ODPOWIEDZ
19 lat 162 cm Studentka Juilliard School
Awatar użytkownika

Oh, you can't hear me cry
See my dreams all die
From where you're standing
On your own
It's so quiet here
And I feel so cold
This house no longer
Feels like home.

something about me
by Venethe

020.
look

Choć ostatecznie młodsza Sherman podjęła decyzję o wyprowadzce, uznając za właściwie jedynie poinformować matkę o swojej decyzji, która jak tylko dowiedziała się o tym całym b e z s e n s o w n y m pomyśle po raz kolejny zrobiła jej awanturę, koniec końców okrywając się zasłoną milczenia – czy jeszcze kogoś to dziwiło? – i nawet nie stawiała warunków, z którymi Cecilie jak w żadnej innej sytuacji potrafiłaby wygrać, tyle że wcześniej musiałyby p o r o z m a w i a ć.

A skoro Rose nie była skłonna poświęcić kilku minut własnej córce, ta wzięła sprawy w swoje ręce i spędzając czas - podczas tych wszystkich bezsennych nocy – ostatecznie wybrała pięć mieszkań, które w towarzystwie Nazaria postanowiła obejrzeć.

Plan sam w sobie doskonały, bezproblemowy, zwyczajny, taki który obiera tysiące dzieciaków w jej wieku kierując się możliwością ucieczki od nadopiekuńczych rodziców a także zachłyśniętych tą całą wizją samodzielności i niezależności, które w przypadku Cece stały się sprawą priorytetową – nadrzędnym celem, którym zamierzała się kierować i bez względu na okoliczności postanowiła w szybkim czasie znaleźć swoje wymarzone miejsce do życia.

I o ile w jej głowie wszystko zdawało się układać w idealną całość, bajeczną historię o dorosłym życiu, tak doprawdy... rzeczywistość dopadła ją jak zwykle - mogłaby się w końcu przyzwyczaić - w nieprzewidywalny sposób, rzucając kłody, tym razem w postaci kolejnego ale wypowiadanego przy każdej nadarzającej się okazji przez d’Ursi. W pewnym momencie zaczęła żałować, że go ze sobą zabrała – właściwie to on ją woził – bo poza tym, że potwornie marudził to jeszcze był niezbyt przyjemny dla jednego z właścicieli mieszkania mieszczącego się w Queens.

Mieszkania, które miało odpowiednią cenę, metraż, wyglądało na czyste, schludne i nawet ten cały Josh, który miał być jej współlokatorem okazał się całkiem miłym, akceptowalnym pod wieloma względami – wizualnymi również – młodym człowiekiem studiującym prawo; oczywiście nic więcej nie zdążyła zarejestrować, bo zanim cokolwiek powiedziała Nazario już ciągnął ją za rękę do wyjścia, stwierdzając, że ten cały studenciak jest podejrzany a mieszkanie technicznie źle wykończone.

W związku z tym Cecilie nie odzywała się przez większość drogi, bo właściwie niewiele miała do powiedzenia poza kilkoma mniej przyzwoitymi określeniami cisnącymi jej się na usta. Była oficjalnie o b r a ż o n a, następnie oburzona, potem urażona i na sam koniec wysiadając z jego samochodu trzasnęła ostentacyjnie - demonstracyjnie wręcz - drzwiami jakby tym śmiałym gestem chciała udowodnić swoją dojrzałość. – Możesz mi podać jeden r a c j o n a l n y powód, dla którego posiadanie współlokatora jest czymś złym? Przypominam Ci, że jestem studentką i większość moich znajomych z uczelni wynajmuje z kimś mieszkanie. Poza tym co było nie tak z tymi wszystkimi mieszkaniami, poza tym, że w pierwszym nie podobał Ci się kolor armatury w łazience? – na jej twarzy pojawił się grymas niezadowolenia, ale w dalszym ciągu starała się być spokojna. Splotła dłonie na wysokości piersi tkwiąc na środku chodnika z niezwykle bojową miną i jednocześnie zaczynała wątpić w to, że dzisiejszego dnia miała znaleźć idealne mieszkanie. Idealne, czyli takie które spełniłoby wygórowane oczekiwania mężczyzny.

