

You said she's scared of me?
I mean, I don't see what she sees
But maybe it's 'cause I'm wearing your cologne
outfit
Sam nie wiedział, dlaczego ma w sobie aż tyle awersji do Nowego Jorku. Nie mógł powiedzieć, że marzył o pozostaniu w rodzinnym Chicago… Tam wszystko boleśnie przypominało mu o tym, co właściwie utracił, czego już nie zbuduje. Zdawał sobie sprawę z tego, że jest bardzo specyficznym człowiekiem, śmiało zasługującym na miano starego buca. Nigdy się nie ugryzł w język i może dlatego jest tak dobrym detektywem. Jakoś sobie musi to tłumaczyć! Załatwili mu mieszkanie, nie miał zamiaru się jakoś mocniej urządzać, nie planował zabawić w tym mieście zbyt długo. Skupiał się głównie na zadaniu, przeglądał wszelkie akta, które mu podesłali, próbował znaleźć jakieś luki w śledztwie. Znał swoją wartość, nie myślał szablonowo, dlatego potrafił dopaść nawet najbardziej skrupulatnego mordercę. Następnego poranka miał się pojawić na komendzie, żeby zabrać się za robotę. Zauważył kilka niedociągnięć, które miał zamiar wykorzystać w jutrzejszej rozmowie.
Wstał stanowczo za wcześnie, wypijając praktycznie dwie kawy od razu, później wygospodarował jeszcze trochę czasu na papierosa oraz zgarnięcie wszystkich potrzebnych dokumentów. Pojawił się na miejscu punktualnie, parkując pod budynkiem. Wszedł pewnym krokiem, jakby przebywam tam praktycznie codziennie. Wysilił się na kilka “dzień dobry” dla niektórych osób, a szczególnie komendanta. Miał nie robić cyrków… Ale niczego nie mógł obiecać. Skierowano go praktycznie od razu do biura komendanta, gdzie odbyli szybką rozmowę i wskazano mu osobę, która zajmuje się śledztwem od dłuższego czasu.
- Sinclair, tak? Potrzebuje sprawozdań z miejsca zdarzenia, na wczoraj. - znalazł się przy biurku jakiejś blondynki, która już praktycznie na wstępie wydawała mu się nie być osoba kompetentną do tego rodzaju spraw.
- Detektyw Huxley. Przysłali mnie z Chicago, żebym zajął się sprawą. - wyjaśnił jeszcze, krzyżując ramiona na piersiach i wpatrując się w nią wyczekująco. Liczył na to, że kobieta praktycznie od razu pobiegnie po potrzebne mu rzeczy, a najlepiej jeszcze rozłoży przed nim czerwony dywan. Silas nie patyczkował się w robocie, najważniejsze były fakty oraz to, co pominęli.
- Ruszy się Pani? Czy będzie Pani czekać aż kawa wystygnie? - dodał dość wrednie, ale niestety taki był. Ktoś musiał mocno zasłużyć na jego szacunek… A przede wszystkim ogładę. Każda sekunda, kiedy nie działali, doprowadzała go do wewnętrznej irytacji.
daisy sinclair

The story of life is quicker than the wink of an eye, the story of love is hello and goodbye… until we meet again.
Leniwym wzrokiem otaksowała mężczyznę, który pojawił się przy jej biurku, a uśmiech który przed chwilą gościł na jej ustach, zgasł jakby sam fakt, że coś do niej powiedział był jej nie na rękę. - To sobie je sam zrób. Nie jestem twoim pieskiem na posyłki... - szukała w swojej głowie jego imienia, ale na próżno. Nie zamierzała nawet zbytnio się wysilać, żeby je poznać. I tak starała się być tą miłą, bo obiecała swojemu przełożonemu, że będzie chociaż próbowała się zachować przy nowym.
- I co w związku z tym? Możesz być nawet i z wioski zabitej dechami. Nie obchodzi mnie to. Zajmij się czymś innym i nie marnuj mojego czasu. Jestem zajęta jak dobrze widzisz. - prychnęła i uniosła swój kubek z kawą do góry w dalszym ciągu wbijając swój wzrok w wyniki badań z autopsji ostatniej ofiary seryjnego mordercy.
- Nie przejmuj się. Moja kawa jest ciepła i nie zamierzam jej zostawiać teraz na pastwę losu. Nie będę ci organizować pracy. Jak czegoś potrzebujesz to sam sobie to załatw. Bozia rączki dała? Z główką wszystko w porządku? Świetnie. Także nie stój tak nade mną i idź pomęczyć kogoś innego. - mruknęła pod nosem i przewróciła kartkę na drugą stronę. Nic nowego. Same brednie, które do niczego nie prowadziły. Kolejna ofiara, która nijak się nie wpasowywała w żaden kanon. Morderca nie miał swojego typu ofiar, a na miejscu zbrodni niczego nie znaleźli. Żadnych powiązań, tak jakby ten człowiek wybierał po omacku kolejną osobę z tłumu i chciał wszystkich powyrzynać. Tym razem padło na starszą kobietę, która nawet nie była bogata. Znalazła ją w łóżku wnuczka, która przyszła w odwiedziny i miała zabrać kobietę do lekarza. Zero śladów włamania... Na nagraniach z pobliskich kamer też nie zauważyli niczego podejrzanego. Tutaj nic nie trzymało się kupy. Nawet miejsca kolejnych morderstw były wybierane nieszablonowo. A na miejscu zbrodni niczego nie było. Tak jakby ten człowiek jedynie egzystował w ich wyobraźni. Zjawa. Tak na niego/na nią mówili tutaj.
Założyła kosmyk włosów za ucho i pieczołowicie ignorowała mężczyznę, który w dalszym ciągu stał nad nią.
Silas Huxley


