki, które bierze jest taka a nie inna.
Wprawdzie nie widział w niej swojej dawnej miłości dla której był w stanie poświęcić nawet życie, ale wierzył, że ona nadal tam była... Musiał wyjść z tego pomieszczenia bo czasami miał wrażenie, że się dusił; często też w nocy nie mógł spać a czuł, że dzisiejsza noc nie będzie żadnym wyjątkiem. Gdy znalazł się na korytarzu przyciągnął go jakiś ruch i powoli skierował się w tamtą stronę, nie przypuszczał że trafi po prostu na nią. To w jaki sposób się zasłoniła jakby bała się, że ją uderzy...
Zamarł w bezruchu spoglądając na jej twarz.
— Zaczekaj — szepnął cicho chwytając ją automatycznie za nadgarstek, w miejscu gdzie pod palcem wyczuł biegnącą bliznę po jej próbie samobójczej wtedy gdy fatum Josha wisiało nad nimi.. przesunął kciukiem po tym miejscu doskonale wiedząc, że miała tam tatuaż.. To on ją na niego namówił. — Layla ja... myślałem, że nigdy Cię nie zobaczę — wyszeptał cichym głosem, zmniejszając między nimi dystans, żeby w tym półmroku móc spojrzeć w jej twarz, nadal piękną mimo tego że wyglądała jak cień samej siebie.
— Czy on Cię skrzywdził?
To pytanie wyrwało się z jego gardła zanim zdążył się nad tym zastanowić, drugą rękę zacisnął w pięść, rękę która zaczęła się niebezpiecznie trząść. Od dwóch lat nie miał problemów ze swoją agresją, tuż po jej odejściu zatracił się w tym nie zwracając uwagi na konsekwencje, chciał nawet czuć ból bo go w pewien sposób wyzwalał...
Layla Rosales


Art is only a way of expressing pain
tekst wewnątrz może zawierać:
przemoc, gwałt
Obudził ją niewyobrażalny ból głowy. W ustach miała posmak trocin. Potrzebowała wody. Otworzyła powoli swoje oczy. Miała wrażenie, że wszelkie funkcje życiowe paliły jej się na czerwono. Mruknęła coś niezrozumiałego pod nosem, a dłonią natrafiła na męski tors. Jak oparzona usiadła i wbiła swoje jasne spojrzenie w mężczyznę ubranego tylko w bokserki. Antonio - jej współlokator. Panika ogarnęła ją dopiero, gdy uzmysłowiła sobie, że na sobie nic nie miała. Cholera. Nie wypiła tego wieczoru dużo, jednego drinka... Gdyby nie fakt, że impreza była w domu, w którym mieszkała z innymi lokatorami, to w życiu na niej nie pojawiłaby się. Miała inne priorytety, a studenckie imprezy nigdy nie były jej w głowie. Zresztą czekała na odpowiedź Rowleya... Nie była pewna czy list do niego dotrze, ale żywiła cichą nadzieję, że za kilka dni pojawi się w Florencji... Może już ułożył sobie życie? Głupia nie wiedziała, że on wyjechał z Nowego Jorku, a ten list nigdy do jego rąk nie trafił.
- Rose w końcu się obudziłaś. - zmartwiony głos współlokatora wyrwał ją ze wszelkich rozmyślań, a ona przerażona przycisnęła pościel do swojego nagiego ciała, żeby się szczelnie zakryć. Antonio się w niej podkochiwał. Wiedziała o tym, ale jej serce należało do innego, a on nie był z tego faktu zadowolony. - Czy my?.. - zapytała niepewnie, ale łagodny uśmiech chłopaka ją lekko uspokoił.
- Nie.. Nie pamiętam czegoś takiego. Dziwnie się zachowywałaś, chyba ktoś dosypał ci coś do drinka i zabrałem cię do Twojego pokoju. Nie mogłem w takim stanie zostawić cię samej, a później wymiotowałaś. Musiałem... - ulga.. czuła pieprzoną ulgę...Nie współżyli ze sobą. Była taka głupia, za 2 miesiące dowiedziała się o ciąży....
- Wyjebią mnie z kraju! Nie mogę wrócić do Stanów! Mówiłeś, że nie współżyliśmy! To skąd wzięła się ta ciąża?! Ja mam studia! Jak mam pracować w takim stanie?! - rzucała w niego wszystkim co tylko miała pod ręką. Sukinsyn.
- Rose... nie pamiętam, żebyśmy... Może zanim cię znalazłem... - wzięła głęboki wdech i spojrzała na niego z przerażeniem.. A jeśli miał racje? Jeśli ktoś inny ją wykorzystał? Chryste.. Została...Zgwałcona... Jej kolana boleśnie spotkały się z podłogą. Nie radziła sobie. To było zbyt wiele dla jej psychiki. I bez tego ledwo wyrabiała... Chciała się schować w ramionach swojego ukochanego. Poczuć jego usta na swojej skroni i usłyszeć jego głos przy uchu, gdy zapewniałby ją, że wszystko będzie dobrze. Nie odpisał...
- Coś wymyślimy Rose. Nie zostawię cię przecież. Ja... Kocham Cię.. Wyjdź za mnie. Zaopiekuje się Tobą i dzieckiem, a jak będziesz moją żoną, to nie wyrzucą cię z kraju...
- Antonio... NIE. - odmówiła. Nie kochała go. Nie chciała tego.
Wyszła za mąż kilka miesięcy później. Była w kompletnej rozsypce. A on wykorzystał okazję. Jak zawsze.
5 lat wcześniej...
Taka mała istotka. Z zachwytem obserwowała małe piąstki Rosity, które zaciskały się na jej palcu. Wspaniała. W każdym calu. Jej córeczka.
Przymknęła powieki, gdy usłyszała huk zamykanych drzwi na dole. Znowu wrócił pijany... Wiedziała jak to znowu się skończy. Wielka kłótnia, przy której on straci panowanie nad sobą, a ona pobita będzie leżała na podłodze. Zamknęła na klucz pokój Rosity i zeszła na dół.
Broniła się jak umiała. Wziął ją siłą, a gdy łkała na podłodze, zaśmiał jej się prosto w twarz. - Znowu na nią patrzałaś? Powiedz mi Rose jak to jest patrzeć na naszą córkę i myśleć o tym, że ta kreatura jest wynikiem gwałtu? Dałem ci wtedy pieprzoną pigułkę. Rżnąłem cię w każdy otwór. Gdybyś tylko dała mi po dobroci... Myślisz, że nie widziałem jak spotkałaś się potajemnie z matką? Skończyła na ulicy i jest zwykłą kurwą... Tak jak ty... A ty nie chciałaś mi dać! - jego dłoń zacisnęła się na jej gardle. Próbowała... Tej nocy prawie ją zabił. Tej nocy postanowiła uciec z córką. Przez kilka następnych tygodni planowała i w końcu to zrobiła.
Znalazł ją. Odebrał wszystko. Ubezwłasnowolnił.
Teraz...
Malta... To słowo wyrwało ją z letargu. To była jedyna rzecz, której nie mógł jej odebrać - wspomnienia. Spojrzała na narzeczoną Rowleya, wyglądali razem na takich szczęśliwych... Ta kobieta miała wszystko o czym ona marzyła. Nie zależało jej na ekskluzywnych randkach. Mogła nawet mieszkać na ulicy, ale oddałaby wszystko, żeby mieć Rowleya tylko przy sobie. Miała za to męża, który zabił w niej wszystko. To było niebezpieczne. To, że Roly tutaj był, bo ona nie mogła... Był szczęśliwy. Kochanie... Chciała wyć i łkać.
Oddelegował ją. Może to i lepiej, bo nie mogła dłużej na to patrzeć. Tego słuchać.
Layla...
Jej imię. Przymknęła oczy, gdy poczuła jego palce na swoim nadgarstku. Od lat nikt tak delikatnie jej nie dotykał... Była to niemal pieszczota. Coś zakazanego, a ona nie mogła. Gdyby Antonio dowiedział, że rozmawiała tutaj z nim.. Że ktoś był tak blisko... Uczucie paniki zalewało jej ciało, a ona nasłuchiwała czy nie obudził się. Była przerażona.
Czy on cię skrzywdził?
Z jej oczu popłynęły łzy. Odwróciła się i bez słowa weszła z powrotem do łazienki, posyłając mu ostatnie spojrzenie, gdy zapaliła światło w pomieszczeniu. Chodź. Nie mogła nic mu powiedzieć, bo jej mąż mógł podsłuchiwać. Za to mogła mu pokazać. Gdyby jej mąż się obudził jakoś wybrnęłaby z tej sytuacji. Zamknęła drzwi i odwróciła się przodem do Rowleya.
Czy cię skrzywdził?
Odwiązała pasek długiego szlafroka i pozwoliła materiałowi opaść na dół. Była w koszuli nocnej, która zakrywała jej ciało, ale ją też zsunęła. Nie wstydziła się już nagości. Była chodzącym mięsem. Zabawką, która miała duszę. Spuściła jedynie głowę, gdy on wbił swoje niebieskie oczy w jej nagie ciało, które było pokryte wszelkimi kolorami tęczy. Każda blizna lśniła w świetle żarówki. Każda rana zadana przez tego sukinsyna była widoczna na jej posiniaczonym ciele. Jej mąż lubował się ostatnio również w zabawach z nożem. Uważał, że tak ślicznie wyglądała, gdy z jej ciała płynęła krew. Czerwień to był jej kolor. Rowley mógł zobaczyć, że niektóre rany były świeże. Ten wieczór nie był dla niej przyjemny.
Josh przy tym wszystkim był niczym.
Następnego dnia...
Ranek... Dzisiaj mieli jechać obejrzeć salę weselną. Oczywiście, że Antonio nie chciał jej tam... Walczyła, gdy na siłę wpychał do jej ust tabletkę. Ugryzła go w dłoń, a krew zalała jej usta. Chciała to zwymiotować. Nie miała siły, żeby z nim walczyć. Specjalnie dupek ją głodził, żeby miała jak najmniej siły. Robił z niej wariatkę. Biedny poszkodowany mąż, który stara się trwać wiernie przy szaleństwie żony.
Ubrał ją i zostawił w pokoju. Czuła się coraz gorzej, gdy to coś zaczęło działać. Kręciło jej się w głowie. Czekali na dole. Zawołał ją. Podniosła się z trudem z łóżka i przytrzymując się ściany doszła do schodów. Świat wirował, gdy schodziła, a przy ostatnich stopniach straciła równowagę. Złapał ją. Jej pierdolony mąż złapał ją, a krzyk Rosity było słychać w całym domu.
- Kochanie? - krew... Z nosa kapała jej krew. Widziała przerażenie w oczach męża.
Czyżbyś sukinsynie nie wziął pod uwagę, że schudłam? Dałeś mi za dużo! W końcu mnie zabijesz...