– To jest ostatnie mieszkanie. Ja jestem już głodna i zmęczona a co za tym idzie coraz bardziej poirytowana. Jeżeli w przeciągu godziny nie podpiszę umowy obiecuję, że dzisiejszego dnia poznasz moją siostrę bliźniaczkę, która ujawnia się tylko w takich sytuacjach. I przysięgam nie chcesz tego - i gdyby nie była zdenerwowana prawdopodobnie nawet by się zaśmiała, uznając swój słowotok za wyjątkowo zabawny, tyle że istniał pewien dziwaczny, nieracjonalny wręcz fakt, którego istnienie nie miało znaczenia do czasu, gdy Cecilie Sherman nie zaczynała być potwornie głodna. Bo o ile najedzona funkcjonowała w pełni szczęścia i radości, tak w przypadku, gdy jej brzuch dopominał się odpowiedniej dawki węglowodanów zaczynała być niezwykle uciążliwa, na tyle na ile pozwalały jej możliwości. – Idziemy i błagam Cię doszukujemy się tylko prawdziwych usterek. Dla mnie nie ma większego znaczenia kolor ścian albo fakt posiadania trzech łazienek. Wystarczy mi jedna, w której będę mogła wziąć wieczorem prysznic a rano umyć zęby – mogłaby zacząć się modlić albo po prostu błagać jakiekolwiek bóstwo o odrobinę litości, ale nie miała już na to absolutnie ochoty więc w dalszej części tej nieszczęsnej wycieczki trzymała Nazario za rękę a później przekraczając próg ostatniego mieszkania w asyście posiadającej za krótką spódnicę i zbyt wyzywający dekolt pośredniczki nieruchomości westchnęła jedynie, jak gdyby zupełnie zrezygnowana.

– I co sądzisz? – rzuciła bardziej do siebie niż do niego w rzeczywistości nie decydując się spojrzeć na jego twarz, angażując całe – pozostałe – siły na wsłuchiwanie się w pełen urokliwych obietnic słowotok kobiety, która niezwykle gładko oraz rzeczowo przedstawiała główne zalety całego tego mieszkania.

Ale czy to wystarczyło, żeby i Pan Maruda przekonał się do tego miejsca?

Nazario d'Ursi
love is in the air
30 lat 189 cm architekt
Awatar użytkownika

You don't have to say you love me, you don't have to say you're mine; just let me adore you

something about me
by dc: manul

7.
look Cecilie Sherman

Chwilami myśląc o tamtym wieczorze, kiedy mając odpocząć i odprężyć się najpierw na operze w the MET a potem na kolacji — którą zjedli idealnie o północy — doszło ostatecznie między nimi do kłótni, pierwszej kłótni, miał wrażenie jakby minęło od tamtej pory o wiele więcej jak w rzeczywistości czasu, żeby innym razem mierzyć się z nieprzyjemnym uczuciem, jakby dopiero co pokłócili się i pogodzili. I chociaż wszystko było obecnie w porządku — a przynajmniej bardziej jak zanim doszło do tego, że naprawdę otworzyli się przed sobą wzajemnie i opowiedzieli o tym wszystkim, co sprawiało, że nie mogli i nie umieli zachowywać się inaczej — i mimo że rozumiał, starał się rozumieć, dlaczego Cecilie nie chciała z rodzinnego domu wprowadzać się prosto do niego, nie był najbardziej zadowolony z widzianej już w wyobraźni i malującą się w wyjątkowo szarych, ciemnych barwach wizji mieszkającej jej w małym i ciasnym mieszkanku w przeludnionej, północnej części Queens albo — o zgrozo! — w wciąż niezrewitalizowanych, niezgentryfikowanych sąsiedztwach na południu Bronxu, w których i tak i tak będzie musiała płacić za wysoki — jak na tak niski standard — czynsz i jeszcze zacząć martwić się o dojazd do the Juilliard i na Dolny Manhattan do 1 WTC, który mijał codziennie idąc na plac budowy sąsiedniego budynku 2 WTC. Dojazd, który zabierze jej, w najlepszym wypadku, dwie godziny. Dwie godziny, które mogłaby poświęcić na coś innego zupełnie i nie myślał tylko o tym, żeby miała spędzić go z nim — chociaż skłamałby też mówiąc, że kompletnie o tym nie martwił — ale przede wszystkim, że straci godziny, które mogła przeznaczać na naukę, ćwiczenie kompozycji i gry albo odpoczynek. Odpoczynek, którego potrzebowała teraz miał wrażenie, że o wiele bardziej jak kiedykolwiek wcześniej. I właśnie tak wyglądała powtarzająca się codziennie gonitwa myśli rozpędzająca się coraz szybciej, której chwilami miał wrażenie, nie może opanować i uspokoić tak, jak miał nadzieję uspokoić i wymazać z głowy te nieprzyjemne wizje mieszkań przypominających bardziej klatki, z których do jednego miałaby się wprowadzić.

I o ile pierwsze mieszkania musiała skreślić ze swojej i tak króciuśkiej listy adresów z powodu realnych problemów, które wyjaśniał Cecilie cierpliwie tłumacząc chociażby, dlaczego obecnie nie układa się przewodów elektrycznych zaraz obok rur doprowadzających gaz — co było powszechnie spotykaną praktyką jeszcze w początkach XX wieku — o tyle nie mógł, czy raczej nie chciał, równie jasno i obrazowo wytłumaczyć dlaczego zabrał ją z całkiem niezłego z nienajwyższą opłatą mieszkania w Queens, w którym nie byłaby całkiem sama — a więc czynsz i inne koszty utrzymania rozchodziłyby się po połowie — i miałaby współlokatora. Właśnie... Nie a jego. Młody i wygadany — wyglądający też dobrze, za dobrze, chociaż powoli już przesadzał z umięśnieniem rzeźbionym z pomocą najpewniej sterydów — student prawa, o czym w trwającej niepełne sześć minut rozmowie zdążył, przede wszystkim Cecilie, przypomnieć kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt razy... Nie podobał się Nazariowi wybitnie.