You said she's scared of me?
I mean, I don't see what she sees
But maybe it's 'cause I'm wearing your cologne
- Jak pewnie zauważyłaś, nie przebywam tu codziennie. Ty masz dostęp do sprawozdań i z tego, co wiem... Mamy współpracować. - odpowiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu, jeśli odmówi współpracy to pewnie komendant weźmie ją sobie na dywanik. On również musiał się nieco strofować, wystarczył jeden telefon do jego przełożonego i będzie musiał wysłuchiwać.
- Słuchaj Księżniczko... To nie moja wina, że przysłali mnie tutaj ze względu na Wasz brak kompetencji. Zajmowałbym się pierdyliardem innych sprawy, ale teraz zajmuję się tą, czy to Ci się podoba, czy też nie. - jego ciemne tęczówki błysnęły niebezpiecznie, a w tonie głosu słychać było złośliwość. Skoro tak mają rozmawiać to nie pozostanie dłużny... Szkoda tylko, że to on zaczął. Jednak Silas zawsze wychodził z założenia, że jest niewinny niczym śnieżnobiały baranek na kwietnej łące.
- Męczenie Ciebie, jak na razie sprawia mi największą satysfakcję. - nie odpuszczał, stał nad nią ii zaglądał jej przez ramię, czytając przy okazji zawartość dokumentu. Nachylił się mocniej, za jej plecami, mogła czuć jego oddech na swoim uchu. Miał głęboko gdzieś, czy ktokolwiek uważał to za stosowne.
- Nigdy nie ma śladów włamania, ofiary zazwyczaj zabijane w swoich domach. Zero śladów na kamerach. Wybór ofiar przypadkowy. - westchnął ciężko. - Nikt nie wpuszcza do mieszkania obcej osoby. Nie wybiera jedynie osób starszych, które nie są w stanie się bronić. Jeśli ofiary by go nie znały to w mieszkaniu albo na ciele byłyby ślady świadczące o ewentualnej samoobronie. To musi być osoba do której czuli pewnego rodzaju zaufanie. - wywnioskował praktycznie od razu, mówił już o wiele łagodniej, skupiając się na sprawie, ale nie zmieniając swojej pozycji.
- Tylko teraz należy się zastanowić, czy morderca już wcześniej bierze na celownik daną osobę. Zabiega o kontakt, pozyskuje sympatię, zaufanie i wtedy uderza. Ma na sowim koncie już trochę zabójstw, musimy wypytać jeszcze raz wnuczkę ostatniej ofiary. Starsze osoby mają mnóstwo dziwnych znajomości, ale zawsze o tym głośno mówią. Na pewno coś słyszała o nowej osobie. - dodał jeszcze, mając gdzieś już jej uszczypliwości. Musieli zająć się robotą i działać zanim zginie kolejny człowiek.
daisy sinclair

The story of life is quicker than the wink of an eye, the story of love is hello and goodbye… until we meet again.
- Współpracować? No to teraz mnie zaskoczyłeś, bo pierwsze zdania które do mnie wypowiedziałeś brzmiały jak rozkazy. Na tym współpraca nie polega, więc zrób przysługę dla nas i zerknij do internetu jaka jest definicja współpracy i wróć jak będziesz gotowy. - posłała w jego stronę uroczy uśmiech i pokiwała mu dłonią na znak, że może już iść.
- Księżniczko? Powiedziałabym ci, że to słodkie że masz mnie za taką, ale jak już coś to Królowo. Po drugie brak kompetencji? Nie wiem jak u Ciebie w tym Chicago, ale rozejrzyj się ile mamy ludzi. Tyram dziennie po kilkanaście nawet godzin i mam więcej niż jedną sprawę na głowie. Jesteś tutaj, bo Zjawa wychodzi po za nasz teren, więc góra zadecydowała, że potrzebujemy kogoś z zewnątrz, żeby inni się nie burzyli, że mamy to w swoich rękach. Nie jesteś dla nas cudownym zbawieniem, a raczej wrzodem na tyłku, więc z łaski swojej zostaw swoje komentarze dla siebie. - warknęła i odstawiła kubek z kawą na blacie. Brak kompetencji..Dobre... Była tutaj jednym z lepszych detektywów, ciężko pracowała dziennie na to, a ten dupek... - Wiesz wy mężczyźni macie jeden zasadniczy problem. Lubicie kurewsko dobrze się przechwalać, a mało robić. Chcesz szacunku? Chcesz, żeby ktoś ciebie słuchał? To okaż swoją wartość, bo na razie dużo kłapiesz swoim dzióbkiem o tym jak wspaniały jesteś. - wzięła ze swojego biurka teczkę ze sprawozdaniami i wcisnęła mu ją w ręce. Przebywała z typem dwie minuty, a już miała go dość. Gdyby tylko jej partner nie został postrzelony... Teraz na nowo musiała użerać się z takimi typami.
- Wiem o tym wszystkim, nie musisz wypowiadać na głos moich myśli. Problem w tym, że wnuczka nie słyszała o kimś nowym. Spójrz. Nikt tego nie zauważa, ale za każdym razem na miejscu zabójstwa leży gdzieś otwarte Pismo Święte. Ta kobieta nie była wierząca. A wnuczka nie wie skąd się to wzięło. Nie ma na niej żadnych odcisków, więc albo mamy do czynienia z fanatykiem albo z kimś kto zna nasze metody działania i jest z policji. Albo jedno i drugie. Miłej lektury, ja jadę na miejsce zbrodni, bo jak słusznie zauważysz schrzanili robotę na miejscu. - oddała w jego łapy wszystkie dokumenty i dopiła kawę, bo bez tego ani rusz. Już była sześć godzin na nogach, a przed nią jeszcze były cztery. Krótki odpoczynek i znowu to samo.
Silas Huxley


