ODPOWIEDZ
32 lata 180 cm prezes firmy ochroniarskiej
Awatar użytkownika

Be extremely subtle, even to the point of formlessness. Be extremely mysterious, even to the point of soundlessness. Thereby you can be the director of the opponent's fate.

something about me
by rollercoaster_bitch

007.

Tego dnia miał poznać nowego klienta.

A raczej jego córkę, którą miał się zajmować. Ojciec, który był dumny ze swojego syna obiecał mu fotel prezesa z powodu jego zbliżającej się emerytury. Firma ochroniarska, którą założył miała się rozwijać a Rhysand miał być zastrzykiem nowej krwi, która miała tutaj wiele zmienić. Potrzebowali tylko jeszcze dobrej opinii, a zdaniem jego ojca, Maddox nadawał się do tego idealnie.

Rhysand był perfekcyjny w tym co robił; ojciec nauczył go, że tylko i wyłącznie ciężką pracą był w stanie coś osiągnąć. Może i fotel prezesa nie był dla niego, ale nie chciał go zawieść. Był mu wdzięczny za to, że adoptował go jako małego chłopca i wyrwał z rąk domu dziecka w którym się wychowywał.

Te wspomnienia nadal powodowały, że budził się co noc z krzykiem na ustach.
Słuchając pana Maddoxa z którym przebywał w jego idealnym gabinecie skupiał się bardziej na tym co go otaczało niż na jego słowach.

Jedno okno. Brzydki obraz przedstawiający jakąś kobietę - zapewne kryjący za sobą sejf z kosztownościami - biurko zrobione z najlepszego drewna, które nie skrzypiało przy otwieraniu szuflad; idealnie ułożone długopisy, które jego nowy szef poprawiał za każdym razem kiedy miał powiedzieć ważną kwestię.

Drzwi, które były za plecami Millera i teraz otworzyły się a stary Maddox uniósł głowę, żeby przywitać mdłym uśmiechem osobę, którą ten miał się opiekować.

Ashley Maddox Lat 23, typowa imprezowiczka przepuszczająca hajs tatusia kiedy przydarzy się do tego okazja - taki obraz wykreował sobie w głowie Rhysand kiedy usłyszał z czym będzie się mierzył. Wraz z otwarciem drzwi ten poruszył się z fotela w którym siedział wstając i obracając się w stronę młodej dziewczyny kobiety stojącej w drzwiach.

Ledwo co słyszał głos jej ojca dochodzący jakby z oddali kiedy ten przedstawiał go swojej córce.
Ashley, o to Twój nowy ochroniarz - Rhysand Miller. Kącik ust mężczyzny drgnął lekko kiedy skinął głową na powitanie.

Dzień dobry, panienko Maddox — jego głos brzmiał szorstko, ochryple aż sam go nie poznawał ale wystarczyło tylko jedno spojrzenie w te brązowe, duże oczy łani, żeby wiedział że z tą dziewczyną będą same kłopoty.