Z jej ust wyrwał się śmiech, gdy podniósł jej bezwładne ciało, a ona patrzyła tylko w kierunku córki, która ściskała w swojej małej piąstce misia. - Nie... nie.. zbierj mi ziecka... - mamrotała pod nosem, gdy substancja, którą jej wepchał do ust zaczęła działać. Położył ją do łóżka, a na swoich kończynach poczuła jak zaciskał pasy. Wariatka. Jesteś w końcu Antonio psychiatrą. Maska. Ta pieprzona maska z kneblem, którą rzekomo zakładał, żeby nie odgryzła sobie języka, gdy go nie będzie. Kutas. To łóżko od czterech lat było w użyciu. Dla jej dobra. W końcu była wariatką, a on nie odda jej do psychiatryka.
Zostawił ją.
- Przepraszam za ten widok. Moja żona... Kuzynko opowiadałaś narzeczonemu może o mojej żonie? Te nowe leki źle na nią działają. Dziś wzięła za dużo. Nie martwcie się o nią. Wszystko będzie dobrze, to nie pierwszy raz..- nie słyszała dalszego ciągu wypowiedzi.. Wariatka...


But I gave myself again to that fire, threw myself into it, into him, and let myself burn.
tekst wewnątrz może zawierać:
przemoc, próba samobójcza
Przez cały ten czas gdy zdał sobie sprawę, że Layla już nie wróci karmił się tylko i wyłącznie wspomnieniami, wspólnymi chwilami, które wywoływały na jego ustach uśmiech, ale zarazem smutek w oczach jak i uścisk w sercu, który nie chciał go opuścić przez ten cały czas. Może podświadomie przez te wszystkie lata liczył na to, że dziewczyna da znać, że żyje, że tak naprawdę to co powiedział Josh było tylko pieprzonym kłamstwem, że ona żyła i miała się dobrze... Nie mógł wiedzieć, że ta wysłała mu list bo jego już dawno nie było w Nowym Jorku, odciął się nawet całkowicie od swojej rodziny starając się przeżyć. Wiele razy miał wrażenie jakby tonął, a utrzymanie głowy na powierzchni było dla niego nie lada wysiłkiem, ze wszystkich stron napierała ciemność a on miał ochotę oddać się szponom samej śmierci...
Ból był ukojeniem, którego szukał.
Wpatrywał się w swoją twarz stojąc w sterylnej łazience motelu w którym się zatrzymał po drodze do Seattle, nawet nie zdawał sobie sprawy, że w drugiej ręce ściskał nóż, który zabrał z stołówki motelu. Nie był najostrzejszym nożem jaki trzymał w rękach, ale do tego co planował zrobić się nadawał. Szum wody nalewającej się do wanny stojącej obok był jedynym dźwiękiem, który rozchodził się po małym pomieszczeniu. Oczy Moreau już dawno straciły swój blask, wydawało mu się, że patrzy w twarz zupełnie obcej mu osoby. Zrzucił z siebie ubranie, które z cichym szelestem spadło na podłogę, skierował swoje kroki do wanny siadając w niej a woda zaledwie sięgała mu do pasa, była zimna, aż jego ciało delikatnie zadrżało. Oparł się wygodniej o oparcie wanny i wbił wzrok w sufit biorąc parę głębszych wdechów. Nóż, który zatrzymał tuż nad swoim nadgarstkiem delikatnie zadrżał w jego palcach, chwycił go więc mocniej wiedząc, że nie było innego wyjścia.
Dla niego nie było życia bez Rosales...
Tnął skórę dokładnie w miejscu, które pokazał mu ojciec, a przez krótki moment przez umysł Rowleya przeszła myśl, czy byłby teraz z niego dumny. Aż sam parsknął śmiechem na te wizję, przerzucając nóż do drugiej dłoni, żeby z drugim nadgarstkiem zrobić to samo. Ciął z iście lekarską precyzją rozcinając swoje tatuaże, które przez te wszystkie lata ukrywały to jak bardzo był zepsuty. Położył ręce na oparciu wanny i odetchnął głęboko wsłuchują się w szum nalewającej się wody jak i w kapanie jego krwi z rany na zimne kafelki.
Kap. Kap.
Widział przed oczami jej oczy, wpatrujące się w niego intensywnie, nawet wypowiedział drżącym głosem jej imię zatracając się w bólu, który owładnął jego wyziębione ciało. Kocham Cię - zdawały się mówić jego ust gdy powieki zaczęły mu ciążyć...
A on z rozkoszą przyjął ciemność, która go pochłonęła...
Nie była to udana próba samobójcza, woda która rozlała się po pomieszczeniu zaczęła zalewać korytarz i dolne piętra i dość szybko znaleziono nieprzytomnego mężczyznę będącego na skraju, między życiem a śmiercią. Zawieziono go do szpitala gdzie lekarze go uratowali a on przeszedł długą drogę, żeby nie zrobić tego jeszcze raz, ale tym razem z ostatecznym skutkiem.
Teraz
Chciał jej powiedzieć, chciał ją zapewnić że była i nadal jest dla niego wszystkim, że widząc jej twarz nawet w takim stanie zdawał sobie sprawę, że uczucie które do niej żywił nigdy nie przestało się w nim tlić. Nie potrafił być obojętny wobec tego co miał przed swoimi oczami, zwłaszcza gdy zobaczył jak łzy ciekną po jej twarzy.
Posłusznie poszedł za nią do łazienki, zamykając za sobą drzwi tak jakby w ten sposób chciał jej dać chociaż chwilę wytchnienia od tego co mogło ją czekać. Przypatrywał się jej uważnie, gdy zsunęła z siebie szlafrok, a potem koszulę nocną ukazując mu swoje ciało i... wściekłość pojawiła się na twarzy Moreau w momencie w którym zdał sobie sprawę, że on ją nie krzywdził.. on zabijał w niej wszystko co było piękne i wszystko co blondyn w niej pokochał. Wodził spojrzeniem po jej ciele widząc także te rany, które były jeszcze świeże. Przełknął ślinę czując jak jego palce zaciskają się w pięści.
— Zabiję go — zapewnił ją, krzyżując z nią swoje spojrzenie, chciał żeby widziała w jego oczach zapewnienie, że to zrobi. Pragnął ją uratować, wyrwać z jego szponów i uciec jak najdalej, ale wiedział że nie mógł sobie na to pozwolić, musiał poczekać na odpowiedni moment. Pragnął ją dotknąć i zamknąć w swoim ramionach, zapewnić ją, że już jej nie skrzywdzi. — Musisz mi zaufać, Layla. Wyciągnę Was stąd — zapewnił ją jeszcze mając na myśli zarówno ją jak i jej córkę, przechodząc obok niej, żeby wyjść z toalety musnął palcami jej policzek, zdobył się na ten delikatny gest przystając przy drzwiach z ręką na klamce.
— Musisz wiedzieć że... nigdy nie przestałem Cię kochać
Zostawił ją z tymi słowami samą kierując się w stronę swojej sypialni.
Następnego dnia
Nie mógł spać tej nocy, leżąc w łóżku obok swojej narzeczonej czuł dziwne zimno rozchodząc się po jego ciele na samą myśl, że Rosales była teraz z tym potworem w sypialni. Miał ochotę działać już teraz ale najpierw... najpierw musiał zapewnić bezpieczeństwo Rosicie, wiedział że brunetka nigdy by mu nie wybaczyła gdyby coś stało się jej córce. Z bólem serca patrzył na rozgrywającą się scenę, patrzył na to jak ta słaniała się ledwo na nogach próbując zejść ze schodów, w pierwszym odruchu chciał ją złapać i zamknąć w swoich ramionach, ale stał u boku swojej narzeczonej robiąc dobrą minę do złej gry.
Wytrzymaj Rosales, wrócę po Ciebie...
— Tak, opowiadała mi o Twojej żonie. Mogę tylko współczuć, ale widać jak bardzo ją kochasz — te słowa były tylko maskaradą, bo za maską, którą miał obecnie na twarzy czaiła się prawdziwa wściekłość..
Zostawili Rosales samą w domu udając się obejrzeć salę na której miało odbyć się wesele, nawet gdy Rowley wiedział, że nigdy ono nie dojdzie do skutku. Musiał działać, zapewnić bezpieczeństwo najpierw małej dziewczynce a dopiero potem jej matce, o ile będzie miał do czego wrócić...


Art is only a way of expressing pain
tekst wewnątrz może zawierać:
+18, przemoc, gwałt
Jej ciało było nieopowiedzianą historią terroru. Patrząc na swoje odbicie w lustrze często zastanawiała się czy jej matka przeżywała coś podobnego z jej ojcem. Kiedyś myślała, że tamten człowiek był potworem. Później obawiała się tego co Josh może jej zrobić, ale nawet tamten dzień, gdy z Josie poszła do mężczyzny nie równał się z latami, które przeżyła w Florencji.
Każda blizna na jej ciele była skazą, kiedyś brzydziła się swojego ciała, ale teraz... Teraz pragnęła jedynie, żeby to wszystko się skończyło. Chciała wyłączyć się z tego świata, zapomnieć o bólu i cierpieniu. Nic nie czuć. Zrobiłaby to wszystko... Zakończyła i oddała się w słodkie ramiona swojej starej przyjaciółki, z którą zbyt długo już grała w tą grę, umykając z jej szponów. Śmierć czekała, ale nie mogła zostawić Rosity. Ten potwór... Nie była pewna czy zrobiłby jej coś, gdyby jej zabrakło, było to zbyt wielkie ryzyko. Nie mogła zostawić w tym wszystkim córki.
Milczała, gdy Rowley wpatrywał się w jej ciało. W każdą ranę zadaną na przestrzeni tych wszystkich lat. To co widział to był tylko wierzchołek góry tego co przeżyła u boku swojego męża. Umarła już lata temu.
- Próbowałam... Ubezwłasnowolnił mnie. - była jego własnością. Zabawką w jego dłoniach. Kilka lat temu nie pomyślałaby, że ktoś może ją aż tak złamać. Jej pierwsza próba samobójcza była kiepskim żartem w porównaniu z tym co działo się teraz za zamkniętymi drzwiami tego domu.
- Dalej nie lubisz koszul... - chciała to powiedzieć niemal od razu, gdy przekroczył próg tego domu, a pierwszy szok minął. Nie wierzyła już w wybawienie. Nie robiła sobie żadnej nadziei, bo tamten człowiek zabił już w niej wolę walki. Wszystko już oddała i jedyne co ją trzymało przy zdrowych zmysłach to Rosita.
- Kocham Cię Rowley... Napisałam kiedyś do Ciebie... - wyszeptała, ale nie była nawet pewna czy już ją usłyszał, bo wyszedł. Wrócił do swojej narzeczonej, a ona do swojego męża. Do swojego Pana. Właściciela.
Teraz....
Czas... Leżała przypięta do łóżka przez kilka godzin, a może dni... Wszystko jej się mieszało, a narkotyk powoli opuszczał jej ciało. Tortura. Nie wiedziała co było już gorsze. To otępienie, które mąciło jej w głowie i sprawiało, że jej umysł podsuwał jej pewne sceny, czy świat realny... Co było prawdą? Może naprawdę była wariatką, a to wszystko było tylko złym snem?
Wrócił...