You said she's scared of me?
I mean, I don't see what she sees
But maybe it's 'cause I'm wearing your cologne
- Och, trafiła mi się tu Pani Wszystko Wiem Najlepiej. Z tego, co kojarzę jesteś nieco niżej stopniem niż ja, a tak to działa… Wykonuje się rozkazy osoby, która może zaraz musieć ratować Twój tyłek. - odpowiedział, nic sobie nie robiąc z jej pouczenia. Doskonale wiedział na czym polega współpraca. Wystarczyłby jej tydzień w wojsku na misji, żeby zaczęła srać pod siebie ze strachu. Tam istniało coś takiego, jak współpraca, braterstwo, poświęcenie.
- Zdążyłem się już bardzo szczegółowo przyglądać Twojej ekipie. Jesteś jedyną osobą, która siedzi nad papierami. Ramirez zaraz się udławi pączkiem, McLaughin ślęczy drugą godzinę, śliniąc się przy recepcjonistce. A Johnson? Właśnie wbija kolejny level w durnej komórkowej gierce. Obudź się z własnych wyobrażeń Królowo. Potrzebujesz mnie, bo jako jedyny wiem, co to ciężka praca. A ta banda kretynów w niczym Ci nie pomoże. Nie przysłali mnie tutaj ze względu na pretensje, tylko wiem, jak myśli zabójca. - mówił spokojnie, uśmiechając się jeszcze szerzej, nie ruszały go jej warczenia.
- Na razie nie mam potrzeby komukolwiek cokolwiek udowadniać. Wy konekty myślicie, że wiecznie musicie pokazywać, jak to wiele zobaczycie i zawsze wiecie wszystko najlepiej. Gdyby tak było to dawno delikwent siedziałby za kratami. - kiedy podała mu teczkę to złapał ją za nadgarstek, wpatrując się w jej tęczówki. - Uwierz mi, że nie chcesz ze mną zadzierać. Ta sytuacja nie podoba mi się równie mocno, co Tobie. Dlatego zajmujemy się sprawą, a potem znikam. Im szybciej go złapiemy, tym szybciej się mnie pozbędziesz. - tym razem mówił nieco bardziej groźnie.
- Ktoś musi obserwować wnuczkę. Może nie wie o kimś nowym, a może z nim współpracuje. - puścił ją, a potem prychnął. - JedzieMY. Komendant zapomniał Ci powiedzieć, jestem Twoim nowym partnerem na czas sprawy. - kolejny piękny uśmiech, zaczął przeglądać kątem oka dokumenty i aż się w nim zanotowało. Jak można nie sprawdzić tak wielu rzeczy? Zamknął teczkę, wkładając sobie wszystko pod pachę.
- Ruszasz tyłek, czy mam czekać aż wypijesz kolejną kawę? - zrobił kilka kroków w kierunku wyjścia, rzucając jej jeszcze kluczyki do służbowego wozu, przecież nie będzie jeździł własnym. Jeszcze tego brakowało, żeby morderca znał rejestrację.
daisy sinclair

The story of life is quicker than the wink of an eye, the story of love is hello and goodbye… until we meet again.
- Cóż za troska. Po co te przechwałki stopniem? Najwidoczniej w Chicago rozdają je na prawo i lewo. Mój tyłek radzi sobie wyśmienicie i to bez twojej pomocy. - na jej wargach pojawił się uśmiech, choć ton jej głosu zdradzał, że była podirytowana całą tą sytuacją bardziej niż on.
Mimowolnie zerknęła na wspomniane przez niego osoby i cicho westchnęła. Miał rację nie dostała do tego zadania wymarzonej ekipy, ale... To nie był jego zasrany interes. Znaczy już teraz niestety był, bo dostał ten przydział odgórnie, ale w dalszym ciągu nie oznaczało to, że w jakimkolwiek stopniu to akceptowała. To była jej sprawa i żaden dupek z Chicago jej tego nie odbierze.
- Tak? To może ciebie powinniśmy wpakować do więzienia? Wiesz całkiem dobrze byś się tam wpasował. - uniosła brew do góry i wyszarpnęła z jego uścisku swój nadgarstek. Przekraczał granice, przesadzał a ona nie była zwykłą blondynką, która głupio się uśmiechnie i odda wszystko w czyjeś rączki, bo ktoś jej tak powiedział. Ciężko na to pracowała.
- Zadzierać z Tobą? Tak się składa, że lubię igrać z ogniem. Z chęcią sprawdzę kto się na tym sparzy Panie Jestem Groźny Ale Wiecznie Nadąsany Niczym Mała Dziewczynka. Pomacham ci na do widzenia. To będzie jak prezent pod choinkę. - nawet nie mrugnęła powieką, gdy użył tego swojego groźnego tonu. Pozer i nic więcej. Kupa mięśni, która próbowała zabłysnąć inteligencją. Dobre.
- Na mnie zawsze warto czekać. Następnym razem zacznij tą współpracę lepiej i czekaj na mnie z kawą. Jestem wtedy milsza. Bez tego gryzę, a tego nie chcesz. - spojrzała z uśmiechem na kluczyki w swojej dłoni. Dupek nawet nie wiedział, że była diablicą za kierownicą.
- Ruszaj się. Czyżbyś nie miał kondycji? - rzuciła w jego stronę wesoło i pogwizdując ruszyła w kierunku samochodu. - Otworzyć ci drzwi księżniczko? Czy strzelisz focha za brak kultury?
Silas Huxley


