ODPOWIEDZ
27 lat 185 cm brak informacji
Awatar użytkownika

Nico miał być sexy golden retrieverem, a zachowywał się jak szczeniak spaniela z zaburzeniami behawioralnymi.

something about me
by new yorker

Bardzo chciał wierzyć, że wyszedł, opuścił salon i resztę imprezowiczów z pewną gracją, z przekonaniem, że przecież chciał pójść sprawdzić czy z Andy wszystko w porządku. Wcale nie wybiegł, nie potknął się o własne nogi, zostawiając za sobą swoją koszulkę, rzuconą gdzieś na podłogę, prawie pustą butelkę piwa, którą pewnie nazajutrz ktoś wrzuci do wielkiego worka na śmieci, burcząc pod nosem obelgi w stronę syfiarzy i własnego kaca. Wcale nie trzasnął za sobą drzwiami, ani nie odbił się od ściany przedramieniem, w jakimś zrywie odpowiedniej reakcji, by po raz kolejny tej nocy nie uderzyć twarzą w płaską, twardą powierzchnię. Ciałem był poza tą imprezą, muzykę tłumiły zamknięte drzwi, nie było teraz nic, tylko on i ona, pędząca w stronę drzwi. Nico nie myśli. Jest nadal zjarany, pijany. Upojony wspomnieniami. Niespełna rozumu, choć resztki świadomości oscylowały wokół tematów prostych; ust Valerii, jej piersi, tak śmiało pokazanych ku uciesze gawiedzi. Andy i Leo, Andy i Victorii, Andy całującej Victorię zupełnie tak, jak kiedyś całowała jego. Andy klęczącej, Andy nad Torią. Jak te jedenaście lat temu. Kiedy zadzierał głowę do góry, by móc ją pocałować, kiedy każde słowo było jak czuły rozkaz, który wykonywał bez momentu zawahania. Kiedy wszystko było dla niej, choć nie potrafił odmówić obcych dłoni. Przecież w r a c a ł, zawsze, ze spojrzeniem godnym zbitego szczeniaka, tak kontrastującym z bezczelnym uśmieszkiem i teorią, że przecież tamto nic nie znaczyło. Co miał jej teraz powiedzieć? Sam nie był pewien czy w głowie kręciło mu się od ilości spożytego alkoholu, czy z tych wszystkich emocji, z podniecenia, rozbudzonego widokiem Andy całującej Torię, z tych wszystkich wspomnień, które bez ostrzeżenia zalewały jego umysł i serce. Czy może od tego ciepłego, przypadkowego dotyku jej dłoni. Jakby zupełnie nieplanowanie został włączony w tę scenę, chociaż r o z u m i a ł, czuł, jakoby to wszystko było dla niego. W jakimś pokręconym substytucie komunikacji, jakby Andy zrobiła to wszystko specjalnie. Rozbudziła grzebane głęboko uczucia wspomnienia, by zaraz zniknąć. I była coraz bliżej drzwi.

Nie myślał wiele. Nie myślał już w ogóle. Wyciąga dłoń, łapie Andromedę za przedramię. Może trochę zbyt gwałtownie, może trochę za mocno zaciska palce na przegubie. Przyciąga ją do siebie i ma wrażenie, jakby to było teraz albo nigdy, jakby drzwi kamienicy były jakąś nieprzekraczalną granicą. Bał się, że jeśli teraz wyjdzie, nie zobaczy jej już nigdy więcej.
Andy, poczekaj- — lustruje jej twarz trochę niewidzącym spojrzeniem. Co t e r a z? Co miał jej powiedzieć? Że chciałby, żeby go tak pocałowała? Otwiera usta, wpatruje się w nią, jakby chciał coś powiedzieć, ale do głowy nie przychodzi mu nic. Nawet jakieś głupie pytanie o jej samopoczucie wydaje się być nie na miejscu. Przecież sama wybiegła, jakby ścigali się kto pierwszy opuści imprezę. Kto wytrzyma dłużej w udawaniu, że się o sobie nawzajem już zapomniało i sama obecność w tym samym pomieszczeniu wcale nie odbijała się na sercu. Zamyka usta, wypuszcza powietrze nosem z nutą frustracji. Nie na nią, na samego siebie, bo omamiony umysł nie współpracuje, a rozsądek krzyczy gdzieś z tyłu głowy, że jakiekolwiek pocałunki nie są dobrym pomysłem. Nie teraz.

Chociaż chciał.

Marszczy brwi, trzyma ją blisko, ale nie za blisko.
Chcesz… chcesz zobaczyć moje dziecko? To znaczy, ślimaka. Nie mam ludzkiego dziecka. — odzywa się w końcu. Absurd, ale było już za późno. Jeśli teraz wycofa się z wyjaśnień, będzie jeszcze dziwniej. — To znaczy, inaczej. Evan ma dziecko, to znaczy tego ślimaka. I ten ślimak nazywa się Albert i tutaj mieszka. Bo Evan tu mieszka. Więc ślimak mieszka z nim. — ciągnie dalej, bezsensownie gestykulując wolną dłonią. — A jest trochę moim dzieckiem, to znaczy synem, bo… Evan jest jakby moim mężem? — zatrzymuje się, jakby pytał samego siebie. Dziesięć lat to szmat czasu, prawda? Nic dziwnego, że w życiu pojawiają się dzieci i mężowie. — To znaczy, nie jest. Nie na papierze, tak… pleto- plamo- plantonicznie? No, nieważne. Ślimak jest jego, ale też trochę mój, ale w gruncie rzeczy to jestem wolny. — dobrnął, plącząc język po drodze. Westchnął ciężko, jakby to tłumaczenie zabrało mu ostatnią szarą komórkę i jakąkolwiek energię, jaką jeszcze miał. — To… chcesz zobaczyć tego ślimaka? — zagadnął i uśmiechnął się głupio. — Albo, nie wiem. Mam kokainę w kieszeni. — jego usta działały szybciej, niż mózg, a on sam nie był pewien czy to on właśnie powiedział, czy to jakiś dziwny podmuch wiatru albo stłumione głosy z salonu.

Andy Deffontaines
into the unknown
30 lat 172 cm rezydentka kardiochirurgii
Awatar użytkownika

Even when we fade eventually to nothing, you will always be my favorite form of loving.

something about me
by DC: depresjanagrubym

011.

~ nico hargrove ~
i owe you a black eye and two kisses
tell me when you wanna come and get 'em

i only want him if he says it first to me



Patrzy na niego teraz, oddalona o dwadzieścia, może trzydzieści centymetrów. Jego palce na jej przedramieniu, jego oczy błądzące po jej twarzy, jej powieki, które co jakiś czas opadają, by odgonić piekące łzy. Nie chce płakać, ale ogarnia ją przemożna potrzeba popadnięcia w rozpacz. Chce rozbić się na drobne kawałki. Chce rozpaść się tutaj, w jego rękach, by wreszcie ZOBACZYŁ, by zrozumiał, by — co najważniejsze — p o c z u ł namiastkę tego, co czuła ona: kiedy wymykał się nad ranem z jej ramion, by podarowywać pocałunki innym wargom. Kiedy zostawiał na jej ciele ślady swojej bytności — zaczerwienione uda, przypadkowe sińce na nogach, idealne odbicia zębów tuż nad obojczykiem. Kiedy patrzyła mu w oczy i SŁUCHAŁA, naprawdę słuchała, każdego „przepraszam” i każdego „daj spokój” i późniejszych wyjaśnień (bo to nic nie znaczyło, o n a się nie liczyła, z nim nie było mu tak dobrze). Słuchała, ale przelatywały gdzieś przez nią, nie zagrzewały miejsca w głowie, zresztą jej serce… och, jej serce zawsze wiedziało lepiej.

Chce więc się rozpaść, albo chociaż: odłamać tę cząstkę siebie, która od zawsze należała do Nico. Złożyłaby ją teraz u jego stóp, kruchszą niż przed laty, choć niemożliwą do zniszczenia. Poprosiłaby, by C O Ś z nią zrobił. Bo ona już nie chce.

Nie chce tego uczucia niezaspokojonego głodu, które rodzi się w jej duszy, gdy przebywają w tym samym pomieszczeniu. Nie chce męczącego napływu wspomnień, które zalewają jej myśli, sprawiając, że nie potrafi się na niczym skupić. Nie chce go kochać, a wie — przecież tak naprawdę ZAWSZE wiedziała — że nie jest wystarczająco silna, by się przed tym obronić.

Kiedyś napisała do niego list.

Siedziała wówczas przy swoim ogromnym biurku w pokoju na poddaszu, mrużyła oczy, próbując osłonić je przed wpadającym przez okna słońcem, obracała w palcach prawdziwe, staromodne pióro.

Wtedy pierwszy raz przyznała się do swoich uczuć.

Do tego, że kocha czuć na sobie jego wzrok, kiedy mijają się na tych samych imprezach. Czasem przychodzą razem, czasem osobno, ale zawsze nastaje taki moment, w którym Andy odwraca się — w stronę baru, w stronę przyjaciół, w stronę wyjścia — i krzyżują się ich spojrzenia.

Do tego, że kocha pozować mu do zdjęć, bo wtedy czuje się naprawdę piękna. Nawet jeśli ma na sobie stary, rozciągnięty sweter, jego koszulkę albo zasłania piersi jedynie dłońmi — przez krótką chwilę widzi siebie z jego perspektywy. I dostrzega w tych zdjęciach miłość.

Do tego, że kocha trzymać go za rękę, kiedy opowiada o czymś, co go zachwyciło, i że kocha tę rękę puszczać, gdy wzbiera w nim włoski temperament i zaczyna gestykulować, jakby rzucał na nią magiczne zaklęcia.
Do tego, że k o c h a
— tak PO PROSTU.

Jego. Całego. Bez ograniczeń. Bez powodu, bez zastanowienia, bez sensu.

Nigdy tego listu nie wysłała, nigdy nawet mu go nie pokazała. Teraz, zamknięta między drzwiami a jego ciepłym ciałem, nie potrafi przypomnieć sobie, co z tą kartką zrobiła. Może ją wyrzuciła. Może spaliła. A może leży gdzieś, z dawna zapomniana, wciśnięta pomiędzy śliskie stronice szkolnego albumu i cierpliwie czeka.

Andy znów mruży oczy. Czuje intensywność jego dotyku, nacisk palców na skórze, czuje też — gdzieś głęboko, głęboko w sercu — że jej życzenie właśnie się spełnia. Bo kiedy otwiera oczy, bardziej WIE już niż rozumie, że wszystko zaczyna się od nowa.

Bezdźwięcznym potwierdzeniem, zaledwie skinieniem głowy, oddaje mu tę cząstkę siebie, o którą i tak nigdy nie potrafiła zadbać.

Chwyta jego nadgarstek. Skłania go nie tyle do puszczenia jej ręki, ile znalezienia oparcia w jej dłoni. Ujmuje jego palce, wciąż jeszcze się nie odzywa, bo dusi ją bezkres niemożliwych do przełknięcia słów: próbują ześlizgnąć się z języka, wypaść przez rozchylone wargi, ale Andy mocno zaciska usta, znowu je więzi, znowu ściera je między zębami.

Są słodko-gorzką trucizną.

Pozwala się prowadzić. Obok salonu, w którym wciąż toczy się gra i obok kuchni, w której zostawiła płaszcz. Po schodach, na górę, do tej części meliny, w której w zasadzie dotychczas nie bywała.

