rev my engine ’til you make it purr, keep it kinky, but i come first
beep-beep, bitch, i'm outside, get in, loser, for the joyride
making every motherfucker turn, fell from heaven, no, it didn’t hurt
beep-beep, best night your life, get in, loser, for the joyride
Layla & Ulysses
Ma szybkie dłonie, musi mu to przyznać. Jednak palce Lazare — smukłe, o zrogowaciałych opuszkach od strun gitary oraz trzymania kurczowo rytualnego noża, póki knykcie nie zbieleją — są szybsze. Oplatają się wokół szerokich ramion, szyi, suną wzdłuż linii żuchwy, kiedy pochyla się nad mężczyzną, kiedy unosi jego podbródek a pełne usta znajdują się w zasięgu rozbieganego wzroku. Ciemne spojrzenie chłopca, nieruchome, niemal zimne w porównaniu do filuternego uśmiechu osiadającego na wargach, łączy się z tym jaśniejszym, pełnym zaskoczenia, dziewczęcym, ledwie na moment, nim przysłoni nieznajomemu cały świat swoją skromną osobą. Albo, chociaż na tyle, żeby zasłonić stojące na stoliku dwa drinki, które zręcznie wolną ręką zamienia miejscami, na tyle by się nie zorientował. I śmieje się nagle, puszczając wolno bruneta w masce, nim odsunie się, przygarnie do siebie Laylę oraz złoży na jej skroni krótki pocałunek.
— Farciara — szepce jej do ucha, ściskając ją lekko za łokieć. Ostrzeżenie. Niemy gest, który ustalili przed przyjściem na wypadek, gdyby na któregoś napatoczył się jakiś frajer, którego vibe jest zwyczajnie NIE TAK. To nie było ich pierwsze rodeo z popierdolonymi typami szprycującymi alkohol, chociaż jedyne w tak wymuskanych warunkach. Serio, miał wrażenie, że kryształowe kieliszki, z których pili były więcej warte niż jego dotychczasowe życie po ucieczce z Nowego Orleanu. Nie, żeby to był jakiś wyjątkowy wyczyn. Niemniej unosi własne naczynie, wznosząc w milczeniu toast za trójkę i duszkiem wypija przesłodzonego drinka. Muzyka w tle przestała grać jakieś fancy smęty, zaczęła być bardziej normalna i gdyby nie bogactwo strojów, nastrojowe świece postawione wszędzie, aczkolwiek poza zasięgiem gości oraz jakieś białe gówno sypiące się z sufitu, tak uznałby, że to całkiem normalna impreza. Ale bilety — nie zaproszenia, cholerne bileciki, jak w jakimś historycznym romansidle, które ogląda udając, że wcale mu się nie podobają. Podobają mu się. Kto by pomyślał, że istnieje pięć sposobów pokazania komuś wachlarzem, żeby się generalnie walił na swój głupi ryj — były równie złote, co wieniec laurowy osadzony na ciemnych kosmykach włosów kreola. Nie muszą czekać długo. Typ marszczy początkowo brwi, kiedy zaczyna mu się lekko kręcić w głowie, skonsternowanie błyszczy w stopniowo szklących się tęczówkach i Lazare śmieje się, nie radośnie, ale jak kot, który właśnie złapał tłustą mysz sądzącą, że jest bezpieczna. Łapie go jednak, zanim uderzy twarzą w stół. To mogłoby przyciągnąć uwagę.
— Nie żałował ci — stwierdza, ukazując zadziornie biel zębów. Nie taki był plan. Rosales była zestresowana, zamknięta w swojej małej bańce pseudo dojrzałego związku, a Laze jak przystało na wspaniałego (oraz niemożliwie atrakcyjnego) przyjaciela uznał w swej dobroci, że zasługują na dobrą zabawę. Zaproszenia zdobył wcześniej, robiąc doskonały użytek ze swojego języka i chociaż początkowo planował je opchnąć na e-bayu, jak każdy rozsądny biznesman w potrzebie, tak stwierdził, że może jednak poświęci je na uroczy wypad ze swoją przyjaciółką. Temat przyjęcia? Zamknięci w bańce fantazji, czy jakoś tak. Nie zwracał na to większej uwagi i tak wyglądał dobrze, a ogarnięcie kiecki dla Lay okazało się wyjątkowo łatwe, w momencie, kiedy ktoś wisi ci już tydzień zapłaty za dragi. Czego Alex nie widzi, tak nie bolą go pośladki. Tak czy inaczej, pojawili się modnie spóźnieni w progach ogromnej willi, wtopili się w tłum zaskakująco łatwo, a uroda dziewczyny przyciągnęła godne jej zainteresowanie i było DOBRZE do czasu, aż nie napatoczył się ten ruchacz od siedmiu boleści. Tsyka językiem w niezadowoleniu — Weź go z drugiej strony, upchniemy go w jakiejś sypialni — informuje swoją towarzyszkę, choć po jego głowie krążą już inne plany. Jest zaskakująco łatwo, mężczyzna przebudza się kilka razy kiedy go prowadzą, więc technicznie rzecz biorąc nie muszą go za sobą ciągnąć, jak zwłoki. Dłoń Laveau opiera się na piersi nieznajomego, bliskość Layli oplatającej ramię naćpanego kolesia sugeruje, że czeka go noc życia. I może w coś w tym jest, ale na pewno nie to, czego można by się było spodziewać. Opuszczają główną salę, przy wtórze śmiechu oraz chichotów, tylko po to, żeby zaraz mogli pogrążyć się w ciszy, wpraszając się bezczelnie do pierwszego lepszego pokoju. Szczęśliwie z łóżkiem, na które pchają bezwładne ciało. Ciemnoskóry nawet nie czeka, nim obmaca nieprzytomnego, wyciągając portfel — przez chusteczkę, nie jest amatorem — oraz telefon. Oczywiście, że gość ma iphone'a.
— Sprawdź, czy gość ma gotówkę. Nie patrz się na mnie Lay, chciał cię naćpać i przeruchać kiedy nie będziesz nawet kontaktować. Nie mamy dla takich litości. Plus — rozpoznanie twarzy działa, nawet jeśli z kącika ust faceta leci strużka śliny — Typ ma żonę i dwójkę dzieci, trzecie w drodze. Zapisuje kontakt na w razie czego. Zrób mi fotki, że niby się obmacujemy, to będzie materiał na ewentualny szantaż. A potem do szafy z nim i wracamy na parkiet. Te krewetki przy bufecie, cherie, można za nie zabić — komentuje lekceważąco, podając tym razem dziewczynie swój własny telefon nim zacznie rozpinać koszulę najwyraźniej Johnatana — jak pompatycznie! — nim sam rozchyli poły tej swojej ala greckiej szaty opatrzonej parą luźnych spodni. Nie miał pojęcia jak nazywa się jego kostium, wie za to, że w granacie i złocie cholernie mu do twarzy. Jak jakiś książę czy inne głupoty. Przez myśl przechodzi mu, że być może rozsądnie byłoby upewnić się, że drzwi prowadzące do pomieszczenia są zamknięte na zamek. Druga myśl jednak sugeruje yolo, to i tak wyglądało dwuznacznie i jak coś, to będą zwiewać oknem. W tym też mają wprawę.