

If I found my body in chains
I'd lay down in wait
And hope she looks for me
something about me
outfit
Nie mógł się pojawić na rodzinnej świątecznej kolacji... Niestety, dostał wezwanie i musiał jechać. Widział pewnego rodzaju rozczarowanie w oczach Victorii, ale na szczęście jego żona potrafiła zrozumieć powagę sytuacji oraz jego profesję. Mieli do czynienia z naprawdę paskudną sprawą, rozległy pożar, który obejmował dwa piętra wieżowca w centrum. Cóż, takie sytuacje w okresie świątecznym jakoś mocno go nie dziwiły. Jednak po tej sytuacji, poprosił kapitana o kilka dni wolnego, aby mógł jakoś zrekompensować się żonie. Nie wspominał ukochanej, że zdecydował się na trochę oddechu, chciał jej zrobić niespodziankę.
Dlatego dziś niby wyszedł do pracy, tak, jak grafik niby mu wskazywał. Zamiast tego pojechał do miasta, gdzie czekał na niego znajomy z pewną... Niespodzianką. Pojechał jeszcze do sklepu, zaopatrzył ich w najbardziej potrzebne rzeczy oraz sporą kokardę, którą mógł wywiązać delikatnie na szyi ów niespodzianki. Wstąpił na ulubiony targ z kwiatami, gdzie skomponował dla Vi bukiet. Bez okazji, w końcu nie musiała dostawać od niego kwiaty jedynie z jakiejś odgórnej reguły. Wiedział, że przed nimi trudny czas... Zdecydowali się na kolejne badania w kwestii posiadania dzieci, do tego Vi ciut jeszcze walczyła z uzależnieniami. To był dla nich rok próby, ale przetrwali. Wyszli z tego wszystkiego jeszcze silniejsi niż wcześniej i przede wszystkim... Byli razem. Teraz Moore pluł sobie w brodę, że tak późno zdecydowali się na kolejny krok w ich relacji. Jednak to była głównie jego wina, musiał do pewnych rzeczy dorosnąć, dopuścić ją ostatecznie do siebie, czego bał się najbardziej. W końcu pod jego twardą skorupą, która miała go ochraniać, kryła się prawdziwa zgnilizna. Jednak Brooks się tego nie obawiała, skrupulatnie odnajdywała prawdziwego Billego w tym wszystkim, ukazując mu świat na nowo.
- Wróciłem. - odezwał się u progu, zamykając za sobą drzwi. Zaśmiał się pod nosem, widząc jej zdziwioną minę oraz jeszcze lekko zaspany wyraz twarzy. - Naprawdę myślałaś, że nie wezmę trochę wolnego w nasze pierwsze wspólne święta? - posłał jej wymowne spojrzenie, był w podejrzanie dobrym humorze. To nie zdarzało się codziennie!
- Pomożesz mi? Zostawiłem w pick upie zakupy po stronie kierowcy... - oczywiście jedną papierową torbę miał w rękach, jednak to wszystko było częścią planu. Kiedy dziewczyna wyszła na podjazd, otwierając drzwi samochodu... Na fotelu kierowcy leżał bukiet dla niej oraz szczeniak rasy pittie w światecznym sweterku oraz wielkiej kokardzie na szyi. Moore oparł się o framugę drzwi wejściowych do ich domu, obserwując reakcję żony.
Victoria Brooks-Moore

'Cause darling, I'm a nightmare dressed like a daydream
something about me
outfit
Gdzieś w środku miała nadzieję, że jej mąż wróci do domu zanim Rue ze swoim nowym chłopakiem wyjdzie z tej całej kolacji świątecznej. Rodzina i wspólny czas spędzony z nią dla Victorii był ważny, ale doskonale sobie zdawała sprawę, że w pewnych przypadkach jej uczucia musiały odejść na bok. Pod tym względem akurat dość szybko wydoroślała i była dumna z Billego jak i Evana, że w swoim życiu codziennym byli niczym bohaterowie. Ratowali ludzi nie tylko przed ich własną głupotą, ale też w przypadku różnych katastrof. Zawsze jednak gdy wyjeżdżali na akcję, to piekielnie się o nich martwiła i jak na szpilkach czekała na wiadomości typu "Wszystko w porządku. Jesteśmy cali". Nie chciała, żeby Billy czuł się w jakikolwiek sposób osaczony jej uczuciami, więc ukrywała swój smutek z zaistniałej sytuacji i gdy tylko wrócił tamtej nocy do domu opowiedziała mu o wszystkim z każdym najmniejszym szczegółem, żeby czuł jakby był z nimi. Oczywiście najwięcej rozwodziła się o ciąży swojej siostry i zdjęciu USG, które aktualnie stało oprawione w ich salonie.