Ash Maddox
into the unknown
23 lata 168 cm influencerka
Awatar użytkownika

imprezowiczka, która chyba za bardzo polubiła swojego ochroniarza

something about me
by izzy. | dc: ta_fiona

006
Ashley nie zasługiwała na miano najlepszej córki na świecie, ale jej ojciec nie zasługiwał na miano najlepszego ojca. On kochał tylko i wyłącznie swoją pracę, pozycję i władzę, którą mu dawała. Liczyło się dla niego tylko dobre imię, a w tym wszystkim przeszkadzała mu tylko córka, która była niczym kula u nogi. Ciągnęła go na dno, a on nie mógł sobie na to pozwolić. Odsunął ją od siebie tak bardzo jak mógł, co miesiąc zasilał jej konto cholernie wysokimi przelewami, wynajął apartament i opłacał każde jej zachcianki. Warunek był prosty, miała być grzeczna, ale nie potrafiła usiedzieć na dupie. Chodziła na imprezy, wdawała się w bójki, przeginała z alkoholem i narkotykami o czym nie wiedział stary Maddox. Bo niby skąd miał wiedzieć skoro się nie interesował?
Kiedy zachowanie Ash zaczynało się coraz bardziej wymykać spod kontroli w końcu zareagował. Ostrzegał ją, że jeszcze jeden numer, a cała zabawa się skończy, nie posłuchała i niespełna pół roku temu pojawiła się w jego gabinecie. Wtedy poznała swojego ochroniarza, młody typ, który dopiero zaczynał swoją karierę. Niestety długo nie zabawił w jej życiu, wystarczyły jej dwa tygodnie i wrodzony urok osobisty. Poderwała gościa, skończyli w łóżku i tyle go było. Potem pojawił się kolejny, zdecydowanie starszy, ale po miesiącu stwierdził, że nie będzie pilnował gówniary, która pakuje się w takie kłopoty, z których ledwo ja wyciągał. Trzeciego nie pamiętała za bardzo, był raczej jak taka postać bez twarzy i imienia, serio. Jakoś nie wyrył się w jej pamięci, nawet nie pamięta czym go pogoniła.
Nie była zaskoczona kiedy dzisiejszego ranka jej telefon zadzwonił, a po odebraniu go usłyszała zimny ton ojca, który kazał jej się wstawić jego gabinecie. Ciemnowłosa jak to ona, była spóźnioną, wczorajszego dnia była na imprezie, z której nie pamiętała wiele, ale mocny kac i malinki na szyi sugerowały, że impreza była naprawdę niezła. Ogarnęła się jakby wyglądać jak człowiek, po niemal godzinie pojawiła się w gabinecie nie bawiąc się w pukanie czy inne kulturalne przywitania.
— Dla kogo dobry dla tego dobry. — mruknęła nawet na niego nie patrząc. Jej wyraz twarzy, postawa i nastawienie sugerowały, że nie była zadowolona z tego wszystkiego. Swój wzrok nawiesiła na ojcu, który patrzył na nią chłodno i bez krztyny ciepłego uczucia. Pokręciła tylko głową i parsknęła cicho. W końcu zaszczyciła swojego nowego ochroniarza spojrzeniem. Perfidnie mierzyła go swoim spojrzeniem, powoli oczami wodziła po jego twarzy, ramionach, klatce piersiowej, a potem niżej i niżej.
Kurwa, niezły jest.
Była babą, która miała słabość to przystojniaków i już teraz wiedziała, że zanim pożegna się z nim na dobre to fajnie będzie połączyć przyjemne z pożytecznym. Aż sama uśmiechnęła się do swoich myśli.
— Słuchaj, nie mam za bardzo czasu na przyjemne dyskusje. Sprawa jest prosta, nie wchodzisz mi w drogę, nie odzywasz się i udajesz, że Cię nie ma, jasne? — zapytała unosząc brew w górę.
— Z resztą spokojnie, daje Ci góra dwa tygodnie i jak szybko się pojawiłeś tak szybko znikniesz. Mam nadzieję, że nie przywiążesz się za bardzo do tej pracy. — wzruszyła delikatnie ramionami dopiero teraz patrząc mu w oczy. Nie bała się, niemal emanowała pewnością siebie i złośliwością.
Nie bez powodu Ashley Maddox nazywana była diabłem w czystej postaci. W tym momencie jej nowy ochroniarz podpisał pakt z diabłem. Zabawę czas zacząć.
Rhysand Miller
i wanna be where people are
32 lata 180 cm prezes firmy ochroniarskiej
Awatar użytkownika

Be extremely subtle, even to the point of formlessness. Be extremely mysterious, even to the point of soundlessness. Thereby you can be the director of the opponent's fate.

something about me
by rollercoaster_bitch

Nie bał się wyzwań, od małego go uczono, że powinien stawić im czoła z wysoko podniesioną głową; a kiedy upadasz to powinieneś wstać, otrzepać kolana i pójść dalej. Rhysand miał surowe wychowanie, które spowodowało, że teraz był takim a nie innym mężczyzną, stawiającym swoją pracę ponad nawet własne dobro.

Taka dziewczyna jak Maddox nie stanie mu na drodze do kariery i fotela prezesa, które na niego czekało; wiedział, że objęcie tego stanowiska było tylko i wyłącznie kwestią czasu a Rhysand nie powinien nawalić w żaden sposób. Postanowił dać z siebie wszystko nawet gdyby miał wyrzec się swojego dotychczasowego życia.

Może w ten sposób zagłuszy swoje wyrzuty sumienia?

