Niedzielny gracz z masą życiowych obowiązków :c
Pojawił się z dużym bukietem różnobarwnych kwiatów. Wydał na nie krocie. Ubrany był w eleganckie ciemne spodnie, białą koszulę i czarną marynarkę. Zdjął duże przyciemniane okulary podchodząc do drzwi.
— Niespodzianka — długo myślał nad tym jak będzie wyglądała ta sytuacja. Debbie rzuci mu się w ramiona, Debbie rzuci w niego kubkiem, Debbie się rozpłacze, Debbie przyjmie kwiaty, a ich usta złączą się w namiętnym pocałunku na oczach wszystkich pacjentów... Wtedy był pewien siebie, ale w momencie kiedy ujrzał ją w lekarskim przebraniu z włosami upiętymi wysoko na głowie już sie tak nie czuł.
Deborah Mccormick
maybe in another life, you will love me still.
W istocie, ignorowała jego telefony, nie odpisywała również na jego wiadomości czy maile. Może wcześniej, jeśli te dotyczyły wspólnego rachunku czy kwestii faktycznie domowych, choć rozwijający się w swojej karierze Johna pewnie miał od tego asystentów, podczas gdy Debbie bez problemu miała wszystko opanowane i nie czuła potrzeby zatrudniać kogoś jeszcze do wykonywania za nią tak prostej pracy. Asystentkę ignorowała. Wpierw uprzejmie jej napisała, że nie życzy sobie kontaktu, a potem - gdy prośby zostały zignorowane - po prostu ją zablokowała. Aż w końcu postanowiła zostać przy tym, aby odbierać tylko znane jej telefony. Klinika weterynaryjna miała osobny numer, bo mimo wszystko - tam już należało to odbierać.
Prawdopodobnie próba przypomnienia jej o obowiązkach skończyłaby się taką samą odpowiedzią, która byłaby skierowana w jego stronę i podszyta mrzonkami, którymi się kieruje w ostatnim czasie. I choć ochoczo dopingowała, wspierała na początku, tak teraz - miała inną potrzebę, inne wymagania, o których John zdążył zapomnieć. O ile w ogóle miał jakiekolwiek pojęcie, jeżeli ją słuchał. A miała niemalże stuprocentową pewność, że przed jej odejściem to, co słuchał przede wszystkim to jego głos i głos asystentki.
Nieświadoma tego, kto miał odwiedzić jej klinikę, Debbie rutynowo podeszła do kolejnego dnia. Przygotowała się do pracy, gdzie wzięła prysznic, zrobiła sobie śniadanie i lunch, wyjątkowo nie chcąc skorzystać z nowoorleańskiej kuchni. Czasem wolała proste, ale sycące dania. Nic skomplikowanego i wymyślnego. Potem zrobiła proste, uzupełniające zakupy, aż w końcu pojawiła się w klinice.
Tam zajęła się dokumentacją, uzupełnieniem braków na szafkach i w szufladach, wypisaniem zapotrzebowań w stanach magazynowych. Planowała z końcem dnia wypisać zamówienie, choć poprosiła pracownicę w recepcji, aby spojrzała czy aby na pewno McCormick wszystko dobrze obliczyła.
Nie spodziewała się, że osobą, która wejdzie do pokoju, w jakim miała przerwę na krótką kawę, będzie jej mąż, którego nie widziała od ponad pół roku. Od którego miała spokój i niekiedy łapała się na tym, że jest jej... Spokojnie. Po prostu. Tak jakby to to stanowiło całą radochę w tym wszystkim.
Żeby powiedzieć, że była zdziwiona - to za mało. I mógł to zobaczyć. Zaszokowanie, niepewność i jakąś irytację, która pojawiła się w jej zielonych oczach.
- John - zwróciła się do niego. - Co tutaj robisz?