Za kilka dni musiała wrócić na plan i do swojego życia na wysokich obrotach. Tak właściwie to nawet po świętach nie potrafiła usiedzieć na swojej zgrabnej dupie w spokoju i kombinowała z nowymi przepisami do książki kucharskiej. Tworzyła diety dla swoich podopiecznych, których przybyło po Sylwestrze zgodnie z maksymą Nowy Rok Nowa Ja, robiła zdjęcia i nagrywała również filmiki na swoje social media, więc gdy jej mąż pracował to w żaden sposób nie nudziła się, a maksymalnie wykorzystywała ten czas wolny.
Zwlokła się z łóżka dość wcześnie chociaż pana tego domu już od jakiegoś czasu nie było. Przygotowała dla siebie kawę z ekspresu i zaczęła przygotowywać swoją toaletkę pod nagrania. Chciała sfilmować swoją poranną rutynę i wstawić ją za kilka dni na swojego Tik Toka. Już przebrana siadała do toaletki i właśnie była na etapie sprawdzania oświetlenia, gdy usłyszała dźwięk otwieranych drzwi. Ten dźwięk w żadnym razie jej się nie podobał, bo mogło to oznaczać, że Billy był ranny, albo... Jaki intruz próbował dostać się do domu, a po swoich przeżyciach ze stalkerem była już dość przewrażliwiona na tym punkcie.
Lekko trzęsącymi dłońmi zgarnęła wazon z sypialni i z odwagą wypisaną na twarzy zaczęła iść w kierunku salonu. Przystanęła, gdy usłyszała głos męża i odetchnęła z ulgą, że jej misja wypędzenia intruza zakończyła się szybciej niż zaczęła.
- Billy! Wystraszyłeś mnie! Mogłam cię zabić tym wazonem! - spojrzała w jego kierunku lekko zdziwiona i zaspana. Odłożyła wazon na pierwszy lepszy blat po drodze i podbiegła do męża od razu rzucając się w jego ramionach. - Wziąłeś wolne?! I nic mi nie powiedziałeś?! Jakim cudem je dostałeś?! Przecież to intensywny dla was czas i szef powiedział, że go nie dostaniecie i musicie być cały czas pod telefonem. - kolejne słowa wypływały z jej ust, gdy przytulała męża zachowując się jakby nie widziała go co najmniej od tygodnia.
- Zakupy? - odparła zaskoczona dopiero zauważając papierową torbę w jego dłoniach. - Jasne! - założyła pierwsze lepsze buty na swoje stopy i wyszła z domu pędząc od razu w stronę samochodu. Nawet zaspana była pełna energii. Otworzyła według instrukcji drzwi od strony pasażera i oniemiała. Pisk szczęścia wyrwał się z jej ust, gdy zauważyła na siedzeniu małego szczeniaczka, który obserwował ją swoimi małymi słodkimi oczkami. Od razu porwała w swoje ramiona tą małą kuleczkę szczęścia i spojrzała w kierunku drzwi. - Billy?! Jest nasz?! Będziemy mieć szczeniaka?! O mój Boże! - nie przejmowała się tym, że pewnie całe osiedle ją w tej chwili słyszy i podleciała z nowym lokatorem na rękach do swojego męża. Złożyła na jego ustach czuły pocałunek i roziskrzonym wzrokiem obserwowała pieska, który był dosyć zdezorientowany. - Jak go nazwiemy?! Jest uroczy! To chłopiec czy dziewczynka? Jest taki słodki! Zostanie z nami prawda? Bo ja ci już go nie oddam - zastrzegła jakby okazało się, że był to prezent dla kogoś innego. Oczywiście pamiętała o kwiatach, które zostawiła w samochodzie, ale jej uwaga była teraz skupiona na małym szczeniaku. - Musimy kupić mu całą wyprawkę! Urządzić mu legowisko w sypialni i kupić tonę zabawek!
