
Jak zwykle obudził się skoro świt. Jeszcze za oknem było ciemno. Postanowił wykonać swoją poranną toaletę. Tak wypadało nim pójdzie w swoje obowiązki. Będzie musiał obudzić swojego księcia, zająć się nim i służyć cały dzień. Każdy dzień tak wyglądał a on jakoś nie miał nic przeciw temu. Znalazł się na zamku jeszcze za dzieciaka, już wtedy miał przebite uszy, co było znakiem tego, że wcześniej należał do kogoś. Z resztą to nie było coś istotnego. Jego matka zmarła w połogu a że nie była nikim istotnym był przerzucany z rąk do rąk, niechciany. Póki nie znalazł się tutaj. Nagle trafił w inny świat. Musiał nauczyć się jak służyć jeszcze do tego dochodziła nauka szermierki i łócznictwa. Jak i innych aspektów. Chciano zrobić z niego porządny użytek. Jako, że nie miał do stracenia nic, wszedł w nowe życie całym sobą i tak zostało. Żył na zamku a teraz jeszcze służył Księciu. Cóż za ironia, prawda?
On i książę mieli raczej dobry kontakt. Imest o dziwo nigdy go nie strofował z racji pochodzenia. Traktował z szacunkiem na który niekoniecznie zasługiwał. Dlatego wiedział, że nie może zawieść i nawet nie chciał o tym myśleć. minęły lata i byli dalej tutaj. Starsi i silniejsi. Blondyn nie był już tym nieudolnym dzieckiem jak kiedyś. Wyrósł, włosy mu pojaśniały, na polikach pojawiło mnóstwo piegów. Oczy jednak wciąż były te same, barwy czekolady. Wyrażające ciekawość światem i chęci doświadczania nowych rzeczy.
Spoglądał w lustro, stare i sfatygowane czasem. Nie miał wiele i jakoś mu to nie przeszkadzało. Jego komnata nie była wysypana luksusami jednak ją lubił. Zwłaszcza światło świec igrające na kamiennych ścianach. Generalnie ni lubił swojego wyglądu, lustra wzbudzały w nim niechęć. Jednak musiał go używać by wiedzieć, czy wygląda poprawnie. W końcu musiał się godnie prezentować przy boku księcia. Szybko nałożył swoje codzienne ciuchy, które w połowie były zbroją. Jakoś pełne uzbrojenie mu nie pasowało io nie czułby się swobodnie w niej na co dzień. Poprawił jeszcze kosmyk włosów za ucho i ruszył do komnaty księcia.
Przy komnacie powitał gwardzistów, tych co czuwali w nocy nad bezpieczeństwem jego pana. Wszedł do środka a oni oczywiście nie powstrzymywali go, wiedzieli kim jest. W mroku jedynie światło odbiło się od jego jasnych włosów gdy przeszedł przez komnatę by na stoliku nocnym odnaleźć święcę, którą zapalił. Wtedy też na spokojnie odgarnąć włosy z twarzy śpiącego księcia po czym spokojnie powiedział. - Książę czas wstawać. - Zawsze był delikatny, nie chciał go przestraszyć gdy ten się wybudzał. Cofnął dłoń czekając na jego reakcję.
Neil Janum