John Moen
Niedzielny gracz z masą życiowych obowiązków :c
— Odwiedzam żonę. Długo się nie widzieliśmy — gładko wypowiedział słowa. Zbliżył się na odległość w której mógł jej dotknąć. A lubił ją dotykać, a ona lubiła być dotykana. Minęło jednak sporo czasu od chwili, gdy na siebie nie gardłowali. Przyglądał się jej intensywnie, a kalifornijska opalenizna podkreślała błękitno szare spojrzenie. Od słońca na twarzy przybywało mu piegów. Był zadbanym atrakcyjnym mężczyzną i tego samego wymagał od innych. Jedynie Debbie wybaczał rozciągnięte dresy albo brak makijażu. Nadal uważał ją za atrakcyjną, a ostatnią osobę, która skrytykowała jej wygląd zwolnił. Tego jednak nie wiedziała.
— Weźmiesz przynajmniej kwiaty, skoro nie mogę liczyć na przyjemniejsze powitanie poza "co tu robisz?" — nadal brzmiał miło, ale jego życie było wielką sceną z której nigdy nie schodził. Wielokrotnie skazywał Deborah na niepewność co do tego co faktycznie w danej chwili myślał. John pozostawał jeszcze cierpliwy. Roztaczał przyjemny zapach perfum, które sama dla niego wybrała. Zawsze ich używał, pomimo wysokiego kontraktu reklamowego innej marki. O wiele łatwiej byłoby im, gdyby się najszczerzej nienawidzili. Nie potrafił jednak spojrzeć na Debbie inaczej, a jego własna historia powodowała, że trzymał się jej niemal kurczowo, ku niezrozumieniu agentki. Single mają większą popularność. Single w tym biznesie są atrakcyjniejsi. Po cholerę się żeniłeś?!
Ślub z Deborah był dla niego jednym z najszczęśliwszych momentów w życiu i nigdy tego nie żałował. Nawet jeśli po części słowa agentki miały swoje odzwierciedlenie w spadku popularności.
Deborah Mccormick
maybe in another life, you will love me still.
Oczywiście, że byłoby to kłamstwem, gdyby Deborah powiedziała, że nie podoba jej się dotyk i adoracja ze strony Johna. Był przyjemny i nie mogła narzekać na niego... Przynajmniej kiedyś, kiedy jeszcze dogadywali się i kontakt był zdecydowanie lepszy. Podobnie też uwielbiała jego aparycję, którą zdążyła się zachwycić, przyglądając się Moenowi, gdy on patrzył na nią intensywnie.
Pomyśleć, że jeszcze jakiś czas temu sama wyciągnęłaby ręce z myślą, aby się przywitać, przytulić i poczuć bliskość, którą swego czasu bardziej pragnęła. W końcu zdarzały im się momenty, zwłaszcza na początku, gdy całe dnie spędzali w łóżku czy w swoich objęciach i rozmawiali. To chyba był ten moment, kiedy to były początki ich relacji, zachłyśnięci sobą, wolnością i możliwością spędzenia czasu jedynie w swoim towarzystwie. A teraz? Teraz było to problematyczne, jak przez ostatnie miesiące przyzwyczaiła się do nieobecności Johna. Mogła odetchnąć, jako że nie czuła presji czy przytłoczenia wszędobylskimi zainteresowanymi, którzy coś chcieli od mężczyzny. Wiedziała o jego planach i pragnieniach, więc mimo tego że myślała na początku, że pójdzie łatwiej - jakoś nie potrafiła się do tego przyzwyczaić, bo miała trochę inne podejście do życia. O ile nie było ono całkowicie odmienne.Spojrzała na kwiaty, gdy o nich wspomniał i po dłuższej chwili wzięła je do ręki.
— Dzięki — odpowiedziała i wycofała się, ku niepocieszeniu szopa, żeby wstawić bukiet do wysokiej szklanki z wodą. Nie miała cukru, aby go dosypać do wody, ale to najwyżej zrobi później.
Odwróciła się do niego.
— Co się stało, że przyjechałeś? — zapytała, jakby spodziewała się, że bez powodu tego by nie zrobił. Albo inaczej - bez powodu, który byłby korzystny dla jego osoby.