You said she's scared of me?
I mean, I don't see what she sees
But maybe it's 'cause I'm wearing your cologne
Sęk w tym, że on tutaj nie odczuwał potrzeby posiadania jakiejkolwiek ekipy. Poradziłby sobie doskonale sam, wiedział o tym. Dlatego nie zależało mu na tym, aby pozyskać przyjaciół. Mają mordercę do złapania, to stanowiło centrum Silasowego wszechświata.
- Chętnie zobaczyłbym Twoje zgrabne dupsko na misji w Iranie. Ciekaw jestem, jak szybko zaczęłabyś rzygać na widok przyjaciela, któremu oderwano kończynę albo kogoś, kto wlazł na minę. - spojrzał na nią z szerokim uśmiechem na twarzy. Słowa o odznaczeniu lekko zapiekły, nawet nie wyobrażała sobie, co przeżył na froncie. Jednak nie dawał po sobie znać, to właśnie sztuka bycia opanowanym. Jeśli chciała go sprowokować to powodzenia, jest twardym zawodnikiem.
- Ależ proszę bardzo Pani Detektyw, znajdź na mnie haczyk, który właduje mnie do więzienia. - zaproponował, nawet wyciągnął przed siebie ręce, jakby chciał, aby założyła mu kajdanki, a potem wsadziła na dołek.
- Umowa stoi Pani Wiecznie Podkurwiona Całym Światem. Już się nie mogę doczekać, aż mi pomachasz. - wyszczerzył się do niej jeszcze bardziej, zbliżając ciut twarz do tej należącej do kobiety. Będzie musiała się naprawdę mocno napocić, aby wyprowadzić go z równowagi, nie z takimi już pracował. - Jak sobie zasłużysz to następnym razem będzie na Ciebie czekać kawa.- nie ona tu była od wydawania poleceń... Szykuje się wspaniała współpraca.
- Huxley, Sinclair! Usłyszę na Was jeden donos i zabieram Wam sprawę! - usłyszeli jeszcze za sobą głos kapitana, który huknął na cały przybytek Chyba przeczuwał, co się święci.
- Zobaczymy w jakim stanie jest Twoja kondycja, kiedy przyjdzie nam spierdalać przed zagrożeniem albo gonić mordercę. Wtedy pewnie ja będę się śmiał ostatni. - odparł z przekąsem, nie robiąc sobie nic z jej przytyków osobistych. - Iście królewskie maniery KRÓLOWO. - podkreślił określenie, jakim kazała się nazywać. Wsiadł na miejsce pasażera, próbując jakoś przełknąć fakt, że blondynka będzie prowadzić. Spojrzał jeszcze na moment na akta, analizując zdjęcia Pisma Świętego.
- Przy każdej ofierze jakieś zdanie jest podkreślone, jakby miało tłumaczyć powód zbrodni... Albo morderca uznaje się za wybawiciela, albo traktuje siebie jako miecz sprawiedliwości. - wywrócił oczami, popularny motyw, szczególnie w filmach. Pewnie mają do czynienia z kolejnym naśladowcom albo fanatykiem.
daisy sinclair

The story of life is quicker than the wink of an eye, the story of love is hello and goodbye… until we meet again.
Spojrzała na jego wyciągnięte dłonie i uśmiechnęła się pod nosem. Zabrała ze swojego biurka kajdanki i podeszła do niego swobodnym krokiem. Włożyła jego nadgarstek pomiędzy zimny metal i posłała mu znaczące spojrzenie, gdy nachyliła się w jego kierunku. - Uważaj, bo jeszcze ci się ta wizja spodoba i zechcesz, żebym zakuła cię w kajdanki i wpakowała za kratki. - mógł na swojej szyi poczuć jej ciepły oddech i gdy odchodziła w kierunku wyjścia, to zerknęła na niego. - Ja zawsze zasługuję na kawę.
Westchnęła, gdy usłyszała za sobą głos kapitana i jedynie przez sekundę wzniosła swoje spojrzenie do góry, powstrzymując się żeby nie wywrócić oczami na ton tego głosu. Od razu donos. Po co cały ten dramatyzm?
- O moją kondycję się nie martw. Rozciągnięta też jestem, a i biegać też potrafię. - posłała mu jedynie słodki uśmiech, gdy nazwał ją królową i w wyśmienitym humorze, usiadła za kierownicą. Miała ten atut, że w porównaniu do niego znała te miasto jak własną kieszeń i doskonale wiedziała gdzie miała jechać, nie potrzebowała do tego żadnej nawigacji.
Ruszyła gładko dołączając się do ruchu drogowego i cicho pogwizdywała pod nosem, skręcając w kolejną uliczkę. - Tak to jest ciekawa sprawa, ale ciekawsze jest to czego używa do zaznaczania tych zdań. Jest to krew jego poprzednich ofiar, a to oznacza, że musi to gdzieś przechowywać w odpowiednich warunkach. Więc albo jest to człowiek, który nie zaprasza do siebie do domu ani jednej osoby, albo pracuje w miejscu gdzie ma taką możliwość i sprytnie tuszuje fakt, że coś takiego tam się znajduje. Pamiętaj, że najciemniej jest zawsze pod latarnią. O jesteśmy na miejscu. - nawet udało jej się ładnie zaparkować przed budynkiem, tym razem nawet nie rysując czyjegoś samochodu, Postępy. Ruszyła przodem i podeszła do drzwi, które były zaplombowane. Weszła do środka i od razu założyła lateksowe rękawiczki na swoje dłonie. Zamierzała tutaj trochę pomyszkować, a nie chciała zostawić po sobie jakiegoś śladu.
- Ta osoba musiała mieć przy sobie jakąś lodówkę. Sprawdzałam kamery pod tym kątem, ale nikt taki nie przewijał się. Krew szybko zastyga, a ta osoba jej używa do pisania. W końcu używa tej od poprzednich ofiar.- podeszła do łóżka, na którym znaleziono ofiarę i zmarszczyła delikatnie brwi. Jeden mały szczegół jej nie pasował.
- Podaj mi zdjęcie łóżka. - W końcu to mężczyzna miał w dłoni akta. - Spójrz. Pościel jest inaczej ułożona, a to zdjęcie było robione przed samym wyjściem ekipy. Ktoś tutaj był przed nami.
Silas Huxley


