
informacje o postaci
staten island; 96 fort hill park
żonaty
heteroseksualny
r. męskiego
eks-żołnierz U.S. Army, eks-ICL przy ONZ i CIA, obecnie wykłada na uniwersytecie Columbii
wyższe; prawa człowieka (BA, 1998) prawo międzynarodowe (JD, 2001) na uniwersytecie Columbii i arbitraż międzynarodowy (LLM) na LEI w Hadze
$$$$
prywatne; FEHB: FEGLI i FEDVIP
knowledge is power

freeform
vjera/ ʋjêra / (bośn. „wiara”)rz. ż. dekl. IV + CMsc. wierze, blm. 1. «przekonanie, że coś jest słusznym i prawdziwym, wartościowym, również że coś się spełni» 2. «przeświadczenie, że istnieje szereg zjawisk i istot nadprzyrodzonych» 3. «określone religie lub wyznania; też: przekonania o istnieniu Boga» 4. daw. «wierność komuś lub czemuś» 5. pot. «grupa ludzi zżytych z sobą, zwłaszcza towarzyszy broni i żołnierzy»
Wiara — moja wiara — skonała gdzieś po drodze między Potoçari i Srebrenicą a Tuzlą.
300 km² ziemi, o którą trzy lata toczyły się najbardziej zażarte od pół wieku upływającego względnie w pokoju, działania wojenne w Europie. 300 km² ziemi, którą rozgarniały dzień w dzień ręce członków międzynarodowej komisji wydobywając coraz więcej kawałków pokiereszowanych kości, między którymi nie wierzyliśmy do ostatnich chwil, że będziemy musieli znaleźć Lilę.
Wierzyliśmy... Chcieliśmy wierzyć, że może wraz z cofającą się jako ostatnia, ale jednocześnie też z najbardziej obłożoną placówką ICRC bezpiecznie dotarła do Osijek — przez rzekę Sawa — a stamtąd do pozostających pod kontrolą BELbattu, Beli Manastiru i dalej jeszcze; byleby stanąć na węgierskiej ziemi, w wręcz ojczystych Villánach, okolicach Pécsa albo Mohácsa, gdzie daleka, bo daleka, ale rodzina czekała na jej zjawienie się całymi dniami i — zwłaszcza — czuwając co noc. Chcieliśmy wierzyć, że może tak, jak niemal dwadzieścia pięć tysięcy kobiet, dzieci i osób starszych została przez VRS „ewakuowana” do Kladanj, później jeszcze do Tuzli i stamtąd do Međugorje skąd PAKbatt2 transportował setki, jeśli nie tysiąc uchodźców tygodniowo do okolicznych portów. Do wolności. Chcieliśmy wierzyć, że może skoro nie dotarła do Međugorje to jakimś — nie zastanawialiśmy się jakim — cudem dotarła do naszych batalionów medycznych i z nimi zjechała do Skopje. Chcieliśmy wierzyć — nic więcej jedynie to.
Ojciec, kiedy wrócił do domu trzy miesiące po jej ustalanym na ostatni tydzień sierpnia albo pierwsze dni września ‘95 powrocie, po trzy razy przedłużonej misji w ramach UNPROFOR, pierwsze o co zapytał, to „czy Lila dała znać”, gdzie jest i co się dzieje, że nie może wrócić. Nie wiedziałem jak mam powiedzieć mu — uświadamiając przede wszystkim, że razem z mamą i Rose nie wiemy nic tak naprawdę — że liczyliśmy, że może to on będzie wiedzieć cokolwiek więcej. Nie wiedział, ale chciał się dowiedzieć za każdą — jaka by nie była — cenę, więc zaraz postarał się o wyjazd z USbattem w ramach UNPREDEP do Skopje.
Зајди, зајди јасно сонце, зајди помрачи се
и ти јасна ле месечино, бегај удави се.