Billy Moore
Gdzieś w środku miała nadzieję, że jej mąż wróci do domu zanim Rue ze swoim nowym chłopakiem wyjdzie z tej całej kolacji świątecznej. Rodzina i wspólny czas spędzony z nią dla Victorii był ważny, ale doskonale sobie zdawała sprawę, że w pewnych przypadkach jej uczucia musiały odejść na bok. Pod tym względem akurat dość szybko wydoroślała i była dumna z Billego jak i Evana, że w swoim życiu codziennym byli niczym bohaterowie. Ratowali ludzi nie tylko przed ich własną głupotą, ale też w przypadku różnych katastrof. Zawsze jednak gdy wyjeżdżali na akcję, to piekielnie się o nich martwiła i jak na szpilkach czekała na wiadomości typu "Wszystko w porządku. Jesteśmy cali". Nie chciała, żeby Billy czuł się w jakikolwiek sposób osaczony jej uczuciami, więc ukrywała swój smutek z zaistniałej sytuacji i gdy tylko wrócił tamtej nocy do domu opowiedziała mu o wszystkim z każdym najmniejszym szczegółem, żeby czuł jakby był z nimi. Oczywiście najwięcej rozwodziła się o ciąży swojej siostry i zdjęciu USG, które aktualnie stało oprawione w ich salonie.
Za kilka dni musiała wrócić na plan i do swojego życia na wysokich obrotach. Tak właściwie to nawet po świętach nie potrafiła usiedzieć na swojej zgrabnej dupie w spokoju i kombinowała z nowymi przepisami do książki kucharskiej. Tworzyła diety dla swoich podopiecznych, których przybyło po Sylwestrze zgodnie z maksymą Nowy Rok Nowa Ja, robiła zdjęcia i nagrywała również filmiki na swoje social media, więc gdy jej mąż pracował to w żaden sposób nie nudziła się, a maksymalnie wykorzystywała ten czas wolny.
Zwlokła się z łóżka dość wcześnie chociaż pana tego domu już od jakiegoś czasu nie było. Przygotowała dla siebie kawę z ekspresu i zaczęła przygotowywać swoją toaletkę pod nagrania. Chciała sfilmować swoją poranną rutynę i wstawić ją za kilka dni na swojego Tik Toka. Już przebrana siadała do toaletki i właśnie była na etapie sprawdzania oświetlenia, gdy usłyszała dźwięk otwieranych drzwi. Ten dźwięk w żadnym razie jej się nie podobał, bo mogło to oznaczać, że Billy był ranny, albo... Jaki intruz próbował dostać się do domu, a po swoich przeżyciach ze stalkerem była już dość przewrażliwiona na tym punkcie.
Lekko trzęsącymi dłońmi zgarnęła wazon z sypialni i z odwagą wypisaną na twarzy zaczęła iść w kierunku salonu. Przystanęła, gdy usłyszała głos męża i odetchnęła z ulgą, że jej misja wypędzenia intruza zakończyła się szybciej niż zaczęła.
- Billy! Wystraszyłeś mnie! Mogłam cię zabić tym wazonem! - spojrzała w jego kierunku lekko zdziwiona i zaspana. Odłożyła wazon na pierwszy lepszy blat po drodze i podbiegła do męża od razu rzucając się w jego ramionach. - Wziąłeś wolne?! I nic mi nie powiedziałeś?! Jakim cudem je dostałeś?! Przecież to intensywny dla was czas i szef powiedział, że go nie dostaniecie i musicie być cały czas pod telefonem. - kolejne słowa wypływały z jej ust, gdy przytulała męża zachowując się jakby nie widziała go co najmniej od tygodnia.