Tak jak ona, tak on odpowiadał tym samym, badającym spojrzeniem od czubka głowy, przez jej ładną twarz, zgrabne ciało do jej nóg; sam był facetem, który lubił sobie popatrzeć. Zawsze jednak przywdziewał maskę ochroniarza nie przejmując się najczęściej co takiego gadała jego nowa podopieczna.

Zatrudnił go jej ojciec i to jemu w tym momencie podlegał, mógł jedynie przystać na pewne warunki, które także mu odpowiadały.

A coś przeczuwał, że trzymanie się od niej na bezpieczną odległość jemu także dobrze zrobi.

Jak sobie panienka życzy — kącik jego ust drgnął lekko kiedy ich spojrzenia się na moment spotkały; to tak jakby doszło do delikatnego spięcia; dziwnego dreszczu przebiegającego po kręgosłupie. Wiedział, że i tak będzie mówił swoje i prawił jej morały kiedy będzie miał na to ochotę, może i przywdziewał maskę ochroniarza, ale kiedy ktoś robił coś głupiego to nie mógł stać z boku i patrzeć.

Nie tak został wychowany.

Jeszcze jakieś wytyczne? — jego głos pozostał beznamiętny, ale spojrzenie mówiło, że jeśli się mu przeciwstawi to prędzej czy później tego pożałuje; nie miał zamiaru owijać w bawełnę w tych kwestiach, ale to co miał powiedzieć jej zostanie tylko i wyłącznie między nimi. Jego uśmiech rozszerzył się na jej kolejne słowa, zmrużył lekko oczy.

Nie moja wina panienko, że miałaś wcześniej niekompetentnych ochroniarzy — dodał jeszcze przesuwając spojrzenie z jej twarzy na twarz jej ojca, który podczas ich krótkiej rozmowy zajmował się czymś innym, nie swoją córką.

Zacisnął mocniej zęby czując jak napina się jego szczęka — widział w swoim życiu wielu ojców, ale takiego który nie zwracał uwagi na swoją córkę widział chyba pierwszy raz w życiu.

