33 lata 175 cm strażak
Awatar użytkownika

I told you once again
I can't do this again, do this again, oh no

something about me
by makabra

4.
outfit

Nie umawiał się na randki, nazywał to bardziej luźnymi spotkaniami. Te pod dumną nazwą "randki" dotyczyły jedynie nie licznych przy których odkrywał jakieś romantyczne podrygi. Nie potrafił wykazać się romantycznymi gestami, bywał zwyczajnym bucem. Jedyne, co wychodziło mu idealnie to flirt, przechodzenie do sedna oraz działanie. Sam siebie zadziwił, kiedy zaczął wymieniać w internecie wiadomości z jakimś obcym chłopakiem. Wiedzieli o sobie niewiele, znali wzajemne profesje, imiona oraz wiek. Żaden nie pomyślał, żeby chociażby podzielić się zdjęciem. Moore w sumie całkiem chętnie wymieniał wiadomości z Damienem, szczególnie, kiedy miał dni wolne. Dużo rozmawiał również z Victorią, ale to było coś całkiem innego... Zasiała ziarno niepewności po ich spotkaniu na Met. Nie do końca wiedział, jak tym razem ich spotkania będą się kończyć.
Wróćmy jednak do Damiena, w końcu Billy postanowił dać za wygraną ciekawości i zaprosić go na wspólnego drinka. Wybrał całkiem przyjemny klub, który nie był szczególnie przeludniony. Mogli znaleźć miejsce przy stoliku, a dopiero po dwudziestej parkiet zaczynał się zapełniać. Czasem puszczali tam stanowczo za dużo latino, ale miało to swój urok. Ubrał się nieco lepiej niż zazwyczaj, odpuszczając swoją standardową czapkę z daszkiem. Czuć było od niego specyficzną, dość intensywną woń perfum. Zawsze na specjalne okazje pachniał papierosami pomieszanymi z drzewem sandałowym oraz piżmem. Stanowiło to przyjemną, lekko drażniącą nozdrza mieszankę. Pojawił się na miejscu punktualnie, oparł się o mur budynku, zapalając papierosa. Postanowił czekać aż ktoś do niego podejdzie, napisał mu w co mniej więcej będzie ubrany więc powinien go rozpoznać. Noga chodziła mu niespokojnie. Czyżby się nieco denerwował? Cóż, pierwszy raz był w takiej sytuacji. Nie miał pojęcia, jak ów ktoś wygląda, jaki ma głos i czy przypadkiem nie jest seryjnym mordercą. Na szczęście jako strażak wiedział, jak sobie radzić w czarnej godzinie.

damien kim
knowledge is power
23 lata 172 cm klub moonstones / kelner
Awatar użytkownika

I'm going crazy now, out of control, I
I'm staying up all night again
The moment when I close my eyes
All I see is red lights

something about me
by mikkeru_chan91

Blondyn sam siebie zadziwił gdy zaczął wymieniać wiadomości z gościem, którego nie znał. Nawet mimo wymieniania smsów, nie znali się tak dobrze jak w przypadku normalnych spotkać i relacji twarzą w twarz. To było poniekąd powodem dlaczego blondyn się zgodził. Ciekawość zjadała go od środka. Zwyczajnie nie mógł przepuścić takiej okazji. Fakt, że nie wymienili zdjęć Lixowi nie przeszkadzał, w końcu nie to najważniejsze tak?

Biorąc jednak pod uwagę ostatnie wydarzenia w klubie i to jak potraktowano powinien uważać. Więc tym razem obiecał sobie, że nie zostawi drinka bez opieki, pod żadnym pozorem. Nawet jeśli mógł po części zaufać Billyemu to i tak postanowił swoje. Lekcja nauczona i odhaczona. Nie była też to płacha sytuacja, nie ukrywajmy. Bo gdyby nie Sinclair, kto wie jak by skończył? Scenariuszy było wiele i nawet najlżejszy z nich go przerażał. Naprawdę był wdzięczny kumplowi za tamten ratunek. Do tego jeszcze zadbał o niego. Takich ludzi się powinno trzymać przy sobie.

Chłopak początkowo nie miał pomysłu co na siebie włożyć. Siedział na łóżku w stercie ubrań i myślał. Nie chciał przesadzić, nie mógł też wyglądać jak typowy ziomek z sąsiedztwa. Chociaż taki był właśnie, taki miał urok. Przy wyborze towarzyszył mu zaciekawiony pies i kot, który raczej miał gdzieś całą ekscytację i we władanie wziął całą poduszkę chłopaka. Blondyn dopiero po długim czasie, naprawdę długim zdecydował co ubierze. Miał nadzieję, że nie przesadził wyglądało to jednak jak powinno, przynajmniej w jego oczach. Ocenił się przed lustrem. Dodał małe poprawki tam i ówdzie po czym spryskał perfumami.

Pod klub oczywiście zajechał swoją ukochaną furką, czarnym bmv, który wszędzie gdzie by nie pojechał zwracał uwagę. Można było mieć wrażenie, że przez to Damien jest bogatym dzieciakiem, co szasta pieniędzmi. Jednak znając go, wiedziało się, że jest totalnie inaczej a sam samochód był prezentem od jego dziadków. Gdy zatrzymał samochód ręce mu nieco zadrżały na kierownicy. Na szczęście już nie prowadził. Dopiero teraz dochodziło do niego zdenerwowanie. Noga mu lekko zaczęła chodzić gdy spojrzał na telefon, na opis jaki mu wysłał Billy. Jak na razie się nie zastanawiał gdzie ten jest. Nawet nie szukał wzrokiem, dał sobie moment na ochłonięcie. Spojrzał w lustro i na swoje oczy, te tym razem miały odcień brązu pomieszanym z szarym, bowiem soczewki nie pokrywały całkowicie jego naturalnego koloru, który zwyczajnie przebijał. Poprawił uczesanie biorąc głęboki wdech. Gdyby powiedział, że nie ma strachu zwyczajnie by skłamał. Gdyby tylko wiedział, że zatrzymał się przy miejscu gdzie stał Billy. Mógł winić siebie za to, że się nie rozejrzał. Zaś sam Moor spokojnie mógł widzieć wszystko co robił blondyn, gdy tylko zorientował się, że to chłopak na którego czekał.

Pchnął drzwi i wyszedł z samochodu. Chłodne wieczorne powietrze uderzyło go w twarz, nieco orzeźwiając jego umysł. Zablokował samochód i dopiero wtedy się rozejrzał na spokojnie. Klucze od samochodu wylądowały w kieszeni jego spodni. Przeskakiwał po twarz jakie się przewijały dopóki nie zobaczył mężczyzny pod ścianą. Ubrany był dokładnie jak opisał mu Billy. Ten poczuł na sobie spojrzenie oczu Damiena i miał idealny widok na jego całokształt. Niewysoki blondyn, z nieco dłuższymi włosami, sporą ilością kolczyków w uszach i masą piegów na policzkach. Te pokryły się lekkim rumieńcem bo, nie takiego widoku się spodziewał. Inaczej sobie wyobrażał Billyego, przyjemnie się jednak zaskoczył. Zastanawiał się jaki ten będzie miał o nim wrażenie. Sam siebie nie widział jako specjalnie urokliwego, ale robił co mógł by dzisiaj wyglądać naprawdę dobrze. Nieco przyluźna bluzka podkreślała jego wąską talię, zaś buty optycznie wychudziły jego nogi, które i tak były dosyć długie i nie potrzebowały tego. Jednak mimo wszystko Koreańskie standardy w niego uderzały. Czy Billy zdziwi się, że nie ma przed sobą Amerykanina z krwi i kości, lecz Azjatę? Nawet nie pamiętał czy mu o tym wspominał. Gdy tylko ich oczy się spotkały Damien zwyczajnie się uśmiechnął kącikiem ust.