You said she's scared of me?
I mean, I don't see what she sees
But maybe it's 'cause I'm wearing your cologne
Uśmiechnął się jeszcze szerzej, kiedy poczuł zimny metal kajdanek na swoich nadgarstkach. Wpatrywał jej się oczy, nie miał zamiaru pękać.
- Tylko jeśli Cię to kręci Sinclair. - poruszył lekko brwiami. Podobało mu się to, że potrafiła się odgryźć, odpyskować równie mocno. Może będzie godnym przeciwnikiem? To się okaże. Oby ta współpraca zaskoczyła wszystkich pozytywne. - Postaram się zapamiętać. - zaśmiał się pod nosem, chociaż według niego najpierw musiała sobie zasłużyć. To żaden problem kupić dodatkową kawę podczas wizyty w kawiarni dla własnych korzyść… Ale dlaczego miałby to robić? Potrzebował sensownego argumentu, powodu. On za to wywrócił oczami, kiedy usłyszał, co kapitan ma do powiedzenia. Jednak nie zdobył się na żaden komentarz, donosy nie były im potrzebne.
- To się okaże. - rzucił tylko, śmiejąc się pod nosem. Sprawdzi jej umiejętności, kiedy będą faktycznie zagrożeni albo trzeba będzie kogoś ścigać. On również, nawet na swój wiek jest bardzo sprawny. Poza tym nie odpuszczał treningów, nie mógł sobie pozwolić na wyjście z formy.
- Pewnie sprytnie upuszcza odpowiednią ilość krwi, a potem przechowuje ją w taki sposób, który nie wzbudza podejrzeń. Ludzie teraz nie są zbyt spostrzegawczy, siedzą ciągle w nosie w komórkach, nie traktują niczego poważnie. Niemniej na pewno zostawia po sobie jakieś ślady, nie może być nieomylny, w końcu się potknie o własne nogi. - odpowiedział, nie spuszczając wzroku z dokumentów, próbował wyłapać coś, czego nie było. - A może ma sporządzoną listę ofiar i mimo wszystko coś je łączy? Wtedy nie musiałby długo przechowywać krwi poprzedniej ofiary… - był, jak w trasie.
Ruszył za nią z samochodu, zakładając po drodze takie same rękawiczki, które miał w kieszeni spodni. - Lodówka, chłodnia… Prześwietliliście tutejsze laboratoria? Zakłady mięsne? - cięcia były precyzyjnie, ten ktoś znał się na swojej robocie. Zmarszczył czoło, kiedy poprosiła o zdjęcie łóżka, spojrzał na nie jeszcze, a potem jej podał fotografię.
- Kurwa, coś ewidentnie się nie zgadza. Sprawdźmy pod materacem. - zdjął całkowicie pościel, a potem zobaczyli pocięty materiał, wycięto z niego kawałek materiału. - To musiał być dowód. Sprawdźmy śmietniki dookoła budynku, może wyrzucił ten fragment. Pewnie była tam krew albo cokolwiek, co mogłoby go wkopać. - chciał ruszyć do wyjścia, ale się zatrzymał gwałtownie, chwytając ją również. - Zobacz, polowa śladu buta. W dokumentach tego nie ma… A jeśli jest u Was kret? - sprawca musiał wiedzieć, kiedy pojawi się ekipa.
daisy sinclair