To było prawdziwe. Ten wzrok człowieka, który nazywał się jej mężem. Wyciągnął z jej ust knebel, a ona poczuła ból, gdy zastane mięśnie były zmuszone do ruchu. Leżała na podłodze próbując złapać chociaż płytki oddech.
- Dziś w nocy spełnisz swój małżeński obowiązek. Mamy rocznice. Wiesz co to oznacza? - to było prawdziwe. Wiedziała co to znaczyło. Nie mogła... Nie była gotowa... Nie... Próbowała się podnieść, ale z marnym skutkiem. Oparła swoje dłonie na łóżku i bezsilnie wpatrywała się w mężczyznę, które wyciągnął z szuflady swoje ulubione narzędzie. Podobno kupił to na czarnym rynku. Jak? Kurwa nie wiedziała, ale ten ból.. Raz do roku...
Postawił na szafce nocnej nakładkę na penisa, która była z zewnątrz zakończona wieloma tępo zakończonymi kolcami. Opanowała to jak powinna się poskładać po tej zabawie.... To miał być piąty raz. Piąta rocznica.
Wpatrywała się tępo w to narzędzie nawet gdy jej mąż opuścił sypialnie. Zamrugała jedynie, gdy drzwi znowu się otworzyły. Czyżby straciła rachubę i tak szybko nadszedł czas? Nie.. Te niebieskie oczy... Widział to jak była zbrukana. Widział to co leżało na szafce. Widział łóżko, przy którym były pasy i maska leżąca na pościeli.
Witaj w moim świecie najdroższy.
Zostawił ją.
Wieczorem...
Siedziała na kanapie koło swojego męża, który zaborczo przyciskał ją do swojego boku. Rosita już spała, a reszta siedziała w salonie i raczyła się winem. Śmiech.. Ten dźwięk był taki radosny, Inny od tego co ją na co dzień otaczało. Smutna zapowiedź tego co nieuchronnie się zbliżało, gdy tamta dwójka pójdzie spać. Wielokrotnie próbowała uniknąć tej rocznicy. Gdy miała jak podawała mu leki na przeczyszczenie. Chowała przed nim narzędzie, ale wtedy było gorzej. Odwlekała to, a on wtedy krzywdził Rosite.. Czekał na jej sprzeciw. Bunt, ale tym razem czekała na ten smutny los. Nie stawiała się, bo i tak miało to nadejść. Nie pozwoli tym razem skrzywdzić Rosity. Miała tylko dziwne wrażenie, że Rowley odwlekał ten moment, gdy pójdą do łóżka. Złościł tym jej męża, który w końcu kazał jej iść do pokoju.
W nocy...
Zemdlała dwa razy. Ledwo chodziła, a krew kapała do brodzika, w którym siedziała na kolanach rozkraczona. Przyniósł ją tutaj mąż. Rzucił jej jedynie apteczkę i kazał się opatrzyć. Już spał. Co roku było to samo, a ona znała ten scenariusz.
Lodowata woda obmywała jej ciało, a ona sięgnęła po apteczkę, usiadła opierając się plecami o kafelki i z bólem wypisanym na twarzy rozkraczyła nogi przed lusterkiem, żeby widzieć dobrze jakie szkody tym razem wyrządził jej mąż. Nie wszedł w nią do końca. Co roku próbował, ale jedynie udawało mu się wejść na zaledwie cztery centymetry. Przycisnęła szmatkę ze środkiem odkażającym do swojej kobiecości i syknęła. Ledwo przytomnym wzrokiem spojrzała na drzwi, przy których ktoś majstrował. Rowley... Nie..
- Wyjdź... - wyszeptała. Tym razem nie bała się, że mąż ich nakryje. Spał jak zabity po spełnieniu i alkoholu, który wlał w siebie dzisiejszej nocy. Miała mieć spokój od jego kutasa przez najbliższe dwa tygodnie. Chociaż tyle. Zawsze po tej zabawie dawał jej chwilę czasu na dojście do siebie.


But I gave myself again to that fire, threw myself into it, into him, and let myself burn.
tekst wewnątrz może zawierać:
+18
To nadal była ona, a jednocześnie była niczym obca kobieta, poniżana, bita i zapewne nie raz gwałcona przez mężczyznę, który śmiał nazywać się jej mężem. Nienawidził go z całego swojego serca i wiedział, że zrobi wszystko, żeby wyrwać ją z jego szponów, nawet gdyby musiał ją wywieźć na drugi koniec kraju, zaszyć się gdzieś w miejscu gdzie nikt by ich nie znalazł. Cień uśmiechu, tylko tyle był w stanie wymusić na swoich ustach gdy wspomniała o koszulach, które nosił, które nadal doprowadzały go do szewskiej pasji i nie raz je poprawiał siedząc przy stole. Nie mógł wyzbyć się tych starych nawyków, które powodowały, że przypominał dawnego siebie, nawet gdy już dawno nie miał styczności z samochodami czy wyścigami.
To były odległe czasy gdy myślał, że Layla zostanie w przyszłości jego żoną, a potem matką jego dzieci...
Pragnął ją tylko i wyłącznie wyzwolić, czy to nie miało być takie proste? Nie wiedział nawet w co się pakował gdy wrócili do ich domu po obejrzeniu sali i gdy Antonio poszedł zobaczyć co z jego żoną, on sam udał że poszedł do łazienki wziąć prysznic zostawiając swoją narzeczoną na dole. Zaczaił się na korytarzu i kiedy ten zwyrol zniknął na schodach prowadzących na dół wszedł do ich sypialni.
Ten widok, nigdy nie mógłby sobie wyobrazić tego co on robił z kobietą, którą Moreau nadal kochał przez te wszystkie pieprzone lata, jego wzrok padł na coś co leżało na komodzie uprzednio ślizgając się po ciele dziewczyny, po łóżku i przypiętych do niego pasach. Obiecał sobie, że ten psychopata będzie cierpiał i błagał go o litość, ale jeszcze nie teraz...
Wyszedł z pokoju.
Wieczór mijał naprawdę miło, o ile można tak powiedzieć gdy spoglądał w kierunku gospodarza i siedzącej obok niego żony, śmiejąc się z żartów, które opowiadała jego narzeczona czy sam Antonio.
Robienie dobrej miny do złej gry chyba wchodziło mu w nawyk bo nikt nie był w stanie się domyślić co takiego naprawdę knuł, jego plan był niebezpieczny ale miał nadzieję, że ostrzeże Rosales przed tym co chce zrobić zanim nie będzie za późno.
Wiedział, że swoją ochotą na dalsze picie i napełnianiem kieliszków kolejny raz z rzędu odwlekał nieuniknione dając w ten sposób Rosales trochę czasu... chociaż tyle mógł dla niej zrobić.
Tej nocy kochał się ze swoją narzeczoną, głównie dlatego że nie mógł wzbudzać podejrzeń i odwlekać tego wszystkiego, nie mógł być wobec niej dalej oschły bo ta nabrałaby jakichkolwiek podejrzeń. Jednak tej nocy nie był wobec niej ani trochę delikatny wyładowując w ten sposób po części na niej swoją złość, biorąc to co należało do niego. Czasami ich seks właśnie tak wyglądał, ale miał wrażenie, że przekroczył pewnego rodzaju granicę dążąc do własnego spełnienia tylko po to, żeby jego agresja i emocje trochę opadły.
Kochając się z nią miał w głowie Maltę oraz seks z Laylą na plaży, gdzie tylko księżyc był świadkiem ich zniewolenia i grzechu. Nie mógł jednak zasnąć i kiedy jego narzeczona zmęczona usnęła po swojej części łóżka ten wyszedł z pokoju kierując się w stronę łazienki. Może to traf a może fakt, że w jakiś sposób ich dusze nadal były połączone ale wiedział, że Rosales jest aktualnie w łazience, otworzenie zamka nie zajęło mu zbyt długo czasu.
Wyjdź.
Zamknął za sobą drzwi na klucz.
— Nie zostawię Cię samej, perełko — wyszeptał cichym głosem, kucając zaraz obok dziewczyny, spojrzeniem obejmując jej drżące od zimna ciało. Jak ten psychopata mógł ją tak krzywdzić? — Nie mogłem temu zapobiec, przepraszam — wyszeptał muskając ustami jej skroń, czując jak po jego policzkach spływały łzy. On płakał. Pierwszy raz odkąd pamiętał łzy moczyły jego koszulkę, a pierś unosiła się i opadała gwałtownie przy jego oddechach. Przymknął oczy czując, że powinien tutaj być, nawet gdy nie mógł jej pomóc w inny sposób to chciał, żeby wiedziała że był tuż obok. — Jutro Raphael zabierze Rosite, nie mogę powiedzieć gdzie, nie chcę żeby ten zwyrol przypadkiem się dowiedział o tym gdzie ona jest. Zobaczysz ją za jakiś czas, będzie bezpieczna — wyszeptał jeszcze w jej włosy dając jej w ten sposób szansę na pożegnanie się..
Miał ze swoim kuzynem wszystko zaplanowane, miał wywieźć dziewczynkę z Florencji podając ją jako swoją córkę, papiery były już sfałszowane i podrobione, nic nie stało na przeszkodzie żeby ją stąd wywieźć.
Tylko jednego obawiał się Rowley, jak zareaguje na zniknięcie jej mąż. Tej nocy został przy niej pomagając jej opatrzyć rany, zapewniając ją, że jej życie się niedługo zmieni.


Art is only a way of expressing pain
tekst wewnątrz może zawierać:
+18, przemoc, gwałt, samobójstwo
Ten głos, te słowo było niczym zakazany owoc, po które nie powinna sięgać. Nadzieja matką głupich była, a ona już dawno przestała marzyć. Wspomnienia. Tyle jej zostało, chociaż nawet i te powoli zostały zatarte przez cierpienie i ciągły strach o to co dzisiejszego dnia zastanie za drzwiami sypialni.
Przymknęła na sekundę oczy, gdy jego usta dotknęły jej skroni. Znajome ciepło rozlało się po jej ciele, a na bladych policzkach, pojawił się cień rumieńca.
- To był chyba najmilszy gest, który spotkał mnie przez ostatnie osiem lat. - powiedziała szczerze, bo choć mąż przy innych nie szczędził sobie czułych gestów, to te zawsze miały w sobie pewną dawkę brutalności.
Spojrzała na niego w szoku, gdy powiedział na głos co planował. Przycisnęła mocniej materiał do swojego krocza, sięgnęła po nić i igłę, która zaraz mogła jej się przydać. Zawsze było coś do zszycia. Już i tak straciła sporo krwi przez ostatnie dni, więc miała nadzieję, że jednak nie będzie musiała zbyt długo się męczyć z opatrywaniem. Dziś był pijany, więc jego sztuka zadawaniu bólu była w jego wykonaniu nawet znośna.
- Dlaczego? - podniosła powoli swoją dłoń i zawahała się. Chciała zetrzeć z jego policzka łzę, ale całe palce miała we własnej krwi. Nigdy nie sądziła, że zawód który sobie wymarzyła zza młody tak bardzo będzie jej przydatny w późniejszym życiu. Wiedza ratowała ją przed wieloma powikłaniami.