look
Billy Moore
into the unknown
33 lata 175 cm strażak
Awatar użytkownika

I told you once again
I can't do this again, do this again, oh no

something about me
by makabra

Takie znajomości nie były w stylu Billa, on raczej nawiązywał kontakt na żywo, jeśli ktoś go zainteresował. Zdarzały mu się również przelotne relacje od których nie stronił, a często lądował w objęciach swojej byłej dziewczyny. Dość dziwna sytuacja, jak cały on. Nie widział siebie w związku, nie potrafił zostać na dłużej, nie stracić zainteresowania i poczuć to coś. Starał się dla nielicznych osób, wysilał się, stawał na rzęsach, aby wkupić się w ich względy. Przywykł, że to o niego ktoś zabiega. Także to naprawdę dziwne, że w ogóle tak długo wymieniali wiadomości, nawet nie wiedząc, jak wyglądają. Przyzwyczaił się do porannego smsa oraz dotrzymywania towarzystwa na służbie, kiedy nie było wezwań. To stawało się lekko niebezpieczne dla Moore’a… W końcu nadszedł czas spotkania na żywo, towarzyszył mu dziwny ucisk w żołądku.
Oczywiście, że musiał zacząć uważać! Billy nie kojarzył nawet, żeby mu chłopak wspominał o tym incydencie z drinkiem. Pewnie by w nim się zagotowała, gdyby się dowiedział. Chciałby, jak najszybciej znaleźć delikwenta, wymierzyć sprawiedliwość albo przynajmniej ruszyć swoje znajomości w policji. Brzydził się takim zachowaniem. Zresztą cokolwiek wykonywane wbrew woli drugiej osoby go zwyczajnie odrzucało, nie miał w sobie litości dla takich oprawców. Na szczęście dziś Damien mógł odetchnąć z ulgą, ponieważ Moore’owi daleko było do seryjnego mordercy albo kogoś, kto chciałby go skrzywdzić. Bywał niebezpieczny, ale trzymał samego siebie w ryzach od lat. Za bardzo zależało mu na służbie, żeby popełnić głupi błąd i dać się sprowokować. Wracając jeszcze do wydarzenia w klubie… Dobrze, że miał przy sobie kogoś, kto o niego zadbał i stanął w jego obronie. Strach pomyśleć, jakby to mogło się skończyć.
Billy nie miał takiego problemu, jednak postanowił się ubrać bardziej elegancko niż na luzie. Zrezygnował z ulubionej czapki z daszkiem, a zwykłą koszulkę zastąpił koszulą. Skoro to ich pierwsze spotkanie to chciał zrobić dobre wrażenie, jak zwykle zresztą. Charakterem zbytnio nie nadrabiał… Więc musiał postawić na wygląd.
Zaciągnął się mocno papierosem, zerkając na zegarek, który nosił na prawym nadgarstku. Pamiątka po ojcu, nie wiele po nim zostało. Wypuścił powoli dym z płuc, zauważając, że praktycznie przed nim podjeżdża czarne BMW. Ładny model, elegancki, chociaż sam wolał nieco bardziej klimatyczne, vintage samochody. Jednak potrafił docenić styl pojazdu, wbił wzrok w okno pasażera. Zauważył młodego blondyna, który wydawał się być nieco poddenerwowany. Przeanalizował szybko szczegóły jego wyglądu i dotarło do niego, że to właśnie chłopak na którego czeka. Obserwował jego zachowanie, czekał cierpliwie, uśmiechając się pod nosem i paląc spokojnie papierosa. Szczerze mówiąc to wyobrażał sobie go niego inaczej, nie wspominał również o swojej narodowości. Jednak podobał mu się ten widok, zlustrował go wzrokiem porządnie, kiedy wysiadł z samochodu. Kończył pomału papierosa, zaciągając się mocno.
-Damien, jak mniemam?- odezwał się, rzucając niedopałek do stojącego nieopodal kosza z popielniczką. Uśmiechał się łobuzersko, studiując każdy szczegół wyglądu jego towarzysza. -Billy.- wyciągnął w jego kierunku dłoń, chociaż się już znali to należało wymienić uprzejmości w trakcie pierwszego spotkania. - Niezłe auto.- dodał jeszcze, wskazując podbródkiem na jego samochód. Nie spodziewał się jakiegoś bogacza, w końcu byle kto takim cackiem nie jeździł.
-Palisz? Papierosa? Czy idziemy do środka?- zapytał po chwili, ponieważ należało poczęstować towarzystwo papierosem, a sam pewnie nie pogardziłby zapaleniem drugiego.

damien kim
knowledge is power
23 lata 172 cm klub moonstones / kelner
Awatar użytkownika

I'm going crazy now, out of control, I
I'm staying up all night again
The moment when I close my eyes
All I see is red lights

something about me
by mikkeru_chan91

Taki rodzaj znajomości, nie był również w stylu blondyna. Wszystko wyszło raczej spontanicznie. Co prawda prowadził social media, nie był jednak w nich jakoś specjalnie aktywny,. Raz na ruski rok wrzucił zdjęcie i tyle. Sam musiał jednak przyznać, że spodobała mu się ta rutyna. Wysyłania wiadomości, dotrzymywania towarzystwa jeden drugiemu. To był taki uroczy punkt dnia, na który dosyć często czekał. Dla Damiena też to było w pewien sposób niebezpieczne. Chociaż z jego strony intencje były nieco inne. Póki co bardziej widział go przez pryzmat przyjaciela, niż osoby, która widziałaby go w romantyczny sposób. Tak już po prostu miał. Może dlatego, że nie wierzył w miłość? Znaczy.. Widział ją w nieco inny sposób niż większość ludzi. Dla niego nie istniało coś takiego jak miłość od pierwszego wejrzenia.

Idąc dalej tym tropem. Dla niego miłość przychodziła z czasem. to było wzajemne zaufanie jak i przyjaźń, której nie da się rozerwać zaś pociąg fizyczny to już była inna kwestia. No bo bądźmy szczerzy. Gdy uroda i pociąg fizyczny zniknie co zostanie? Wtedy też na scenę wchodzi przyjaźń i oddanie. Więź zbudowana przez lata a nie pociąg seksualny błędnie odczytywany jako zakochanie, miłość

Nie, na pewno blondyn nie wspominał o sytuacji w barze, czym tu się chwalić ? Że mało brakowało a ktoś dobrałby mu się do tyłka? Raczej wolałby ten fakt utrzymać w ukryciu. Dlatego wiedzieli o tym nieliczni. Chyba nawet matce nie wspominał, że coś takiego się wydarzyło. Zwyczajnie po cichu załatwiał sprawy na komendzie. Nie afiszując się ani trochę. Wziął kilka dni wolnego odpoczął fizycznie i psychicznie a potem wrócił do klubu. Fakt czasem miewał paranoję lekką, rozglądał się bardziej niż zazwyczaj. Zastanawiał się kto to był. Nie pamiętał twarzy faceta, który go wtedy obłapiał. Z resztą niewiele pamiętał z tamtej zmiany, poza faktem, że skończył nafaszerowany świństwem a jego kumpel obity. Zastanawiał się też jaki ta osoba miała cel w dobraniu się do niego, skąd aż taka desperacja by posunąć się do czegoś takiego. Mógł też zwyczajnie być przypadkową ofiarą, wybraną w bliżej nieokreślonych kryteriach, lub być w złym miejscu o złej godzinie

Blondyn nie miał świadomości, że został zlustrowany już siedząc w samochodzie i sprawdzając jak to się prezentuje. Może to i lepiej. Moore miał też chwilę by się jednak wycofać i zwyczajnie odejść, gdyby coś mu się nie spodobało. Jednak było widocznie i gdy Damien wychodząc z samochodu spojrzał na niego. Nie zobaczył na jego twarzy dezaprobady czy zawodu. Widział jednak lekkie zaskoczenie. No w końcu nie wspominał nigdy o swojej narodowości, nie dlatego, że się wstydził czy coś. Zwyczajnie, nigdy pytanie o to nie padło. Musiało zostać przyjęte z góry, że chłopak musi też być rodowitym Amerykaninem a tutaj no małe zaskoczenie dla Billego

Oczy Damiena również obrzuciły mężczyznę od góry do dołu. Chciał zobaczyć z kim ma do czynienia i w zasadzie nie był zawiedziony wręcz przeciwnie. To jak wyglądał, jego aparycja a nawet to jak był umięśniony. Widać, że Moore był silny jak na strażaka przystało. Mógłby przywyknąć do tych silnych ramiona, tak. Westchnął bezdźwięcznie patrząc jak ten dokańcza papierosa.