- Zakupy? - odparła zaskoczona dopiero zauważając papierową torbę w jego dłoniach. - Jasne! - założyła pierwsze lepsze buty na swoje stopy i wyszła z domu pędząc od razu w stronę samochodu. Nawet zaspana była pełna energii. Otworzyła według instrukcji drzwi od strony pasażera i oniemiała. Pisk szczęścia wyrwał się z jej ust, gdy zauważyła na siedzeniu małego szczeniaczka, który obserwował ją swoimi małymi słodkimi oczkami. Od razu porwała w swoje ramiona tą małą kuleczkę szczęścia i spojrzała w kierunku drzwi. - Billy?! Jest nasz?! Będziemy mieć szczeniaka?! O mój Boże! - nie przejmowała się tym, że pewnie całe osiedle ją w tej chwili słyszy i podleciała z nowym lokatorem na rękach do swojego męża. Złożyła na jego ustach czuły pocałunek i roziskrzonym wzrokiem obserwowała pieska, który był dosyć zdezorientowany. - Jak go nazwiemy?! Jest uroczy! To chłopiec czy dziewczynka? Jest taki słodki! Zostanie z nami prawda? Bo ja ci już go nie oddam - zastrzegła jakby okazało się, że był to prezent dla kogoś innego. Oczywiście pamiętała o kwiatach, które zostawiła w samochodzie, ale jej uwaga była teraz skupiona na małym szczeniaku. - Musimy kupić mu całą wyprawkę! Urządzić mu legowisko w sypialni i kupić tonę zabawek!
Billy Moore


If I found my body in chains
I'd lay down in wait
And hope she looks for me
something about me
Podejrzewał, że jego żona ma równie napięty grafik, nawet kiedy siedzi domu... Jednak nie spodziewał się, że wyjdzie mu na spotkanie z wazonem. Uniósł wyżej brew, widząc jej determinację oraz nieco groźną minę. Naprawdę mocno się strofował, aby się nie roześmiać. Będzie musiał ją nauczyć nieco samoobrony, plus pokazać, gdzie są schowane odpowiednie... Narzędzia.
- Mała, naprawdę myślisz, że wazon mógłby odstraszyć włamywacza? Chyba muszę Ci zrobić porządne szkolenie. - zaśmiał się pod nosem, przyciągając ją jeszcze mocniej, kiedy wleciała w jego ramiona. Niesamowite, jak wiele lat spędził sam... Jak diametralnie różniła się jego obecna rzeczywistość od tego, co było. - Fakt, muszę być pod telefonem, jeśli będę potrzebny. Na akcji zawsze muszę się stawić, ale... Potraktował to trochę, jak prezent świąteczny. - odpowiedział, całując ją w czubek głowy. Nie musiał wspominać o tym, że porozmawiał wtedy z kapitanem, który jest dla nich wszystkich, jak ojciec. Oczywiście, że zrozumiał. To nie było takie oficjalne wolne, jeśli się coś wydarzy będzie musiał pędzić, ale nie musi przesiadywać w remizie.
Zdążył jedynie odstawić papierową torbę do kuchni, gdzie też miał mnóstwo rzeczy pierwszej potrzeby dla szczeniaka. Na szczęście Victoria od razu poleciała do samochodu, nie sprawdzając zawartości tego, co trzymał w dłoniach. Zaśmiał się pod nosem, obserwując jej reakcję.
- Tak, jest nasz. - odpowiedział, momentalnie ponownie znalazła się przy nim, trzymając psinę w ramionach. Oddał czuły pocałunek, obejmując ją ramieniem. Szczeniak na razie nie do końca potrafił zrozumieć, co się dookoła niego dzieje i dlaczego zmienił lokum. - Zaraz się zastanowimy, jak go nazwać. To chłopiec, będziesz mogła go zabierać ze sobą na plan i na pewno nauczymy go bronić domu, szczególnie, kiedy będziecie sami. Zostanie z nami. - zarzucała go milionem pytań, a on jak zwykle próbował zdążyć odpowiedzieć chociaż na połowę z nich. - Część rzeczy już kupiłem, miałem je w torbie, kiedy posłałem Cię do środka. Resztę na pewno mu dokupisz w najbliższym czasie, ale pamiętaj też, że nie ma co go zasypywać. - uśmiechnął się lekko. - Zamknij tylko drzwi do auta i idziemy do środka, niech zobaczy swój nowy dom. - poszerzył uśmiech.