Wysiadł zaraz za nią; odruchowo zacisnął mocno szczęki i zamknął oczy w momencie, kiedy trzasnęła drzwiami. Nabrał głęboko oddech — jeden i następne kilka — i zanim mogłaby rozwinąć się bardziej jeszcze zarzucając, bóg jeden wie co Nazariowi, ten nie zastanawiając się szczególnie wiele rzucił:

Mocniej się nie da? Dawaj, ja bym popróbował mocniej, Cici – i pewnie nie zakładał nawet, żeby miała podejść z powrotem i rzeczywiście trzasnąć drzwiami, ale mocniej i głośniej tak, jak przecież zachęcał ją na potwierdzenie swoich słów kiwając dodatkowo głową. – I nie chodziło o kolor, Cecilie! To były rury z aluminium. Wiesz, co się dzieje z aluminium pod wpływem ciepła? A dodaj do tego ciśnienie z jakim musi płynąć woda i jej masę – przerwał i wpatrzył się w nią, żeby kiedy ruszyła znów w stronę wejścia do budynku — ten przynajmniej nie był podupadłą kamienicą z początku ubiegłego wieku — powiedzieć bardziej jak do niej, do siebie, bo musiał też w jakiś sposób, a nie chciał na Cecilie, wyładować swoje emocje z zazdrością na czele. – Po co ja się odzywam? Przecież wiadomo, że pewnie weźmiesz tę zapadłą dziurę z panem „wkrótce-będę-prawnikiem-bo-jestem-studentem-prawa”. Przecież „posiadanie współlokatora nie jest czymś złym”... Nic nie mówiłem – dodał, kiedy tylko odwróciła się rzucając spojrzenie, które gdyby mogło zabijać najpewniej już byłby martwy. – O to świetnie, bo też jestem głodny i zaczęła boleć mnie głowa. To pewnie od tego trzaskania drzwiami, dlatego nie będę ryzykować i nie powiem, że mógłbym chcieć zapoznać się z tą bliźniaczką. Nooo... Nie ociągaj się i chodź już – dodał całując ją w czoło w momencie, kiedy najmniej się tego spodziewała; miał nadzieję, że może przynajmniej trochę zetrze ten niesmak jaki musiała poczuć, kiedy zaczął protestować — nie oglądając się na pana „studiuje-prawo-od-dwóch-lat” i to, co mógłby pomyśleć — przeciw jej wprowadzaniu się do tamtego mieszkania w Queens; swoją drogą z beznadziejnym dojazdem do szkoły nie wspominając o pracy i o czym zapomniał jej powiedzieć a co mogłoby przemawiać na jego korzyść.

Skinął jedynie głową w odpowiedzi, żeby ledwie przywitała ich pani „za-krótka-spódnica” z agencji nieruchomości, wyminąć kobietę i zacząć oglądać łazienkę, podczas gdy Cecilie razem z agentką bardziej zwiedzała jak sprawdzała pokoje. Z łazienki przeszedł do kuchni i kiedy tam wszystko zdawało się być w porządku — względnie — znalazł jeszcze skrzynki rozdzielcze, żeby dojść do nich w jednej z dwóch niewielkich, ale widnych i, co najważniejsze, ustawnych sypialni nie słuchając co mówiła pani „obciskająca-za-mocno-biust-śmieszna-ale-od-projektanta-bluzka” nachylił się do Cecilie i na ucho powiedział:

Możesz zacząć negocjować czynsz. Niech zejdzie o dwieście albo trzysta dolarów, bo w kuchni przecieka kran. Ja ci to ogarnę w kilka minut. Wystarczy jak wymienię uszczelki. A ona to raczej nie będzie wiedziała o co chodzi – dodał spoglądając na nie przestającą wychwalać mieszkania kobietę tak, jakby patrzył na kupę nieszczęść; dobrze, że nikt taki nie pracował w jego czy ojca firmie.

love is in the air
19 lat 162 cm Studentka Juilliard School
Awatar użytkownika

Oh, you can't hear me cry
See my dreams all die
From where you're standing
On your own
It's so quiet here
And I feel so cold
This house no longer
Feels like home.

something about me
by Venethe

W obecnej sytuacji, niewiele było potrzeba, aby Cecilie Sherman ujawniła swoją głęboko skrywaną naturę, o której istnieniu wygodnie zapomniała a tym bardziej nie zdawała sobie sprawy z tego, że posiadała w sobie takie pokłady siły, którymi potrafiła w niezwykle umiejętny sposób wyprowadzić z równowagi nawet najbardziej spokojną, pokorną oraz zrównoważoną osobę. I o ile w normalnych okolicznościach zapewne starałaby się załagodzić sytuację, przeprosić, zatrzeć złe wrażenie po chwilowej utracie kontroli tym razem jednak nie zamierzała zrobić nic więcej poza wydawać się mogło cichym, niby do siebie, wypowiedzianym zdaniem, – nie mam zamiaru dyskutować – które zwieńczyła demonstracyjnym westchnięciem i dla poparcia własnych słów odwróciła się zupełnie zapominając komu zawdzięczała podwózkę oraz p o m o c.