-Zgadza się- Pokiwał głową i chwycił jego dłoń, od razu rzuciło mu się w oczy to jak silny ma uścisk. Sama dłoń Damiena raczej była delikatna i dosyć mała jak na faceta. Nie lubił tego, jednak nie mógł tego faktu zmienić. Na jego twarzy w dalszym ciągu błądził uśmiech, który przemienił się w krótki lecz niski śmiech. - Cacko, prezent od dziadków, nie jestem jakimś nowobogackim rozpieszczonym dzieckiem..- Nie ukrywajmy, miał świadomość jak myślą ludzie widząc jego samochód. Reakcja jego szefa też się nie różniła w tym względzie. Kolejną rzeczą, która mogła zaskoczyć Moora był głos blondyna. Całkowicie niepasujący do uroczej piegowatej twarzy. Niski, głęboki i raczej spokojny. Całkowicie szokujący większość ludzi, którzy poznają go po raz pierwszy. Na słowa o papierosie tylko pokiwał lekko głową i od razu powiedział. - Nie, nie palę, nie mam takiej potrzeby. - Przyznał szczerze i przechylił głowę dalej lustrując go spojrzeniem. - Możemy wchodzić chyba, że masz ochotę na kolejnego nim rzucimy się w klubowy wir zabawy.

Odczekał chwilę a gdy ten zwyczajnie pokiwał głową przecząco nic więcej nie powiedział. Bo co miał więcej mówić. Chwycił dłoń Moora i wciągnął go do środka. Przebijając się przez mały tłum przy wejściu by zaraz zniknąć głębiej. Zwyczajnie z zamiarem znalezienia jakiegoś wolnego miejsca by mogli usiąść. W końcu nie przyszli tutaj na chwilę, taką przynajmniej miał Damien nadzieję.

Billy Moore
into the unknown
33 lata 175 cm strażak
Awatar użytkownika

I told you once again
I can't do this again, do this again, oh no

something about me
by makabra

Moore raczej stronił od wszelakich portali społecznościowych, nie ciągnęło go do tego. Owszem, założył kiedyś instagrama na czyjąś prośbę, czy też do kontaktu z kimś o kim już nawet nie pamiętał. Jednak nie korzystał, wrzucił czasem jakieś zdjęcie, które udało mu się zrobić i tyle. Nie wierzył również w portale randkowe, które były wylęgarnią dziwnych osób, często również niebezpiecznych. W końcu czy to raz się słyszało o morderstwie na randce w ciemno? Bezpieczeństwo przede wszystkim, za dużo się naoglądał w pracy, żeby popełniać głupie błędy. Chociaż i tak obstawiał, że kiedyś zginie przez poświęcenie albo w całkiem idiotyczny sposób. Byle na akcji, przynajmniej wtedy go zapamiętają. Jednak my dziś o nieco przyjemniejszych rzeczach! On również nie wierzył w miłość, nie był w stanie nawet stwierdzić czy kiedykolwiek kochał szczerze. Po pierwsze to nigdy się nad tym nie zastanawiał, po drugie każdy jego związek się zwyczajnie rozpadał. Mógłby się posunąć do stwierdzenia, że kochał Vi oraz w pewnym stopniu Evana. Ciepłe uczucia w ich kierunku nadal nie wygasły, ale to całkiem odrębna historia. Wierzył za to w pociąg fizyczny, chęć zabawy oraz życie chwilą. Pod tym względem akurat z Damienem się różnili... Jednak mógłby powoli określać go mianem przyjaciela. Nawet jeśli miałoby nic się między nimi nie wydarzyć kiedykolwiek to lubił ich rozmowy.
Taką więź udało mu się zbudować jedynie z Victorią. Nie wiedział czy zdoła czegoś takiego dokonać z kimkolwiek innym, to wymaga ogromnej determinacji ze strony drugiej połówki. Nie nadawał się również do małżeństwa, rodzicielstwa. To wydawało mu się w jego wykonaniu abstrakcyjne. A może los spłata mu figla i kiedyś pozna sławną miłość od pierwszego wejrzenia? Nie zastanawiał się nad tym, teraz szczególnie, gdy w końcu poznał osobę, którą widział jedynie we własnych wyobrażeniach.
Dziś nie musiał się obawiać o swoje bezpieczeństwo, ponieważ miał przy sobie Moore'a. Billy przez swoją profesję miał jakby wbudowany radar na ewentualne kłopoty, co stanowi dość przydatną umiejętność. Kiedy coś święciło się w klubie to ulatniał się odpowiednio wcześniej, albo robił porządek. Jeszcze nie wiedział, jaka akcja czeka ich za kilka dni... I jak mocno w niego to uderzy. Wracając do incydentu z drinkiem, dziś Damien mógł odetchnąć z ulgą.
To było całkiem ciekawe doświadczenie, mógł mu się przyglądać, chociaż nie zdawał sobie sprawy z tego, że jest pod obserwacją. Zauważył, że blondyn nieco się denerwuje, co przyjemnie podbudowało Billa. W życiu głośno się nie przyzna, ale jego również ogarnął lekki stres. Oczywiście, że na jego twarzy nie było dezaprobaty czy też rozczarowania. Malowało się za to małe zdziwienie, które moment później przerodziło się w uśmiech. Podobał mu się ten widok, co mógł zauważyć w spojrzeniu Moore'a. Uścisnął jego dłoń, uśmiechając się nawet szerzej. Wydawali się pochodzić z całkiem odmiennych rzeczywistości, co było dla strażaka intrygujące. Jego niski głos, nie pasujący całkowicie do aparycji... Również zadziwiał. Ile jeszcze takich asów trzymał w rękawie?
-Prezentuje się nieźle. W takim razie trochę mi ulżyło.- zaśmiał się, kiedy powiedział, że nie jest nowobogolskim dzieckiem. Moore nie posiadał zbyt wiele cierpliwości do tego typu osób... Powodowały u niego prawdziwą reakcję alergiczną. -No to nie namawiam.- puścił jeszcze do niego oczko, gdy podziękował za papierosa. Nie widział nic złego w paleniu, ale w niepaleniu również. Grunt to znać umiar, jak we wszystkim na tym świecie. Pokręcił jeszcze głową, a potem ponownie go blondyn zaskoczył, zgarniając jego dłoń w swoją i wciągając do środka. Na szczęście znalazło się wolne miejsce, ludzi powoli zbierało się coraz więcej, a muzyka rozbrzmiewała. Praktycznie od razu podeszła do nich kelnerka, pytając, czego się napiją.
-Co dla Ciebie? Ja płacę.- może był bucem, ale zasady swoje miał. Skoro zapraszał to płacił, proste. Zamówili, Billy zdecydował się na klasyczną whiskey z lodem. Jutro nie miał służby więc mógł sobie pozwolić na trunek.

damien kim
knowledge is power
23 lata 172 cm klub moonstones / kelner
Awatar użytkownika

I'm going crazy now, out of control, I
I'm staying up all night again
The moment when I close my eyes
All I see is red lights

something about me
by mikkeru_chan91

Śmierć? O niej chłopak nie myślał, tak samo w jaki sposób go to spotka. Znając jego talent do ładowania się w kłopoty, zapewne będzie to w jakiś durny sposób, lub tak pokręcony, że nikt się nie spodziewa. Nie widział tego w jakiś zły sposób generalnie. Wiedział, że prędzej czy później go to czeka. Więc jaki miało sens zastanawianie się i pisanie scenariuszy ? Blondyn wolał żyć niż dumać nad życiem. Tyle w tej kwestii.

Więzi Damiena ograniczały się raczej do minimum, nawet jak miał przyjaciół to trzymał ich relatywnie na dystans. Nikt ale to naprawdę nikt nie był z nim aż tak blisko, nie pozwalał na to. Miał świadomość, że przez to może być samotny. Nie potrafił jednak inaczej, od kiedy pamiętał miał jednak problemy z zaufaniem, nawet jeśli był przyjazny i pomocny, to jednak nie ufał tak łatwo, no nie zawsze. Czasem i jemu zdarzały się głupstwa.