Każde skrzypnięcie deski przesyła wzdłuż kręgosłupa falę dreszczy.

Niewypowiedziane słowa zaczynają smakować niewypłakanymi łzami.

knowledge is power
27 lat 185 cm brak informacji
Awatar użytkownika

Nico miał być sexy golden retrieverem, a zachowywał się jak szczeniak spaniela z zaburzeniami behawioralnymi.

something about me
by new yorker

Nico mówi do niej, plącze się we własnych słowach. Sam nie jest w stanie stwierdzić czy to wina mieszanki alkoholu z narkotykiem, czy jej oczu, zeszklonych cieniem łez, wpatrujących się w niego zupełnie inaczej, niż w tym sterylnym pokoju zabiegowym. Nie patrzyła na niego z przymusu, z obowiązku wykonania swojej pracy i posklejania uporczywie krwawiącego nacięcia nad brwią, po którym została jeszcze nie do końca wygojona, zaczerwieniona blizna. Równa, zgrabniejsza od tej na przedramieniu. Sens jego słów wydostał się z ust, ale jakby całkowicie go ominął, bo Nico wpatrywał się w nią. Rzeczywiście chciał jej pokazać Alberta, ulokowanego gdzieś bezpiecznie na górze, poza zasięgiem pijanych imprezowiczów. Z daleka od skinwalkerów, im nie ufał. Choć dopiero co się w nią wpatrywał, kiedy całowała Torię, to jednak teraz, pierwszy raz odkąd zobaczył ją w melinie, nie uciekał spojrzeniem, które uporczywie jej szukało, na przekór. Pierwszy raz spotkał jej spojrzenie na dłużej niż ten ułamek sekundy i tyle wystarczyło, by się pogubić we własnych słowach, potknąć o wymowę i rozplątać język. W jakimś niezrozumiałym akcie desperacji łapał się pierwszej myśli, która miała szansę zatrzymać Andy. Po co? Dlaczego nie pozwolił jej odejść, chociaż sam wciąż odchodził? Znikał, by po chwili i tak do niej wrócić, dopóki tej jednej nocy to Andy nie odeszła, bez słowa, bo przecież nie pamiętał tamtej rozmowy. Nie pamiętał nawet tej dziewczyny, która zostawiła ślad szminki na kołnierzyku i jego szyi. Wypił wtedy trochę zbyt dużo mocnego alkoholu, przemycanego w kieszeniach marynarek i w małych, dziewczęcych torebkach. Doprawił się kokainą, przyniesioną przez jednego z kolegów i w pełnej konspiracji dzieloną na kreski w męskiej toalecie. Marmurowy blat przy umywalkach był miejscem idealnym zarówno na biały proszek, jak i pośladki tamtej dziewczyny.

Próbował się do niej dodzwonić. Próbował p o r o z m a w i a ć, bezskutecznie próbował dowiedzieć się, co takiego zaszło tamtej nocy. Ubrudzony kołnierzyk mógł być podpowiedzią, ale przecież Andy też miała pomalowane usta. Może też na czerwono, może odcień jej szminki był ciemniejszy. Nie dowiedział się tego nigdy, wmawiając sobie, że pogodził się z tą stratą. Przyzwyczaił się, że nie miał do kogo wracać. Nie miał tego stałego elementu, nie miał jej, zawsze wybaczającej, zawsze kiwającej głową z pobłażaniem na jego tłumaczenia. Przecież nie kłamał, nikt nie był taki jak Andy, z nikim nie było mu tak dobrze. Może dlatego nie chciał, by wyszła. Dlatego, że k o c h a, ale sam tego nie rozumie. Andromeda kiwa głową. Zgadza się pójść z nim, a Nico nabiera powietrza w płuca. Wstrzymuje oddech, gdy jej palce oplatają jego nadgarstek, rozluźnia uścisk na jej przedramieniu. Zostawia po sobie pobielały ślad, który zaraz wypełnia się na powrót kolorytem brązowej, ciepłej skóry. Jej dłoni w jego dłoni, powietrze wypuszczone z płuc powoli. Delikatny uścisk palców. Co jeśli zmieni zdanie?

Nico uśmiecha się i prowadzi ją przez korytarz na schody. Trochę pospiesznie, zanim dotrze do niej, że to wszystko nie ma sensu, zanim dziewczyna się rozmyśli. Sprawdza pierwsze drzwi, pokój Victorii. Zamknięte. Drugie również nie dają za wygraną. Trzecia klamka poddaje się i wpuszcza ich do środka. Nico wchodzi pierwszy, rozgląda się po ogólnym rozgardiaszu. Nie ma tutaj terrarium, nie ma Alberta, ale mimo wszystko ciągnie Andy do środka. Zamyka drzwi i opiera się o nie plecami.

Nie wie, co zrobi.

Patrzy na nią, ogarnia pomieszczenie wzrokiem. Wraca do niej. W jego głowie rodzi się milion myśli na raz, wciąż ma przed oczami Andy, szczypiącą Leo w ramię. Jej dłoń na jego udzie. Andy klęczącą nad Torią, jej usta na ustach dziewczyny. To poczucie władzy, wymalowane w jej spojrzeniu, kiedy ratuje Victorię przed upadkiem na posadzkę. Nie musiał go widzieć, wystarczył ten ułamek sekundy, iskra w oku i wiedział. Zawsze patrzyła tak na niego, kiedy wdrapywała mu się na kolana. Kiedy przyciskała go do materaca, kiedy tak się rządziła, a on beztrosko się z nią droczył. Marszczy brwi.
Pewnie jest w tym zamkniętym pokoju. Jednym z nich. Evan nie chciał, żeby coś mu się stało, wiesz. Ale tu jest, w sensie w melinie… i Ty też tutaj jesteś. — wzdycha ciężko, jakby to stwierdzenie faktu niekoniecznie chciało się wydostać z jego ust. Było mdławo słodkie w smaku, zostawiało gorzkawy posmak na końcu języka. Jakby bardzo trochę bolało. — Dlaczego? Dlaczego tutaj jesteś? — pyta, z plecami wciąż przyklejonymi do drzwi. Dłonie trzyma za plecami, płasko przyciśnięte do drewna. Ma wrażenie, jakby w tej obecności, w każdym jej geście nie było przypadku. Jakby chciała, by go zabolało, bo przecież sam przyznał się w gabinecie, że dolegała mu przeszłość.Kto Cię tutaj w ogóle zaprosił? — w tym momencie chciałby żyć w rzeczywistości, gdzie ich pierwsze spotkanie od ponad dekady byłoby również tym ostatnim. Bo przecież bez niej było łatwiej, bez tego lepkiego uczucia, które omamiało serce.

Andy Deffontaines
into the unknown
30 lat 172 cm rezydentka kardiochirurgii
Awatar użytkownika

Even when we fade eventually to nothing, you will always be my favorite form of loving.

something about me
by DC: depresjanagrubym

Andy kręci głową. Najpierw spokojnie, ledwie zauważalnie, potem tak gwałtownie, jakby ruch uderzających o policzki włosów miał zagłuszyć słowa Nico. Bo już NIE CHCE go słuchać. Uwierzyła w szczerość tego głupiego przemówienia, które wygłosił w przedpokoju zaledwie minutę wcześniej, bo sądziła, że słowa napędzane alkoholem muszą być szczere.

A teraz znowu czuje się jak skończona idiotka.

— Daj spokój — parska o ton za głośno, odchyla głowę w tył, kieruje oczy ku sufitowi i gwałtownie mruga, by odgonić resztę łez. Nie chce płakać, na pewno nie przez niego i nie przy nim. Potrzebuje tylko chwilę, by zebrać się do kupy. Nie wie jeszcze, że drżą jej dłonie, nie rejestruje też chłodnego potu spływającego po karku ani tego dziwnego grymasu wypełzającego na usta, jak wtedy, lata temu, za każdym razem, kiedy udawała, że wszystko jest w porządku.

Nie, Nico, nie ma ŻADNEGO PROBLEMU w tym, że wczoraj przespałeś się z moją koleżanką.

Tak, Nico, nadal chcę iść z tobą do kina, tylko pozwól, że wpiszę ci przypomnienie do kalendarza, żebym nie musiała stać przed wejściem, jak ostatnio.

Nie, Nico, NAPRAWDĘ nic się nie stało, widzisz, uśmiecham się do ciebie, już chodź, przestań, pocałuj mnie wreszcie.

— „Mam męża”, ale jednak nie do końca, „pokażę ci ślimaka”, ale jest w innym pokoju, w sumie nie jestem pewien gdzie, może wcale nie istnieje. Co jeszcze? „Jestem wolny”, ale w sąsiednim stanie zostawiłem żonę i dwójkę dzieci, o których nawet nie wiem, bo zamelinowałem się w domu z grupą kumpli i teraz wspólnie udajemy, że radzimy sobie z dorosłością? — Jej oczy wciąż błyszczą od łez, którym nie pozwoliła popłynąć, ale teraz na policzki Andy wstępują żywe rumieńce. Jest zła. Ponownie: nie tylko na niego, przede wszystkim na siebie, bo — niczym głupiutka dziewczynka — wpadła w ZNAJOME przecież sidła.

I wie, że zrobiłaby to jeszcze setki razy.

Gdyby tylko obiecał, że tym razem jej nie puści. Gdyby chociaż zasugerował, że mogą mieć J A K Ą Ś przyszłość. Gdyby wreszcie skupił spojrzenie na niej, tylko na niej, zamiast rozglądać się dookoła: na ludzi, którzy nigdy nie kochali go równie mocno.

— Wierzę, że masz kokę w kieszeni. Nawet w to nie wątpię. — Andy pierwszy raz się uśmiecha. Jest to uśmiech smutny, wręcz zrezygnowany i wiąże się ze zwróceniem twarzy w innym kierunku. Sunie wzrokiem po szafach i ich zawartości, po grzbietach cudzych książek, figurkach poutykanych w szersze przestrzenie. Nie chce myszkować, nie jest ciekawa, co znajdzie w dolnej szufladzie biurka ani pod materacem, ale zrobiłaby niemal WSZYSTKO, byle zająć czymś ręce. Jej palce wciąż podrygują, kiedy unosi je do oczu i przeciera powieki, zapominając na moment o makijażu. To już i tak nie ma znaczenia.

Nawet przez zamknięte drzwi ich uszu dobiegają dźwięki trwającej na parterze imprezy. Muzyka jest skoczna i wesoła, nie pasuje do tej dziury, która tworzy się teraz w piersi Andy i pochłania każde dobre wspomnienie. Potrafi myśleć tylko o tych okropnych.

O pierwszym razie, kiedy ktoś powiedział jej, że przecież wcale NIE JEST z Nico w związku. A nawet jeśli: to on chyba o tym nie wie, bo na imprezie w poprzednim tygodniu całował ze trzy inne dziewczyny.

O pierwszym razie, kiedy Nico zapytał, czy może pocałować ją tam, gdzie nigdy nie lubiła czuć jego oczu, ale pożądanie wzięło nad nią górę i wreszcie się zgodziła. A potem, mimo że jej ciało drżało z przyjemności, schowała się na kilka minut w łazience, zagłuszyła płacz wodą i zastanawiała się, jak wiele łóżek musiał zwiedzić, by się tego nauczyć.

