Znajomość z Holdenem sprawiła, że w bardzo krótkim czasie musiała zweryfikować lata nagromadzonych kompleksów i uprzedzeń. W końcu (!) poznała kogoś kogo po prostu polubiła. Bardzo. Razem spędzany czas był miły, a uwaga, którą jej poświęcał była upajająca. Wytaczali sobie wspólny rytm ich relacji, choć nieoczekiwany pocałunek Reevesa sprawił, że pewne rzeczy należało przemyśleć. Ceniła sobie niespieszność, jakby sama siebie hamowała w tym procesie. Wiedziałaby co zrobiła Flannery i niektóre koleżanki z pracy. Wiedziała również jak to wygląda we wszystkich serialach i filmach. Nikt nie czeka, każda bohaterka działała lub dawała się ponieść chwili.
A ona nie potrafiła. Kiedy nazajutrz po festiwalu filmowym otworzyła instragrama, jej telefon eksplodował. Jej zdjęcia, a raczej jej i Holdena były na każdej plotkarskiej stronie. Zdjęcia pocałunku, a potem jeszcze kilka innych. Nie to jednak było w tym wszystkim najgorsze. Zaczęła czytać komentarze, które po "kto to, nie znam" opierały się głównie na komentowaniu jej wyglądu. Dla kogoś nawet przy swojej szupłej sylwetce była grubym kaszalotem z okropną grzywką. W jej, dotąd uporządkowanym życiu, zaczął się swoisty cyrk w którym musiała znosić matkę, braci i całą resztę świata. Wiadomości od koleżanek... Z niezrozumiałego dla siebie powodu nie była w stanie odebrać telefonu od Holdena, ani odpisać na jego wiadomości. Pierwszy raz od dłuższego czasu dostała ataku paniki. W końcu, po kilku godzinach odpisała lakonicznie, że musi pomyśleć. Wzięła wolne w szpitalu, marząc o locie w kosmos ale w drugiej pracy nie mogła sobie pozwolić na ten luksus. Emocjonalność stłumiła zdrowy rozsądek, jak wiele innych rzeczy. Potrzebowała samotności, choć ta wcale nie poprawiała jej stanu. Zajmowała się starszymi pacjentami, ciesząc się, że nie mają dostępu do mediów. Pracowała na dwie zmiany, przesypiając kilka godzin w pokoju pielęgniarek. Wakacje na Staten Island.Spacerowała po ogrodzie z panem Johnsonem, pchając wózek i opowiadając o ponownym zwycięstwie drużyny footbalowej, gdy Go zobaczyła. Zacisnęła dłonie mocniej na rączkach wózka, jakby rozważała użycie pana Johnsona jako taranu. Przeprosiła pacjenta i podeszła bliżej Holdena, rozglądając się na boki. Miała na sobie pielęgniarski uniform.
— Nachodzenie w miejscu pracy masz już we krwi. Nie podawałam ci nazwy, ani adresu ośrodka — powiedziała, mrużąc nieznacznie oczy. Żadnego hej, ani cześć.
Holden Reeves