Ostatecznie, jakby trafiona piorunem zawróciła do tego nieszczęsnego samochodu i jak gdyby nigdy nic, zgodnie z tym czego Nazario oczekiwał trzasnęła drzwiami – tymi od jego strony – udowadniając po raz kolejny swoją dojrzałość, o którą z taką zaciętością walczyła. – Zadowolony? – uśmiechnęła się (nie)szczerze, jakby sam diabelski pomiot skrył się za tym niewinnie wyglądającym licem, które jak zwykle okalały dwa wyraźnie odznaczające się rumieńce.

– No co się niby dzieje? Woda zmienia kolor? No dalej, powymądrzaj się trochę. Wiadomo, że Ty wiesz najlepiej a ja na niczym zupełnie się nie znam – właściwie to powinna była zakończyć tę bezcelową dyskusję, ale z jakiejś niewytłumaczalnej przyczyny jedyne na co mogła się zdobyć, poza kolejnym ciężkim westchnieniem to wzniesienie dłoni nad głową; coś co miało przypominać całkowitą kapitulację.

Ale tylko wyglądało, bo w założeniu faktycznie zamierzała się uspokoić, tylko jakimś niespotykanym sposobem, ilekroć łapała oddech albo próbowała nie odpowiadać niespokojny głos w głowie podpowiadał, że powinna jak nigdy, tak dzisiaj wyrazić głośno i dosadnie wszystko to co przyszło jej na myśl. Nie znajdując więc żadnego logicznego uzasadnienia dla przerwania tej a b s u r d a l n e j słownej przepychanki znowu przystanęła odliczając w głowie do dziesięciu i ostatecznie gubiąc się gdzieś w połowie zacisnęła dłonie w pięści. – Zdecyduj się czy chodzi o przyszłego pana prawnika, który w przeciwieństwie do Ciebie starał się być miły czy faktycznie o to, że tamto mieszkanie znajdowało się na końcu świata. Albo po prostu przyznaj, że jesteś zazdrosny i będzie po problemie - wyraźnie się skrzywiła. Było coś niebywale fascynującego w tym, że zwykłe wyzwanie jakim był wybór mieszkania przeistoczyło się w prawdziwą walkę a wszystko za sprawą głodu oraz zmęczenia, które z każdą upływającą sekundą potęgowały wprawiając Cecilie w jeszcze gorszy nastrój, frustrację i prawdziwą emocjonalną huśtawkę, z której zdecydowałaby się zeskoczyć jedynie wtedy, gdy przed nią znalazłby się talerz pełen pyszności najlepiej z restauracji cioci Rosity.

– No nie wierzę! Ty jesteś głodny? Myślisz, że nie widziałam, jak podjadałeś orzeszki w czasie, kiedy ja dyskutowałam z tym uprzejmym jak to t r a f n i e określiłeś „panem wkrótce-będę-prawnikiem-bo-jestem-studentem-prawa”. Jeszcze to mogłabym Ci wybaczyć, ale te orzeszki…Nie pomyślałeś o tym, że ja też miałam na nie ochotę? – właściwie w tym momencie powinna była się obrazić wyrażając to na dwadzieścia różnych sposobów, mniej czy bardziej demonstracyjnych, jak choćby tupiąc nogą albo nie odzywając się przez następne dziesięć minut – tej przyjemności nie mogła i nie zamierzała mu zafundować – tyle, że czas gonił a ona wciąż była osobą bez mieszkania oraz bez perspektyw – również tych życiowych – na znalezienie czegoś sensownego.

Okryła się więc zasłoną milczenia a biorąc pod uwagę, ten śmiały – miły – gest w postaci muśnięcia, który okazał się idealnym sposobem na odwrócenie jej uwagi nie potrafiła się nie uśmiechnąć, skrywając jednak twarz za włosami, bo nie zamierzała utwierdzać Pana Mądralińskiego w przekonaniu, że potrafił – niestety: p o t r a f i ł - w jakikolwiek sposób opanować jej złość a tym bardziej nie teraz gdy zmuszona była udawać obrażoną. I jednocześnie zaangażowaną w rozmowę z pośredniczką, której ekstrawagancki – czy w taki sposób można było nazwać coś co wyglądało jak ubiór zapewne zapożyczony od tych miłych pań z domu uciech? – strój, sprawiał że Cecilie nie mogła skupić wzroku na niczym innym jak – aż się zaczerwieniła – atakującym, wyeksponowanym i większym od jej głowie biuście tej wyrywnej i nie do przegadania kobiety, starającej się wcisnąć jej wszystko co miała do zaoferowania a Sherman zapewne kupiłaby od niej nawet lot na księżyc i to nie dlatego, że pragnęłaby znaleźć się daleko stąd ale przez strach, który odczuwała za każdym razem gdy podkreślone krwistą czerwienią usta agentki wyginały się w tym przerażającym uśmiechu Jokera.