Ash Maddox
into the unknown
23 lata 168 cm influencerka
Awatar użytkownika

imprezowiczka, która chyba za bardzo polubiła swojego ochroniarza

something about me
by izzy. | dc: ta_fiona

Chociaż miała niespełna 168 cm wzrostu to była chodzącym kłopotem i problemem. Uparcie twierdziła, że ona nie szuka problemów tylko one znajdują ją same. Była takim typem dziewczyny, która nie pozwalała sobie wejść na głowę, z wielką chęcią i uśmiechem na ustach brała udział w różnego rodzaju pyskówkach i nikomu nie pozwalała zrównać się z ziemią. Jej życie to pasmo niekończących się przygód i nikt nie potrafił dotrzymać jej kroku. Chociaż nie raz i nie dwa pakowała się w takie kłopoty, z których zwykły śmiertelnik nie uszedł by cało nie potrafiła wyciągać z tego lekcji a tym bardziej pokory. Lubiła swoje życie, takim jakim było obecnie, bez ochroniarza przy jej boku. Nawet jeśli jest tak bardzo przystojny i pociągający jak mężczyzna stojący w gabinecie jej ojca.
Nigdy nie miała zbyt dobrego instynktu jeśli chodzi o ludzi, ale w tym wypadku wiedziała, że trafił jej się ciężki orzech do zgryzienia. Nie byłaby jednak sobą gdyby tak łatwo odpuściła, ona nigdy tego nie robiła i miała zamiar mu pokazać gdzie jest jego miejsce.
— O tak, cała lista, ale to raczej kiedy zostaniemy sami. — odpowiedziała spoglądając na niego swoimi wielkimi oczami, w których dostrzec mógł wesoło tańczące ogniki, które zwiastowały tylko i wyłącznie kłopoty. Czyli to co lubiła najbardziej.
— Uważasz się za tego kompetentnego? Pogadamy za dwa tygodnie. — dodała puszczając mu zaczepne oczko, nie zwracając na niego uwagi ominęła go i stanęła tuż przed biurkiem swojego ojca, który siedział nad jakimiś mało ważnymi dla niej dokumentami.
— Naprawdę uważasz, że ten olbrzym to dobry pomysł? Świetnie radzę sobie sama. — ton jej głosu nie był ani trochę miły. Może tak nie powinna się odzywać córka do ojca, ale ona od dawna traktuje go tylko jako człowieka, który ją stworzył i daje kasę. Nawet nie pamięta kiedy ostatni raz zwróciła się do niego słowami tato, było to smutne, nawet bardzo.
Stary Maddox podniósł głowę, odłożył trzymaną w rękach kartkę na blat ciemnego biurka i sięgnął do szuflady, otworzył ją i wyciągnął z niej gazetę, o dziwo dzisiejszą i rzucił ją na blat tuż przed nią.
— A jak nazwiesz to? — zapytał chłodno unosząc brwi w górę, zimnym spojrzeniem spoglądał na córkę, a Ashley chwyciła gazetę w dłoń. Na pierwszej stronie było jej zdjęcie, jak szła z jakąś koleżanką w sukience, która więcej odsłaniała niż zasłaniała i każdy głupi dostrzegłby w jakim stanie znajdują się młode dziewczyny.
— No cóż...impreza delikatnie wymknęła się spod kontroli. Z resztą nie rozumiem o co Ci chodzi. — wzruszyła delikatnie ramionami robiąc dość obojętną minę. Te słowa wystarczyły, aby w mężczyźnie krew zaczęła się gotować, całe szczęście, że nie byli w kreskówce, bo wtedy na pewno z jego uszów leciałaby para i dałoby się usłyszeć dźwięk czajnika.
— Nie rób ze mnie głupka, Ashley. Doskonale wiesz o co mi chodzi. Mam własną firmę, jestem przedsiębiorcą i biznesmenem. Nie mogę pozwolić sobie na to abyś Ty niszczyła moje nazwisko. — jego głos był zimny, a spojrzenie, gdyby mogło zabijać to dziewczyna leżałaby już trupem na ziemi. Ciemnowłosa zacisnęła swoje dłonie w pieści, ale milczała. Czuła jak ciśnienie jej rośnie.
— Skoro zachowujesz się jak dziecko to tak właśnie będę Cię traktował. Nie szanujesz przestrzeni, którą Ci dałem ani zaufania, którym Cię obdarzyłem. Nie ma dyskusji. — ton jego głosu nie znosił sprzeciwów, a jego mina utwierdzała dziewczynę w tym, że sobie nie żartował. Poza tym halo! Jej ojciec był fatalny w dowcipach, nie umiał żartować.
Patrzyła na niego kilka długich sekund, czuła jak policzki robią się jej czerwone ze wściekłości, dlatego odwróciła się tyłem do niego. Nazwisko, najważniejsze w tym wszystkim było jego nazwisko, o które dbał bardziej niż o swoją własną córkę.
— A teraz Was żegnam, mam spotkanie, samochód stoi na dole. — nie skupiała się nad tym co mówił jej ojciec, swoje spojrzenie przeniosła na Millera. Przez sekundę w jej oczach można było dostrzec ból tak bardzo wielki, ale kilka sekund później zniknął za jej pewnością siebie.
— Witamy w wariatkowie. — tym razem swoje słowa rzuciła do nowego ochroniarza uśmiechając się tak obrzydliwie słodko, że ktoś chorujący na cukrzycę upadłby na sam jej widok.
Rhysand Miller
i wanna be where people are
32 lata 180 cm prezes firmy ochroniarskiej
Awatar użytkownika

Be extremely subtle, even to the point of formlessness. Be extremely mysterious, even to the point of soundlessness. Thereby you can be the director of the opponent's fate.

something about me
by rollercoaster_bitch

Był skory podnieść rzuconą mu rękawicę, nie sądził że dziewczyna była w stanie go wyprowadzić z równowagi zbyt szybko, Rhysand był uparty a jeśli chodziło o pracę to traktował ją poważnie. Nie lubił kiedy ktoś mu się przeciwstawiał, ale wiedział, że dziewczyna będzie próbowała swoich sztuczek także na nim. Jej ojciec ostrzegł go co się stało z poprzednimi ochroniarzami a Miller nie chciał podzielić ich losu. Zresztą był zbyt dobry w tym, żeby tak po prostu ulec jej urokowi osobistemu, dla niego była młodą dziewczyną, która potrzebowała ochrony przez to czym się zajmował jej ojciec, potrzebowała także kogoś kto będzie pilnował, żeby ta nie pakowała się w kłopoty. Wiedział, że ta praca spowoduje, że jego firma ochroniarska, którą miał odziedziczyć po ojcu będzie miała dobrą renomę a na tym mu najbardziej w tym momencie zależało.