O pierwszym razie, kiedy powiedziała, że go kocha. I że nie wyobraża sobie bez niego życia. I że wszystko, co zrobił, nie ma znaczenia, jeśli tylko powie, że czuje to samo. Nie doczekała się odpowiedzi, a jednak to nieodwzajemnione K O C H A M jest jak niezasklepiona od dziesięciu lat rana.

Obejmuje się nagimi ramionami, jakby próbowała upchnąć w piersi cały wylewający się z niej żal.

— Co cię to obchodzi? — Ciągle na niego nie patrzy, jej spojrzenie ogniskuje się na losowym punkcie pomiędzy szafą a biurkiem. — Leo jest też moim przyjacielem. Może przegapiłeś notkę.


nico hargrove
knowledge is power
27 lat 185 cm brak informacji
Awatar użytkownika

Nico miał być sexy golden retrieverem, a zachowywał się jak szczeniak spaniela z zaburzeniami behawioralnymi.

something about me
by new yorker

Nie kłamał, chociaż sam gubił się w swoim głupawym przemówieniu. Mógłby powiedzieć jej cokolwiek innego, mógłby przeprosić za te wszystkie lata, za każdą zdradę osobę, do której uciekał na tej jeden raz. Zawsze ostatni. Mógłby poprosić, by została, bez zawiłych historii i plączącego się języka, zebrać na sobie na tyle odwagi i pokory, by skulić ogon i przyznać, że jej potrzebował. Nico Hargrove słynął przecież ze swojej przewności siebie, zawsze nazbyt butny, z kącikiem ust jakby permanentnie uniesionym do góry, a jednak znów to wszystko tracił, w zderzeniu z ciemnymi, smutnymi oczami Andy, z jej dotykiem, z jej o b e c n o ś c i ą. Nigdy nie czuł tego przy kimkolwiek innym, nie rozumiał, dlaczego tak było. Dlaczego na jej widok żołądek wywrócił mu się na drugą stronę, serce jakby podeszło do gardła, a te shoty tequili wypijał naprędce, by jak najszybciej uśmierzyć tę tesknotę.

Nie rozumiał, dlaczego mu nie wierzy. Dwa pokoje były przecież zamknięte, a on nie miał klucza, były poza zasięgiem i przecież miałoby to sens, gdyby Albert był w jednym z nich, bezpiecznie zamknięty z dala od imprezy. Patrzył jak Andy odchyla głowę do tyłu, jak na jej twarzy pojawia się tak bardzo znajomy mu wyraz. Jakby nic się nie zmieniło przez te dziesięć lat, jedynie teraz on nie miał żadnej gotowej wymówki. Już nie chodziło o tamtą jedną czy drugą koleżankę. O chłopaka z innej szkoły, o zapomniane randki, samotne czekanie na schodach kina, w kawiarni czy przy restauracyjnym stoliku.
Ale ja nie- — urwał w pół zdania. Chciał się tłumaczyć, zapewniać ją, że nie ma żadnej żony ani dzieci, za to ślimak jest jak najbardziej prawdziwy. Nie było sensu. I tak mu przecież nie uwierzy. Nie było tutaj miejsca na jego powtarzalne formułki, które słyszała już tyle razy, a on nie miał na tyle odwagi, by cokolwiek jej obiecywać, nawet nie wiedział, czy chce.

Chciałby powiedzieć, że tęsknił, że wracał do niej myślami. Miał ten jeden folder, z jakiegoś durnego powodu ulokowany na pulpicie, podpisany nie otwieraj. Notatka do samego siebie, jakby uwaga - w środku znajdziesz wspomnienia, dziesiątki, jeśli nie setki zdjęć Andy. Andy zaspana, bez makijażu, Andy w studniówkowej sukience, Andy pod morelowym drzewem w toskańskim ogrodzie. Andy w basenie, Andy na plaży, Andy z makaronem, nawiniętym na widelec. Andy z tanim burgerem z przydrożnego food trucka. Andy w swoim pokoju, Andy w jego łóżku, Andy zasłaniająca persi dłońmi, Andy z dłonią między swoimi nogami…

Andy rozczarowana, trąca powieki, rozmazująca makijaż. Już nie na zdjęciach, nie na ekranie laptopa czy połyskującym papierze, upchniętym w brązową kopertę czy między stronicami książki, ona tutaj była, prawdziwa, z zaczerwienionymi policzkami, oczami zeszkolnymi od łez. Nico trzymał się jeszcze na dystans, przyklejony do drewnianych drzwi. Nie chciał jej tutaj, ale nie chciał, by odchodziła, chociaż łudzi się, że to cokolwiek by ułatwiło. Zamknąć za sobą drzwi, usunąć zdjęcia, zapomnieć, tylko jak, jeśli przez tą dekadę wcale się nie udało? Patrzy na nią tylko trochę nieobecnym spojrzeniem, w jakiejś głupiej paraleli tej felernej studniówki. Tylko teraz nie ma kołnierzyka, przybrudzonego szminką, nie ma na sobie nawet koszulki. Andy nie wyznaje mu miłości, a Nico będzie nad ranem wszystko pamiętać, razem z tym bólem gdzieś w sercu, nie do końca jeszcze zrozumiałym.

Odpycha się od drzwi, podchodzi do dziewczyny, która usilnie próbuje na niego nie patrzeć. Wpatruje się w czyjeś bibeloty, może to był pokój Desa albo Barry’ego, sam nie wiedział. Nie szukał niczego, co mogłoby zidentyfikować właściciela, bo nie to było ważne. Łapie Andy za szczupłe ramiona, nachyla się.
Obchodzi mnie, bo znowu jesteś w moim życiu. — marszczy brwi, zaciska palce na jej skórze. Chce, by na niego spojrzała, chociaż ma wrażenie, że to spojrzenie mogłoby go zabić. — Dlaczego, Andy? Dlaczego tak całowałaś Torię? Dlaczego to wszystko robisz? — chciał powiedzieć, że nie chce, by tutaj była, ale słowa utknęły mu w gardle. To byłoby plugawe kłamstwo, bo chociaż to wszystko tak cholernie bolało, nie był w stanie jej tego powiedzieć. To nie było małe kłamstewko, zapewnienie, że przecież już więcej nie pocałuje tamtej dziewczyny albo nie przyniesie kokainy na imprezę. Wspomniane imię Leo b o l i, przywołuje te wszystkie krótkie momenty, które dostrzegł tego wieczoru, te małe czułości, splątane ze sobą ramiona, Andy szepcząca mu coś do ucha. Tylko, że Leo tutaj nie było. Został tam, na dole, z resztą imprezy. Może nie chciał za nią biec, może nie chciał się kłócić z pijanym Nico. Może był zbyt pijany, by zareagować, zanim drzwi od salonu się za nimi zamknęły. .
Dlaczego ja- dlaczego ja znowu nie potrafię się przy Tobie zachowywać, bo ja chciałbym- chciałbym o Tobie zapomnieć, ale nie umiem. — brwi sciąga ku górze i potrząsa dziewczyną, jakby odpowiedzi na te wszystkie pytania miały się z niej wysypać, pojawić na powierzchni jak w magicznej kuli.

Andy Deffontaines
into the unknown
30 lat 172 cm rezydentka kardiochirurgii
Awatar użytkownika

Even when we fade eventually to nothing, you will always be my favorite form of loving.

something about me
by DC: depresjanagrubym

Mogłaby udawać, że nie rozumie.

Że nie wie, co Nico ma na myśli, zadając jej wszystkie te pytania. Powiedziałaby mu, że całowała Torię, bo akurat MIAŁA NA TO OCHOTĘ, a ich wspólna koleżanka jest przecież śliczną dziewczyną. Mogłaby skłamać, że się zauroczyła, że Brooks zawróciła jej w głowie, że właściwie to już się ze sobą umawiają, więc całowanie jej w T A K I sposób nie jest wcale niczym zdrożnym.

I nawet jest gotowa to zrobić, wykrzyczeć wszystkie te kłamstwa w imię świętego spokoju. Później zrzuci to na karb pijaństwa, przepływającej przez żyły trucizny, alkoholu zmieszanego z niezdrową tęsknotą.

Tylko że Nico się zbliża. Nie stoi już przy drzwiach, nie jest w bezpiecznej odległości; teraz stoi przy niej, tuż obok, a Andy nie może się cofnąć, nie może uciec, chociaż pokój wydaje się dziwnie spory. Ma za sobą jeszcze dwa, może dwa i pół metra, nim uderzy plecami w ścianę, ale zamiera, wrośnięta w podłogę, i tylko obserwuje.

Delirium miesza jej w głowie, wspomnienia nakładają się na rzeczywistość i nagle Andromeda znajduje się w kilku punktach rzeczywistości jednocześnie. Jest tutaj, w cudzym pokoju, na wybitnie nieudanej imprezie, jeszcze nie czuje dużych dłoni zaciskających się na ramionach, ale jednocześnie jest też T A M, w słonecznej Toskanii, w tej samej pozycji, choć w innych okolicznościach.

Ma przed sobą otwarte okno, powietrze pachnie letnim deszczem, na nieboskłonie rozciąga się tęczowa wstęga. Wyciąga buzię ku słońcu. Jest prawie całkowicie naga, ma na sobie tylko zwiewną, półprzezroczystą koszulkę, która przylega do kształtnych piersi, do bioder, kończy się w połowie uda. Czuje czyjeś palce w rozpuszczonych, naturalnie kręconych włosach, czyjeś usta na pokrytej cienką warstwą potu szyi, czyjeś ciało, twarde i miękkie jednocześnie tuż za plecami. I ramiona, które obejmują ją w pasie, zamykają w ciasnym uścisku, a później podrywają w powietrze, odcinają od samotnego miejsca na chłodnej podłodze.

Andy mruga i spogląda Nico w oczy. Ma wrażenie, że jest wyższy, że jego barki są szersze, że szczęka uwydatniła się przez te wszystkie lata. Nie jest tym samym chłopcem, którego zostawiła w środku balu maturalnego, brakuje mu dziecięcej delikatności, czułości w spojrzeniu, rumieńca, który zawsze — zapewne mimowolnie — wykwitał na policzkach, kiedy Andy patrzyła na niego za długo.

Są też rzeczy znajome.

D E T A L E, których trzeba świadomie szukać.

Blizna na lewym ramieniu. Zasklepiona i różowa, ale nieidealnie pozszywana. Andromeda pamięta, jak bardzo trzęsły jej się wtedy ręce i każdy ruch igły przeplatała piskliwym „przepraszam”. Znamię na brzuchu, tuż pod lewą piersią, w które wpatruje się teraz intensywnie. Nie musi patrzeć w górę, w stronę jego skroni, by wiedzieć, że i tam znajdzie wypisaną w tkance pamiątkę, dowód na niespodziewane spotkanie, żart zgotowany im przez los. Jego skóra nosi na sobie ich wspólną historię.

Andy zamyka oczy. A potem gwałtownie je otwiera, kiedy Nico postanawia nią potrząsnąć.

— Kurwa mać, czyś ty do reszty zwariował! — Chwyta go za ramiona, próbuje się odsunąć. Robi jej się niedobrze. Słowa to jedno, ten bolesny uścisk na skórze przypomina jej o zdarzeniach sprzed kilku miesięcy. Pamięta siniaki, które próbowała zasłonić długimi rękawami, pamięta pieczenie twarzy i przełykanie łez, którym nie pozwoliła popłynąć.