- Niezniszczalny duet znowu w akcji? Po co to robisz? Masz narzeczoną Roly. Planujesz jeden z najważniejszych dni swojego życia. Swój ślub... - zamilkła i spojrzała w lusterko z westchnięciem. Ujęła w palce dwa brzegi rany i sprawnym ruchem prawej dłoni zaczęła ją zszywać. Miała już w tym wprawę, chociaż widok miała ograniczony.
- Wywieź ją... Nie zasługuje na takie życie, ale mną... Mną się nie przejmuj. Cokolwiek się stanie to zadbaj o nią. Żyj Roly, bo Layla Rosales umarła już osiem lat temu. Zasługujesz na szczęście. - uśmiechnęła się delikatnie do niego i spuściła głowę, gdy skończyła opatrywać swoje rany. Wróciła do męża.
Uprzedził ją. Wiedziała o tym, że Rosita może zniknąć, ale gdy do tego doszło... Panikowała, bo nie miała w zasięgu wzroku swojej córki. Policja rozmawiała z jej mężem, a on jako jej opiekun prawny wszystkim zarządzał. Była cały czas przy jego boku, więc Antonio w żaden sposób nie podejrzewał jej o to. Nawet nie miała jak tego zorganizować. A jej łzy i lament był prawdziwy. Tuliła do swojej piersi misia dziewczynki, kiwając się do tyłu i przodu.
Spojrzała w oczy męża, gdy ten stanął przed nią. Kutas udawał, że tym czynem chciał ją ukarać. Już jej powiedział, że jak nie będzie mu posłuszna to już nigdy nie zobaczy córki. Wiedział, że trzymał ją na uwięzi tylko dlatego, że miał Rositę na celowniku, a ona chciała ją chronić za wszelką cenę. Bał się. Widziała to po jego oczach, że bał się, że jej obroża spadnie, a ona odgryzie się za te wszystkie lata.
- Hai ventiquattr'ore per darmi la prova. Se anche solo un capello le cadesse dalla testa... Niente potrà fermarmi. - wycedziła przez łzy, wiedząc że narzeczona Rowleya nie rozumiała za grosz tego języka. Mało tego za każdym razem, gdy ktoś mówił po włosku w tym domu to się oburzała, że niczego nie rozumiała.
Chodziła po domu z tym misiem niczym zjawa. Zapowiedź zemsty.
Ta noc była ciężka. Nigdy nie krzywdził jej po rocznicy. Dawał jej kilkanaście dni wytchnienia, ale w obliczu tej sytuacji. Wyżywał się na niej. Wyładowywał na niej całą wściekłość i niemoc, doprowadzając ją do stanu, gdy nie mogła już się bronić. A próbowała. W końcu po czterech latach mogła spróbować i z satysfakcją spoglądała na twarz męża, która była zalana również i tym razem jego krwią. Była jednak zbyt słaba. Lata terroru odbiły się na jej ciele. Nie była już tą dziewczyną, która mogła uciekać w nieskończoność.
Moja ukochana przyjaciółko.
Rozchyliła delikatnie usta, gdy Antonio włożył w jej dłonie nóż i siłą zmusił ją, żeby wbiła ostre ostrze prosto w swój brzuch. Bolało... Z jej oczu poleciały łzy, a mąż przy niej kucał jakby był gotowy za chwilę upozorować kolejną scenę pod swój marny teatrzyk. Znowu chciał z niej zrobić samobójczynie, która targnęła się na swoje życie bo straciła córkę. Krew zalewała podłogę, a ona ledwo przytomna spoglądała na uśmiech Antonio. Wygrał. Ona przegrała.
Krzyk.
Teatrzyk czas zacząć.
Przyjmij mnie przyjaciółko w swoje zimne ramiona. Daj mi ukojenie i zaopiekuj się moją pokaleczoną duszą. Wyślij mnie do piekła, tam gdzie moje miejsce. Bowiem zgrzeszyła.


But I gave myself again to that fire, threw myself into it, into him, and let myself burn.
tekst wewnątrz może zawierać:
przemoc, zabójstwo, +18
Jego uczucie do niej nadal się tliło, a jej widok spowodował, że zapłonęło mocniej, ogniem który był w stanie spalić wszystko na drodze byleby tylko znowu mógł trzymać ją w ramionach. Tak jak trzymał ją podczas jej opatrywania się, starając jednocześnie dać jej trochę prywatności i przestrzeni, zapewniając że jej córka będzie z nim bezpieczna.
— Wrócę po Ciebie
Zapewnił jeszcze zanim nie opuścił jej uprzednio zmywając ze swoich rąk jej krew, starając się wrócić do swojej narzeczonej z maską, która nie miała zdradzić żadnych jego planów.Dlaczego to robił? Bo wiedział, że jego życie już nie będzie takie samo z myślą, że Rosales żyła z tym tyranem przez te wszystkie lata gdy uznawał ją za zmarłą.
Layla Rosales mogła umrzeć te osiem lat temu, ale miłość Rowleya do niej nigdy nie umarła.
Słyszał rozmowę policji z Antoniem czaił się na szczycie schodów wsłuchując się uważnie w każde słowo. Rosita nagle zniknęła, była na spacerze, bawiła się na placu zabaw i wystarczyła chwila nieuwagi żeby... wszystko było skrupulatnie zaplanowane przez Rowleya, ale jak zawsze coś mogło pójść nie tak. Czekał z mocno bijącym sercem na wieści od Raphaela, nie mieli zbyt wiele czasu żeby przekroczyć granicy bo w każdej chwili policja mogła wpaść na jakiś trop, miał tylko nadzieję, że Layla nie zdradzi tego co planował zrobić, patrząc na nią widział strach w jej oczach gdy dowiedziała się, że jej córka zniknęła. Sunęła się po domu niczym duch rozglądając się jakby w nadziei, że zaraz ujrzy swoją córeczkę. Ten widok skutecznie powodował uścisk w jego piersi. Za swoimi plecami usłyszał kroki, obrócił głowę w stronę swojej narzeczonej, która przystanęła obok niego; zawsze widział w niej dumną i piękną kobietę, ale za tą maską wiedział, że ta kobieta nie miała serca, nie była delikatna i łagodna i w żaden sposób nie przypominała mu Rosales, zależało mu na niej ale wiedział, że między nimi wszystko miało się niedługo skończyć.
Biedny Antonio... nie dość, że ma żonę wariatkę to jeszcze zaginęła mu córka.
Głos jego narzeczonej był niczym szpile wbijające się w jego serce, zacisnął mocno pięści starając się z całej siły, żeby nie dać po sobie poznać, że Layla nie jest żadną wariatką a to on jest wszystkiemu winny.
— Tak... jutro wracamy do Seattle, prawda?
Kiwnęła lekko głową stając na palcach, żeby musnąć go w policzek i odwróciła się odchodząc do ich pokoju. Rowley uznał to za ich pożegnanie.
Parę dni później.
Pikanie aparatury podłączonej do wątłej dziewczyny leżącej na łóżku w pewien sposób go uspokajało, wpatrywał się uważnie w jej twarz wierząc w to, że ta lada moment się obudzi. Nie opuszczał jej łóżka od momentu gdy pozwolono mu wejść do środka, podał się za jej narzeczonego, ostrym tonem nie znoszącym sprzeciwu że chce tutaj być gdy się obudzi. Na początku pielęgniarki nie patrzyły na niego zbyt przychylnie, potem zaczęły mu przynosić jedzenie i koc gdy widziały, że zasypiał na krześle przystawionym do łożka, prawie przez cały czas trzymając swoją dłoń na tej drobnej należącej do Rosales.
Nadal żyła, oddychała a jej serce biło mimo, że minęło już parę dni. Nie wybudziła się od momentu gdy zawiózł ją do szpitala, błagając żeby uratowali jej życie a potem... wrócił po paru godzinach cały we krwi, na początku myśleli, że się zranił ale okazało się, że to nie była jego krew. Siedząc przy łóżku patrzył na jej piękną twarz...
I zaczął opowiadać, wierząc w to, że go słyszała.
Ten dzień
Przybyłby za późno, zdawał sobie z tego sprawę gdy spoglądał na posiniaczoną twarz mężczyzny klęczącego przed nim, z opaską na oczach i związanymi rękoma za plecami, tymi samymi pasami którymi przywiązywał do łóżka swoją żonę. Moreau postanowił być tym razem kreatywny, kiedy udało mu się uratować Rosales postanowił zająć się jej pożal się Boże mężem, który próbował uciec, na szczęście jego głupia narzeczona zdradziła wszystkie plany odnośnie wyjazdu Antonia z Florencji, sama wsiadła do samolotu nie wiedząc, że blondyn w ostatniej chwili zrezygnował, miał do niej dołączyć po kupieniu im coś do picia na lot. Nigdy nie wsiadł do tego pieprzonego samolotu, a ta zapewne odchodziła od zmysłów. Co jakiś czas jego telefon wibrował, ale ignorował ten dźwięk.
Zaciągnięcie Antonia do opuszczonego domu i zamknięcie go tutaj było lada wyzwaniem, którego się podjął. Kierowała nim głównie wściekłość gdy patrzył na mężczyznę, który przez osiem pieprzonych lat katował swoją żonę i matkę swojego dziecka. Nie zasługiwał na nic innego niż na śmierć ale...
Powiedziałeś, że jak to podpiszę to mnie wypuścisz.
Moreau nonszalancko oparty o ścianę małego więzienia w którym trzymał swojego gościa wzruszył lekko ramionami.
— Kłamałem — jego głos był spokojny, nawet gdy w środku wręcz miał ochotę krzyczeć, miał ochotę łamać mu każdą kość, miał ochotę mu zrobić to wszystko co on zrobił Layli przez te wszystkie lata, jednak czekał na jakąkolwiek skruchę. Nie zobaczył jej w tej twarzy wykrzywionej nienawiścią. To miał być początek piekła...
Rowley zbliżył się do niego, a kroki rozległy się po pomieszczeniu, gdy ten stanął tuż przed mężczyzną spoglądając na niego z góry.
Chodzi o te dziwkę? Mam nadzieję, że zdechła, nacieszyłem się nią przez te wszystkie lata. Nawet nie wiesz jak rozkosznie krzyczała gdy przecinałem jej nożem skórę a potem ją brałem tak jak chciałem i to wielokrotnie.
Milczał, spoglądał tylko na człowieka, który zgotował jej piekło, a krew w żyłach zaczęła mocno krążyć, powodując u niego rosnącą wściekłość.
Kochałem ją, a ona nie chciała iść ze mną do łóżka więc sam wziąłem to co chciałem, wystarczyła mała pigułka, żebym rżnął tę szmatę wielokrotnie tamtej nocy aż zaszła w ciążę.
Dłoń Rowleya zaciśnięta w pięść lekko zadrżała, a potem rozległo się uderzenie, mocne kierujące się prosto w twarz mężczyzny z którego ust wyrwał się śmiech. Niebieskie oczy blondyna zrównały się z jego gdy ten przykucnął przed nim, a kącik jego ust drgnął lekko.