Dzisiejszego wieczoru się nie bał, co nie znaczy ci kompletnie głowę, o nie! Zawsze trzeba zachować jakieś resztki rozumu i rozsądku. Widział jak Moore na niego patrzył i jego wątpliwości co do stroju i wyglądu prysły. Zwłaszcza w momencie gdy ten się uśmiechnął.
Tak, zdecydowanie ciekawe doświadczenie, aż go dreszcz po plecach przeszedł. Pochodzili z innych światów.. Totalnie innych a jednak się spotkali, więc los jakiś miał plan, prawda? - Hmm? Tak pomyślałeś widząc prawda? Że jakiś bogacz ze mnie? - Bardziej go ten fakt rozbawił niż zdenerwował czy coś. - Muszę Cię jednak zawieść, bogaty nie jestem. Chociaż mam bogatą rodzinę.

Och? Czyli jednak się nie mylił co do swoich przeczuć. Jednak mu się spodobało to co widział, skoro już oczka puszczał. Blondyn jednak nie miał zamiaru od razu wykładać wszystkich kart jakie miał w zanadrzu. Najpierw chciał się z nim lepiej poznać a przy drinku jest najprzyjemniej prawda? Chociaż zaczerwienił się na polikach i końcówkach uszu, czując przyjemne ciepło gdzieś w brzuchu. Czy to te motyle czy jak im tam? Wolał jednak nie dumać teraz nad tą kwestią, co innego było ważniejsze.

O dziwo ręka Damiena mimo, że drobna to była ciepła i dosyć silna. Generalnie nie należał do chucherek pomimo, że był szczupły to trochę siły miał. W wolnym czasie dużo tańczył więc miał ciało wyrobione. Z resztą chyba Moore mógł to dostrzec, zwłaszcza iż bluzka Damiena był lekko prześwitująca. Gdy tak szli, rzucał w tył drobne spojrzenia, uśmiechał się cały czas. Pozwalając światłom odbijać od jego twarzy. Dotarli do stolika Billy od razu zaproponował, że zapłaci. Nie miał nic przeciw, skoro chciał? Następnym razem on postawi. Nie będzie dłużny. - Oh, na prosto pójdę. Whisky z Colą i lodem. - W sumie blondyn miał normalnie robotę, w weekendy mieli najwięcej ludzi. Gdy już zamówieniu stało się zadość, zwyczajnie usiadł by poczekać na ich trunki. Wrócił do skromnego i "sekretnego" podziwiania Moore'a. Chociaż czy było to takie sekretne gdy wodził za nim oczami? No chyba nie do końca.

Billy Moore
into the unknown
33 lata 175 cm strażak
Awatar użytkownika

I told you once again
I can't do this again, do this again, oh no

something about me
by makabra

Billy przez swoją profesję często myślał o śmierci, poniekąd też się nią otaczał. Widział mnóstwo trupów w swoim życiu, ludzi, którzy dogorywali. W końcu nie zawsze wzywali ich do klasycznych kotków, które utknęły na drzewie. Co go nieustannie nie przestawało zadziwiać to również głupota ludzka… Niektórzy sami się prosili o śmierć, wykonując rzeczy bez żadnego pomyślunku. Moore nigdy nie był zdania, że to po prostu nazywa się “selekcja naturalna”. Uważał, że ludzie zwyczajnie mogliby bardziej uważać, myśleć o konsekwencjach, następstwach. Dlatego twierdził, że umrze albo podczas akcji, bądź stanie mu się coś naprawdę głupiego. Po jednym i drugim będą go pamiętać więc chyba nie ma aż tak źle. Jednak trzeba było żyć chwilą, nigdy nie wiadomo, kiedy nadejdzie ta ostatnia.
Cóż, on również bywał okropnym dystansowcem. Nie ma w swoim życiu osoby z którą zmniejszyłby dystans do zera. Nawet przy bardziej zażyłych relacjach, coś pozostawało daleko. Jednak to była tylko i wyłącznie jego wina, zdawał sobie z tego sprawę. Nic z tym nie robił, co było złe (z tego też sobie zdaje sprawę), ale przynajmniej wygodne. Bywał przyjacielski, chociaż wolał być nieco gburowaty, przynajmniej wtedy ograniczał z niektórymi kontakt do minimum. Już i tak większość uważała, że wygląda groźnie więc nie warto z nim zamieniać słowa. Pasowało to Billemu.
-Wybacz, nie popisałem się.- zaśmiał się pod nosem, ponieważ pokazał, że pod tym względem myśli naprawdę zaściankowo. Uznał go z automatu za jakiegoś bogacza, który znudzony życiem chce się umówić na spotkanie w ciemno. Jednak nie pokrywało się to z prawdą! Czy było strażakowi głupio? Średnio, aczkolwiek od razu do błędu się przyznał. -Ha! Czyli instynkt mnie nie mylił i ciut bogactwa w sobie masz.- przyznał jeszcze rozbawiony. Dobrze, że mogli sobie z tego żartować i Damiena to nie uraziło.
Oczywiście, że mu się podobało. Do tego Billy od razu przechodził w tego typu gierki. Flirt przychodził mu naturalnie, również nie wyłożył na ławę wszystkich kart, jakie miał w zanadrzu. Tym razem faktycznie chciał lepiej poznać swojego towarzysza. Już sporo o sobie wiedzieli, ale nadal były to ogólne informacje. Uśmiechnął się szerzej, widząc jego zaróżowione policzki. Czy wziął sobie za punkt honoru, żeby wywoływać u niego taką reakcję częściej?
Chcąc, nie chcąc zlustrował jego ciało przez materiał prześwitującej nieco koszuli. Może chłopak był wysoki, wydawał się być chudy, ale ciało miał wyrobione. Do tego jego uścisk też nie należał do najlżejszych. Z Moore’a tancerz był żaden, znaczy się jakieś poczucie rytmu posiada, ale nie miał czym się popisywać. Zazwyczaj rozkręcał się po alkoholu.
-Klasyczny wybór.- uśmiechnął się lekko, zresztą sam zamówił dla siebie czysty trunek. Poczekali chwilę, a potem razem ze swoimi szklankami mogli się udać do stolika. Moore zostawił otwarty rachunek, ponieważ podejrzewał, że na jednym się nie skończy.
-Muszę przyznać, że trochę dziwnie mi z tym, że w końcu Twoje wiadomości mogę przypisać do twarzy.- uśmiechnął się lekko, upijając łyk whiskey. Przyjemnie drapała w gardło, pozostawiając nieco ziołowy posmak. -Opowiedz mi coś o sobie.- dodał jeszcze, wbijając w niego zadowolony wzrok.

damien kim
knowledge is power
23 lata 172 cm klub moonstones / kelner
Awatar użytkownika

I'm going crazy now, out of control, I
I'm staying up all night again
The moment when I close my eyes
All I see is red lights

something about me
by mikkeru_chan91

Jednak czy śmierć na akcji, w imię dobra innej osoby nie jest bohaterska? Przynajmniej ma ona sens i znaczenie a tak? Śmierć raczej nie zaprzątała głowy Damiena. Miał ten złe przyzwyczajenie, że lubił przesadzać z myśli. Dlatego też unikał tych skrajnych rzeczy, które by to u niego wzmacniały. Skoro nie było mu to do życia potrzebne, po prostu o tym nie myślał. Tak było wygodniej. Jaki ma sens rozmyślanie nad czymś nad czym kompletnie nie ma kontroli? Sam by siebie tylko dołował. To zaś nie było dobrym pomysłem czy sposobem na życie.

Dystansowanie się miał we krwi. Zwłaszcza jeśli chodziło o strefy rodzinne i prywatne. Nigdy nie zapraszał do siebie, miał zwyczaj spotykania się gdzieś na mieście. To prawdopodobnie przez jego rodziców i to jak go wychowywali. Dlatego też dystansował się na tyle na ile mógł i na tyle by nie ranić swoich znajomych faktem, że niezbyt ich dopuszcza do swojego życia.

Znowu przesunął po nim wzrokiem i wydał s siebie krótki chichot rozbawienia. Faktycznie się nie popisał, chociaż może troszeczkę zgadł. - No tak.. jakby.. - Powiedział a jego oczy zabłyszczały zaciekawieniem. -Moi dziadkowie, prowadzą agencje idoli oraz modelingu. Udało im się co nie znaczy, że mam to wykorzystywać..