Jedną rękę trzyma na jego piersi, drugą, nim zdąży się nad tym dobrze zastanowić, uderza go w policzek. Mocno, głośno, aż wzdryga się na ten dźwięk, ale chłopiec przynajmniej ją puszcza. Znów go popycha.

— Czego TY chcesz, co, Nico? — Jest wściekła. W kącikach brązowych oczu znów pobłyskują łzy, pod dolną powieką rozciera się czarna kredka. Andy gwałtownym ruchem odsuwa włosy, które opadły jej na twarz, ponownie wyciąga ręce w stronę Nico, jakby zamierzała go uderzyć. — Jak myślisz, czemu całowałam Victorię? Przedstaw mi swoją wersję zdarzeń. Miło ci się na to patrzyło? — Dostrzega czerwone odciski swoich palców na jego twarzy. Jest tak zła, że przykłada podbicia dłoni do oczu i wydaje z siebie przeciągłe westchnienie.

— Powiedz mi, czego chcesz — stęka już trochę ciszej, odsuwając ręce od twarzy. — Chcesz, żebym zniknęła? Żebyś już nigdy nie musiał mnie oglądać? Chcesz mnie szarpać jak szmacianą lalkę? To ma ci POMÓC?


nico hargrove
knowledge is power
27 lat 185 cm brak informacji
Awatar użytkownika

Nico miał być sexy golden retrieverem, a zachowywał się jak szczeniak spaniela z zaburzeniami behawioralnymi.

something about me
by new yorker

Nie mogła go okłamać, przecież tak ochoczo wtórowała Valerce w stwierdzeniu, że dziewczynki NIGDY nie kłamią. Choć może nagięcie prawdy pod swoje własne widzimisię ukoiłoby tę narastającą w Nico zazdrość i gniew. Bezsilność wobec własnych uczuć, które rozsadzały mu serce. NIE ROZUMIAŁ, dlaczego te dziesięć lat temu po prostu zniknęła, zarówno z balu maturalnego, jak i z jego życia. Dlaczego nie chciała z nim rozmawiać, chociaż próbował. Dlaczego jej ojciec uparcie twierdził, że Andy nie ma w domu, chociaż widać było zapalone światło w jej pokoju, zarys szczupłej dziewczęcej kobiecej sylwetki i kręconych, długich włosów. Andy siedząca przy biurku, Andy spinająca włosy, Andy sięgająca po jeden z opasłych tomów, może podręczników, z szafki obok łóżka. Andy i g n o r u j ą c a małe, żwirowe kamyczki stukające w jej szybę. Andy zasłaniająca okno przy akompaniamencie podniesionego głosu jej ojca. Odgrażał się telefonem do Hargrove’ów, telefonem na policję i dodatkiem kilku ojcowskich gróźb, mających trzymać tego łajdaka z dala od jego córki. Chciał wierzyć, że udało mu się pogodzić z tą stratą, zapomnieć, dokładnie tak, jak nie pamiętał połowy swojej studniówki. Prawie mu się to udało, pozornie zostawił ją w przeszłości, zabijając wspomnienie jej ust z każdym kolejnym, obcym pocałunkiem. Nie miał już gdzie w r a c a ć, tłumaczyć się, za każdym razem coraz bardziej głupio i absurdalnie. Nie miał komu powtarzać swoich formułek, zastępujących nigdy niewypowiedziane kocham, szeptanych z rozbrajającym uśmiechem i pogłaskaniem policzka. Był wolny, a przecież sam tego chciał, pozbawiony jakichkolwiek zobowiązań i wyrzutów, ukrywanych w spojrzeniu.

Zatapia opuszki palców w jej miękkiej skórze, trzyma ją w mocnym uścisku, potrząsa, wyrzuca z siebie te wszystkie pytania, słowa, których sam do końca nie rozumiał. Nie wiedział, czego od niej chce, szukając odpowiedzi w jej zeszkolnych oczach. W rozmazanej kredce pod okiem, w złotym brązie jej włosów, pachnących migdałami. Chciał ją pocałować, wybrać się na zgubną wycieczkę w przeszłość, a zarazem chciał, by jej tutaj w ogóle nie było. Może powinien był dać jej wyjść, zatrzasnąć za sobą drzwi frontowe i znów zniknąć, zamiast próbować ją tutaj zatrzymać. Desperacko, bez większego sensu, kierowany głupotą własnego serca i pijacko-ujaranym bełkotem. Dziewczyna odpycha go, ale on nie odpuszcza. Nie ma przecież pojęcia, co tak właściwie robi, jaką traumę w niej przywołuje. Czuje twardą kość pod palcami, przysuwa się bliżej, przyciąga ją do siebie, mimo napierających na jego pierś dłoni.

Otwarta dłoń na jego policzku, szybki, głośny strzał i piekący ból, rozlewający się po twarzy. Echo uderzenia jakby jeszcze przez chwilę odbijało się od ścian pokoju, zagłuszając przytłumioną muzykę z salonu.

Puszcza ją, jeszcze w szoku, trochę jakby otrzeźwiały. Odsuwa się na krok, jeden, drugi, popchnięty znów przez rozwścieczoną Andy. Krzywi się, jedną dłonią rozmasowuje zaczerwieniony policzek. Nie pyta dlaczego, choć słowo ciśnie mu się na usta. Zaciska je w cienką kreskę, bo zdaje sobie sprawę z tego, że przekroczył pewną granicę i sam się prosił o ten cios. Próbuje złapać ją za ręce, kiedy Andy wyciąga je znów w jego stronę. Jeden z jej nadgarstków wyślizguje mu się z dłoni, łapie drugi. Już nie tak mocno, raczej w defensywie, by nie dostać znów, może tym razem w drugi policzek, by czerwonawy odcisk jej dłoni odbił się symetrycznie. Andy zadaje pytanie, na które nie znał odpowiedzi.

Nie wiedział, czego chce.

Zamilkł, otworzył usta, jednak zaraz je zamknął, ciężko wypuszczając powietrze nosem. Trzyma ją za przegub jeszcze przez chwilę, jakby chciał się upewnić, że jej dłonie znów nie wzbiją w powietrze, w stronę jego twarzy. Bierze głęboki wdech, rozluźnia palce, odsuwa dłoń. Nie chce na nią patrzeć, na krzywdę, odbijającą się we łzach, na rozedrgany emocjami podbródek i coraz bardziej rozmazany makijaż. Przeciera twarz dłońmi, jakby próbował się schować, uciec od tego widoku choćby na te kilka sekund. Przeczesuje włosy palcami.
Nie wiem, Andy. — prycha, z niedowierzaniem do samego siebie. Wyrzuca dłonie w górę, rozkłada ręce. — Nie wiem, czego chcę. — powtarza, jakby sam chciał siebie utwierdzić w tym przekonaniu. — Nie wiem, dlaczego całowałaś Torię tak, jak kiedyś całowałaś mnie. Może chcesz mi to przypomnieć, może, nie wiem, odegrać się? W szpitalu udawałaś, że mnie nie znasz, a teraz co? Wszystkich tak całujesz? — podrzuca dłonie znów do góry i nie ukrywa kłującej zazdrości, bo przecież bardzo chciałby być na miejscu Torii. Nawet teraz, kiedy sam nie rozumiał jak się z tym w s z y s t k i m czuł. Z tym pocałunkiem, z czułością, jaką Andy darzyła Oriona przez ten cały wieczór. Z lekkim uściskiem jej dłoni i kiwnięciem głową, kiedy zaproponował, że pokaże jej Alberta.
Nie wiem, czego chcę, Andy. Nie wiem, czego chcę kiedyś, jutro, kurwa, kiedykolwiek. Ja- ja chciałem być na miejscu Torii. — wypluwa te słowa, zanim się rozmyśli, zanim dotrze do niego, co właściwie mówi. Nie kłamał.

Andy Deffontaines
into the unknown
30 lat 172 cm rezydentka kardiochirurgii
Awatar użytkownika

Even when we fade eventually to nothing, you will always be my favorite form of loving.

something about me
by DC: depresjanagrubym

Gubi się w jego słowach i we własnych emocjach i nie wie już, jak powinna zareagować. Oddycha przez lekko rozchylone usta, zaciska palce na ręce — kilka centymetrów nad nadgarstkiem, a więc tam, gdzie Nico chwycił ją już drugi raz. Skóra nie jest obolała, powrócił jej naturalny koloryt, ale Andy i tak ją rozmasowuje. Trochę odruchowo, trochę WYMOWNIE, ani na moment nie odrywając spojrzenia od twarzy Nico.

Nie jest głupi. To znaczy: jest, oczywiście. Jest najgłupszym mężczyzną, jakiego nosiła Ziemia. A jednocześnie r o z u m i e więcej, niż się spodziewała. Bo przecież oboje wiedzą, że tam, na podłodze lepkiej od rozlanego piwa, Andy wcale nie całowała Victorii. Trzymała palce na ciepłym, gładkim policzku i wsuwała je pomiędzy kosmyki ciemnych, miękkich włosów, ale to nie jej usta obdarzała głodną, beznadziejnie TĘSKNĄ pieszczotą.

Chodziło o Nico.

Zawsze, w jakiś niemożliwy do pojęcia sposób, chodziło o Nico.

Jeszcze długo po rozstaniu wpadała na ślady jego bytności. Stara koszulka, która wpadła za łóżko i nigdy po nią nie sięgnęli. Jego bilet na przejazdy metrem, z którego sama korzystała do końca miesiąca. Butelka po piwie schowana w dolnej szufladzie biurka, pospiesznie ukrywana przed wzrokiem wracającego z pracy ojca. Zapach znajomych perfum na poduszce.

I mnóstwo, mnóstwo zdjęć, na które nie odważyła się spojrzeć.

Wciąż je ma. Leżą w jakimś ciemnym pudle, razem z resztą przedmiotów zgarnianych pospiesznie podczas wyprowadzki z rodzinnego domu. Andy na huśtawce w ogrodzie we Włoszech, Andy przerzucona przez ramię Nico, Andy siedząca na nim okrakiem, z pędzlem smagającym chłopięcy policzek — akurat szykowali się na imprezę halloweenową. Andy z rozrzuconymi na poduszce włosami i Andy z aparatem w ręce. Nico z rozłożonymi rękami, stojący gdzieś na środku pustego Piazza del Duomo, z twarzą wyciągniętą ku deszczowemu niebu. Nico opierający głowę na jej udach, z zamkniętymi oczami, skrywany przed słońcem jedynie przez cień jej ciała. Nico i Andy razem, zawsze razem: na imprezie urodzinowej jego brata, na rodzinnym grillu, w wesołym miasteczku. Andy i Nico wychodzący na studniówkę.

Teraz Andy zamyka oczy, przyciska palce do powiek, przez chwilę je rozmasowuje.

Widziała Nico w każdym chłopcu, którego całowała. Żaden nie trzymał jej z taką ostrożnością. Żaden nie patrzył na nią tak, jak robił to Nico. Krzywili się, kiedy próbowała im rozkazywać, nazywali niemądrą, gdy prosiła o odrobinę czułości. No i rzadko w r a c a l i.

On wracał zawsze.