Nadzieja — tak, jak rodząca się gwiazda — rozjarzała się powoli i nieśmiale, ale z każdym — wolno, o wiele za wolno — mijającym dniem mocniej przyspieszając do chwili, w której jej wybuch pochłonął wszystko oślepiającą jasnością zmieniając ją w niekończącą się czerń.
Przez kolejne szesnaście tygodni MOS-u, ugrzęźnięta w piaskach okolic Coronado i wypalana słońcem w mózg — w przemęczony i bardziej jeszcze przez to niespokojny, nawiedzany korowodem wizji szaleńca — pozbawiającym świadomości piętnem, myśl nie dawała mi spokoju; „w 10 Dywizji Górskiej byli żołnierze, którzy ochraniali ICRC podczas działań ‘95 w Bośni”. Wiedziałem już, że właśnie tam muszę trafić kończąc przeszkolenie, więc zrobiłem wszystko, co mogłem, żeby w ostatnich chwilach kwietnia ‘02 dołączyć do 10-tki w Camp Pine, gdzie spędziłem trzy dni jedynie.
Trzy dni...
I przez następne cztery lata znów budząc się — codziennie mniej jak przed zaśnięciem, wypoczęty — czułem tylko piach w oczach, do chwili w której je zacisnąłem z bólu przetaczającego się falami po ciele pooranym z pełnego spustu magazynka, o ironio! 7.62 Soviet-ów przywożonych z byłej Jugosławii. Zacząłem modlić się pierwszy raz od dziesięciu lat tylko o to, żeby wrócić. Wrócić do domu. I stawało się powoli mi obojętne czy żywy, czy martwy... Bo jedynym co w tamtym momencie mogło się liczyć, dla mnie, to nie pozostać tam, na obcej ziemi; i też z powodu rodziców, którzy wiedziałem, że nie mając prawa a tym bardziej sposobności, pochować jeszcze jednego dziecka, nie pogodziliby się z tym wszystkim. Nie przeżyliby. Bo jedynym o czym myślałem, to że mam obowiązek znalezienia Lili i sprowadzając ją do domu ukoić ból nie jedynie rodziców, ale mój własny. I to tam, na obcej ziemi, dowiedziałem się, że może dotrzymam słowa wypełniając obietnicę daną w pierwszej kolejności sobie; wystarczało podpisać umowę, której jeśli nie wypełnię, stałaby się jak wyrok, bo okazałbym się zdrajcą.
Nie zastanawiałem się ani sekundę.

Црнеј горо, црнеј сестро, двата да црнејме,
ти за твојте лисја ле горо, јас за мојта младост.
ljúbav/ ʎǔːbaʋ / (serb. љубав – „miłość”)rz. ż. dekl. V, blm. 1. «głębokie uczucie, przywiązanie do innej osoby, któremu towarzyszy zazwyczaj pożądanie» 2. «silna więź łącząca ludzi uważających się za bliskich» 3. «uczucie silnej więzi z kimś i/lub czymś mającym dla kogoś ogromną wartością» 4. «głęboko odczuwana przyjemność w czymś wynikającą z zainteresowania» 5. «obiekt uczuć oraz zainteresowania, pragnień» 6. lit. «akt płciowy»
Miłość nigdy do mnie nie przyszła, ale też nigdy nie starałem się jej znaleźć.
Jedyne kogo, czego nie przestawałem szukać to wszystko, co po Lili pozostawił czas upływający nieubłaganie. Wszystko, co pozostawiał dla mnie nienamacalne, ale i niewidoczne jakby odgradzała nas od siebie niedająca przejrzeć na tamtą stronę zasłona.