Oczywiście, że czuł na sobie jego spojrzenie. Jak lustruje jego ciało pod tą lekko prześwitującą bluzką. Może taka była wybiegiem celowym? Może chciał by ten patrzył? Takie jednak gierki nie w typie Damiena. Mimo, że sam flirt nie szedł mu źle, to jednak przesadne zwracanie uwagi na siebie nie było w jego zwyczaju. Nie w tym kierunku. Jego flirt był zwykle niewinny i niezobowiązujący, niczym zabawa, która nie prowadzi do niczego poza rozbawieniem i samą satysfakcją. - Klasyka czasem najlepsza, akurat też mam jakoś ochotę. Te wszystkie kolorowe drinki zaczęły już mi bokiem wychodzić.. - Chwycił swoją szklankę i wraz z Billym ruszył w kierunku stolika. Chwycił delikatnie nadgarstek jego wolnej ręki, co by się nie zgubili gdzieś w tłumie, może klub nie był przeludniony, paru ludzi jednak było. Zwłaszcza, że był piątek i zaczynało się weekendowe imprezowanie. Jego uścisk nie był silny, ale na tyle mocny by strażak czuł ciepłą skórę Damiena. -Dlaczego dziwnie? Jakiś konkretny powód? - Zapytał gdy już doszli i posadził swój tyłek na kanapie. Z wyczuciem pociągnął go w dół by ten usiadł obok. Dopiero wtedy jedną dłonią poklepał jego kolano dalej patrząc na jego twarz. - A co byś chciał wiedzieć konkretnie? - Zamoczył usta w swojej whisky i odstawił na stolik. Czy Moore będzie chciał wiedzieć coś konkretnego? Z uśmiechem błąkającym się na jego twarzy czekał na odpowiedź. Szczerze mówiąc sam był ciekaw mężczyzny lecz z pytaniami jeszcze się wstrzymywał. Pewnie po kolejnym drinku język mu się rozwiąże, kto wie? Póki co delektował się samymi widokami. Te póki co mu naprawdę wystarczały. Przechylił lekko głowę a w jego oczach ciągle tkwiły te ogniki zaciekawienia i rozbawienia całą sytuacją. Mógłby się przyzwyczaić to tej przyjemnego uczucia jakby coś mu w brzuchu latało i bynajmniej nie w złym tego słowa znaczeniu.

Billy Moore
into the unknown
33 lata 175 cm strażak
Awatar użytkownika

I told you once again
I can't do this again, do this again, oh no

something about me
by makabra

Na pewno była bohaterska! Jednak byłaby również ciosem dla jego jednostki... Pracownicy remizy byli dla niego rodziną, spędzali wspólnie mnóstwo czasu, trzymając się razem i wspierając. Byli trochę dysfunkcyjni, ponieważ każdy miał coś za uszami. Wyznawali zasadę trzech muszkieterów - jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Doskonale pamiętał, jak mocno w nich uderzyła śmierć Basila... Chociaż on był złotym chłopcem, idealnym. A on? Czy jego w ogóle można by było żałować? Przynajmniej miałby poczucie bohaterskiej śmierci. Fakt, nie warto było często się zastanawiać nad końcem swoich dni. Jeśli człowiek zafiksowałby się na tym punkcie to momentalnie przestałby żyć, a świat bywa zbyt piękny na marnowanie danego nam czasu.
Jeżeli chodzi o dystans... Mimo wszystko siebie aż tak nie dystansowali, albo zwyczajnie tego nie zauważali, jako dwójka dystansowców. Moore również rzadko kogoś do siebie zapraszał. Mieszkanie traktował jako azyl, który stanowi świętość. Jeśli już tam kogoś wpuszczał to musiał mieć naprawdę ważny powód. Nie zdradzał też zbyt wielu szczegółów na swój temat, nie poruszał historii rodziny, czy też swojej przeszłości. Tak było wygodniej.
-Cóż, znowu wyszedłem na klasycznego buca.- westchnął, a potem wywrócił oczami teatralnie, śmiejąc się pod nosem. Nic nowego, zawsze musiał strzelić jakiś tekst. Fakt, że Damien wytrzymał i nie był jakoś urażony, stanowił wyjątek. -Czyli możemy sobie pozwalać na drobne żarty z bogaczy?- zapytał jeszcze rozbawiony, poruszając sugestywnie brwiami. Dobrze, że Kim pracował na własną markę, nie korzystał z majątku dziadków, tylko sam próbował coś osiągnąć. To wzbudzało znacznie większy szacunek! W tym mieście aż roiło się od klasycznych nepo babies, które bez nazwiska czy też karty kredytowej tatusia nie potrafiły nic. Raz musieli podczas akcji wyciągać takich z basenu z suchym lodem... Przecież wystarczy włączyć myślenie, żeby zrozumieć konsekwencje. Przynajmniej nie skończyło się to tragicznie.
Moore nie za bardzo się krył z tym lustrowaniem swojego towarzysza, nie zwracał też uwagi na to, czy było to w ogóle taktowne. Teraz o dziwo nie miał na myśli żadnych gierek. Miał jakieś dziwne poczucie, że nie potrafi się na niego napatrzeć. Może to przez to ile już rozmawiali, a to dopiero ich pierwsze spotkanie? Cała ta znajomość nie była w jego standardach, stanowiła coś nowego więc ciut czuł się, jak dziecko we mgle.
-W takim razie musisz jeszcze spróbować whiskey sour, tutaj robią najlepsze w mieście.- zaproponował jeszcze, ponieważ, jak już miał pić jakiegoś drinka to takiego. Billy wyznawał alkohole jedynie w ich czystych formach, bez żadnych domieszek, wyjątkiem było właśnie wyżej wspomniane lokalne whiskey sour. Nie byłby w stanie zdecydować się na kolorowego drinka, który swoją słodkością potrafił skutecznie zabić, a potem przez następnie dni siedzieć na żołądku. Ponownie został chwycony za nadgarstek, silnym, aczkolwiek ciepłym uściskiem.
-Nie, po prostu dotychczas mogłem sobie jedynie wyobrażać, jak wyglądasz. - odpowiedział z uśmiechem, odstawiając szklankę na blat stolika.
-Co lubisz robić w wolnym czasie? Albo... Gdybyś nie był barmanem to jaką ścieżkę byś obrał?- zapytał, nie przerywając kontaktu wzrokowego. Skupił się na kolorze jego oczu, był nietypowy. Dopiero po chwili do niego dotarło, że coś jakby przebija w jego tęczówkach. Naturalny kolor oczu blondyna dawał o sobie znać, mieszając się z tym soczewek, które miał na sobie. Stanowiło to intrygującą mieszankę, której Billy postanowił się przez dłuższą chwilę przyglądać. Interesowało go również, jakie pytania zaraz nastąpią i czy będzie w stanie w ogóle na nie odpowiedzieć.

damien kim
knowledge is power
23 lata 172 cm klub moonstones / kelner
Awatar użytkownika

I'm going crazy now, out of control, I
I'm staying up all night again
The moment when I close my eyes
All I see is red lights

something about me
by mikkeru_chan91

No i mamy dwóch dystansowców myślących poniekąd podobnie w tej kwestii. Zatem powinni się dogadać, czysto teoretycznie. Ostatecznie rzeczywistość może okazać się inna. Nawet jeśli ich rozmowy przez telefon, mam na myśli smsy. Sprawiały, że nie było żadnych problemów, to jednak spotkanie twarzą w twarz to już całkiem inny kaliber. Przynajmniej dla Damiena. Ratował go jednak fakt, że miał obejście z ludźmi, umiał z nimi rozmawiać tak by nie czuli się źle w jego towarzystwie.

Dokładnie taką samą idę wyznawał blondyn, traktował dom jako azyl, gdzie nieproszeni ludzie nie powinni mieć wstępu. W końcu nawet zwierzęta nie zapraszają do legowiska innych poza partnerem czy dziećmi. To tak na dodanie w tej kwestii. To takie sakramentalne miejsce dla niego. - Klasyczny nie klasyczny ale żeby od razu buc? - Wywrócił oczyma w rozbawieniu w końcu to była nieco śmieszna sytuacja. - Oczywiście, wszystko w granicach smaku jest w porządku.- Stwierdził na jego pytanie. Blondyn zdecydowanie nie należał do tych nepo, jego spojrzenie na świat było całkowicie inne, bardziej dorosłe? Nawet nie ciągnęło go na imprezy bo wiedział co tam się dzieje. Zawsze więcej myślał niż robił, naprawdę. Nawet pomimo tego nieraz kłopoty go znajdywały, ale to już całkiem inna kwestia, tak?