Wsłuchuje się w jego słowa, w wyrzuty, których nie wolno mu prawić, we wszystkie „nie wiem”, które tylko ją irytują, bo przecież ona TEŻ NIE WIE.

W końcu odsuwa dłoń od twarzy. I nie potrafi określić, czy to przez ponowne złapanie jego wzroku, czy przez wysokoprocentową truciznę przepływającą przez organizm, ale bierze głęboki oddech i mówi:

— Wciąż… — To głupi pomysł. Andy o tym wie, a jednak coś głęboko w jej piersi domaga się odpowiedzi na niewyartykułowane pytanie. — Wciąż chcesz? — Nie potrzebuje głośnego potwierdzenia. Wystarczy jej spojrzenie, jedno z tych, które DAWNIEJ potrafiła rozczytywać w ułamku sekundy. Gest — wyciągnięcie dłoni, drgnięcie policzka, nachylenie karku. Kiwnięcie tak niewyraźne, że prawie nieistniejące.

Oczy Andromedy wciąż są smutne, gdy wyciąga ręce w stronę swojego chłopca. Ujmuje jego twarz drżącymi palcami, ostrożnie omija miejsce, w którym skóra wciąż jest zaczerwieniona. Każdy ruch sprawia jej ból, a i tak przyciąga Nico bliżej, chwyta go za kark, całuje tak, jak wcześniej całowała Victorię: już nie słodko i nie cierpliwie, lecz mocno, łapczywie, jakby tlen z jego płuc był jedynym, którym potrafi oddychać.


nico hargrove

knowledge is power
27 lat 185 cm brak informacji
Awatar użytkownika

Nico miał być sexy golden retrieverem, a zachowywał się jak szczeniak spaniela z zaburzeniami behawioralnymi.

something about me
by new yorker

Podobno pierwszej miłości się nie zapomina. Mógł próbować, mógł upychać wspomnienia głęboko w sercu, mógł trzymać te wszystkie zdjęcia poza zasięgiem własnego wzroku. Z ostrzeżeniem, wypisanym w nazwie folderu, by przypadkiem sobie nie przypomnieć; jej uśmiechu, jej dłoni, sposobu w jaki na niego patrzyła. Dziewczęta (a nawet niektórzy chłopcy) zwykły spoglądać na niego tymi szczenięcymi, maślanymi oczami, spod kurtyny długich rzęs i powiek maźniętych brokatowym cieniem. To jednak zawsze było chcę być twoja, ale nigdy jesteś mój. Żadne dziewczę nie sprowadziło go na kolana, szepcząc rozkazy w półmroku sypialni, w ostrym świetle małej łazienki, w czyimś zupełnie ciemnym pokoju. Chłopcy nie szeptali mu czułych słówek, nie uciszali go przy przekleństwach, sapanych cicho, na wydechu, pod wpływem przyjemności. Wcale nie czuł tej wolności w taki sposób, jakby chciał. Jak powinien, bo Andy nie było w jego życiu przez całą dekadę, jednak nikt nie był w stanie załatać tej pustki, jaką po sobie pozostawiła. Wszystko sprowadzało się do Andy, a ta świadomość uderzyła go z impetem rozpędzonego pociągu dokładnie w momencie, kiedy pocałowała Torię drugi raz. Chciałby umieć wzruszyć ramionami na sam fakt jej obecności, chciałby umieć przywitać się, jakby nic się nigdy nie stało, bo dziesięć lat to szmat czasu, zdecydowanie wystarczająco, by ułożyć sobie życie na nowo i pogodzić się z rostaniem. Albo chociaż udawać, że jej nie zna, tak samo, jak ona uskuteczniała to w szpitalnym gabinecie zabiegowym. Odwrócić wzrok, zagadać kogoś innego, zamiast łapać się pierwszej lepszej szklanki z mocnym alkoholem. Zaakceptować choć z trudem fakt, że mogła mieć kogoś innego, że to nawet mógł być jego bliski przyjaciel. Bo to w s z y s t k o było przecież dawno temu.

Może tak naprawdę nic się nie zmieniło. Nico się nie zmienił, trochę wydoroślał, ale nie dorósł, żyjąc nadal w złudzeniu Piotrusia Pana, usilnie uciekając od szeroko pojętej dorosłości, kolejną bliznę na ciele w efekcie głupiego wybryku zarabiając chętniej, niż pieniądze na czynsz. On się b a w i ł - zarówno własnym życiem, jak i ludźmi dookoła niego, mniej lub bardziej znajomymi. Jednego wieczora bredził do ucha kelnerki z pobliskiego bistro, jak wiele dla niego znaczy. Kolejnego - całował chłopięce usta w męskiej, klubowej toalecie. Odsypiał kaca, spóźniał się znów do kolejnej pracy dorywczej. Wracał. Do klitki, nazywanej pokojem lub na kanapę do znajomych, do brata. Nikt na niego nie czekał, Andy już nie było, nie było komu szeptać pustych obietnic, bo nikt się na to nie nabierał. Do nikogo innego nie chciał wracać. Nie miał potrzeby.

Teraz stoi w tym nie-swoim pokoju, w obcej przestrzeni, nie pozwalając jej wyjść, choć kłuje go myśl, że może powinien odpuścić, dać spokój - i sobie, i jej - znów próbując zapomnieć. Patrzy na nią, obserwuje jak dziewczyna rozmazuje sobie makijaż w wyrazie zdenerwowania i bezradności. Ciemny tusz do rzęs zostawia smugi pod oczami, zostaje na opuszkach jej palców, a Nico łapie się na myśli, że Andy wygląda pięknie, chociaż jest nieszczęśliwa. Zawsze była piękna, wyidealizowana, tak samo w wieczorowej sukni, w perfekcyjnym makijażu, jak i w jego, zdecydowanie na nią za dużej, koszulce. Z włosami w nieładzie i widmem niedospania pod oczami. Nic się nie zmieniło. Słyszy jej słowa, niepewne pytanie. Zamiera, nie odzywa się, ale jego oczy mówią tak, oczywiście, że wciąż chciał, jednak nie sądził, że to się stanie. Nie tego wieczoru, nie w tych okolicznościach. Kącik ust podryga lekko w górę, Andy wyciąga ręce już nie po to, by go znów uderzyć. Żołądek wiąże mu się na supeł, kiedy patrzy w jej smutne oczy, błyszczące od łez i alkoholu. Czuje jej palce na karku, ciepło warg, łapczywy pocałunek. Wystarczy mu sekunda, przyciska ją do siebie, odrywa jej stopy od podłogi z taką łatwością, jakby nic nie ważyła. Jedną dłoń trzyma na jej pośladku, drugą przesuwa po udzie. Andy jest teraz wyżej, Nico zadziera głowę do góry. Tak, jak kiedyś, jak zawsze, jak jeszcze niedawno całowała Torię.

Andy Deffontaines
into the unknown
30 lat 172 cm rezydentka kardiochirurgii
Awatar użytkownika

Even when we fade eventually to nothing, you will always be my favorite form of loving.

something about me
by DC: depresjanagrubym

tekst wewnątrz może zawierać: 18+

Bliskość jest prosta. Mechaniczna. Wyuczona.

Przynajmniej z a z w y c z a j. Ta bliskość z innymi ludźmi, z innymi ciałami, z umysłami, które jeszcze nie znają się zbyt dobrze. Bliskość czysto fizyczna, bez emocjonalnego ładunku, bez pamięci, przez którą wspomnienia nakładają się na rzeczywistość i tworzą kalejdoskop zdarzeń. Ten rodzaj bliskości jest szybki i bezpośredni, przyjemny (zazwyczaj), łatwy do zapomnienia (najczęściej), niewart powtórzenia (prawie zawsze).

To bliskość jednorazowa. Bez obietnic i bez nadziei, bez słów, które mogłyby wszystko skomplikować. Bez „kocham”, które nie cisną się na usta, bo nie zrodziło ich serce. I bez „proszę”, nie licząc tych wyduszanych pomiędzy pocałunkami, ale to prośby o spełnienie, o namiętność, o oddanie się w cudze ręce, w cudze wargi, w cudze objęcia.

Bliskość, którą oferuje jej Nico…

Bycie blisko z nim przychodzi Andromedzie niemal naturalnie.

To jak jazda na rowerze po wygrzebaniu go z piwnicy pełnej kartonów, zakurzonych albumów, zapomnianych pamiątek i niepotrzebnych mebli.

Jak złapanie pierwszego oddechu po przerwaniu tafli wody i wynurzeniu głowy.

Jej ciało go rozpoznaje. Siłę ramion, które, owszem, stały się szersze, masywniejsze, podnoszą ją jakby bez najmniejszego problemu, ale wciąż drżą w ten sam sposób, gdy przesuwa po nich palcami. Wciąż uginają się pod naporem dłoni, wciąż zdają się płonąć, kiedy Andy zaczyna je masować w wyuczonym przed laty rytmie.

Jej uda zaciskają się wokół jego bioder, ciasno do niego przylegają, zaczynają miarowo poruszać, ilekroć Andy składa na ustach Nico pocałunek.

Bo początkowo są to zaledwie muśnięcia. Przedsmak tego, co zostawili za sobą i czego nie powinni już pragnąć, a o czym Andy nie potrafi przestać myśleć, kiedy jej palce wplatają się we włosy chłopca, do którego z każdą sekundą zdaje się przywierać odrobinę mocniej. Rozchyla jego wargi koniuszkiem języka, mruczy cicho i krótko, kiedy Nico jej ulega.

Spełnia jego życzenie; całuje go tak, jakby zupełnie nic się nie zmieniło. Jakby zasługiwał na tę pieszczotę, na jej miłość, na tę bliskość, w obliczu której minione zmarnowane lata zdają się tylko chwilą. Całuje go tak, jakby nie zaciskał niedawno ręki na jej przegubie, jakby nie pozwolił sobie na zazdrość, jakby nie próbowała już układać sobie życia a innym mężczyzną.

Brak tlenu, podniecenie lub przepływający przez krwiobieg alkohol odbiera jej jasność umysłu. Nieświadomie wypowiada jego imię, ale nie próbuje się odsunąć. Jej biodra poruszają się teraz miarowo, Andy ociera się o szew ciasnych spodni, oddycha trochę ciężej. Czuje pieczenie na każdym centymetrze twarzy i potrzebuje powietrza, więc przenosi niechlujne pocałunki na chłopięcy policzek, żuchwę, fragment szyi. I gdzieś między czułymi, zaczepnymi muśnięciami a przygryzieniem skóry z jej gardła ulatuje coś do złudzenia przypominającego „fuck you”.

Tylko że Andy wcale się nie odsuwa, wcale też nie chce, żeby Nico się pieprzył, nie wypuszcza go z ramion. Odchrząka pospiesznie, wędruje ustami po jego uchu, powtarza jeszcze raz, tym razem wyraźniej, pozwalając, by na pierwszy plan wybiło się zagłuszone wcześniej „I WANT TO…”.

To proste życzenie. Łatwe do spełnienia. Owszem, bardzo G Ł U P I E, ale Andromeda nie dopuszcza do siebie myśli, że nie zdąży nawet dobrze wytrzeźwieć, nim zacznie go żałować.

Jedna jej dłoń wciąż wpleciona jest we włosy Nico, druga przesuwa się po ramieniu, wspina po grdyce, obejmuje szczękę, aż w końcu koniuszki dwóch palców odchylają jego dolną wargę, przesuwają się po zębach, pozwalają, by oplótł je ciepły język.