The story of life is quicker than the wink of an eye, the story of love is hello and goodbye… until we meet again.
- Kręci mnie wiele rzeczy, ale w tym przypadku nie taka uległość. Nie pasuje to do Ciebie. - zacisnęła swoje palce na metalu, który wydał charakterystyczny dźwięk gdy zacisnął się mocniej na jego nadgarstku.
Gra. Bawili się w pieprzoną zabawę w kotka i myszkę z mordercą, a rola, która im przypadła w tym zestawieniu cały czas się zmieniała. Chciała dorwać mordercę jak najszybciej. Od tego zależało czyjeś życie. To nie był konkurs na to kto zauważy więcej i kto przysłuży się najbardziej w tej sprawie. Chodziło tylko o ludzkie życie, które było zagrożone, bo jakiś psychol łaził po mieście.
- Pytanie kiedy to nastąpi i czy ktoś z nas zauważy ten drobny szczegół. Równie dobrze może to być mała torba termiczna. Książkę zawsze może mieć przy sobie i zaznaczać odpowiednie cytaty krwią poprzedników we własnej kryjówce. Tutaj jedynie zabiera ze sobą krew swojej kolejnej ofiary. - westchnęła, spojrzała na łóżko i zdjęcie, które podał jej Silas. Rozmowa o mordercy i jego nawykach jakoś szła im o wiele lepiej. Profesjonalny ton jak i dystans od ich osobowości, żeby wniknąć w umysł tego, którego ścigali.
- Tak... Tylko wiesz jak to w takich miejscach funkcjonuje. Nie dostaniesz nakazu na sprawdzenie każdego kąta, a funkcjonariuszy brak. Pracownicy i sanepid nie lubią gdy ktoś obcy kręci się po lokalach. Sprawdziliśmy co mogliśmy. Problem jest taki, że w tych czasach i przy tej technologii, to nikt nie będzie miał problemu z przechowywaniem. Zauważ, że chodzi zawsze tylko o krew. Nie bierze ze sobą wiele, więc nie ma warunków, żeby składować więcej. Albo ta krew jest mu do czegoś potrzebna. Jest typem kolekcjonera, a jego robota jest czysta. Zna się na rzeczy. Nawet pierwsze morderstwo było schludne. Nie było żadnego śladu chaosu jaki zazwyczaj wtedy kieruje człowiekiem, który robi coś pod wpływem silnych emocji. Jest to psychopata, który planuje każdy swój krok. - podeszła do łóżka i jedynie zmarszczyła brwi. Na wcześniejszych zdjęciach nie było widoczne co zostało wycięte z materiału, ale musiało to być ważne skoro ktoś pofatygował się i zadał sobie tyle trudu, żeby to zdobyć.
- Może tak być. Pytanie tylko czy nasz kret wie, że pełni taką funkcję. - sama w końcu kiedyś była w związku z mordercą, który tylko zakręcił się koło niej, żeby wykorzystywać jej wiedzę do swoich celów. Rzadko kiedy mówiła o swojej pracy, ale szczegół do szczegółu...
Ukucnęła przed śladem buta i zrobiła temu zdjęcie.
Silas Huxley


You said she's scared of me?
I mean, I don't see what she sees
But maybe it's 'cause I'm wearing your cologne
- Jeszcze nie znasz moich możliwości. - dość szybko rozbroił kajdanki, zdejmując je z nadgarstka. Musieli działać, na szali leżało kolejne ludzkie życie, ponieważ morderca nie robił zbyt dużych przerw między swoimi zbrodniami. Ile populacji miasta wybije, jeśli go nie powstrzymają?
- To może być nawet coś małego, specjalnie skonstruowane pióro. Krew służy mu za atrament, dodaje dramatyzmu. - wzrokiem cały czas wodził po aktach, próbując zauważyć to, co mogli pominąć. O dziwo teraz potrafili rozmawiać normalnie, jak ludzie i nawet się dogadywać. - Ewidentnie zna się na rzeczy, to nie może być człowiek z przypadku. Chyba, że mamy do czynienia z kimś, kto już bym zniszczony od najmłodszych lat i przygotowywał się do takiej roli. Jeśli chodzi o nakaz… Spróbujemy sprawdzić te małe, lokalne zakłady, wejdziemy tam podstępem. - już nie raz robił takie akcje, podawał się za kogoś, kim oczywiście nie był. Brał też udział w akcjach, kiedy musiał grać kogoś z gangu, wkładać kij w sam środek mrowiska. Może mimo napięcia między nimi, będą mogli się od siebie nieco nauczyć.
- Może nie mieć najmniejszego pojęcia. Albo to osoba bliska, albo mamy do czynienia z kimś, kto sam jest kretem i mordercą w jednym. Spróbujmy zrobić z tego ściśle tajną sprawę, mieć okrojoną ekipę, łatwiej będzie to eliminować. Ewidentnie znał godziny przyjazdu speców. Kurwa mać. - westchnął ciężko, a potem zaczął się przyglądać odciskowi buta. Pod listewką przypodłogową zauważył kawałek papieru, poskładany idealnie. Wyciągnął go dłonią w rękawiczce, a potem zerknął na Daisy.
Efezjan 6, 10:
"W końcu, bracia moi, umacniajcie się w Panu i w potędze Jego mocy.”
Taras widokowy to idealne miejsce do rozmyślań. Polecam Pani Detektyw.
- Jedziemy tam. - podał jej kartkę, kierując się praktycznie od razu do wyjścia.
daisy sinclair

The story of life is quicker than the wink of an eye, the story of love is hello and goodbye… until we meet again.
Wkurzało ją to, że w pewnych kwestiach byli tak bardzo podobni do siebie. O ile ich współpraca mogła być owocna, tak dogadywanie się i rozmowa leżała na dnie przydrożnego rowu. Zapomniana niczym butelka wina, które ostatnio wypiła. Drażnił ją i jedynie teraz, gdy rozmawiali o sprawcy na chwilę zakopali ten topór negatywnych emocji względem siebie.
- Wiesz ile takich lokali jest w Nowym Jorku? To jak szukanie igły w stogu siana. Jeśli będziemy krążyć po omacku, to nigdy go nie złapiemy, a jedynie będziemy czekać na kolejną ofiarę licząc, że może na coś trafimy. - przerabiała już to ze swoim już byłym współpracownikiem. A ten trop mógł być ślepym zaułkiem. Ile to razy ktoś dokonywał morderstwa tuż za ścianą, a nic nieświadomi sąsiedzi spokojnie spali nie wiedząc co się dzieje wokół...
- Albo... wręcz przeciwnie.. Podajmy nieprawdziwe informacje i zobaczymy co się wydarzy. Jeśli mamy kreta, to dojdzie to do uszu naszego sprawcy. Moglibyśmy w ten sposób wyeliminować tą teorię, albo złapać tego kogoś. Pytanie brzmi jakim kąskiem sprawilibyśmy, żeby ta osoba zaczęła podejmować ryzyko? - spojrzała na Silasa i uniosła jedną brew do góry. Nie mieli nic do stracenia, a jeśli ten plan wypaliłby.. Przynajmniej wiedzieliby, że mieli do czynienia z kimś z ich branży, a takie osoby była cholernie niebezpieczne.
Wzięła od niego kartkę i wbiła swoje uważne spojrzenie w pismo, ono mogło wbrew wszystkiemu powiedzieć wiele. - Musimy dogrzebać się do jakiś dokumentów ofiar. Albo sam to napisał, albo zmusił kogoś do napisania tych słów. Jeśli to charakter pisma sprawcy, to mamy pierwszy trop. - schowała mały kawałek papieru, do foli zabezpieczającej dowody. Mogły być na tym odciski.
To mogła być pułapka.
To mogła być wskazówka.
Dojechali na miejsce, a ona zaparkowała dwie przecznice dalej. Radiowóz i tak wzbudzał zbyt wiele uwagi, a oni najpierw musieli sprawdzić teren. - Ostatnio strzelał z ukrycia. Musimy sprawdzić najpierw wszystkie miejsca, z których mogłaby ta osoba nas widzieć. Punkt widokowy jest tam. Wokół jest kilka budynków. Pytanie czy chodzi o ten punkt, ale jest on najbliżej położony wśród wszystkich miejsc zbrodni. Dziś jest zamknięty dla ludzi, więc mamy okazje tam pomyszkować bez gapiów.
Silas Huxley