– Kto n o r m a l n y i poczytalny zmusza się do chodzenia w takich butach? – absolutnie nie przejęła się tym co mówił do niej Nazario, bardziej zaoferowana szpilkami pośredniczki nieruchomości, która najwyraźniej jej nie usłyszała, bo wciąż zaangażowana była w zasypywanie Cecylie kolejnymi ciekawostkami na temat tego a p a r t a m e n t u – tak, w przeciągu pięciu minut mieszkanie przeobraziło się w apartament i to luksusowy (!). – Jakie negocjacje? Co negocjować?! Ja w życiu niczego nie negocjowałam. Nie licząc tych wszystkich wewnętrznych dyskusji z moim żołądkiem, który próbował mi udowodnić, że nie jestem w stanie zjeść kolejnej porcji deseru. A poza tym ja się jej boję. Jak chcesz to sam negocjuj, bo przecież i tak wiesz najlepiej! – i to na tyle byłoby z tej dorosłości, dojrzałości i wszystkiego w co wierzyła, starając się udowodnić nie tylko matce, ale innym, ważnym dla niej osobom, jak doskonale radziła sobie z przeciwnościami losu.

I może w istocie tak było - albo łudziła się, że panowała nad sytuacją - , a przynajmniej do dnia dzisiejszego, który zdecydowanie nie sprzyjał jakimkolwiek ambitnym planom Cecilie Sherman.

Nazario d'Ursi
love is in the air
30 lat 189 cm architekt
Awatar użytkownika

You don't have to say you love me, you don't have to say you're mine; just let me adore you

something about me
by dc: manul

Cecilie Sherman

No brawo! Brawo! – Skwitował rzeczywiście bijąc Cecilie brawo i kręcąc głową — chociaż miał świadomość, że może nie powinien skoro tak ochoczo wcielała w życie jego słowa — dopytywał z uśmiechem, bo mimo wszystko bawiła Nazaria ta zupełnie nieznana mu, nieokazana ani niezdradzana nawet w ułamkach chwil spędzanych w jej obecności, część jej chyba jedynie z pozoru jak się właśnie okazywało, delikatnej, żeby nie powiedzieć, że eterycznej, natury. – Jeszcze raz? Nie krępuj się i jeśli masz ochotę, to proszę bardzo. O nieee... Zmęczyłaś się? – dodał — dla kogoś nie mającego świadomości jak długo trwała już ta wojna na wyniszczenie milczeniem przerywanym od czasu do czasu kanonadą zdradzających oburzenie, ale przede wszystkim zniesmaczenie i zażenowanie prychnięć i westchnięć ze strony obojga — mogłoby się wydawać, że zatroskany.

Nie zakładał, że może dojść do chwili dzisiaj, w której mimo że zgadził się pomóc Cici, co uważał za całkowicie normalną i naturalną rzecz — tym bardziej przecież, że znał się na, nie jedynie architekturze, ale również budownictwie — i z czego nawet przez chwilę się cieszył, bo przynajmniej mógł zyskać pewność, że chociaż nie wprowadzała się do niego, zamieszka w przede wszystkim bezpiecznym miejscu z usprawnieniami i rozwiązaniami, dzięki którym nie będzie musiała wydawać przerażających kwot na opłaty za wodę i prąd albo dodatkowo gaz. Tymczasem... Miał dość, zwłaszcza że nie mówił tego wszystkiego chcąc pokazać jej jak bardzo się nie znała — bo wychodził z założenia, że nie musiała się znać na czymś, z czym nie miała styczności tak, jak on na co dzień — ale żeby wiedziała, dlaczego odradzał jej kolejne mieszkania a przy okazji dowiedziała się czegoś, co mogłoby się jej przydać i czym... On naprawdę się interesował. Zacisnął szczęki i miał nie odpowiadać na, był pewien, że zaczepkę, ale nie mógł znieść tego, co powiedziała a w głównej mierze chciał dowiedzieć się czy rzeczywiście tak właśnie uważała?