Chcąc nie chcąc zauważył, że Moore nie może oderwać od niego wzroku, poniekąd mu to schlebiało. Nawet jeśli nie było w tym spojrzeniu nic podchodzącego pod flirt i zaloty. Chociaż może? Czasem był kiepski w odczytywaniu sygnałów. - Oh.. Tak, zdecydowanie zamówię jako następne, chociaż mieszanie nie jest najlepszą myślą. Chociaż, to i to Whisky, więc nie powinno być problemu.

Nieco uniósł brew na jego kolejne słowa. N o tak, dopiero teraz tak naprawdę wszystkie klocki wskoczyły na swoje miejsce i oboje mieli jakby pełną wizję drugiej osoby. -Cóż, mam nadzieję, że nie zawiodłem twojej wyobraźni. - Powiedział unosząc kącik ust w zaczepnym uśmiechu. W zasadzie to widział i czuł odpowiedź, chciał się jedynie upewnić. Z resztą chyba małe zagranie nie zaszkodzi, prawda?

Wyczuł to jak wpatruje mu się w oczu, nie dał po sobie poznać, że przeszły go lekkie ciarki po plecach i miał ochotę westchnąć. Coś było w jego spojrzeniu i samej obecności. - Oh.. Moim hobby jest zdecydowanie taniec.. Pracuję w Moonstone bo potrzebuję pieniędzy na studia.. W przyszłości chciałbym.. Otworzyć własną klinikę weterynaryjną. - Oczywiście, nie zamierzał być barmanem do końca swoich dni. to była praca chwilowa, zwłaszcza, że momentami było dla niego niebezpiecznie. O czym się niedawno przekonał. Oczywiście, przezornie nie wspomniał charakterystyki klubu, jeśli mężczyzna go zna, to się zorientuje. Jeśli nie, tym lepiej dla niego. Zawsze może coś sobie źle pomyśleć dowiadując się o tym fakcie.

Czuł dziwne lecz przyjemne mrowienie na skórze gdy tak wpatrywał się w jego oczy, w dodatku z taką intensywnością. Sam też więc nie odrywał od niego swojego spojrzenia. Policzki lekko się zaróżowiły a blondyn westchnął. - Też mi powiedz o swoich planach na przyszłość, jakie masz hobby.. Czego oczekujesz od życia..- Jego głos był raczej cichy teraz, Chociaż dalej głęboki i niski. Po prostu nie wysilał się z tym by go usłyszał, akurat w tym momencie było cicho? Albo to tylko atmosfera? Kto wie?

Billy Moore
into the unknown
33 lata 175 cm strażak
Awatar użytkownika

I told you once again
I can't do this again, do this again, oh no

something about me
by makabra

Strażak na pewno się starał, aby być społecznie przystępnym. Trzeba też przyznać, że na razie całe spotkanie przebiegało całkiem przyjemnie, oprócz oczywiście pierwszej gafy o bogactwie. Billy bywał pełen sprzeczności, niby się nie wysilał, a mimo wszystko próbował nie zrazić do siebie chłopaka z którym wymieniał wiadomości od pewnego czasu. Wiedział, że spotkanie twarzą w twarz to coś zupełnie innego, mógł tym śmiało przekreślić całą znajomość. Na szczęście Damien na razie okazał się mieć dystans do siebie, jakby był odporny na jestestwo Moore'a.
-Przestałem się okłamywać.- zaśmiał się jeszcze odnośnie tego "buca", sam by siebie śmiało tak nazwał. Chociaż czasem od niektórych o wiele gorsze określenia na swój temat słyszał! Jednak teraz to była całkiem komiczna sytuacja z której mogli się wspólnie nieco pośmiać. -Oczywiście, że w granicach smaku.- dodał jeszcze, unosząc ręce lekko do góry, jakby w geście kapitulacji. Nie należał do ludzi, którzy nabijają się z czegoś na siłę, o dziwo rzucał w miarę inteligentnym żartem i odpuszczał. Damien nawet się nie wydawał nepo, nikt tego pokroju od razu nie wspomniałby szczerze, że samochód jest prezentem od dziadków. Wszystkich osobników, których spotkał z wyżej wspomnianej grupy, charakteryzowała pycha. Szli by w zaparte, że samochód jest kupiony, ich, ponieważ są tak bajecznie bogaci. Billego aż brało na wymioty od takich tekstów.
Zwyczajnie nie potrafił się powstrzymać, pewnie to przez to, że to ich pierwsze spotkanie. Wpatrywał się w niego, jakby chciał mieć pewność, że od dziś będzie miał przed oczami jego twarz, kiedy wyśle jakąś wiadomość.
-Nie powinieneś jakoś mocno tego odczuwać, głównym składnikiem nadal jest whiskey.- uśmiechnął się do niego lekko. Nie mógł mu obiecać, że nie będzie w ogóle skutków ubocznych odczuwał, ponieważ nie wiedział czy Damien ma silną głowę. Alkohol potrafi zwieść człowieka, na szczęście Moore mógł się w razie czego popisać mocną głową.
-W żadnym wypadku nie czuję się zawiedziony.- odpowiedział, poszerzając uśmiech, a w jego oczach pojawiły się te łobuzerskie iskierki. Skubnął zębami lekko dolną wargę, a potem ponownie zanurzył usta w trunku, upijając łyk.
-O, taniec? W takim razie chyba wybrałem odpowiednie miejsce, często grają tu klasyki muzyki pop przeplatane z latino.- wskazał podbródkiem na parkiet. -Co studiujesz? To bardzo ambitny plan. Mam nadzieję, że Ci się uda.- przyznał szczerze. Znał nazwę klubu, gdzie pracował, kojarzył jego specyfikę, ale nie oceniał. Praca to praca, chociaż czasem mocno niebezpieczna. Uśmiechnął się jeszcze szerzej, widząc lekki rumieniec na jego policzkach, schlebiało mu to, nie ma co.
-Bardziej zastanawiam się czego życie oczekuje ode mnie.- zaśmiał się, kolejny łyk i odstawienie szklanki na blat. -Cała moja rodzina związana jest ze strażą pożarną więc zawsze chciałem zostać strażakiem i chyba umrę strażakiem. Hobby? Gotowanie, jakoś tak to mnie odpręża. Ludzie w remizie lubią moje pichcenie więc to chyba można nazwać hobby.- dodał jeszcze, trochę poczuł nieprzyjemnie ukłucie, kiedy ledwo wspomniał o rodzinie.

damien kim
knowledge is power
23 lata 172 cm klub moonstones / kelner
Awatar użytkownika

I'm going crazy now, out of control, I
I'm staying up all night again
The moment when I close my eyes
All I see is red lights

something about me
by mikkeru_chan91

Damien nie należał do sztywników, również śmiał się z samego siebie. Zdarzało mu się robić i mówić dziwne rzeczy nieraz. Doprowadzając tym do łez i dziwnych sytuacji. Nie każdy sądził, że ma luźne podejście do siebie. Dlatego też widząc, że Moore nie jest urażony tym, że podchwycił ten śmiech czuł się lepiej. Czy był odporny? Może pod jakimś względem. Pod niektórymi innymi można by polemizować, nie ma co się jednak o tym rozwodzić teraz, szybko i tak zapewne wyjdzie na jaw.

Oh nie, Lix nigdy nie miał w sobie pychy, co prawda czasem przemawiała przez niego zbytnia pewnoś siebie. Pycha jednak się go nie trzymała, ani trochę. Chłopak na to był z byt szczery i zwykle reagował pod impulsem. Nie miał w zwyczaju się nabijać z czyjegoś nieszczęścia czy problemów. Nawet w szkole gdy znajdował liściki w swojej szafce nigdy nie wywalał ich bez wcześniejszego porwania. A Trzeba przyznać, że takich nadostawał się co niemiara. Większości nawet nie otwierał. Nigdy nie był zainteresowany nikim. Bardziej skupiony na samej szkole i tym co chce osiągnąć. Szkolna miłość była ostatnią rzeczą, jaką potrzebował. Do tego jakoś nigdy do nikogo nic głębszego nie czuł, więc po co miał kłamać?