You said she's scared of me?
I mean, I don't see what she sees
But maybe it's 'cause I'm wearing your cologne
- Potknie się... Czuję to. Za niedługo się potknie, a my będziemy tylko na to czekać. - odpowiedział, rozglądając się jeszcze po pomieszczeniu, szukając czegoś jeszcze, co mogli ominąć. A może sprawca teraz z nimi pogrywał? Zostawił ślady celowo? A jeśli wiedział o pojawieniu się Huxleya i znał jego historię? Nigdy nie wiadomo, co siedzi w chorym umyśle mordercy. Jedno jest pewne - mają do czynienia z naprawdę mocnym zawodnikiem, a walka będzie trudna.
- Dobry pomysł... Może podamy informację, że szykujemy zasadzkę, albo znamy tożsamość mordercy, ale nie chcemy jej jeszcze wyjawić mediom. Taka informacja na pewno do niego dotrze... Jeśli jest tak mocno zakochany we własnej perfekcji to doprowadzi go do szału fakt, że nie zna tożsamości albo będzie nam próbował udowodnić za wszelką cenę, że jest kimś całkiem innym. - podchwycił, proponując kilka rozwiązań, które mogłyby się sprawdzić w obecnej sytuacji. Nawet myśleli w podobny sposób, jednak Silas nie chciał przyznać, że Sinclair jest dobra w swoim fachu.
- Nie dawaj tego analitykom, sami to sprawdzimy. Na razie nikomu nie można ufać, jeśli nie mamy pewności czy kret jest wśród nas. - pokiwał głową, potrafił wykonywać pracę analityków na pewno sprawnie porówna charaktery pisma.
- Zostań, sprawdzę teren i dopiero dam Ci znać. Sprawca Cię zna, o mojej obecności nie ma pojęcia, pewnie potraktuje mnie, jak zwyczajnego turystę, jeśli będzie chciał strzelać. - powiedział jej, zanim wysiadł z samochodu. Sprawdził jeszcze, czy ma odbezpieczoną broń, pewnie w drodze założył na siebie pod ubrania kamizelkę kuloodporną, Daisy zrobiła na wszelki wypadek to samo. Rozglądał się dookoła w poszukiwaniu zagrożenia, nikogo nie było, teren wydawał się być czysty. Niedaleko głównego punktu widokowego znajdowała się barierka o którą można było się oprzeć w celu podziwiania widoku oraz ławeczka. Pod sporym kamieniem znajdowała się kartka, ledwo widoczna. Huxley dość szybko ją znalazł, a potem wrócił do samochodu.
- To było w okolicy... Charakter pisma jest ten sam. Ciąg cyfr, to mogą być współrzędne albo kod, trzeba to rozszyfrować. Teren jest czysty, chcesz się rozejrzeć? - zapytał jeszcze, spoglądając na nią. Robiło się coraz bardziej późno, mogli czuć lekkie buzowanie adrenaliny w żyłach.
daisy sinclair