Nie, Cecilie. Nie chcę się jak powiedziałaś „powymądrzać”, bo o to nie chodzi tak, jak nie chodzi o to czy się znasz, czy nie. Nie musisz, bo od tego mnie z sobą zabrałaś, ale... – Zatrzymał się na moment, zawahał czy przyznawać, że chciał podzielić się z nią tym, co go pasjonowało tak, jak ją pasjonowała muzyka, ale też zaimponować chociaż troszeczkę posiadaną wiedzą; był jedynie facetem i niewiele różniło od innych, więc jeśli nadarzała się okazja, aby pokazać się jak najlepiej w oczach kobiety — tym bardziej takiej, na jakiej naprawdę mu mogło zależeć — musiał skorzystać. Tylko, że ostatecznie nie przyznał się Cecilie i tak, jak spodziewała się najpewniej zaczął się „wymądrzać”. – Aluminium jest wyjątkowo plastycznym metalem, więc chyba nie muszę tłumaczyć ci co może się stać, kiedy będzie non stop poddawane siłom napierającej wody i ciepłu? – Był pewien, że nie będzie musiał ciągnąć swojego wywodu, ale wszystkie znaki na ziemi i niebie — a zwłaszcza na twarzy Cecili — wskazywały, że będzie musiał. – Optymistyczny wariant to odkształcenie się co najwyżej, w rzeczywistym — popękają a woda albo co gorszego ścieki zaczną zalewać sąsiadów. I tak! Chodzi o pana „w-przyszłości-będę-bogiem-w-palestrze”... Był m i ł y dla ciebie, do mnie się nie odzywał nawet wtedy, kiedy starałem się jeszcze zachowywać się uprzejmie. Nie odpowiadał na najprostsze pytania a jeśli nie wiedział gdzie jest skrzynka z bezpiecznikami, to przepraszam amore, ale nie wiem kto by to ogarnął, gdyby wywaliło korki! – Rzucił — z czym nie czuł się najlepiej i już żałował tego, co nagadał w większości przez złość — wyprzedzając Cecilie, żeby po chwili zatrzymać się i kiedy tym razem to ona wyprzedzała jego, dorzucić — tak, jak chciała — łapiąc za rękę i chcąc zatrzymać dziewczynę:

I tak jestem zazdrosny! Soddisfatta? A orzeszki były tak stare, że tego zjełczałego posmaku nic nie zabije jeszcze przez resztę dnia! Się pan prawnik nie popisał gościnnością, a taki był miły... I ładny. Zastanów się lepiej dokąd stąd pojedziemy zjeść coś naprawdę dobrego – dodał i widząc jak Cecilie — przynajmniej chwilowo — kapitulowała, uśmiechając się zaczął zastanawiać czy gdyby pozwolił sobie na więcej i zamiast w czoło pocałowałby jej pełne i przyjemnie miękkie usta, to poddałaby się całkiem i może nawet na tyle, że dałaby się namówić, nakłonić do zamieszkania z nim? Miał świadomość, że to marzenie, które najpewniej jeszcze długo pozostanie niespełnionym, ale nie zamierzał niczego przyspieszyć tak długo przynajmniej, jak długo Cecilie nie poukłada wszystkiego w swoim nowym życiu.

Co? A to... To nie wiem – odpowiedział, kiedy Cecilie oderwała go od sprawdzania okien w sypialni. – I ona na normalną to mi nie wygląda – przyznał tak naprawdę pierwszy raz zatrzymując wzrok na kobiecie dłużej jak kilka sekund; dopiero teraz zwrócił uwagę na jej zdecydowanie niebędące dziełem natury piersi, w które spokojnie, gdyby wstawić szklankę, nie wypadłaby na podłogę, co uświadamiając sobie nie był pewien nawet czy bardziej go to bawiło, czy wprawiało w coraz większe zażenowanie tak, że nie mógł spojrzeć na nieprzestającą zachwalać mieszkania — czy raczej już apartamentu — agentkę z politowaniem. Nie wiedział — i nie chciał wiedzieć — co miała w głowie wybierając dzisiejsze ubrania ta... Kobieta, ale był wdzięczny losowi, że Cici była n o r m a l n a.

Ciiiszej! Przecież jak „pani-bluzka-Armani-spódnica-Chanel” usłyszy to poda zawyżoną kwotę i... – I widząc jak Cecilie zareagowała niemal chowając się za niego, odwrócił się do agentki i mając nadzieję, że nie słyszała, wszedł jej w słowo:

Tak. Porozmawiajmy teraz o... Pieniądzach.

love is in the air
19 lat 162 cm Studentka Juilliard School
Awatar użytkownika

Oh, you can't hear me cry
See my dreams all die
From where you're standing
On your own
It's so quiet here
And I feel so cold
This house no longer
Feels like home.

something about me
by Venethe

Cecilie nie potrafiła znaleźć odpowiedniego uzasadnienia dla własnego zachowania, które w tym momencie zaczynało przekraczać jakiekolwiek normy dobrego wychowania. Nieracjonalnego, przesadnie dramatycznego, d z i e c i n n e g o zachowania, którego przejawem były mniej lub bardziej wyrafinowane docinki, zupełnie nie pasujące do obrazu dziewczyny jaką była, jaką s t a r a ł a się być; wyrozumiałą, uśmiechniętą, życzliwą dla osób, które w całej tej szarej codzienności były dla niej ważne, najważniejsze – tak jak Nazario, wuj Anton i cała jego rodzina z dokarmiającą Cece ciocią Rositą na czele.