— Znajdziesz dla nas prezerwatywę?


nico hargrove
knowledge is power
27 lat 185 cm brak informacji
Awatar użytkownika

Nico miał być sexy golden retrieverem, a zachowywał się jak szczeniak spaniela z zaburzeniami behawioralnymi.

something about me
by new yorker

tekst wewnątrz może zawierać: Spoiler
Całuje ją tak, jakby nic się nie zmieniło. Z początku delikatnie, nawet trochę nieśmiało, tak jak na dachu starego kina, z cieniem strachu przed odrzuceniem i miękkimi kolanami. Zanim Andy wyszeptała swoje zaproszenie, zanim to wszystko się zaczęło, choć już zdecydowanie po tym, jak zawróciła mu w głowie.

Potem nabiera śmiałości, jak przed drzwiami małej knajpki, ukrytej w bocznych uliczkach Florencji. Z dala od zgiełku turystycznego Piazza del Duomo, z dala od kopuły w ceglanym kolorze, z dala od kolejek, turystach stłoczonych przy wystawionych menu (koniecznie w dwóch albo i trzech językach) od oczekiwania na stolik w tych lepszych lub gorszych, niemniej popularnych restauracjach. Z dala od odhaczania jakiegoś Top 10, napisanego przez instagramowego influensera. Prosto do małej, zupełnie niepozornej trattorii, gdzie jeszcze przed przeprowadzką spędzał z rodzicami każde sobotnie popołudnie. Kwadratowe stoliki z białymi obrusami, dziesiątki zdjęć i obrazków w koślawo powieszonych ramkach, półmrok akcentowany świeczkami i małymi lampkami. Zapach świeżo wypieczonej pizzy nęcący przechodniów, a w tym wszystkim stary Francesco, człowiek-orkiestra, który z wiekiem zdawał się w ogóle nie zmieniać i wciąż był wszędzie, zaczynając od słuchawki starego telefonu w kącie restauracji, przez witanie każdego klienta z osobna, aż po zagniatania ciasta na pizzę i przygotowywanie przepysznych makaronów. Znał rodzeństwo Hargrove prawie tak dobrze, jak własne wnuki i nigdy nie omieszkał powitać Nico okrzykiem Ah, mi birichino! i komentarzem co do tego, jak wyrósł, odkąd go ostatnio widział, nawet kiedy pojawił się tam z Andy. Przyprowadzenie jej tam było równie wielkim krokiem, co zapoznanie jej z rodzicami, choć wtedy jeszcze była koleżanką, a ta granica została przekroczona tak naturalnie, że wszyscy wiedzieli, choć Nico nigdy tego nie wypowiedział.

Rozchyla wargi, wpuszcza język Andy. Całuje ją coraz bardziej łapczywie, do utraty tchu. Oplata ją ramionami w talii, przyciska do siebie. Jak kiedyś, w zgiełku nowojorskich ulic, wracając trochę zbyt wcześnie z czyjejś domówki. Bez cierpliwości, bez czekania na odpowiedni pociąg, w taksówce złapanej naprędce, transakcja pojawi się na wyciągu z karty kredytowej ojca Nico. Wtedy wiedział, że tej nocy nie spędzi ani w tym mieszkaniu w centrum Nowego Yorku, ani we własnym domu, za to będzie wymykać się po cichu, ze wspomnieniem ostatniego pocałunku na ustach, ukradkiem, byle tylko nie obudzić ojca Andy i nie zostać p r z y ł a p a n y m.

Teraz jego dłonie szukają krawędzi jej koszulki, przesuwają się wzdłuż kręgosłupa po ciemnej bawełnie, ciasno przylegającej do ciała. Nie znajduje końca materiału, choć próbuje go złapać, podciągnąć, w tęsknocie za jej rozpaloną skórą pod opuszkami jego palców. Przesuwa dłoń na lędźwie, wsuwa za pas spodni i wciąż nie może odnaleźć końca tego nieznośnego materiału. Burczy krótko, dając upust swojej frustracji, prosto w jej wargi. Czuje każdy jeden ruch jej bioder, przyciśniętych do jego własnych, rytmicznie drażniący, zachęcający, czuje ją w każdej komórce swojego ciała. Tak, jak przy nikim innym, bo nikt nie dotyka go jak Andy. Skóra na policzku nadal pulsuje tępym bólem, kiedy dziewczyna składa tam pocałunki, ale to nic. To już n i e w a ż n e, chociaż wypowiada obelgę, a Nico parska. Krótko, pod nosem, z dłońmi znów na jej pośladkach, podtrzymując ją na odpowiedniej wysokości. Blisko, jak najbliżej siebie.

Życzenie choć może i głupie, nierozsądne, niby-nie-na-miejscu, to teraz tak łatwe do spełnienia jak jeszcze nigdy. Nie obchodzi go teraz to, czy powinni, czy w ogóle wypada, czy będą tego żałować, kiedy obudzą ich pierwsze promienie słońca, wpadające przez odsłonięte okno i okropny kac, przeszywający skroń. To będzie za kilka godzin, gdzieś jakby w innym życiu, w zupełnie innym wymiarze. Teraz była tylko Andy, jej bliskość, jej ciepło i ruch bioder, a także coraz bardziej nieznośna bariera ubrań. Tej koszulki, która wcale koszulką nie była i zdawała się nie mieć końca, i jego jeansów, niewygodnie już ciasnych. Uśmiecha się, unosi podbródek, kiedy jej dłoń wędruje w górę jego szyi, przyprawiając go o przyjemny dreszcz. Przygląda jej się, rozmazany tusz nie wygląda już smutno, wręcz przeciwnie. Andromeda jest najpiękniejszą dziewczyną, jaką kiedykolwiek widział, szczególnie tu i teraz, kiedy pożądanie odbija się w jej ciemnych tęczówkach. Kiedy jej palce wsuwają się między jego wargi, a on wychodzi im naprzeciw językiem, nachyla lekko głowę, obejmuje je ustami aż po nasadę. Odsuwa się, puszcza je z cichym cmoknięciem i kiwa głową w odpowiedzi na jej prośbę.

Robi jeden krok w stronę niezasłanego łóżka, potem drugi. Chwieje się przez sekundę, ale nie traci równowagi, opiera się kolanem o materac i dopiero ją puszcza, w głowie poczyniając inwentarz każdego z miejsc w Melinie, gdzie można było znaleźć prezerwatywy. Zwykle miałby przynajmniej jedną przy sobie, gdzieś w kieszeni czy w portfelu, który miał chyba tylko dla samego faktu posiadania tego przedmiotu, bo i tak zawsze było w nim pusto. Nie tym razem jednak, chociaż i tak sprawdza, ale nie znajduje. Zerka w stronę szafki przy łóżku. Byli w pokoju Oriona, przecież musiał coś mieć, miałoby to sens, pomijając już ironię całej tej sytuacji. Sprawdza więc szuflady, każdą z trzech, mrucząc wiązankę włoskich przekleństw pod nosem.
Ah, vaffanculo. — zamyka ostatnią, dolną szufladę trochę mocniej, niż tego wymagała, z soczystym przekleństwem i trzaśnięciem drewnianego frontu. — Przysięgam, że znajdę. — rzuca jeszcze, jakby chciał się upewnić, że Andy nadal tutaj będzie, jeśli on opuści ten pokój. Nie zniknie, nie rozpłynie się. Nie rozmyśli się. Podnosi się, wybiega wychodzi, mija kogoś na korytarzu, odbija się barkiem od zimnej ściany, dopada drzwi łazienki, wciskając się w dwuosobową kolejkę i całkowicie ignoruje pijackie wyzwiska. Otwiera szafkę za lustrem, przegląda półki.

Znajduje. Połyskujące, czerwone, kwadratowe sreberko.

Potyka się znów o własne nogi, ale pojawia się z powrotem w pokoju, trzyma prezerwatywę między wskazującym a środkowym palcem w niemalże triumfalnym geście. Rzuca gumkę na łóżko, gdzieś obok Andy, w ostatnim momencie powstrzymując się przed rzuceniem nią w dziewczynę i po drodze wyskakuje jeszcze z jeansów. Wdrapuje się na nią, ujmuje jej policzki i kradnie kolejny pocałunek, zanim jego dłonie podejmą drugą próbę rozwikłania zagadki jej ubrania. Rozpina jej spodnie, spodziewa się końca tej k o s z u l k i, sięga między nogi Andy.
Andy, co ty masz na sobie? — pyta zupełnie poważnie, przesuwa palcami po zapięciu w kroku. Nie rozumie, ale uśmiecha się, kiedy zatrzaski ustępują. Szypie jej dolną wargę, przenosi pocałunki na szyję, pachnącą słodkimi perfumami. Jej skóra smakuje gorzko-słono, choć paradoksalnie słodko, kiedy jego palce odsuwają materiał wilgotnej bielizny i miarowo masują łechtaczkę. Jakby nic się nie zmieniło.
Andy Deffontaines
into the unknown
30 lat 172 cm rezydentka kardiochirurgii
Awatar użytkownika

Even when we fade eventually to nothing, you will always be my favorite form of loving.

something about me
by DC: depresjanagrubym

tekst wewnątrz może zawierać: shrex, 18+

W ciągu tych kilku chwil pomiędzy momentem, w którym Nico wybiega z pokoju, a jego powrotem wprost w rozchylone ramiona, Andy udaje się zdjąć buty (jeden ląduje na samym środku pokoju, drugi wpada gdzieś między łóżko a biurko) i skarpetki (których już nigdy nie zdoła odnaleźć). Sięga akurat w stronę rozporka, kiedy czerwona folijka uderza ją w brzuch i gubi się gdzieś obok, w wymiętoszonej pościeli należącej do ich wspólnego przyjaciela.

Nie są to najgorsze warunki, w jakich przyszło jej uprawiać seks. Akademik, w którym zamieszkała po rozstaniu z Nico, częściej śmierdział tanimi, męskimi perfumami, mrożoną pizzą i zielskiem, niż czystością. Przyzwyczaiła się do szybkich numerków na biurkach, z których jednym zgarnięciem zrzuca się notatki na nadchodzące kolokwium, przywykła też do zapachu potu unoszącego się w powietrzu w męskim skrzydle. I do obcych ramion, w których odnajdowała oparcie na jeden, dwa, trzy wieczory. To była BEZPIECZNA GRANICA, niepisana umowa, wedle której każdy kolejny raz okupiony mógłby być łzami, wyrzutami i intymnością, na którą nie chciała sobie pozwolić. Nie wtedy, nie z nimi, w zasadzie długo jeszcze z nikim, bo żaden z tamtych chłopców nie był Nico.

Koleżanki setki razy powtarzały jej, że to żenujące. Że żadna szanująca się dziewczyna nie powinna AŻ TAK tęsknić za facetem. Że w końcu jej przejdzie, musi tylko w y l u z o w a ć, naprawdę się z a b a w i ć, znaleźć sobie jakiegoś innego Włocha, skoro tak kręcą ją europejscy chłopcy.