Czuł się dziwnie z tym jego spojrzeniem, sam w zasadzie też starał się nasycić swoje oczy. W końcu nie wiadomo kiedy znowu się spotkają. Chciał zapamiętać jak najwięcej szczegółów. Nieznacznie kiwnął głową zgadzając się z tym co powiedział. - W zasadzie masz rację, więc na pewno spróbuję. - Nie, blondyn totalnie nie miał mocnej głowy. Alkohol wsiąkał w niego jak gąbkę i reagował na niego szybko. Zachowywał się wtedy bardzo zabawnie. Widział jednak o tym tylko z opowieści, zwykle niewiele pamiętał bo zdychał na kacu.

- W takim ra-azie..- Tutaj się zatrzymał bo zobaczył reakcję Billyego a ta zbiła go z tropu. ZAczerwieni9ł się i lekko speszył drapiąc za uchem. - Dobrze słyszeć. - Dodał już po chwili gdy pierwszy efekt przeszedł. Nie chciał też zachowywać się jak totalny bejbik co na wszystko się rumieni. Jednak w tym momencie to było silniejsze. -Zgadza się taniec. OD dzieciaka go lubiłem. Zgaduję, że to też zasługa dziadków. wiele czasu spędziłem w ich agencji będąc u nich na wakacjach.

- Oh brzmi idealnie zatem.. - Zerknął po krótce na parkiet a potem z powrotem na rozmówcę. Odpowiadając bez wahania. - Weterynarię, zaczynam pod koniec roku, więc wiele czasu nie mam.. - Uśmiechnął się by potem lekko nachylić i zwyczajnie cmoknąć go w policzek. - Dziękuję- Na jego ustach pojawił się łobuzerski uśmiech. Wyzerował swój trunek słuchając opowieści Moore'a. Słysząc o gotowaniu aż mu się oczy zaświeciły.- To do czego ja talentu nie mam kompletnie.. Mam nadzieję, że będę miał okazję spróbować twoich dobrodziejstw. - Na chwilę zamilkł przygryzając dolną wargę uśmiechając tajemniczo. Twój zawód jest szlachetny mało kto byłby w stanie oddać życie za kogoś nieznajomego. - To nie tak, że bycie strażakiem to skazanie się na śmierć jednak to zawód zwiększonego ryzyka. Odstawił szklankę na blat i jeszcze raz zmierzył go spojrzeniem swoich niecodziennych dzisiaj oczu.

Blondyn zauważył to, te ukłucie i niewidoczne skrzywienie na twarzy Billyego. Nie chciał wnikać ani pytać o bolesne rzeczy. Na pewno nie dzisiaj, nie taki mieli cel. Szybko się podniósł i przeszedł obok mężczyzny niby to przypadkiem przesuwając kolanem o jego, po czym odwrócił się mówiąc. - Idziemy? Ktoś musi zawojować parkiet prawda? - Wyciągnął ku niemu dłoń z nadzieją, że ten się zgodził. Nie chciał też go ciągnąć jak wcześniej. Dając szansę na dokończenie drinka.

Billy Moore
into the unknown
33 lata 175 cm strażak
Awatar użytkownika

I told you once again
I can't do this again, do this again, oh no

something about me
by makabra

Dystans do siebie to coś, czego Opatrzność poskąpiła wielu osobom. Dlatego cieszył się, że trafił na osobnika, który nie boczy się z każdego żartu. Jeśli chodzi zaś o nadmierną pewność siebie... Mogliby tutaj sobie podać rękę, ponieważ Moore również miewał z tym problem. Nadmierne przeświadczenie o swojej wartości potrafiło go niejednokrotnie wpakować w kłopoty, albo wywołać konsekwencje z którymi później musiał się borykać. Teraz bywał znacznie bardziej spokojniejszy, potrafił się opanować... Pewność siebie bywała również niebezpieczna w jego zawodzie, jako młodzik ładował się w akcje, które powinien najpierw przemyśleć, poczekać na rozkazy. Teraz już wiedział, czym to grozi i działał przede wszystkim rozważnie, odkładając na bok wszelaką prywatność. W latach szkolnych był jednym z tych dzieciaków, które dręczyły innych, naśmiewały się. Nikt nie wiedział, co wywołało u Billego takie reakcje... A on sam nigdy się nie przyznał. Odpokutował swoje grzechy. Ba, uważał, że nadal pokutuje i los zsyła na niego multum popapranych sytuacji, które stanowią dla niego pewnego rodzaju testy. Po odsiadce był nieco innym człowiekiem, bardziej wyważonym. Jeśli zaś chodzi o wszelakiej maści romanse, nigdy od nich nie stronił. Nie bawił się w uczucia, to się nie zmieniło i chyba nigdy nie zmieni.
Uśmiechnął się tylko i opanował z lekko natrętnym spojrzeniem, ponieważ nie chciał, żeby Damien czuł się przez niego niezręcznie. W razie czego będzie mógł się nim zająć, jeżeli stan jego towarzysza będzie gorszy od Billa. On mógł wypić naprawdę sporo, potrzeba było kilku butelek, żeby faktycznie zaczął być pijany. Nie wiedział skąd otrzymał taki talent do mocnej głowy, ale na pewno bywa on przydatny.
Kolejny cwany uśmiech na twarzy Moore'a, gdy zobaczył reakcję. Nadal nie wyszedł z formy, pewne jego zagrywki działały nawet na kogoś tak odpornego, jak Damien. Po raz kolejny udało mu się wywołać taką reakcję u chłopaka, chyba zaczął z tego czerpać pewnego rodzaju satysfakcję.
-Pewnie Cię tym zarazili. Ale to dobrze! Na pewno miałeś, jak ćwiczyć pod okiem najlepszych.- odpowiedział, skoro prowadzili agencję idoli to mieli mnóstwo specjalistów, którzy mogli podczas wakacji kształcić ich wnuczka. Billy jakieś tam poczucie rytmu posiada, ale nigdy zawodowo tego nie próbował nawet robić. Pobujać się w klubie mógł, ale też po stosownym upojeniu alkoholowym. Już miał odpowiedzieć coś a propos weterynarii, ale nagle blondyn zwyczajnie pocałował go w policzek. Wybiło to Moore'a, jednak nie dał po sobie tego poznać. Uśmiechnął się jedynie, chwytając ponownie za swoją szklankę.
-Może uda mi się coś kiedyś dla Ciebie przygotować, zależy co lubisz.- nie spodziewał się takiego entuzjazmu, jeśli chodzi o jego gotowanie. Zrobiło mu się... Po prostu miło, jakby poczuł się doceniony. -W pewnym momencie ta praca staje się stylem życia.- pokiwał głową, ale tak, był gotowy się poświęcić dla uratowania kogoś nieznajomego. Tak, jak zrobił to jego ojciec... Dziś jednak nie było miejsca na wspominki, mieli się dobrze bawić. Kolejny drobny dotyk, jakby od niechcenia. Najwidoczniej ktoś tu stosował te same gierki... Zaśmiał się , gdy Kim wyciągnął w jego kierunku dłoń.
-No dobra. Nie jestem jeszcze aż tak pijany, ale spróbujmy.- podał mu swoją dłoń, wstając z kanapy. Chwycił jeszcze za szklankę z whiskey, aby dopić jej zawartość. Złota zasada - nie zostawiać drinków bez opieki. Ruszyli na parkiet, DJ postanowił puścić coś z klasyków, czyli Take On Me - A-ha. Na parkiecie robiło się już dość ciasno, ponieważ impreza zdążyła się nieco rozkręcić. Dlatego musieli być dość blisko siebie. Billy nachylił się do niego mocniej.
-Liczę na to, że pokażesz mi, jak to się robi.- odezwał się prosto do jego ucha, omiatając je ciepłym oddechem.

damien kim
knowledge is power
23 lata 172 cm klub moonstones / kelner
Awatar użytkownika

I'm going crazy now, out of control, I
I'm staying up all night again
The moment when I close my eyes
All I see is red lights

something about me
by mikkeru_chan91

Damien nie był osobą, która pchała się w romanse, wręcz przeciwnie. Dla niego znaczenie miały uczucia, głębsze poznanie osoby a seks. Nigdy go jakoś to nie kusiło specjalnie. Nigdy też nie odczuwał do nikogo pociągu, no jako tako. Chociaż ostatnio w tej kwestii grunt mu się pod nogami załamał i stąpał po cienkim lodzie, baaardzo cienkim. O dziwo nie żałował tego wszystkiego, co w jego przypadku było niecodzienne. Może spotkanie Neila i to co się między nimi wydarzyło miało ośmielić chłopaka. Pokazać, że bliskość fizyczna nie jest taka zła?