Victoria Brooks-Moore

'Cause darling, I'm a nightmare dressed like a daydream
something about me
Nie spodziewała się kompletnie, że ten dzień przyniesie i do ich życia trochę radości i tego poczucia niespodzianki. Billy jednak wiedział, że Victoria była emocjonalną istotą i potrzebowała tego ujścia energii w różne strony, gdy zafiksowała się w danym temacie. Potrzebowała bodźca, który ukierunkowałby jej myśli w stronę czegoś innego. Tak bardzo dobrze ją znał..
- A co złego jest w wazonie? Gdybym wzięła nóż mogłabym sama siebie skrzywdzić albo włamywacza. Zresztą gdybym go potrzaskała to byłby idealną bronią. - zrobiła naburmuszoną minkę, gdy ten się zaśmiał, ale sama później w myślach przyznała, że taki widok pewnie i dla potencjonalnego zagrożenia byłby dość zabawny. Zawsze szukała w ludziach dobro i oboje chyba zdawali sobie sprawę, że w żaden sposób nie byłaby w stanie kogoś skrzywdzić z premedytacją. Prędzej pomogłaby włamywaczowi wynieść wszelkie rzeczy i wręczyła mu trochę gotówki rozwodząc się nad tym co musiało się takiego stać, że człowiek pokusił się o tak niecny czyn.
- Czyli masz chwilowo wolne? CUDOWNIE! Nawet nie wiesz jak się cieszę. Za niedługo znowu będę musiała pojawić się na planie i mielibyśmy mniej czasu dla siebie. Co chcesz robić dzisiaj? Może.. Już dobrze idę po te zakupy, ale ty w tym czasie zastanów się jak wykorzystamy ten czas. - złożyła szybki pocałunek na ustach mężczyzny i niczym tornado wypadła z domu. Nie chciała tracić ani jednej chwili, bo o ile znała tryb życia męża, tak spodziewała się telefonu w każdej chwili.
Była zachwycona tą małą istotą, którą trzymała na swoich rękach. Nie spodziewała się tego, że Billy zgodzi się w najbliższej przyszłości na futrzaste dziecko, w końcu gdy ostatnio podjęła ten temat powiedział, że przy ich trybie pracy nie mogą sobie pozwolić na taki ruch. Przynajmniej nie teraz. Zaskoczył ją, ale w jej oczach mógł widzieć te iskierki szczęścia, gdy trzymała ich dziecię na rękach.
- Myślisz, że będzie lubił się przytulać? Będzie spał z nami? Powinniśmy mu sprawić braciszka i założyć jego własne social media. Będzie gwiazdą internetu! Wszyscy go pokochają tak jak my! Chodź moja mała gwiazdko pokaże ci dom! Przytrzymasz go? - podała mu ostrożnie pieska i podbiegła do samochodu. Zabrała ze środka również bukiet kwiatów i zamknęła drzwi starając się nimi zbyt mocno nie trzasnąć, gdy śpieszyła się z powrotem.
Gdy wróciła do domu wsadziła kwiaty do tego samego wazonu, którym próbowała obezwładnić nieistniejącego napastnika i skierowała się w stronę kuchni. Zajrzała do torby i wyciągnęła małą piłeczkę ze środka. - Patrz jaka urocza! I do tego piszczy! A te szelki! Muszę umówić nas na wizytę u weterynarza. Kupimy mu obróżkę z jego imieniem! OMG! Psie przysmaczki! Będziemy mogli w trójkę oglądać seriale i każdy będzie miał swoje ciasteczka... SO CUTE! Dziękuję! - rzuciła się w ramiona męża, gdy ten położył na podłodze ich nowego współlokatora, który chyba również był zaskoczony zbyt nadmierną ruchliwością swojej nowej właścicielki.
Billy Moore