— Wiem co jej robiłeś, zrobiłeś z niej wariatkę, zabiłeś w niej dziewczynę, którą znałem i kochałem a teraz... teraz ja zabiję Ciebie. — przechylił lekko głowę na bok spoglądając w twarz mężczyzny. — Zabrałem coś z Waszej sypialni, zapewne to poznajesz? — wyciągnął z kieszeni małą rzecz, którą obrócił w palcach zdając sobie sprawę, że to właśnie tym zadawał jej największy ból, to tym powodował że rozdzierał ją od środka, zarówno ciało jak i jej duszę. Czyżby przez moment zobaczył strach w jego oczach?
Przebiegły uśmiech pojawił się na ustach Moreau, gdy przesunął lekko palcem po jednym z kolców.
— Trochę to podrasowałem, teraz na pewno jest bardziej ostre i wyrządzi więcej szkód — dodał jeszcze, rzucając krótkie spojrzenie w stronę mężczyzny, który zaczął się szarpać w pasach. Rowley się zaśmiał. — Myślałem, że te pasy też poznajesz, to nimi przywiązywałeś ją do łóżka a potem ją krzywdziłeś, jak się teraz czujesz? — mógł zobaczyć wściekłość w jego oczach, mógł zobaczyć jak jego usta wykrzywiają się w drapieżnym uśmiechu.
Ty pierdolo...
Nie dokończył bo Rowley wepchnął mu nakładkę na penisa, którą ranił swoją żonę prosto w usta, rozdzierając je w ten sposób, nie był delikatny bo wepchnął głębiej w gardło patrząc jak ten zaczął się dławić własną krwią i pryskać nią na lewo i prawo, orając sobie język, czując jak kolce wbijają się w jego gardło i w tchawicę odbierając mu oddech, powodując że krew zalewała jego gardło dusząc go. To nie była powolna śmierć...


Art is only a way of expressing pain
tekst wewnątrz może zawierać:
śmierć
Gdy leżała po porodzie w szpitalnym łóżku nie chciała jej widzieć. Depresja poporodowa dała jej w kość, a sama świadomość, że ktoś wykorzystał jej ciało bez jej zgody.. Nie umiała się z tym pogodzić, dopiero po czasie zrozumiała, że ta mała istota nie była niczemu winna. Później żadna siła nie mogła jej odciągnąć od córki. Te kilkanaście godzin bez niej, było torturą. Przez pięć lat robiła wszystko, żeby uchronić tą małą dziewczynkę przed złem całego świata. Mąż wiedział, że nigdy nie opuściłaby swojej córki. Tylko raz próbowała z nią uciec, ale cały ten plan skończył się kolejną tragedią. Była zniewolona w każdym aspekcie swojego życia i dzielnie wszystko znosiła dla niej. Była bezpieczna. Tylko to się liczyło, ale jej serce rozpaczało, bo wiedziała, że pewnie już nigdy nie ujrzy tej dziecięcej twarzy. Nie będzie obserwowała jak ta mała dziewczynka zamieniała się w kobietę, a ostatnią rzeczą którą zobaczy przed śmiercią będzie jej mąż. Bóg jej świadkiem, że walczyła. Gdy wiedziała, że ona jest bezpieczna, a Rowley otoczy ją swoją opieką. Jemu mogła zaufać, więc z uśmiechem na ustach odchodziła z tego świata. W końcu mogła zakończyć tą historię. Położyć po raz kolejny różę na kolejnym kamieniu i odejść. Drugi wykopany grób, w którym leżała kolejna cząstka jej duszy. Tamtego dnia pochowała drugą swoją tożsamość. Pozostała tylko Rosita, a ta część jej miała na zawsze żyć w małej dziewczynce, która była niczym mała kopia jej samej.
Była bezpieczna.
Tylko to się liczyło.
Zimno.
Już trzeci raz czuła to jak jej stara dobra przyjaciółka, wyrywała jej duszę z tego ciała. Za każdym razem była spokojna, ale coś ciągnęło ją z powrotem. Ktoś ratował jej życie. Trzech mężczyzn, którzy byli znaczącymi osobami w jej życiu. Tym razem już nie chciała wracać z tej ścieżki. Słyszała każde słowo, które wypowiadał Rowley, a przynajmniej tak jej się wydawało, gdy jej świadomość jeszcze błądziła tuż pod powierzchnią skóry. Może nawet na jej ustach był widoczny delikatny uśmiech. Była zmęczona. W tej dziewczynie umarła już wola walki, a teraz gdy wiedziała że jej córeczka jest bezpieczna...
Cisza przerywana jedynie ciągłym dźwiękiem aparatury, do której była podłączona. Odgłos śmierci, która w końcu zatrzymała pracę serca. Chaos. Zamieszanie na sali, gdy lekarze próbowali przywrócić jej duszę do ciała. Wyścig o życie. Resuscytacja. Ktoś zapewne wyprosił z sali Rowleya, gdy przy niej krążyło tyle osób. Ktoś zapisał coś na kartce. Kolejny wpis do kartoteki, to miał być koniec tej historii. Zasłużony odpoczynek, czemu więc tak bardzo próbowali? Walczyli... A chłopak przez godzinę żył w niewiedzy jaki wynik był tego starcia, gdy lekarz przez cały ten czas walczył i monitorował jej stan, który po długiej batalii dopiero się ustabilizował.
Została.
Po raz kolejny śmierć oddała ją.
Ból.
To pierwsze poczuła, gdy po kilku dniach jej ciało się poruszyło. Ona cały czas tam była, samotna choć jak przez mgłę słyszała głosy, które cały czas ją wołały do siebie. Jęk opuścił jej usta, gdy poruszyła palcem, a jej powieki uniosły się, żeby przywitać salę szpitalną swoim jasnym odcieniem. Żyła.
Rozejrzała się po pokoju, a jej nosek delikatnie się zmarszczył, gdy próbowała powiązać pewne fakty. - Gdzie jestem? - cichy szept. Pytanie, które kotłowało się w jej głowie, gdy próbowała ustalić co wydarzyło się. Czemu była w tym miejscu. Ledwo umiała się poruszyć, a te słowa wiele kosztowały ją wysiłku. Ruch. Spojrzała na chłopaka. Jego niebieskie oczy, które wpatrywały się w nią z wyraźną ulgą, a jej serce zabiło mocniej. Nie wiedziała czemu jej organizm tak reagował. Początkowa panika została przyćmiona przez spokój, który ją zalał, gdy w zasięgu wzroku zobaczyła tą sylwetkę. Nie rozumiała.
- Kim jesteś? - kolejne pytanie. Dezorientacja, gdy próbowała sobie cokolwiek przypomnieć. Pytania, które błądziły po jej głowie, ale jedynie spotykały się z szczelnym murem, który osłaniał odpowiedzi.


But I gave myself again to that fire, threw myself into it, into him, and let myself burn.
Nie odstępował od jej łóżka na krok, czując się niczym pieprzony oszust gdy wpatrywał się uważnie w twarz swojej jedynej miłości, bo tym właśnie dla niego była i uczucie, które do niej żywił te parę lat temu nadal nie zgasło mimo tego, że przysłowiowo poszedł dalej, tak jak sama chciała. Jednak narzeczona z którą był a której telefony teraz ignorował nie była nią, nawet gdy oszukiwał się przez ten cały czas, że coś jednak czuł do niej to… tak nie było.
Znowu uciekał do bólu w momencie gdy uświadomił sobie, że stracił Rosales bezpowrotnie mimo, że ją szukał.
Po paru latach się poddał bo ta przepadła niczym kamień w wodę a on pozwolił sobie na tych chwilę słabości. Pozwolił sobie na zadawanie bólu i cierpienia, które powodowały, że coś czuł, nawet gdy to był tylko ból po jej stracie, który porywał jego serce na milion, malutkich kawałeczków to pławił się w tym bólu bo tylko dzięki niemu żył. Do czasu aż nie zobaczył ją w drzwiach domu Antonia i nie zdał sobie sprawę, że to była jego Layla… może nie do końca podobna do siebie, ale nadal w jej oczach mógł zobaczyć ją.
Pragnął zobaczyć ten dawny blask, który spowodował że zakochał się w niej w momencie gdy posadził ją na masce swojego samochodu.
Śmierć chciała mu ją odebrać, to nie był pierwszy raz gdy bardzo pragnęła zgarnąć dziewczynę dla siebie, tylko że Moreau przysiągł sobie, że będzie o nią walczyć, do jej ostatniego oddechu.
Pikanie aparatury było równomierne, a zmęczone oczy mężczyzny powoli się przymykały gdy ten nadal siedział przy jej łóżku; dziewczyna była na skraju śmierci, ale cudem udało się ją odratować, albo musiała mieć silną wolę albo po prostu obecność chłopaka spowodowała, że jednak walczyła chociaż nie widział w jej oczach tego dawnego ognia, który widział w momencie gdy walczyła z Joshem o swoją przyszłość. Przegrała tę walkę o czym Rowley dowiedział się gdy ta zniknęła z jego życia pozostawiając wielką pustkę w jego sercu. Poruszył się gdy usłyszał jej głos, a pielęgniarka która stała przy jej łóżku zmieniając kroplówkę podskoczyła na dźwięk słabego głosu dziewczyny.
Oh kochaniutka, nie poznajesz swojego męża?
Zatroskana mina pielęgniarki mówiła wszystko, ale Rowley tylko posłał ciepły uśmiech w stronę kobiety skupiając swoje niebieskie oczy na twarzy Layli, na jej oczach, które nawet mimo straconego blasku przyciągały go niczym pieprzony magnes. — Jest zapewne w szoku, dajmy jej trochę czasu — Moreau przysiadł na skraju łóżka ku ogólnemu niezadowoleniu krzątającej się pielęgniarki, która zaczęła mówić pod nosem o niewychowanych ludziach i o tym, że musi powiadomić lekarza o tym, że się obudziła. Rowley chwycił lekko dłoń dziewczyny, przesuwając po jej jasnej skórze kciukiem. Po podpisaniu papierów przez Antonia oficjalnie na papierze teraz on był jej mężem, wystarczyło tylko sfałszować jeszcze akt ślubu, czym także się zajął i w świetle prawa Rosales należała teraz do niego - była po prostu wolna. — Jesteś już bezpieczna, obie jesteście — te ostatnie dwa słowa szepnął nachylając się nad dziewczyną, muskając ustami jej czoło gdy wstał z łóżka gdy do pomieszczenia wszedł lekarz, żeby ją przebadać.
Layla Rosales


Art is only a way of expressing pain
Mąż...
To słowo powodowało, że jej serce zaczynało bić znacznie szybciej i miała dziwne przeczucie, że ta osoba nie była dobra. Mąż ją krzywdził.. Spojrzała przestraszona na mężczyznę, który usiadł na jej łóżku, ale po chwili delikatnie zmarszczyła nosek. Coś jej nie pasowało. Bo obecność tego mężczyzny dziwnie koiła jej zmysły, a ciało się odprężało. Czuła się bezpiecznie przy jego boku, a słowo mąż działało całkowicie odwrotnie. Zerknęła na swoją dłoń i na palcu faktycznie lśniła obrączka. Przeniosła swój wzrok zatem na dłonie mężczyzny i przekrzywiła głowę na bok próbując rozwikłać tą zagadkę. Dopiero, gdy pielęgniarka wyszła z pokoju, spojrzała w znajome oczy mężczyzny i przygryzła dolną wargę.