Dzielnie spierał się z nią spojrzeniem nie spuszczając ani trochę z tonu, tylko momentami kącik jego ust drgnął lekko kiedy widział jej zachowanie wobec niego. Nie robiła na nim żadnego większego znaczenia, nawet gdy miał wrażenie, że będzie sprawować więcej kłopotów niż jego dotychczasowe podopieczne. Nawet z taką pyskatą gówniarą jak ona sobie poradzi i prędzej czy później dziewczyna będzie żałowała, że ten jest jej ochroniarzem. — Jak sobie życzysz, ale uważam że za dwa tygodnie będziesz błagała, żebym przestał być Twoim ochroniarzem — rzucił w jej stronę z przekąsem, wiedząc, że tak nie powinien się odzywać do swojej podopiecznej i to jeszcze przy jej ojcu, ten jednak był zbyt zajęty papierami, które miał na swoim biurku, żeby przysłuchiwać się ich rozmowie.

Prychnął delikatnie na jej określenie olbrzyma, wprawdzie górował nad nią wzrostem i także dbał o siebie chodząc regularnie na siłownię co w jego zawodzie było bardzo ważne. Kondycja była ważna jak i reakcja na wszelkie sytuacje, czujność którą Rhysand zachowywał w każdej sytuacji. Bez zmrużenia oka patrzył na rozgrywającą się przed nim scenę między ojcem a córką, chociaż nie wiedział czy ojciec było dobrym określeniem dla tego człowieka siedzącego za biurkiem. Był oschły i stanowczy zwłaszcza wobec swojej córki; widział zmianę w jego zachowaniu kiedy tylko na nią spoglądał. Miller był dobrym obserwatorem, więc bez problemu zauważył także moment w którym dziewczyna poczuła się dotknięta słowami swojego ojca.
Czy jej współczuł?

Możliwe, że tak. Nie raz jednak był świadkiem surowego wychowania przez rodziców co w jego pracy było dość popularne, zwłaszcza że zazwyczaj jego klientami byli ludzie, którzy chcieli dbać o bezpieczeństwo swoich córek. Tutaj chodziło bardziej o nazwisko niż o bezpieczeństwo o czym Rhysand sobie przed chwilą zdał sprawę. Jego spojrzenie po chwili skrzyżowało się ze spojrzeniem dziewczyny, stojąc w gabinecie ze skrzyżowanymi rękoma za swoimi plecami nie mogła zobaczyć jak ten zaciska je w pięści.

Czy życzysz sobie, żebym Cię gdzieś zawiózł, panienko? — wyrzekł po chwili ignorując jej przytyk o wariatkowie. Zrobił parę kroków w stronę drzwi prowadzących na korytarz, żeby otworzyć je i przepuścić młodą Maddox w drzwiach.