Szkoła to etap o którym młody w ogóle nie wspomina. Generalnie nie miał tam bliskich znajomych, z nikim się szczególnie nie trzymał. Chodził tam dla samej nauki, to wszystko. Mimo, że nieraz dziewczyny go przerażały i uciekał od nich jak tylko mógł, przez co nabawił się lekkiej traumy względem płci pięknej. Z uczuciami też niewiele miał wspólnego.. nigdy nie był zakochany więc sam nie wie jakie to uczucie. Co nie znaczy, że nie wie czym jest miłość, ona ma w końcu przeróżne kolory i kształty. Z drugiej strony bał się też, że zostanie zraniony. Dlatego miał takie a nie inne podejście, dla bezpieczeństwa własnego serducha.

Oh, działał na niego, silniej niż to mógł zobaczyć. Lix był raczej osobą, która wstrzymuje się od silnego reagowania. Tak też było i tym razem, więcej się działo w środku niego jak na zewnątrz.

Oczywiście, że podszedł entuzjastycznie. Uwielbiał jedzenie, gotowanie jako tako też, mimo iż był kiepski w te klocki. Czasem nawet wodę przypalał bo się zapomniał. Dlatego teraz mają czajnik elektryczny.. Co by blondyn budynku nie sfajczył. - Lubię bardzo wiele rzeczy, mógłbyś mnie zaskoczyć i przygotować jakiś swój specjał, hmm? - Zaczepnie uniósł jedną z brwi. Placem przesunął po brzegach szklanki, ciągle się mu przyglądając. - Oh rozumie, taka praca na pewno wpływa na całe życie, to nie ta z jednych, że odpękasz godziny i możesz dostawić na bok. - Przez chwilę trzymał wyciągniętą dłoń i czekał, cierpliwości miał nad to.

Oplótł palcami jego dłoń jednocześnie uśmiechając łobuzersko z ognikiem w oku. - A to musisz być pijanym by zatańczyć i dobrze się bawić? - Spytał z lekkim śmiechem, przebijając się między ludźmi, do miejsca gdzie nie było takiego ścisku. Przeliczył się jednak bo już za chwilę byli ściśnięci niemal jak sardynki w puszce. Co spowodowało, że musieli być naprawdę blisko siebie, do tego poleciała piosenka klasyk. Znana chyba każdemu. Sapnął cicho czując jego oddech na swojej szyi automatycznie przygryzając dolną wargę nim odpowiedział .- Wiesz taniec klubowy to nie moja specjalność , zawsze jednak coś się znajdzie. Marny ze mnie klubowicz.- Wyszeptał mu do ucha. Moore mógł czuć zapach perfum Damiena wymieszanych z ogólnym zapachem chłopaka. Trzeba przyznać, że ktoś kto mu doradzał w tej kwestii trafił w dyszkę. W tym momencie rumieńce nie opuszczały polików młodego barmana.
Rozejrzał się dookoła i aż mu się nieco głupio zrobiło, gdy zobaczył pary. No w sumie patrząc pod piosenkę, niczego innego się spodziewać nie można było. Trzeba jednak było grać skoro i tak już go wyciągnął na parkiet. Powoli oplótł ramionami szyję Billy'ego, przysunął nieco bliżej by lepiej im się mogło poruszać. Chociaż czy w takim ścisku było to możliwe?

Billy Moore
into the unknown
33 lata 175 cm strażak
Awatar użytkownika

I told you once again
I can't do this again, do this again, oh no

something about me
by makabra

Cóż, dla Moore'a uczucia mogłyby nie istnieć, jedynie utrudniały sprawę. Nie potrzebował się zakochiwać, być kochanym, przynajmniej tak mu się zdaje. Może nie chciał skazać kogoś na to, co czuła jego matka po śmierci ojca? A może po prostu nie poznał takich uczuć? Za dużo w sobie tłumił, skóra starała się twardą skorupą przez którą jeszcze nikt nie zdołał się w pełni przebić. Co prawda niektórzy narobili trochę pęknięć, ale ostatecznie zapora nie runęła. Nie miał najmniejszego problemu ze spotykaniem się z kimś na kilka upojnych nocy, bliskość drugiego człowieka bywa kojąca. Takie układy były dla niego wygodne, nie musiał się angażować, dawał od siebie zbędne minimum. Nie zdążył jeszcze wtedy okazać swojej prawdziwej twarzy…
Najwidoczniej jeden i drugi ma pewnego rodzaju szkolną traumę. Niestety ta Billiego nie do końca wiązała się stricte z instytucją szkoły, bardziej wydarzeniami, które miały miejsce mniej więcej w tym okresie czasu. Nie pojawił się na grobie ojca od jego pogrzebu, nie wiedział czy w ogóle jeszcze kiedyś to zrobi. Zdawał sobie sprawę z tego, że bywa piekielnie surowy dla swojego rodzeństwa. Pewnie wywołał tym lekki spustoszenie w psychice Thomasa… Jednak nadal go kochała, troszczył się o niego i będzie bronił, jeśli zajdzie taka potrzeba. Podczas niebezpiecznych akcji, kiedy byli razem na służbie to odchodził od zmysłów. Nie było tego po nim widać, musiał się skupić, żeby nie popełnić głupiego błędu, ale w środku cały chodził.
Nic dziwnego, że Damien wypracował sobie pewnego rodzaju mechanizm obronny skoro bał się własnej krzywdy. Moore też to robił, ale nie zdawał sobie z tego sprawy. Chronili własne serce przed mocniejszym ciosem, mniej lub bardziej udolnie. Strażak przybrał postawę buca, którego nic nie obchodzi. Co często utrudniało kontakt z innymi ludźmi.
Czy chciał sprawdzić na ile będzie w stanie utrzymać w środku swoje reakcje? Możliwe. Drobna reakcja, taka, jak rumieniec wywoływała w nim satysfakcję.
-Nie ma najmniejszego problemu.- odpowiedział równie zaczepnym uśmiechem, to pewnie wiązałoby się z zaproszeniem blondyna do siebie. Będzie musiał to przemyśleć, na razie nie jest to odpowiednie miejsce oraz czas. -Dokładnie. Nawet teraz jeśli by się zdarzyła poważniejsza akcja to musiałbym pędzić na złamanie karku.- wiele osób nie decydowało się na głębsze relacje z osobami pracującymi w służbach. To nieustanny stres, obawa o drugą połówkę oraz często abstrakcyjne godziny pracy. Jednak Billy kochał swój fach samym sobą, nie zamieniłby straży na nic innego.
-Muszę być pijany, żeby znośnie tańczyć.- zaśmiał się, jednak prawda jest taka, że nie doceniał swoich możliwości. Brooks niejednokrotnie mu mówiła, że dobrze się rusza i nie powinien na siebie samego aż tak psioczyć. Ludzi było wyjątkowo dużo, a na parkiecie zrobił się lekki ścisk, jednak to Billowi jakoś mocno nie przeszkadzało.
-Jakoś sobie poradzimy.- odpowiedział, uśmiechając się szerzej, kiedy wyczuł woń jego perfum. Znał się całkiem na zapachach, sam używał dość specyficznych perfum, doskonale rozpoznał Bvlgari.
Spojrzał na niego z cwanym uśmiechem, kiedy powoli oplótł ramionami jego szyję, przysuwając się jeszcze bliżej. Wywołało to przyjemny dreszcz według kręgosłupa Billa. Nie zerkał na innych, jakoś średnio go obchodzili. Pozwolił sobie jedną dłonią zjechać powoli z jego ramienia po boku, marszcząc delikatnie materiał prześwitującej koszuli, aż dotarł do biodra chłopaka, gdzie się zatrzymał. Druga dłoń, ujęła ostrożnie jego policzek. Wpatrywał się w niego, śledząc wzrokiem ruch własnej dłoni. Przejechał kciukiem po jego skórze, a potem, jak wcześniej zahaczył o bark, aż został nieco wyżej - w okolicy żeber chłopaka.

damien kim
knowledge is power
ODPOWIEDZ