- Nie jesteś nim. - wyszeptała i zacisnęła swoje palce na jego dłoni. - Nie masz obrączki i... On był zły, a ty nie jesteś... Znam cię, ale... Jesteś moim kochankiem? - próbowała zrozumieć to wszystko, ale intuicja jej podpowiadała, że nie chciałaby sobie tego wszystkiego przypominać. Jedynie pojedyncze słowa pojawiały się w jej umyśle, a ilość pytań cały czas rosła. Szczególnie na jego kolejne słowa. Obie? To był jeszcze ktoś? Co się stało? Próbowała go powstrzymać, żeby nie odchodził i nie zostawiał jej tu samej, ale była zbyt wolna i nie potrafiła go zatrzymać, gdy wstał i wyszedł z pomieszczenia, gdy lekarz pojawił się w środku.
Słowa lekarza wprawiły ją w jeszcze większy zamęt, a kolejne pytania z jego strony jedynie irytowały, bo nie była w stanie odpowiedzieć nawet na najprostsze pytania. Gdy zapytał ją o imię bez mrugnięcia okiem odpowiedziała Layla, ale ten jedynie pokiwał głową i łagodnym tonem głosu próbował ją naprowadzić na właściwe tory. Rosemarie tak miała na imię, podobno. Wszystko jej się plątało i była już wykończona tym brakiem odpowiedzi, a jedyna osoba, która mogła odpowiedź na jej wszystkie pytania stała przed drzwiami. Odetchnęła z ulgą, gdy lekarz wyszedł z pomieszczenia i najwidoczniej rozmawiał z mężczyzną, który podawał się za jej męża. Próbowała wstać z tego cholernego łóżka, ale po chwili ze zrezygnowaniem opadła na poduszki i pozwoliła łzą płynąć po swoich policzkach. Czuła jak senność powoli ogarniała jej ciało, a ciemność wzywała ją w swoje objęcia. Potrzebowała odpoczynku...
Gdy się obudziła, to mężczyzna znowu siedział przy jej łóżku i trzymał ją za rękę. Uniosła swoje spojrzenie na jego twarz i wyciągnęła dłoń w kierunki szklanki. Chciało jej się pić i była sfrustrowana tym, że jej ciało było zbyt słabe, żeby poradzić sobie z tak prostymi czynnościami. Z wdzięcznością przyjęła szklankę z wodą i upiła ostrożnie łyk. Jej ciało buntowało się za każdym razem, gdy próbowała się poruszyć. A leki które jej podawano jedynie otępiały jej umysł.
- Powiedziałeś, że jesteśmy bezpieczne, ale... Lekarz powiedział, że poroniłam i... Kim jest Layla? Mieliśmy tak nazwać córkę? Ja nic nie rozumiem. Próbuję sobie przypomnieć, ale czuje wewnętrzną blokadę. Mam tyle pytań... Proszę... - odnalazła swoim spojrzeniem jego oczy i z determinacją wypisaną na twarzy zadawała kolejne pytania. Tym razem nie zamierzała go puścić bez odpowiedzi.
3 lata później...
Nie chciała robić mu nadziei. Gdy kupowała testy ciążowe w aptece czuła się dziwnie. Nie mogła się przyzwyczaić do tego, że była w końcu wolna i bez żadnych przeszkód mogła znowu wychodzić z domu. Mogła decydować o sobie... Długo wracała do zdrowia, a jej stan psychiczny przez pierwsze dwa lata nie był w najlepszym stanie. On jednak wiernie trwał przy jej boku i wspierał ją na każdym kroku, nawet wtedy, gdy nie była w stanie normalnie funkcjonować. Czuła się źle z tym, że utrzymywał ją i Rositę, ale nie była gotowa na to, żeby jeszcze pójść do pracy. Teraz jednak oddychała pełną piersią, a w drżącej dłoni trzymała test z pozytywnym wynikiem. Dwa tygodnie temu zrobiła pierwszy, ale ten pokazał negatywny wynik. W dalszym ciągu jednak miała to dziwne przeczucie, a teraz wpatrywała się w dwie kreski, które były wyraźne. Była w ciąży.
Z uśmiechem na ustach wypadła z łazienki i zaczęła szukać Rowleya. Rosita akurat nocowała dzisiaj u koleżanki i kilka minut temu wyszła z domu, więc mieli tą cała noc tylko dla siebie. Zeszła do garażu i oparła się o framugę, gdy zauważyła mężczyznę dłubiącego przy samochodzie. - Tu jesteś. Szukałam cię. Rosita już wyszła i... Podać ci klucz? - zaśmiała się delikatnie, gdy jego dłoń szukała po podłodze zapewne odpowiedniego klucza. Nie była pewna jak miała mu przekazać tą nowinę, ale... Gdy był w tym stanie, to ciężko było go odciągnąć od samochodu. Pochyliła się i podniosła odpowiedni klucz, którego szukał i zmarszczyła nosek. Pomysł sam wpadł do jej głowy... - Proszę... - powiedziała cicho i zamiast narzędzia podała mu po prostu test, który zrobiła dosłownie przed chwilą. Nie była do końca pewna jak zareaguje na tą nowinę, więc czekała z głośno bijącym sercem na jego reakcję. Nie rozmawiali jeszcze o powiększeniu rodziny, bo Rowley w żaden sposób na nią nie naciskał po przeżyciach, które miały miejsce w przeszłości... Zawsze się zabezpieczali, ale od jakiegoś czasu miała dziwne wrażenie, że coś działo się z jej organizmem...
Rowley Moreau


But I gave myself again to that fire, threw myself into it, into him, and let myself burn.
Nie miał już tamtego auta, sprzedał go wraz ze zniknięciem Rosales wmawiając sobie, że tak będzie lepiej, z tym samochodem wiązało się zdecydowanie zbyt wiele wspomnień, zarówno tych dobrych jak i tych złych, które powodowały że… zatracał się w szaleństwie i bólu po jej stracie. Nie był z tego ani trochę dumny, ale jego narzeczona znalazła go w ostatniej chwili i wtedy zdał sobie sprawę, że mógłby mieć kogoś dla kogo warto by żyć.
Mylił się, bo egzystował tylko przez tę głupią nadzieję, że Layla żyje, to dla niej przez te wszystkie lata rozłąki oddychał i starał się utrzymać na powierzchni nawet gdy demony przeszłości ciągnęły go na samo dno.
Odprowadził jeszcze pielęgniarkę wzrokiem i skierował dopiero swoje spojrzenie na dziewczynę gdy ta do niego przemówiła, łagodny śmiech wyrwał się z jego ust kiedy kiwnął delikatnie głową, przekrzywiając ją po chwili lekko na bok.
— Jesteś bardzo spostrzegawcza, perełko — rzucił w jej stronę swobodnym tonem, przesuwając spojrzeniem po jej twarzy, zatrzymując się na moment na jej oczach, które go hipnotyzowały i przyciągały niczym magnes. — Kochankiem… — delektował się przez moment tym słowem na swoim języku. — Po części kiedyś nim byłem, dawno temu, gdy żyliśmy razem w innym mieście — przymknął na moment oczy na wspomnienie tego jak całował ją na masce swojego samochodu, jak przeżyli swój pierwszy raz gdy ta odsłoniła się przed nim tamtego wieczoru a on przed nią opowiadając jej historię swoich blizn, które przykryte były przez tatuaże. Nie powiedział jednak nic więcej bo pojawił się lekarz a ten posłusznie wyszedł na korytarz.
Rozmowa z lekarzem nie należała do tych przyjemnych, brunetka była w ciąży czego mógł się Rowley domyślić po tym co ten zwyrol jej robił. Nagle nie pożałował tego, że tak po prostu go zabił a jego ciało gniło parę metrów pod ziemią w odludnym miejscu gdzie nikt nie miał go już znaleźć. Zasługiwał na taki los i teraz Rosales mogła odetchnąć pełną piersią, mogła także wybrać co chciała zrobić ze sobą i swoim życiem bo była po prostu wolna. Podziękował lekarzowi ściskając jego dłoń i wszedł z powrotem do pomieszczenia gdzie na łóżku spała dziewczyna, usiadł przy jej łóżku chwytając ją lekko za rękę i siedział tak dopóki ta się nie obudziła.
Posłał jej delikatny uśmiech spoglądając prosto na jej twarz, odsuwając niesforny kosmyk włosów, który na moment zasłonił jej jedno oko, widząc, że ta próbuje sięgnąć po szklankę z wodą sam to zrobił pomagając jej się napić. — Ty jesteś Laylą — jego głos był spokojny gdy wpatrywał się w nią uważnie. Lekarz wspominał mu o tym, że nazwała siebie Laylą, ale tutaj w tym mieście była Rosemarie, nadal jednak widział w niej tylko i wyłącznie Rosales, dziewczynę którą poznał w Nowym Jorku. — ta historia jest bardzo długa i zawiła. Masz już córkę, ma na imię Rosita i niedługo ją zobaczysz — kącik jego ust drgnął lekko przy tych słowach. Wiedział, że ta będzie miała multum pytań dlatego starał się na nie odpowiadać zgodnie z prawdą, nie ukrywając przed nią niczego - no może tylko faktu, że zabił jej męża, który się nad nią znęcał, na tę rozmowę jeszcze przyjdzie czas.
3 lata później.
Był przy niej przy tych najgorszych momentach, zwłaszcza gdy ta budziła się w środku nocy z krzykiem gdy wspomnienia zaczynały na nią napierać z każdej strony, trzymał ją wtedy w ramionach starając się uspokoić spokojnym głosem. Nie było łatwo mu patrzeć na nią w takim stanie, ale zdawał sobie sprawę, że ta po przeżyciach potrzebowała czasu i przede wszystkim potrzebowała mu zaufać. Moreau był cierpliwy w tej kwestii, widział jej radość na twarzy gdy wyszła ze szpitala a Ci wsiedli w pierwszy lepszy samolot opuszczając miejsce, które przywodziło tylko na myśl tamte wspomnienia o których pragnął, żeby ta zapomniała. Znaleźli swój wspólny kąt w innym miejscu ciesząc się każdym dniem razem, także z Rositą która stała się spoiwem pomiędzy nimi. Dziewczynka tak samo jak matka bardzo przeżyła to rozstanie na parę dni, ale widok łez szczęścia na twarzy Layli na widok swojej córeczki był najlepszym widokiem w życiu młodego mężczyzny.