Tylko że żaden nie patrzył na nią tak, jak patrzy na nią Nico. Nawet TERAZ, po tak wielu latach, po całym tym bezsensownym żalu i hektolitrach przelanych łez. Po ogromnym niezrozumieniu i niemożności pogodzenia się ze stratą, po przyznaniu ojcu racji, po przeprowadzce, po powiedzeniu „tak” nieodpowiedniemu mężczyźnie. Andy odnajduje jego spojrzenie odruchowo, naturalnie, przytrzymuje je bez trudu, tak jak bez trudu odnajduje wyuczone na pamięć ścieżki prowadzące wzdłuż jego ciała.

Owszem, stał się większy, miejscami twardszy, surowszy, ale… jego skóra wciąż ma tę samą strukturę. Andy sunie palcami po jego ramieniu, odnajduje znajome blizny, które w jej umyśle przypominają mapę nienazwanego gwiazdozbioru; podrywa głowę z poduszki, całuje jego obojczyk, wymrukuje również jakąś niewyraźną odpowiedź, bo nie będzie mu przecież wyjaśniać obsługi body.

Przez chwilę porusza biodrami, ociera się o jego dłoń, gubi pojedyncze jęknięcia w pocałunkach składanych na twarzy Nico. Aż w końcu pojawia się pierwsze napięcie mięśni i Andy odpycha jego nadgarstek, łapie kilka płytkich wdechów, sięga poniżej linii swoich bioder, by wreszcie całkowicie uwolnić nogi z jeansów. Kilka wierzgnięć później materiał ląduje na podłodze, a Andy obejmuje Nico i wreszcie obraca ich do pozycji, w której powinni byli się znaleźć.

Patrzy na niego z góry, tak jak l u b i ł, zawieszona kilka centymetrów nad jego ciałem. Podnosi ręce, zsuwa z nich ramiączka i ciągnie za materiał, aż ciemne body zamienia się jedynie w wąski pasek materiału przysłaniający fragment brzucha. Jej piersi niewiele się zmieniły, wciąż mógłby jedną z nich zmieścić w ustach [tak jak wtedy, pod namiotem, kiedy z nieba lał się żar, a oni ledwie mogli oddychać], tylko brodawki z wiekiem nieznacznie pociemniały, odcinając się wyraźnie od reszty skóry. Teraz Andy przesuwa po nich palcami, dotyka się pobieżnie, odgarnia na plecy burzę kręconych włosów.

Spomiędzy jej warg wyślizguje się przekleństwo, kiedy sięga dłonią między swoje nogi i jeszcze niżej, na gumkę bokserek, za którą ciągnie nieco niecierpliwie, spragniona nie tyle seksu, ile samego widoku. Bo w tej samej chwili, w której Andy zaciska palce wokół penisa Nico, coś w jej spojrzeniu się zmienia. Nie jest s m u t n e, jak jeszcze kilka minut temu, teraz staje się wszędobylskie, ciekawskie, wygłodniałe.

My god, just look at you szepcze, poruszając dłonią. You’re so fucking beautiful. Przygryza wargę, odchyla się w bok, na moment zatapia wolną rękę w pościeli, by odnaleźć zdobyczną prezerwatywę. Podaje ją Nico, pozwala, by sam się obsłużył, a później wciąż przytrzymuje go dłonią, gdy powoli opuszcza biodra.

I po kilku sekundach znów się odsuwa.

Dziwny grymas wykrzywia jej usta, ale próbuje ponownie, aż do momentu, w którym bliskość zaczyna sprawiać jej ból. I w jakimś równie dziwnym przypływie trzeźwości w jej głowie pojawia się myśl, że może chwilowa słabość umysłu wcale nie jest dobrym powodem oddania temu chłopcu swojego ciała.

Znów przeklina, tym razem w wyrazie frustracji.

I need you to… Nie kończy, zamiast tego chwyta Nico za nadgarstek, przyciąga dłoń bliżej, wsuwa w siebie jego palce i sama narzuca im tempo.


nico hargrove
knowledge is power
27 lat 185 cm brak informacji
Awatar użytkownika

Nico miał być sexy golden retrieverem, a zachowywał się jak szczeniak spaniela z zaburzeniami behawioralnymi.

something about me
by new yorker

tekst wewnątrz może zawierać: +18
To z rzadka było jego (jedynie pozornie) własne łóżko, wynajmowane pokoje tak często zamieniane na kanapę w mieszkaniu brata. Były więc czyjeś materace, klubowe toalety. Łazienka w Melinie (z pewną powtarzalnością lokalizacji, acz rotacją towarzystwa). Pokój Oriona, właściwie po raz pierwszy wykorzystany w tym celu, w głupiej ironii. Może to on tutaj powinien być, skoro sam zaprosił Andy. Skoro prawie całą grę w butelkę spędzili w plątaninie kończyn i przebrzydło słodkim pokazie pieszczot. To jednak nie on wybiegł z salonu za Andy. To nie on nie pozwolił jej opuścić kamienicy, odsuwając się od tej całej sytuacji. Może beztrosko bawił się z resztą imprezowiczów, może zadziałała tu jakaś przyjacielska solidarność. Może jeszcze nie chciał się kłócić z Nico. Teraz o to nie dbał, traf chciał, że orionowy pokój nie posiadał zamka, w efekcie będąc jednym z niewielu otwartych drzwi, automatycznie skreślając to miejsce jako możliwą lokalizację Alberta. Tyle, że Nico był zbyt pijany, żeby się takimi rzeczami przejmować.

Teraz jakby gdzieś na przełomie trzeźwości, w tym zdradzieckim punkcie, w którym wiele rzeczy mu się w y d a w a ł o, w którym mógł wszystko, a tym samym podejmował bardzo głupie decyzje, przewartościowując priorytety i dusząc rozsądek. Nie pomyślał, że może ten stosunek nie był najlepszym pomysłem, nie zastanawiał się nad tym, szukając prezerwatywy. Nie myślał o poranku, o kacu zarówno tym fizycznym, jak i moralnym. T e r a z liczyła się tylko Andy, jej prośba, jej rozgrzane ciało i miarowe ruchy bioder. Andy, która czekała w zmiętej pościeli, witając go z powrotem z wyciągniętymi w jego stronę ramionami.

AndyAndyAndyAndy…

Andy, o której tak bardzo chciał zapomnieć. Andy, która wróciła w momencie, kiedy już mu się to udało, Andy, która weszła znów w jego życie z przytupem, być może tylko po to, by nad ranem zniknąć, rozpłynąć się niczym fatamorgana i pozostawić go z szeregiem wątpliwości co do prawdziwości tych zdarzeń.

Jej palce suną po jego skórze, dokładnie tak samo jak kiedyś. Sprawdzają każdą znaną bliznę, jakby chciała się upewnić, że to wciąż ten sam Nico. Jej dłonie zostawiają po sobie przyjemne ciepło, do którego tak tęsknił, którego tak pragnął, nigdy nie znajdując go w nikim innym. Dostawał stanowczość, pożądanie, uległość w mniej lub bardziej obcych dłoniach. Nigdy nie odszukał jednak tej wyważonej mieszanki kobiecej delikatności, która w sekundę przybierała na tej wyczuwalnej bezwzględności, której nie potrafił odmówić, rozpływając się pod jej palcami.

Pomaga jej przy wyswobodzeniu się z jeansów, ciągnie za materiał, zsuwając go z pośladków dziewczyny i puszcza dopiero, gdy Andy wierzga, zrzucając spodnie poza materac. Nie opiera się, nie waha ani przez sekundę, przewraca się na plecy, pozwala Andy być tam, gdzie powinna była się znaleźć. Sunie dłońmi po jej nagich, gładkich udach, patrzy jak zsuwa wąskie ramiączka. Świat jakby się zatrzymuje, ta chwila trwa całą wieczność, a Nico wpatruje się w nią niczym w dzieło sztuki, kiedy jej palce suną powoli po jej własnym ciele. Przesuwa dłonie po jej brzuchu, w górę, obejmuje piersi, jednak zaraz zabiera jedną dłoń, kierowany niemożliwym do pohamowania impulsem. Podpiera się łokciem o łóżko, podnosi się do pół-siadu, drugą dłoń przesuwa na jej plecy i przyciska ją do siebie w próbie złapania sutka ustami. Nie udaje mu się to za pierwszym razem, wyciąga więc język, zostawia mokry ślad na jej skórze. Przyciska ją mocniej do siebie, tym razem już z sukcesem obejmuje jej pierś wargami. Drażni brodawkę językiem, przesuwa dłoń na lędźwie, zatapia palce w miękkim pośladku. Odsuwa się nieznacznie, pozwala sobie na ciche westchnienie, które gdzieś na końcu przerodziło się w jęk. Zerka w górę, łapie jej spojrzenie, choć jedynie na chwilę. Sunie językiem w górę jej klatki piersiowej, zatrzymuje się tuż przy obojczyku. Odchyla głowę do tyłu, rozchyla wargi i unosi kącik ust do góry, kiedy słyszy te słowa, jej ton, dostrzega zmianę w jej spojrzeniu.
Am I… — Lekki uśmieszek, zachęcany przelanym przez gardło alkoholem rozciąga się w szeroki uśmiech. — Your pretty boy? — Nie myśli, zanim wypowie te słowa, same ześlizgują się z języka. Zupełnie naturalnie wydostają się z ust, tak teraz jak i przed laty. Ma wrażenie, jakby czekał na to tę dekadę, choć przecież zaledwie kilka dni temu pieprzył się z kimś innym.

Puszcza jej pośladek, krzywi się nieznacznie, wywołując kilka małych zmarszczek u nasady nosa i między ciemnymi brwiami, kiedy Andy przestaje go dotykać i podaje mu prezerwatywę. Nic jednak nie mówi, posłusznie ją zakłada, opada plecami z powrotem na materac. Jego dłonie same lgną do jej ciała, gdziekolwiek, jakkolwiek, byle być blisko. Przygryza wargę, przygląda się jej i c z u j e jak jej ciało odmawia współpracy z pożądaniem. Ma ochotę poruszyć biodrami, jednak powstrzymuje się w porę i trzyma lędźwie przyklejone do pościeli. Ściąga brwi ku sobie, znów wywołuje zmarszczkę pomiędzy nimi. Nie oponuje, podąża za jej instrukcjami, których przecież nie musi mówić. Wsuwa w nią palce, dostosowuje się do rytmu kołyszących się bioder i przyciąga ją do siebie, spragniony pocałunków.
Why don’t you just sit on my face? — propozycja pada między jednym, a drugim zderzeniem warg, gdzieś pomiędzy ruchem palców w niej i wsunięciem wolnej dłoni w jej długie loki.
Andy Deffontaines
into the unknown
30 lat 172 cm rezydentka kardiochirurgii
Awatar użytkownika

Even when we fade eventually to nothing, you will always be my favorite form of loving.

something about me
by DC: depresjanagrubym

tekst wewnątrz może zawierać: 18+, they're having a good time

Spomiędzy rozchylonych warg wydobywa się jęknięcie i jest to jedyna odpowiedź, którą Andy potrafi wyartykułować.

Życzy sobie, by było to prostsze. Czarno-białe, łatwe do zrozumienia. Mogłaby wówczas zaprzeczyć, powiedzieć, że nie, przecież NIE JEST już j e j ślicznym chłopcem. Że sam z tego zrezygnował, że przecież wcale nie chciał nim być. Że w dość dobitny sposób udowodnił, iż niewiele to dla niego znaczyło. Mogłaby wówczas przyłożyć dłoń do jego ust, poprosić, by już się nie odzywał, odwrócić spojrzenie i skupić się jedynie na przyjemności. Udawać, że to nie dłonie Nico trzymają jej biodra, że to nie jego szczenięce spojrzenie bada jej piersi, że to nie jego pomruki zagłusza palcami.