John Moen
Niedzielny gracz z masą życiowych obowiązków :c
— Tęsknię za tobą — odparł i zaraz kontynuował poważniej — Brakuje mi ciebie Deb. Chcę, żebyśmy spędzali ze sobą więcej czasu. Jak na męża i żonę przystało.
Niepotrzebnie powiedział to ostatnie, ale w kwestiach własnych uczuć nie potrafił być tak elokwentny jak odgrywani przez niego bohaterowie. Scenarzyści zawsze znajdowali rozwiązania na bolączki postaci, które wcześniej sami stworzyli. John zastanawiał się kto stoi za sterami ich życia i nigdy przed sobą nie dopuszczał myśli, że rozwód to lek instant na ich problemy. Problemy, które nie istnieją.
— Może zjemy razem kolację? Ugotuję coś — wyszedł z propozycją. Wbrew pozorom jakie zawsze sprawiał i jak na kogoś kto lubił blask fleszy, John nie lubił restauracji. Poza tym, że go brzydziły to były miejscem w którym nie zaznawał spokoju. Domowe, wspólne gotowanie było czymś co pieczołowicie holubił i przechowywał w pamięci jako jedno z milszych wspomnień. W rodzinnym domu nigdy tego nie zaznał. Spoglądał na żonę wyczekująco, z widoczną nadzieją na zgodę.
Deborah Mccormick
maybe in another life, you will love me still.
— Nie wątpię. — niemalże zaszczebiotała do zwierzęcia, które dość bezczelnie poszukiwało uwagi.
— Długo czasu ci to zajęło, Johnny, ale... Nie wiem — odpowiedziała szczerze. Z namysłem i odpowiednim doborem słów; tak przynajmniej o tym myślała w tej chwili. — Ostatnie zdanie zignoruję.
McCormick westchnęła i odsunęła paczkę ciastek, po którą sięgał pies. Nie były przeznaczone ani dla niego, ani dla innych zwierząt. Zastanawiała się nad jego propozycją.
— Niezobowiązujący obiad brzmi lepiej — co jednocześnie mogło uświadomić mężczyznę, jak na ten moment jego żona podchodzi do relacji. Perspektywa domowego obiadu była kusząca. Tym bardziej, że sama pamiętała takie dni i wieczory, kiedy coś wspólnie przygotowywali. Co najmniej jakby to było dekadę temu, tak bardzo dawno! Pies kręcił się pomiędzy ich nogami, jakby zachęcał do bliższego kontaktu. Przypomniała sobie, że zbliżała się pora wyjścia na spacer.
John Moen
Niedzielny gracz z masą życiowych obowiązków :c
Zaczął bawić się zegarkiem kosztującym krocie. Kupił go za pierwsze zarobione pieniądze i nigdy tego nie żałował. Nawet po tym jak musiał zaciskać pasa. Drogich prezentów nie szczędził również Debbie. Mogła mieć wszystko o co poprosiła. Kupował jej biżuterię, perfumy i był nawet gotów zapłacić za klinikę weterynaryjną, gdyby chciała takową założyć. Skończyła jedne z trudniejszych kierunków studiów i miał tego świadomość. Tak jak tego, że zarobkowo to zawsze on będzie górą, a w związku należy się wspierać.
— Też mogłaś się odezwać — zauważył, będąc bliski wytknięcia jej tej hipokryzji. Może i nawalił, za bardzo dając się pochłonąc pracy. Nie była to jednak tylko jego wina.
— Mogę ugotować obiad. Na co masz ochotę? — zapytał, mając z tyłu kilka dań, które sprawiały Deborah najwięcej radości. Choćby ich randkowe burgery z frytkami. — Tutaj teraz mieszkasz?
Próbował dodzwonić się do jej brata, ale musiał mieć zły numer. Z rodziną żony żył neutralnie, nie zagłębiając się w relacje. Debbie wiedziała co musi zrobić.
John spojrzał spojrzał na psiaka z rozczuleniem jakie charakteryzuje rodziców dumnych ze swoich pociech.
— O której dzisiaj kończysz?