Wszystko co robiła, to jak postępowała, jak odzywała a właściwie z oburzeniem wyrzucała z siebie kolejne nieprzyjemne słowa – wszystko to próbowała zrzucać na karb głodu oraz zmęczenia. Tyle, że to nie było żadne a już nie na tyle akceptowalne wytłumaczenie i jakkolwiek chciała się bronić, nie zważając w istocie na to co tak naprawdę czuła ostatecznie w tej nierównej walce pomiędzy rozsądkiem a emocjami była zmuszona przyznać sama przed sobą, że prawdziwym – i jedynym - powodem jej emocjonalnego rozchwiania były: kłamstwa matki. Wciąż nie potrafiła sobie z tym poradzić, coraz częściej przyłapywała się na tym, że denerwowały ją najbardziej błahe sytuacje, których w normalnych okolicznościach nawet by nie dostrzegła, nie przejęłaby się nimi jak dotychczas unikając problemów. Więcej myślała, analizowała, popadając ze skrajności w skrajność, robiąc wszystkie te potwornie niemiłe rzeczy, przez które ostatecznie czuła okropne wyrzuty sumienia. Ale do tego nie potrafiła – jeszcze – się przyznać pozwalając ostatnim wydarzeniom przejąć kontrolę nad jej życiem. Wydarzeniom, które pomimo czasu oraz ogromnego wsparcia, które dawał jej Nazario, nie znikały, nie traciły na intensywności, nie stawały się bledsze a jedynie na krótką, niezauważalną chwilę pozwalały o sobie zapomnieć, przypominając o swoim istnieniu w najmniej odpowiednim momencie, atakując ze zdwojoną siłą, wdzierając się do codzienności, w której Cecilie nie potrafiła się odnaleźć. Podobnie jak w tej całej dorosłości, tak ważnej, istotnej, w której chciała mieć miejsce dla siebie. I nie chodziło już w gruncie rzeczy o samo mieszkanie ale o to nowe, samodzielne życie, którego wizja coraz mocniej oraz boleśniej ją przytłaczała, bo nie umiała, potrafiła poradzić sobie z tym, z czym mierzyli się i co przychodziło innym ludziom, jak przynajmniej sądziła, z taką łatwością. Jakby zupełnie nie była przygotowana do życia, takiego jakiego doświadczały setki – albo i tysiące – młodych ludzi w jej wieku. Przez lata przyzwyczaiła się do tego, że poza trudnymi relacjami z rodzicami nie musiała przejmować się niczym innym jak nauką, bo przecież miała dach nad głową, jedzenie, niczego jej nie żałowano i właściwie powinna była być wdzięczna za wszystko to co w wielu przypadkach i dla wielu osób było nieosiągalne.

Tyle, że nie potrafiła, bo tek brak s a m o d z i e l n o ś ci doprowadził do sytuacji, w której zamiast cieszyć się z pomocy Nazaria i docenić to co dla niej robił poświęcając swój czas oraz uwagę ona w p o d z i ę c e serwowała mu szereg pretensji, które zapewne w normalnych okolicznościach – czytać: gdyby była wyspana, najedzona i przede wszystkim nie musiała zamartwiać się tą sytuacją z matką – zapewne nigdy nie ujrzałyby światła dziennego a tym bardziej nie przeszły przez jej usta.

Tak jak te słowa, które wypowiedziane minutę później, tonem zupełnie obojętnym na to czy zrobiło mu się przykro, jakby w tym momencie nic innego poza jej własnym samopoczuciem nie miało znaczenia – niezwykle egoistyczne Panno Sherman, brawo!: – Myślałam, że chociaż Ty nie będziesz traktował mnie jak głupiej dziewuchy, która nie potrafi niczego załatwić - jej ramiona opadły, a z płuc uleciało ciężkie westchnienie. Nie raz miała okazję przekonać się na własnej skórze jak postrzegali ją inni: jak dzieciaka, jak kogoś kogo nie należy traktować poważnie. A może przekonywała się o tym każdego dnia, słysząc słowa matki, kłócąc się z nią i utwierdzając się w przekonaniu, że to wszystko było okrutną, bolesną p r a w d ą, z którą nie chciała się godzić, i z którą zamierzała walczyć udowadniając, że potrafiła o siebie zadbać. Niestety, nie wychodziło jej to najlepiej.

– Nigdy nie powiedziałam, że był ładny. Skoro jednak chcesz znać moją opinię to o w s z e m był...ale nie ładniejszy od Ciebie! - przełknęła z trudem, jednocześnie w duchu powtarzając sobie, że im szybciej się uspokoi tym szybciej będą mogli po prostu zapomnieć o tej sytuacji. – Zazdrosny? Naprawdę? - nie umiała obojętnie przejść obok – co dostrzegła – u r o c zego wyznania, które zmiękczyło ją na tyle, że nie potrafiła się nie uśmiechnąć, ignorując wszelkie podpowiadane przez umysł zdania, które mogłyby doprowadzić do kolejnej kłótni. Poza tym, tak między tym co powiedziała a myślała musiała przyznać, że miał rację. W przeciwieństwie do niej poza zewnętrzną, widoczną dla oczu warstwą tych wszystkich idealizowanych przez właścicieli oraz pośredników; mieszkań potrafił dostrzec więcej. Więcej niż Cecilie, dla której liczyły się głównie wizualne aspekty, ale również – przede wszystkim – chęć wyprowadzenia się z domu rodzinnego i to najlepiej już, teraz, w tym momencie.