Albo — gdyby świat był sprawiedliwszy — zdołałaby potwierdzić. Kiwnąć głową, parsknąć śmiechem (bo to takie g ł u p i u t k i e), złożyć na jego ustach pocałunek i szepnąć, że oczywiście, już zawsze będzie j e j ślicznym chłopcem. Że nic tego nie zmieni. Że DEKADA nie wystarczy, by zdołała zapomnieć: o tym, jak na nią spoglądał, o tym, jak jej dotykał, o tym, jak czuła się, ilekroć obejmował ją ramionami.

Zamiast tego chwyta głowę Nico, przyciska ją do swojej piersi, gdy rozchylone wargi obejmują miękką tkankę. Chowa twarz w jego włosach, ale nie rozpoznaje zapachu. Skóra Nico nie pachnie drogimi perfumami, za które płacił kartą ojca. Nie pachnie jak wszystkie te pieniądze, które potrafił przepierdolić na alkohol, imprezy lub prezenty, o które Andy nigdy nie prosiła. Nie pachnie jak szkolna potańcówka, podczas której jego palce wdzierały się pod krótkie spódniczki lub w głąb pospiesznie rozsuwanych jeansów. Nie pachnie już jak podczas pocałunków wymienianych na dachu opuszczonego kina, na werandzie w domu jego rodziców, nad parapetem w pokoju Andy, kiedy był już jedną nogą za oknem.

Dochodzi do wniosku, że to dobrze. Zapach taniego szamponu i równie taniego alkoholu nie przeszywa serca bolesnymi wspomnieniami.

Pozwala sobie na głośniejsze westchnienie i mocniejsze przytulenie Nico, gdy jego usta obejmują brodawkę, a język ślizga się po jej twardej powierzchni. Porusza biodrami w przód i w tył, w rytmie palców tak dobrze zaznajomionych z jej ciałem.

I don’t know szepcze w końcu, kiedy pierś wyślizguje się spomiędzy jego warg i Andy chwyta chłopca za brodę, skłaniając do uniesienia spojrzenia. Are you? Do you want to be? Nie czeka na odpowiedź; nachyla się, całuje go, mruczy cicho, gdy palce Nico nieco zwalniają, zamieniają posuwiste ruchy na statyczny masaż, który posyła wzdłuż jej kręgosłupa znajome dreszcze. Do you want to be my pretty boy? Powtarza między pocałunkami. Przesuwa językiem po jego dolnej wardze, nie potrafiąc przy tym ukryć uśmiechu. W jej krwiobiegu wciąż buzują procenty, podniecenie uderza do głowy, a ciepło znajomego ciała sprawia, że zatraca resztki zdrowego rozsądku. Then say it.

Czuje własne usta rozciągające się w szerokim, niemalże bolesnym uśmiechu, kiedy dłoń Nico błądzi po jej plecach i gubi się w gęstych lokach. Drży, gdy jej ciężar pojawia się w okolicach karku, a kciuk odnajduje oparcie tuż za uchem. I nie potrafi powstrzymać parsknięcia, gdy chłopiec składa jej propozycję.

I would zapewnia, mrużąc oczy. Wciąż na niego patrzy, ale jej spojrzenie staje się coraz bardziej rozbiegane, coraz mniej obecne. But we’re both too fucking wasted and I don’t want you to suffocate between my thighs. Tym razem uśmiech zamienia się w cichy chichot, zagłuszony przez ucałowanie chłopięcego ramienia. Andy opiera na nim czoło, uspokaja drżące mięśnie, zamyka na chwilę oczy, oddając się przyjemności. A kiedy znowu się prostuje, przesuwa dłońmi po piersi Nico i ponownie układa jedną z nich na jego twarzy.

Przesuwa opuszką po górnej wardze, wędruje nią po zębach, odgina dolną wargę, aż w końcu wsuwa palce do ust Nico i kopiuje jego ruchy. Każde przyspieszenie, każde wysunięcie, każdą głębszą pieszczotę. Przygląda mu się uważnie, z otwartą buzią, z której co jakiś czas ulatują jęknięcia, i czuje gwałtowne uderzenia gorąca na całej twarzy.

Fucking hell, you are pretty sapie, wsuwając palce aż po samą nasadę, dociskając je do języka Nico. Trzyma jego szczękę w ciasnym, silnym uścisku i nie puszcza, bo w tej samej chwili jej uda zaczynają drżeć, próbują zacisnąć się wokół szczupłych bioder, kręgosłup nieznacznie się wygina, nachylając ciało Andy w przód, w stronę chłopięcej twarzy, której w c i ą ż nie puszcza. Odsuwa dłoń dopiero kiedy kończą się pierwsze skurcze, z gardła ulatuje przeciągłe jęknięcie, a palce Andy już sięgają niżej, między ich rozgrzane ciała.

Tym razem wsuwa go w siebie bez oporu, pozwala biodrom opaść, dociska się do niego z głośnym przekleństwem na ustach, bo orgazm jeszcze trwa; przechodzi przez jej ciało falami: w drżeniu nogi, w napięciu brzucha, w zaciśniętych szczelnie powiekach. Kolejne słowo jest już cichsze, spokojniejsze, wypowiedziane tuż po wzięciu gwałtownego wdechu, niemalże boleśnie napełniającego płuca.

Nico, będące równocześnie pochwałą, prośbą i wyrażeniem żalu.


nico hargrove
knowledge is power
27 lat 185 cm brak informacji
Awatar użytkownika

Nico miał być sexy golden retrieverem, a zachowywał się jak szczeniak spaniela z zaburzeniami behawioralnymi.

something about me
by new yorker

tekst wewnątrz może zawierać: shrex
Gdyby życie było p r o s t e, nie musiałby zadawać tego pytania. Kiedyś pytał, spomiędzy jej ud, znad piersi, obsypanych mokrymi pocałunkami, w prawie nieistniejącej odległości między ich wargami. Pytał, bo lubił to słyszeć, bo wiedział, że był jej ślicznym chłopcem. T e r a z nie miał tej pewności, teraz pytał trochę dla głupiego żartu, popchnięty mieszanką alkoholu i marihuany. Trochę w nadziei, że odpowie twierdząco, trochę z nostalgii za ich dwójką sprzed dekady. To niby wciąż była Andy, jednak już zupełnie inna, wydoroślała, jakby odpowiedzialna, chociaż nadal wpadała w jego ramiona, zaprzeczając wszystkim zmianom, zaprzeczając całemu swojemu szpitalnemu profesjonalizmowi i tej zimnej ścianie, którą wtedy między nimi postawiła. Teraz nie było już żadnych ścian, topiły się od ciepła urywanych oddechów i rozgrzanych ciał, objawiając się w strużce potu, leniwie czołgającej się wzdłuż mostka Nico. Loki Andy muskają jego skórę, przyjemnie łaskoczą, kiedy jego usta obejmują jej pierś. Wszystko jest inne, obce, a zarazem tak dobrze znane. Jego palce automatycznie odnajdują rytm, sięgają punktów, które jak na zawołanie wyrywały z jej ust urywane jęki. Przyspiesza i spowalnia ruchy dokładnie wtedy, kiedy t r z e b a, bo przecież zna jej ciało, ale tej nocy wydaje mu się, że nie zna Andy wcale. Tkwi w paradoksie, zasianym przez substancję psychoaktywną w wypalonym niedawno blancie, kieruje się jednak sercem potrzebą - zarówno sprawienia jej samej przyjemności, jak i spełnieniu siebie.

Podnosi spojrzenie, choć trochę nieobecne, to jednak skupione na jej twarzy, na pełnych ustach, na ciemnych oczach. Wpatruje się w nią jak w obrazek, arcydzieło wywieszone w najlepszych galeriach świata, ale w swojej hipokryzji chciałby mieć ją tylko dla siebie. Wie, że to niemożliwe, wie, że ta noc może być ostatnią. Wie, że ma naprawdę niewiele do stracenia. Dlatego p y t a, gotowy przytaknąć, choć zatraca się w jej słowach, z głupawym uśmiechem wciąż przyklejonym do twarzy. Zagryza wargę, kiedy dziewczyna wydaje polecenie.
I’m not- not sure if I am, but I would like to be your pretty boy. — odpowiada, zanim skradnie jej jeszcze jeden pocałunek. Kciuk masuje jej kark, palce wplątują się we włosy. — Please? – prośba zsuwa się z języka, wyślizguje szeptem spomiędzy warg, a Nico przez sekundę ma nadzieję, że nad ranem żadne z nich nie będzie tego pamiętać. Znów odsłania przed nią swoją słabość - do niej, do tego w jaki sposób dziewczyna do niego mówi. Jak beztrosko wydaje mu polecenia, zupełnie naturalnie, uśmiechając się przy tym. Czasem kładąc palec lub dłoń na jego ustach, żeby nie przeklinał. Czasem parskając, jak teraz, upojona alkoholem i bliskością, choć nie na tyle, by przyjąć propozycję. Nico wzdycha ciężko, nie ukrywa przy tym swojego zawodu.
Would be a nice way to go, though. – śmieje się, przesuwa dłoń na jej plecy, wzdłuż kręgosłupa, klepie w pośladek, zatapiając palce w Andy nieco głębiej, gwałtowniej. Rozchyla wargi, pozwala jej na kolejny ruch, choć w pierwszym odruchu delikatnie się krztusi. Krótkie chrząknięcie, zaciskająca się krtań. Przymyka oczy, rozluźnia mięśnie. Wsłuchuje się w każde jęknięcie, oplata jej palce językiem. Andy trzyma go mocno, opuszki zatapiają się w policzkach, zatrzymują na wyraźnie zarysowanej szczęce.

Czuje spięcie i drżenie mięśni, czuje jak Andy zaciska się na jego palcach. Otwiera oczy, spogląda na dziewczynę, na otwarte usta i kaskadę długich loków. Jej przeciągły jęk czuje w lędźwiach i chce chciałby więcej. Chciałby, żeby drżała nad nim dłużej, żeby ta noc się nie kończyła, ale sam nie jest pewien, jak długo jeszcze wytrzyma. Każde z jej słów, każde sapnięcie i jęk uderzały do głowy mocniej, niż ilość wypitych drinków (stracił rachubę gdzieś przed grą w butelkę). Niechętnie, acz zabiera dłoń, kiedy Andy sięga między ich ciała, pozwalając mu złapać głębszy oddech. Przesuwa rękę po podbrzuszu dziewczyny, zostawiając mokrą, nieco lepką ścieżkę na skórze. Jej biodra osuwają się, teraz już bez żadnych przeszkód, bez grymasów. Ciepłe, przyjemne, a Nico spina się. Nie rozumie własnego ciała, nie rozumie dlaczego jest na krawędzi orgazmu. Dlaczego każde słowo, które Andy wypowiedziała ciągu ostatnich kilku chwil tak bardzo go podniecało. W myślach zrzuca to na alkohol i sentymenty. Łapie ją za biodro, dociska do siebie, spina pośladki, uda i mięśnie brzucha. Nie porusza się jednak, w desperackiej próbie przedłużenia tej bliskości.
Andy Deffontaines
into the unknown
ODPOWIEDZ