Naprawdę chciał poprawić ich relację i wierzył, że ma na to jeszcze szansę. Miłość nie mogła ot tak, zniknąć. Napisał wiele scenariuszy dla komedii romantycznych. Dlaczego nie potrafił wykrzesać z siebie nic oryginalnego wobec własnej żony? Gdzie popełnił błąd?
Deborah Mccormick
maybe in another life, you will love me still.
W każdym razie - tak, zdecydowanie pies należał do tej części, za którą zdarzyło jej się zatęsknić. I zdążyła wielokrotnie sobie o nim pomyśleć, to było pewne. Tylko miała w sobie trochę tej przyzwoitości, żeby nie zabierać kolejnej "rzeczy" swojemu partnerowi. Tym bardziej, że wspólnie zdecydowali się na to, aby go zostawić w domu; trochę zabawy było z uzyskaniem takich możliwości i sposobności, żeby móc posiadać szopa.
— Mogłam — przytaknęła. Zgodny ton mógł wzbudzić ból czy jeszcze większą irytację, jakby całkowicie było jej to obojętne. Ciężko orzec czy w tym momencie Deborah działała w pełni świadomie, czy jednak starała się stwarzać pozory, że takie ledwo zawoalowane żale nie robią na niej wrażenia.
Kusiło ją odpowiedzieć, że to, co zawsze - wówczas nie miałby problemów z odgadnięciem tego, na co kobieta miała ochotę. Wbrew pozorom, mimo możliwości - nie miała potrzeby sprawdzania wszystkiego, co nowe czy choćby droższe. Nie znaczyło to od razu, że zadzierała nosa i wyśmiewała kogoś, kto chce spróbować, ale nie robiłaby afery, gdyby kolacja czy inne obiady miały być w zwykłej restauracji, a nie z tych oferujących momenty czy coś w tym stylu.
— Chcesz gotować u mnie? — zapytała, nie skrywając zdziwienia. Było to trochę dziwne. Zwłaszcza że przez myśl jej przeszło, że John mógł wpaść na ten pomysł, aby wynająć mieszkanie czy dom. Toć było go stać. — Za trzy godziny. Albo cztery. Muszę się wyszykować.
John Moen
Niedzielny gracz z masą życiowych obowiązków :c
Nie dał się widocznie sprowokować, ani nie dał po sobie poznać jak bardzo zirytował się tym bezemocjonalnym potwierdzeniem. Wolał kłótnie, które umiejętnie obracał na swoją korzyść. Jednakże jedno źle dobrane słowo i cały ten przyjazd do Nowego Jorku okazałby się bezwartościowy.
— Tak. Uznałem, że to lepsze rozwiązanie od wyjścia do restauracji — zrozumie jego inicjatywę? To jak bardzo szedł jej na rękę? Nie chciał żeby ktokolwiek im przerywał rozmowę, a istniało spore ryzyko, że ktoś rozpozna w nim tego Johna Moena. Zaczną się prośby o autografy i zdjęcia, a Debbie się zdenerwuje. Zawsze się denerwowała, gdy znajdowali się pod medialnym ostrzałem.
— Poczekam więc. Po pracy możemy pojechać do Erewhon... Bo mają tu chyba tę sieć? — w Los Angeles te markety można było spotkać na każdym kroku bogatej części Los Angeles. Nowy Jork mógł mieć inny odpowiednik sklepu dla zamożniejszej klienteli. Nie wziął pod uwagę, że mogłaby mieć pełną lodówkę. Kiedy mieszkali razem, bywało z tym różnie.
— Co powiesz na odtworzenie zestawu obiadowego z Malibu? Pamiętasz tę restaurację na Pacific Road?
Och, mieli same dobre wspomnienia z Malibu. Sekretna, trudno dostępna plaża. Słońce, gorący piasek i fale idealne dla surferów. Oboje próbowali pływać na desce i oboje polegli. Pamiętał jednak chwile na wydmach i to jak drobny piasek wnikał w każdy zakamarek ciała.
— To jesteśmy umówieni.
z.t Deborah Mccormick