Minęły trzy lata od tamtych wydarzeń i wszystko wyszło na prostą, dawno uczucie między nimi odżyło, a Rowley opowiedział jej swoją historię po jej zniknięciu, gdy był na krawędzi załamania i jak znalazła go wtedy jego niedoszła żona, którą porzucił w momencie gdy ponownie na jego drodze stanęła Rosales - w tej kwestii wybór był prosty, serce wiedziało lepiej do kogo nadal chłopak żywił uczucia. Dzisiejszy dzień prawie cały spędził w warsztacie dopicowując auto, które zaczynało powoli przypominać jego sprzedaną perełkę, wprawdzie nigdy nie będzie to ten sam samochód ale… chociaż będzie to namiastka czegoś co połączyło ich tamtego wieczoru podczas wyścigu.
Kto wie, może wróciłby z czasem na tor?
Świadomość, że miał teraz Laylę jak i jej córkę powodowała, że nie robił żadnych głupstw a Rositę traktował jak swoją własną córkę. Usłyszał jak brunetka pojawiła się w garażu, zajęty jednak autem będąc pod nim musiał się skupić na tym co robił. — Tak, ten płaski — odparł na jej pytanie skupiony na samochodzie na tyle, że kiedy ta podała mu klucz to tylko podziękował nawet nie zdając sobie sprawy, że chociażby wagą czy w strukturze na pewno nie był to klucz który chciał. Zamarł wpatrując się w test, który trzymał w dłoni i na dwie kreski na nim.
Zostanie ojcem…
Rowley wysunął się spod auta odszukując spojrzeniem twarz Rosales, rozdziawiając lekko usta gdy wpatrywał się w nią uważnie. — Naprawdę? — nie mógł uwierzyć, ale test który trzymał w dłoni był chyba wystarczającym dowodem. Zerwał się z maty na kółkach, którą używał, żeby wjechać pod samochód i chwycił dziewczynę w swoje ramiona unosząc ją lekko i okręcając w miejscu, przylegając do niej swoim ciałem. Coś pomiędzy śmiechem a szlochem wyrwało się z jego ust, gdy postawił dziewczynę na ziemi spoglądając w jej twarz. — Kocham Cię… kocham Was — wyznał złączając ich usta w pocałunku, jedną rękę kładąc na jeszcze płaskim brzuchu dziewczyny, uśmiechając się do niej szeroko.
Musiał powiedzieć Raphaelowi… na pewno się ucieszy, że zostanie wujkiem!
Layla Rosales


Art is only a way of expressing pain
- Za dwa dni mogę wyjść ze szpitala... - dopiero jej głos odwrócił jego uwagę od tej biednej pielęgniarki, która była na skraju płaczu. Z pomocą mężczyzny znowu usiadła na tym przeklętym łóżku, a głowa bolała ją od natłoku myśli. Kolejne elementy układanki wskakiwały na swoje miejsce, a ona zacisnęła swoje palce na białej pościeli.
- Rowley... - cicho wymówiła jego imię, gdy krzątał się po sali. Przekręciła delikatnie głowę na bok, gdy jego spojrzenie zwróciło się na nią. - Nie musisz się przejmować. Ja... - odnalazła swoim spojrzeniem jego oczy i na chwilę wstrzymała swój oddech. - Złapałeś mnie Moreau. Znalazłeś i tym razem nie ucieknę. Nie musisz się bać. - uśmiechnęła się delikatnie, bo miała dziwne wrażenie, że te słowa miały dla niego głębsze znaczenie. Złapałeś mnie... Wydawało jej się to słuszne, jakby niejednokrotnie te słowa kierowała kiedyś w jego kierunku.
Trzymała jego dłoń, gdy czekali na lotnisku na swój samolot. Cieszyła się, że w końcu mogła opuścić szpital i wrócić do normalności. A jej pomysł powrotu do domu i spakowania swoich rzeczy jak i Rosity przed wylotem niezbyt jemu się spodobał. W tym przypadku jednak postawiła na swoim, a jej walizka była głównie wypełniona rzeczami od małej dziewczynki. Za kilka minut mieli otworzyć bramkę, a oni opuścić Florencję na zawsze. Francja była ich celem. To tam kuzyn chłopaka zabrał jej małą córeczkę, a ona była lekko przerażona perspektywą zaczęcia wszystkiego od nowa.
- Jak teraz to będzie? - we wszelkich papierach widniała teraz jako jego żona. Rosemarie Moreau i Rosita Moreau. Nie mogła wrócić do swojego starego imienia, bo Layla Rosales oficjalnie nie żyła, a jej powrót do życia jedynie zainteresowałby pewne władze. Zresztą Rosita byłaby zbyt bardzo skołowana nowym obrotem sprawy, więc zdecydowała zostać przy tym imieniu. Zamierzała jednak wytłumaczyć córeczce czemu Rowley zwracał się do niej Layla. Łatwiej było powiedzieć Rosicie, że tym imieniem kiedyś się przedstawiła mężczyźnie, bo jej się podobało. Dziewczynka była zbyt mała, żeby poznać prawdę i zawiłość całej sytuacji. Zresztą Layla nie była pewna czy kiedykolwiek jej córka pozna prawdziwą historię, bo wtedy musiałaby powiedzieć córce, że była owocem gwałtu... Nie mogła...
- Twoja narzeczona... - czuła wyrzuty sumienia, gdy myślała o tamtej kobiecie. Rowley rzucił wszystko dla niej i wywrócił całe swoje życie do góry nogami, żeby jej pomóc. - Jeśli chcesz do niej wrócić... Jeśli ją kochasz... Nie chce stać wam na przeszkodzie. Ja... - umilkła czując na sobie jego spojrzenie i cicho westchnęła. - Dalej nie lubisz latać? - zapytała i spojrzała na niego rozbawiona, gdy posłał w jej stronę uśmiech. Miała wrażenie, że za każdym razem, gdy przypominała sobie takie głupotki, to on czuł się szczęśliwy. Szczęśliwy, że przypominała sobie jego... Wstała i skrzywiła się, gdy ten nagły ruch wywołał u niej ból. Powoli ruszyli w stronę samolotu, a ona odwróciła się i po raz ostatni spojrzała na krzesło, na którym wcześniej siedziała. Obrączka jak i pierścionek zaręczynowy leżał na siedzeniu. Nie chciała tej biżuterii, która łączyła ją z mężem, ten rozdział na zawsze miał zostać zamknięty i pozostać we Florencji. Po raz kolejny zaczynała wszystko na nowo. Tym razem u boku mężczyzny, którego kochała i... - Nie dostałeś mojego listu prawda? Moja mama miała go przekazać Rey, a ona... Tobie... - była skupiona, a jej wyraz twarzy świadczył o tym, że było to kolejne wspomnienie, które do niej wróciło...
Półtorej roku później...
Początkowo obawiała się, że między nimi będzie inaczej. W końcu przez osiem długich lat nie mieli ze sobą kontaktu i oboje zmienili się na przestrzeni tego czasu. Było ciężko. Przez długie miesiące jej pamięć wracała, a napływające wspomnienia nie należały do tych miłych. Uczucie jednak pomiędzy nimi było niezmienne. Miała wrażenie jakby w końcu coś w jej życiu wskoczyło na właściwe tory, ale z tyłu głowy dalej miała blokadę. Rowley wspierał ją na każdym kroku i cierpliwie czekał aż będzie gotowa na pewne sprawy... Oboje chodzili do psychologa i starali się rozmawiać na wszelkie tematy, ale unikali jednego.. Współżycie i ich życie seksualne nie istniało. Żyli niczym małżeństwo - którym byli na papierze, bo tak nawet było łatwiej im na początku ogarnąć pewne sprawy. Ona nie znała francuskiego i zbyt bardzo bała się wyjść z domu, a nawet teraz robiła to tylko wtedy, gdy blondyn był przy jej boku. Raz tylko pokusiła się o wyjście z jego kuzynem, bo musiała coś załatwić na mieście, ale skończyło się to atakiem paniki, który dopiero ustąpił, gdy Rowley zgarnął ją w swoje ramiona. Rosita za to dość szybko się zaaklimatyzowała i teraz już sprawnie operowała językiem francuskim, który jej za to w dalszym ciągu sprawiał trudności. Od samego początku spała w jednym łóżku z Rowleyem, bo tylko przy nim była w stanie zasnąć, a jeszcze przez długi czas wzdrygała się i reagowała różnie, gdy ten chociażby ją przytulał przez sen. Było ciężko... Czasami uwierało ją to i była smutna, że nie była w stanie dać mu całej siebie. On jednak rozumiał to i gdy odsuwała się, gdy się zapominali, zgarniał ją w swoje ramiona i jedynie przytulał. Wiedział co mąż jej robił i jak głęboko ją to zraniło, ale... Od jakiegoś czasu coraz bardziej tęskniła za jego dotykiem. I chciała w pewnych kwestiach iść naprzód. Chciała zaręczyn, ślubu - a raczej w ich przypadku odnowienia przysięgi, bo formalnie byli małżeństwem, a przede wszystkim znowu chciała czerpać przyjemność z intymności... Tylko nie wiedziała jak miała się za to zabrać.
Gdy się całowali, a czasem nawet dotykali, to Rowley nie przekraczał żadnych granic, bo czekał na jej ruch... A ona w żaden sposób nie umiała dać mu tego cholernego znaku, bo była zbyt zawstydzona i niepewna czy będzie w stanie zaspokoić jego potrzeby. A i tak długo czekał...
Całą noc się wierciła i uparcie wpatrywała w sufit, czując w sobie cichą determinację, że musiała działać. A gdy Rowley rano poszedł do pracy - to był kolejny aspekt, który jej przeszkadzał, bo sama w dalszym ciągu nie była gotowa na ten krok - a Rosita do szkoły, to ona się przebrała i wyciągnęła z dna szafy trochę gotówki. Gdy pakowała tamtego dnia siebie i Rositę z domu męża, to zgarnęła stamtąd wszelkie kosztowne rzeczy, które sukcesywnie sprzedawała. Rowley jednak nigdy nie chciał od niej żadnego grosza za te rzeczy, bo twierdził, że sam utrzyma ich rodzinę. W końcu zdecydowała, że te pieniądze zostawi dla Rosity, ale dzisiaj.. Zamierzała z nich skorzystać. Oczywiście miała dostęp do pieniędzy blondyna i mogła kupić za nie co tylko chciała, ale ten wtedy widziałby, że coś planowała, a chciała go zaskoczyć. Miała nadzieję, że pozytywnie.. Wszystkie rzeczy, które miała on już wcześniej widział i zazwyczaj kupowała z nim. A dzisiejszego wieczoru miało być inaczej. Chciała być tą dawną wersją siebie i po cichu liczyła, że uda im się przekroczyć tą kolejną barierę. Zrobić kolejny krok w ich relacji..
Przez godzinę wpatrywała się w drzwi wejściowe i za każdym razem cofała się, gdy naciskała klamkę. Mogła zamówić wszystko przez internet, ale to wiązało się z czasem oczekiwania, a blondyn mógłby się dowiedzieć o jej małych zakupach, gdy kurierzy przychodziliby z paczkami. Zresztą nie chciała zbyt długo zwlekać z tym wszystkim, bo bała się, że odwaga ją opuści przy pierwszej lepszej okazji. W końcu jednak zebrała się w sobie i pierwszy raz wyszła sama z domu...