Mocno więc wierzyła w ostatnie mieszkanie, a p a r t a m e n t, wpatrując się z nadzieją najpierw w Nazaria, później głoszącą od dobrych piętnastu minut pieśń pochwalną agentkę. Tę samą, która na wzmiankę o pieniądzach przerwała swój barwny monolog i skierowała przepełniony rządzą bogactwa wzrok na d'Ursi. – Tak, tak! Oczywiście, że czas na konkrety. Takich mężczyzn właśnie lubię! - zbliżyła się do niego zdecydowanie zbyt blisko by umknąć mogło to uwadze Cecilie, która chociaż niczego nie powiedziała wyglądała dokładnie tak jakby zaraz miała wyrzucić szereg nieprzyjemnych, niecenzuralnych określeń pod adresem tej całej pani-za-krótka-spódnica dodając jeszcze: – ale tylko w myślach – nie dotykaj, nie patrz, nie uśmiechaj się do m o j e g o chłopca .

– Zanim jednak ustalimy jakiekolwiek warunki finansowe, podkreślę jeszcze raz, że cena jest niewygórowana jak na ten s t a n d a r d, a poza wspaniałym wyposażeniem można liczyć również na miłych sąsiadów. Oczywiście, jeżeli nie będą tutaj organizowane codzienne, studenckie imprezy. Ale patrząc na tego Aniołeczka... - zwróciła się – w końcu (!) - do Cecilie, patrząc na nią dokładnie tak jak te wszystkie matki przesadnie zachwycające się swoimi słodkimi, nieprzygotowanymi do samodzielnego życia dzieciakami. – Nie sądzę, żeby w tym temacie pojawiły się jakiekolwiek problemy. Twoja siostra będzie miała tutaj naprawdę dobre warunki do nauki i życia - wykrzywiła usta w pełni zadowolona ze swoich słów, coraz mocniej wkraczając w przestrzeń osobistą Nazaria, niby przypadkiem sięgając do jego ramienia jakby chciała zrzucić z niego niewidzialny pyłek a później odrzucając ciemne włosy, zachowując się jak te wszystkie aktorki w reklamach szamponów. – Nie jestem jego siostrą! - Cecilie nie potrafiła powstrzymać kolejnych słów, z każdą sekundą tracąc nadzieję i właściwie to gotowa była się poddać, porzucając również i to mieszkanie, tyle że nie potrafiła się ruszyć. A właściwie przed samą ucieczką z tego miejsca powstrzymywała ją p i ę k n a wizja wyprowadzki z domu, napędzana przez szereg innych przyjemnych myśli, które jednak zmąciła ta jedna: W którym momencie tej absurdalnej sytuacji, pojawił się pomysł, że ona i Nazario są spokrewnieni?

I jakby w odpowiedzi, obronnej reakcji albo żeby coś u d o w o d n i ć, chwyciła za dłoń mężczyzny zupełnie nie zastanawiając się nad tym, jaki wpływ na ewentualne negocjacje miało mieć jej zachowanie. – Nie jesteście rodzeństwem? Tak się pomylić! W każdym razie to mieszkanie idealnie spełni się również w roli słodkiego gniazda dla waszych potajemnych schadzek. Tylko musicie pamiętać o tym, żeby nie być za głośno. Jak wspominałam sąsiedzi są mili, ale lubią spokój - kobieta zdawała się zupełnie nie przejmować swoją pomyłką ale orientując się w sytuacji, cmokając przy tym wymownie sprawiła, że Cecilie słuchając wszystkich tych słów oblała się okrutnie zawstydzającym rumieńcem.

– Mogę zejść z ceny maksymalnie pięćdziesiąt dolarów. To prawie jak za darmo biorąc pod uwagę standard tego a p a r t a m e n t u. Właściwie to nie wiem czy nie będę musiała dokładać do tego całego interesu. Tak ciężko być w tych czasach pośredniczką nieruchomości - i jakkolwiek w tej sytuacji panna Sherman zapewne zaczęłaby, słysząc ten umiejętnie oraz melodramatycznie odegrany akt rozpaczy, współczuć tej kobiecie, tak widząc ten pełen słodkości i zbędnej uprzejmości uśmiech oraz wzrok zdradzający zbyt wiele podobnie jak dekolt chęci oraz w o l n o ś c i skupiony wyłącznie na jej chłopcu jedyne na co miała ochotę to wyrwać z jej głowy kilka włosów – zapewne doczepionych. Ale nie zrobiła tego, tak samo jak nie wydała poza głośnym westchnieniem żadnego innego dźwięku, bo zazdrość zazdrością ale ona najzwyczajniej w świecie chciała wynająć to mieszkanie.

Nazario d'Ursi
love is in the air
ODPOWIEDZ