The story of life is quicker than the wink of an eye, the story of love is hello and goodbye… until we meet again.
- A co jeśli powiemy, że dziś znaleźliśmy odciski palców mordercy? Tylko, że te przekażemy do analizy laboratoryjnej do specjalistów z Chicago? Gdybyśmy powiedzieli, że znamy jego tożsamość, to szybko rozpracowałby nas... To musi być coś co chciałby odzyskać. Coś co pozbawiłoby tą osobę poczucia bezpieczeństwa, przez co musiałby wyjść ze swojego cienia, żeby przechwycić to co może go lub ją pogrążyć. - wyszeptała do jego ucha na wypadek gdyby ta osoba gdzieś umieściła podsłuch. W tej sytuacji nawet radiowóz mógł być miejscem z którego dana osoba mogła czerpać swoje informacje. Nie bez przyczyny morderca wyprzedzał zawsze ich o krok. Może faktycznie w murach komisariatu był ktoś kto współpracował z poszukiwanym, albo ta osoba sama robiła te wszystkie haniebne czyny. Musieli uważać wszędzie. Udawać, że mieli w swoich rękach coś co posunie sprawę do przodu. Odegrać w tym przedstawieniu swoją rolę, a rozmawiać o kolejnych krokach na neutralnym gruncie.
- Tego nie wiesz... Jeśli mamy wtykę, to o tobie też wie, ale idź przodem. - nie zamierzała się wykłócać, bo skoro wiadomości i tak były skierowane do niej, to morderca wziął sobie właśnie ją jako kolejny cel. Tyle, że ją ta chora gra nie bawiła. Jej partner leżał w szpitalu. Cudem uniknął śmierci, a jeśli ona miała być następna... Musiała być o wiele bardziej czujna, bo ta rywalizacja mogła pomóc im ująć sprawcę.
Rozglądała się po otoczeniu, gdy mężczyzna udał się na taras widokowy i cierpliwie czekała w samochodzie, gdy ten myszkował po terenie. Nie lubiła bezczynności, ale nie zamierzała podejmować sama żadnych drastycznych kroków. Odetchnęła z ulgą, gdy mężczyzna wrócił i spojrzała na kartkę, którą podsunął jej Silas. Uniosła jedną brew do góry, a kącik jej ust uniósł się do góry.
- Wiem co to za liczby. To data śmierci moich rodziców. To może świadczyć o tym, że kolejna wskazówka jest na cmentarzu, a nasz psychopata zaczął grzebać w moim życiorysie. - powiedziała spokojnie i otwarła drzwi od pojazdu. - Oczywiście, że chce się rozejrzeć. Robi się późno więc sprawdzimy teren jeszcze raz we dwoje, a jutro pojedziemy na cmentarz. - nie zamierzała o tej porze zagłębiać się w ciemne alejki cmentarza, gdzie za każdym rogiem mogło czaić się niebezpieczeństwo. Zresztą gdyby od razu tam pojechali, to mogli przeoczyć coś istotnego dla sprawy, a na takie błędy nie mogli sobie pozwolić.
Wiatr targał jej włosy, gdy oparła swoje dłonie na zimnej barierce i spojrzała na panoramę miasta. Widoki z tej perspektywy były nieziemskie, ale ona skupiła się na kamerach, które były rozsiane po okolicy.
- Przyszedł z tamtej strony. - wskazała mu drogę i zaczepiła palcem dolną wargę w geście zamyślenia. - Mógł tutaj wejść bez przeszkód i nie zostać zauważonym. Zna to miasto dobrze. A tu... Nawet w tej chwili nie dosięga nas żadna kamera. - odwróciła się w stronę Silasa i spojrzała na niego z determinacją w swoich oczach, ale i zwycięskim uśmiechem. - Wychodzi na to, że będziesz potrzebował mojej pomocy bardziej niż skłonny jesteś przyznać. Sam go nie złapiesz.
Silas Huxley


You said she's scared of me?
I mean, I don't see what she sees
But maybe it's 'cause I'm wearing your cologne
- Pomysł z odciskami i wysłaniem ich do Chicago powinien skutecznie go zmylić, sprawić, że zacznie mu się palić pod tyłkiem. Wyślij wiadomość ze swojego telefonu do komendanta, jeśli do jutra będzie wiedział... To znaczy, że potrafi przejrzeć Twój telefon. - równie dobrze morderca mógł w pewien sposób monitorować wiadomości Daisy, znać każdy jej kolejny ruch. Opcji było naprawdę wiele, a oni musieli rozpatrzeć każdą. Wtedy też sytuacja by się wyjaśniła, wśród nich nie byłoby kreta, jedynie morderca mógłby przewidywać pewne rzeczy, posiadając dostęp do informacji z telefonu Sinclair. Odpowiedział jej równie cicho, owiewając jej ucho ciepłym spojrzeniem, nie mogli ryzykować. Podsłuch mogli umieścić dosłownie wszędzie, a Silas na pewno sprawdzi jutro samochód, aby mieć pewność, że jest czysty.
- Wątpię, aby dowiedział się tak szybko. Zresztą lepiej, żebyś się nie wychylała skoro obrał sobie Ciebie. - pokiwał jeszcze głową, będzie musiał być o wiele bardziej czujny w jej towarzystwie i odłożyć uszczypliwości na bok. W końcu nie mógł pozwolić na to, aby w jego obecności cokolwiek jej się stało. Poza tym od teraz współpracowali, a w wojsku uczono go, że za kamrata należy oddać życie, jeśli zajdzie taka potrzeba.
-Umyślił sobie pieprzoną grę i będzie nas teraz traktował, jak własne pionki, którymi może sterować. - prychnął, kręcąc przy tym głową na boki. Nie mogli dać się w to wciągnąć, musieli równocześnie tworzyć plan działania. Trafili na godnego rywala... Westchnął jeszcze pod nosem, a potem zaczęli się rozglądać wspólnie po okolicy. Wizyta na cmentarzu o tej porze nie byłaby dobrym pomysłem, po pierwsze to mogła być pułapka, a po drugie cokolwiek mogliby tutaj przeoczyć.
- Prawdziwe widmo. - przyznał, zerkając w kierunku, który mu wskazała. Mieli do czynienia z kimś, kto najwidoczniej znał to miasto, jak własną kieszeń. Zaśmiał się pod nosem w reakcji na jej kolejne słowa, a potem przeniósł wzrok na tęczówki kobiety. - I vice versa, będziesz mnie potrzebowała, żeby nie mógł Cię dorwać. - podszedł nieco bliżej niej, jak wtedy w komisariacie, kiedy się z nią droczył. - Najwidoczniej musimy znaleźć wspólny język Sinclair. - dodał jeszcze, gdy stał tak niebezpiecznie blisko.
daisy sinclair