Ash Maddox
into the unknown
23 lata 168 cm influencerka
Awatar użytkownika

imprezowiczka, która chyba za bardzo polubiła swojego ochroniarza

something about me
by izzy. | dc: ta_fiona

Lubiła wyzwania, szczególnie takie trudne jakim na pierwszy rzut oka wydawał jej się Rhysand. Była dziewczyną, która nie cierpiała nudy, w jej życiu towarzyskim działo się tak wiele, a przygód wciąż jej było mało, tak jakby nie potrafiła znaleźć w tym wszystkim umiaru. Czy bała się tego, że obecność nowego ochroniarza zaburzy jej kolorowe życie? Oczywiście, że nie, była na tyle kreatywną dziewczyną, że bez problemu mogłaby się go pozbyć. Miała w tym wprawę, nawet bardzo wielką. Zdawała sobie sprawę z tego, że nie należy on do gatunku „wielkie mięśnie mały mózg”, że nie tak łatwo będzie go podejść. Będzie musiała wspiąć się na wyżyny swoich niecnych planów aby chociaż raz wyjść z domu bez ogona przy nodze.
Parsknęła głośno śmiechem na jego słowa, ta pewność siebie, którą emanował była nawet podniecająca. Ciemnowłosa kolejny raz tego dnia bezczelnie zmierzyła go swoim oceniającym spojrzeniem, tak jakby starała się ocenić czy faktycznie będzie go o to błagać.
— Podoba mi się ta Twoja pewność siebie, jest nawet podniecająca. — odezwała się spoglądając na niego, a na jej twarzy pojawił się zadziorny uśmiech. Ona nigdy nie błagała, zawsze dostawała to czego chciała i nikt nigdy jej niczego nie odmawiał. A błagać to będzie on o litość kiedy ich mała gra i zabawa się zacznie. Z Ash nie warto było zadzierać, była jak mała podstępna drzazga, która boleśnie wbijała się w palec i ciężko było się jej pozbyć.
Stary Maddox był fatalnym ojcem, był też fatalnym szefem, który czasem wymagał od swoich podwładnych niemożliwego, miał pełno minusów, ale jeden wielki plus wynagradzał wszystko…wypłata. Jak na biznesmena, który dba o swoje interesy bardziej niż o córkę to był hojnym człowiekiem, cholernie hojnym, tak jakby pieniądze rosły na drzewach. Pod tym względem nikt nie mógł na niego narzekać. I chyba to samo myślenie obrał w kierunku wychowywania swojej jedynej córki, owocu niegdyś pięknej miłości. Maddox miał płytkie myślenie, że wszystkie problemy jakie ma z córką rozwiążą pieniądze, samochody, prezenty czy ochroniarz.
Prawda jest taka, że Rhys został zatrudniony nie do pilnowania jej bezpieczeństwa, a raczej do pilnowania tego aby Ashley nie przyniosła ojcu jeszcze więcej wstydu niż dotychczas. Miał być jej nianią, która nie dopuści do tego, że dziewczyna zrobi jakiś bałagan, a nawet jeśli jej się to uda jego zadaniem jest posprzątanie tego tak aby nikt się nie dowiedział. Pan Maddox lubił tylko dobrą prasę.
Kiedy mężczyzna skierował się do drzwi i otworzył ją przed nią Ashley ruszyła się z miejsca, wyszła z gabinetu nie spoglądając na zapracowanego ojca i nie uraczając go żadnymi słowami na pożegnanie.
— Co do tego to.. — rzekła zatrzymując się tuż obok windy, nacisnęła guzik i odwróciła się przodem do swojego nowego ochroniarza.
— Mam dla Ciebie propozycję, ojciec pewnie podstawił nam fajny samochód. Możesz go zabrać, wybrać się na wycieczkę, poderwać jakąś blacharę czy zrobić zakupy swojej sąsiadce. Nie obchodzi mnie to. — wzruszyła delikatnie ramionami, poprawiła złoty łańcuszek torebki, którą miała na ramieniu.
— Masz wolny dzień, dwa, nawet tydzień. Jak będzie dzwonił mój ojciec powiesz, że jesteśmy na zakupach, w jakiejś restauracji, a potem zawiozłeś mnie do domu. Wyglądasz na bystrego faceta, coś wymyślisz. Chociaż znając jego to nie zadzwoni prawie wcale. — patrzyła na jego twarz, w jego błękitne oczy. Zrobiła kilka kroków do przodu, zatrzymując się tuż przy nim, wystarczył minimalny kroczek aby swoim ciałem dotknęła tego jego.
— Ty zajmujesz się swoim życiem, ja swoim i każdy z Nas będzie zadowolony. Dostaniesz kasę za nic nierobienie, ja będę miała swoją wolność. Układ niemal doskonały. — musiała delikatnie zadrzeć głowę do góry aby lepiej widzieć jego twarz, swoją prawą dłoń oparła o jego klatkę piersiową bawiąc się jednym z guzików przy jego koszuli.
— Co ty na to? — zapytała z uśmiechem na ustach, ale jej ton zdradzał, że nie była to propozycja, którą może odrzucić. Zapytała go tylko z grzeczności, nie przyjmowała odmowy. W głębi duszy była niemal pewna, że się zgodzi. Poprzedniemu taki układ pasował, nawet bardzo.
Rhysand Miller
i wanna be where people are
ODPOWIEDZ