Byłem tam, na obcej ziemi, częściej jak w rodzinnym domu, do którego wracałem na moment zaraz uciekając przed ciężarem spojrzeń i niewypowiadanych głośno słów wyrażających coraz więcej jedynie wątpliwości, bo... Oddalałem się od mojego człowieczeństwa z każdym mijającym dniem dalej jednocześnie przybliżając się do tych, których goniłem. Za każdą współrzędną między Tora Bora a Abbottabadem dostawałem dwa nazwiska; w większości serbskie, ale widziałem i bośnieńskie, węgierskie, odróżniałem słoweńskie od rodzimo brzmiących słowackich. Zacząłem dostarczać do sądów w Hadze dziesiątki stron zapisów z mających stać się dowodami rozmów z znanymi później jako Majke Srebrenice kobiet. W zamian zaczynało pojawiać się coraz więcej holenderskich, ale i greckich nazwisk, które sprawdzać musiałem na własną już rękę. Dostarczałem coraz więcej i więcej zdjęć z ekshumacji, ale i masowo odbywających się w ciągu ledwie kilku dni nie dłużej jak tydzień — mordów. Zdjęć, które dostawałem za każdą tym razem wskazaną przeze mnie osobę.
Wykrawałem siebie kawałek po kawałku i ustalając coraz wyżej cenę wystawiałem na sprzedaż, żeby tylko dostawać wciąż coś, co przybliżyć mogło do ciała Lili, ale tak naprawdę oddalałem się tym od niej jedynie.
Po ’11 nie byłem — tak, jak z resztą cały sztab pracujących dzień i noc ludzi — niezbędny. Nie dostawałem więcej już nazwisk, kartotek z zeznaniami, zdjęć czy dokumentów. Wszystko, co robiłem, robiłem na własną rękę. Błądziłem wraz z innymi między Sarajewem, Pristiną a Belgradem. Między Hagą a Nowym Jorkiem. Między śmiercią a życiem. I wskazałem macedońską stolicę, ale nie wierzyłem, żebym miał trafić i tak... Zmarnowałem sześć lat, bo to tam Mladić ukrywał się przed przeznaczeniem; czterej strażnicy nie dawali rady mnie przytrzymywać. Grzywna mnie nie minęła, ale wiem, że mogłoby być gorzej, jeśli nie interweniowałaby cała — podczas spraw i procesów — wyrosła społeczność; ludzie, dla których byłem przyjacielem, a w których ja widziałem źródło i jeśli je przesączać raz za razem — wierzyłem — że może natrafię na ślad Lili. I nie myliłem się, bo odnalazłem wiele pozornie niełączących się z dróg, które miały doprowadzić mnie do celu o ile uda mi się znaleźć dziewczynkę, której Holender nakładając na uszy słuchawki i pogłaśniając muzykę z walkmana starał się zrobić chociaż to — cokolwiek byleby uciszyć sumienie. Nie znalazłem jej i boję się, że może nie znajdę nigdy... Że nie sprowadzę Lili do domu — mama umarła do ostatnich chwil karmiąc się nadzieją na zobaczenie się z nią.
Ja... Ja już nie żyję; wiele lat temu umarłem. Wykrawałem serce kawałek po kawałku wydzierając z piersi tak, jak wydzierałem z zakamarków pamięci tych wszystkich kobiet wspomnienie rzezi. I dlatego nie różnię się od tamtych wyrywających z ich objęć dzieci i rozrywających ich ciała jak wściekłe psy. Wyprowadzających ich synów, braci i mężów... Ojców za bjela kuća codziennie na nowo.
Widzę to w jej oczach tak, jak widzę w nich... Miłość.
Siostro, wrócisz do domu, ale moja młodość... Nie wróci do mnie.
Твојте лисја горо сестро, пак ќе ти се вратат,
а мојата младост ле горо, нема да се врати.
*6 V 1972 ✝ 6-19 VII 1995
Srebrenica — Potočari — Kladanj
„Ej, evo zore, Bogu da se pomolim.
Ej, đurđevdan je a ja nisam s onom koju volim.
Njeno ime neka se spominje, svakog drugog dana osim đurđevdana.”