Pięć tysięcy razy chciała zrezygnować i podczas ataku paniki zadzwonić po Rowleya, ale z determinacją zrobiła te cholerne zakupy i wróciła do domu jeszcze przed powrotem Rosity, która również korzystała z wolności i dość często wychodziła na nocowania do koleżanek. A gdy wczoraj zapytała ją o wyjście, to ku zaskoczeniu całej dwójki zgodziła się bez wahania. Miała wszystko zaplanowane. Rowley był w pracy do wieczora, Rosita miała wyjść do koleżanek, a ona miała wszystko czego potrzebowała. Zrobiła dla nich romantyczną kolację i odpowiedni nastrój w jadalni, której Rowley nie zauważy od razu po powrocie. Stresowała się, ale jeśli to się nie uda...
Z głośno bijącym sercem wpatrywała się w drzwi i zerkała na zegarek. A gdy wrócił tak jak zawsze powitała go buziakiem w policzek ubrana w swoje dresy. Poinformowała go, że za kilka minut poda kolację, a on poszedł do łazienki ogarnąć się po pracy. Sama zaś przez ten czas korzystała z łazienki Rosity, gdzie wszystko miała przygotowane i przebrała się szybko w sukienkę, którą nałożyła na bieliznę zakupioną dnia dzisiejszego i zrobiła skromny makijaż. Odetchnęła z ulgą, gdy udało jej się wyrobić przed blondynem i zapalała świeczki w jadalni, gdy on właśnie zszedł na dół. Odwróciła się w jego kierunku speszona i przygryzła dolną wargę, gdy zaskoczony wpatrywał się w jej nowe ubrania i całą tą aranżacje.
- Ja... Ja pomyślałam, że możemy zrobić sobie małą randkę korzystając z tego, że Rosity nie ma... - wyszeptała i odetchnęła z ulgą widząc na jego twarzy ten uśmiech, który sprawiał za każdym razem, że jej nogi odmawiały posłuszeństwa. Sama kolacja przebiegła w miłej atmosferze i wszystko o dziwo wyszło tak jak sobie to zaplanowała... Posprzątała ze stołu z pomocą mężczyzny i odetchnęła głęboko. Nie miała bladego pojęcia czy się nie wygłupi... Nie wiedziała jak się za to zabrać, ale...
- Przygotowałam jeszcze coś na deser... - powiedziała cicho, gdy Rowley był zajęty wkładaniem rzeczy do zmywarki. Sięgnęła do suwaka swojej sukienki i pozwoliła materiałowi opaść na podłogę, a sama usiadła na blacie stołu w tej cholernej bieliźnie. Czuła jak policzki palą ją ze wstydu, ale... - Jesteś zainteresowany?
2 lata później...
Była szczęśliwa, a dzisiejszy dzień spędzali razem z Rositą nad morzem. Skorzystali z tego, że Rowley dostał kilka dni wolnego i zrobili sobie mini wakacje. Słońce muskało jej twarz przyjemnie, gdy siedziała na ręczniku ze szkicownikiem w dłoni, a blondyn koło niej leżał rozluźniony, gdy Rosita bawiła się i budowała zamek w piasku.
- Tato! Pomożesz mi?! - usłyszała głos córki i zamarła z ołówkiem w ręku. Rozchyliła delikatnie usta i spojrzała na córkę ze wzruszeniem. Pierwszy raz nazwała Rowleya ojcem... Akceptowała go od samego początku, ale do teraz ani razu nie powiedziała do niego tato... Przez pierwszy rok jedynie ciągle wspominała swojego biologicznego ojca... Złapała za dłoń Rowleya i spojrzała na niego z miłością, ale i zaskoczeniem. - Słyszałeś? Nazwała cię.... Idź do niej... - wyszeptała i pochyliła się w jego stronę, żeby złożyć na jego ustach czuły pocałunek. - Tatuśku... - zaśmiała się cicho, gdy dziewczynka zawołała go po raz kolejny i obserwowała tą scenę z rozczuleniem, gdy blondyn poszedł do niej.
3 lata później...
Nie była pewna jak zareaguje na wieść o ciąży. Dając mu do ręki test ciążowy stresowała się i czekała z głośno bijącym sercem na jego reakcję. Pokiwała delikatnie głową, gdy wysunął się spod samochodu. - Nie żartowałabym na... - nie zdążyła dokończyć zdania, gdy porwał ją w swoje objęcia i zapiszczała, gdy ją podniósł i okręcił. Zaśmiała się radośnie i spojrzała na niego z miłością w oczach. Sama nie mogła w to uwierzyć, ale test który zrobiła wyraźnie pokazywał dwie kreski. Była w ciąży... Oddała pocałunek i przyciągnęła blondyna do siebie uśmiechając się, gdy jego dłoń znalazła się na jej brzuchu.
- Cieszysz się? Nie rozmawialiśmy nigdy o tym... Nie byłam pewna, a wcześniejszy test wyszedł negatywny, ale miałam przeczucie i... Pójdziemy razem do ginekologa? - zapytała z iskierkami w oczach i zaśmiała się, gdy Rowley znowu ją pocałował. A jej uśmiech się poszerzył, gdy ten później złapał za telefon, żeby zadzwonić do swojego kuzyna. Nie chciała psuć tej chwili, więc nawet nie wspominała, że powinni poczekać z nowinami aż upewnią się, że wszystko było w porządku. Gdy on rozmawiał ze swoim kuzynem, to ona umówiła się do ginekologa swoim łamanym francuskim i spoglądała na test z mieszaniną nadziei i radości.
Czekali przed gabinetem do ginekologa i nerwowo kreśliła palcem wzory na dłoni mężczyzny. Zawsze stresowała się tymi wizytami i czuła niekomfortowo, gdy musiała się rozbierać przed kimś innym. Spojrzała niepewnie w stronę drzwi, gdy wyczytali jej nazwisko i po chwili leżała już na leżance, a ginekolog po wstępnym wywiadzie robił jej badanie. Zacisnęła swoje palce mocniej na dłoni męża, wpatrując się w ekran urządzenia do USG i wstrzymała oddech, gdy lekarz gratulował im. Była w ciąży. Co innego było zobaczyć pozytywny test, a co innego było trzymać w dłoni zdjęcie USG, które potwierdzało jej stan błogosławiony. A co najważniejsze, to ciąża rozwijała się prawidłowo. Odwróciła się w stronę Rowleya, a po jej policzkach spływały łzy radości.
- Będziemy mieli dziecko Rowley... - wyszeptała i złożyła na dłoni Rowleya czuły pocałunek. Wyszła z gabinetu z uśmiechem na ustach i dalej trzymając zdjęcie w swoich dłoniach przytuliła się do mężczyzny, nie przejmując się tym, że robiła scenę w poczekalni, gdy odnalazła swoimi ustami jego i złączyła je w pocałunku. - Jak to uczcimy? - zapytała szeptem, gdy oparła swoje czoło o jego i zaśmiała się, gdy wziął ją na ręce i wyniósł z przychodni.
Później...
Miał wypadek... Raphael próbował ją uspokoić, gdy czekali w poczekalni w szpitalu, a ona krążyła nerwowo w kółko zalewając się łzami. Nikt nie chciał powiedzieć jej w jakim stanie był Rowley, a ona coraz bardziej panikowała. Wkurzała się, że kuzyn blondyna w tej chwili był taką oazą spokoju, gdy ona wariowała z niepokoju. W końcu przystanęła, rozchyliła usta i spojrzała w dół. Odeszły jej wody... Nie, nie, nie... Nie teraz... Już wcześniej miała skurcze, które zapowiadały, że termin porodu zbliżał się nieubłaganie, ale nie sądziła, że nadejdzie on w takich okolicznościach. O ile wcześniej Raphael był spokojny, tak teraz sam zaczął patrzeć na nią ze strachem w oczach i gdy ona w szoku wpatrywała się w małą kałużę, to ten pobiegł po kogoś z personelu medycznego. Pielęgniarka musiała siłą zaciągnąć ją do sali, bo ona nie chciała ruszyć się z miejsca. Rowley... Musiała dać z siebie wszystko... Tak samo jak on...
Raphael obiecał jej, że będzie ją informował o stanie męża, gdy ona rodziła w bólach syna. Poród nie był dla niej łatwy i cholernie się męczyła, gdy kolejne skurcze atakowały jej ciało. Ulżyło jej jednak, gdy Raphael poinformował ją, że stan Rowleya był stabilny i wyliże się z tego. Nie mogła jednak go odwiedzić, a kuzyn jej męża za każdym razem, gdy wchodził na salę porodową był blady jak ściana i bliski omdlenia, więc pielęgniarka go wypraszała. Męczyła się dwa dni zanim lekarz w końcu stwierdził, że kwalifikowała się do cesarskiego cięcia. Była wykończona, gdy w końcu usłyszała płacz dziecka, a pielęgniarka pokazała jej syna i poinformowała, że był cały i zdrowy. Wiedziała, że było coś nie tak, bo nie dostała synka w swoje ramiona. Lekarze dalej się przy niej kręcili i rozmawiali o czymś, a ona próbowała skupić się na ich słowach, chociaż niewiele z tego rozumiała. Krwotok... Traciła zbyt dużo krwi, a oni nie mogli zatamować jej upływu. Jednak, gdy zapadała w ciemność to uśmiechała się. Rowley i ich synek byli cali... Tylko to się dla niej liczyło...
Bolało ją całe ciało, gdy w końcu się obudziła. Była słaba, a z tego co zrozumiała lekarze ledwo ją odratowali, gdy straciła przytomność. Miała leżeć przez najbliższe kilka dni w łóżku, a dopiero po kilku godzinach pielęgniarka do niej przyszła z dzieckiem, żeby mogła nakarmić syna. Zauroczona spoglądała na malca, gdy ten nieporadnie próbował złapać jej sutek do buzi i zaśmiała się lekko, gdy przez kilka następnych minut nie wiedział co miał zrobić. Żałowała jedynie, że nie mogła się tą chwilą dzielić z Rowleyem, który również leżał w innej sali przykuty do łóżka. Jednak była szczęśliwa, że cała ich trójka wyszła z tego cało. Jej uśmiech się poszerzył, gdy do jej sali wpadła Rosita. Layla jednak szybko traciła siły, a po kilku minutach pielęgniarka zabrała od niej dziecko i Rositę, która obiecała pokazać małego Ricka ojcu.
Dziewięciolatka dumnie trzymała w swoich rękach małe zawiniątko, gdy wchodziła do sali, w której leżał Rowley. Za nią zaś szedł Raphael, który przez te dni opiekował się nimi wszystkimi. Rosita ostrożnie podeszła do łóżka i spojrzała z uśmiechem na Rowleya.
- Tato... - zaczęła niepewnie i spojrzała w kierunku Raphaela, który zachęcająco pokiwał do niej głową. Dziewczynka w końcu podeszła bliżej i usiadła na brzegu łóżka jakby się bała tak gwałtownego ruchu. - Mama nie może przyjść, ale obiecałam jej, że przedstawię ci braciszka... Śpi... - powiedziała cicho i z pomocą wujka podała Rowleyowi małego chłopczyka.
Rowley Moreau