Ooh, when your lips, undress me
Hooked on your tongue
Ooh love, your kiss is deadly
Don’t stop
Rey wytarła swoje dłonie ze smaru o szmatkę i zerknęła w kierunku blondyna, który dłubał przy swoim samochodzie. - W sobotę jedziemy cały ekipą do pensjonatu, którzy mają moi starzy na totalnym zadupiu nad jeziorem. Chcesz pojechać z nami? - z trzaskiem zamknęła maskę od swojego złomu i niedbale oparła się o nią zostawiając na karoserii smugę brudu. Widziała jak chłopak skrzywił się, zawsze się wkurzał, gdy ona tak niedbale podchodziła do swojego złomu, który już nie jedno starcie przeżył. W porównaniu jednak do chłopaka był to dla niej tylko pojazd, który miał poprowadzić ją do zwycięstwa w następnych wyścigach. Tym razem jej się uda.
- Zanim odmówisz to pozwól, że cię uświadomię jaki zaszczyt cię pierdolnął Ro. Jedziemy tam na tydzień całą ekipą. Jest to tradycja, robimy tak raz na dwa lata. Wiesz zacieśnianie więzi z naturą i chłonięcie cudownego klimatu agroturystyki. Bryza jeziora i zapach końskiego łajna, bo mamy tam stadninę. Dobre żarełko, własny pokój i trochę obowiązków, bo zostawiają starzy wszystko na mojej głowie, bo wyjeżdżają na wakacje. Także jak widzisz sam fun i stado bachorów, którzy domagają się poznać swojego wujka. Niech zgadnę już nie możesz się doczekać i nie wiesz w jaki sposób mi potwierdzić swoje przybycie? - zerknęła w jego stronę i cicho westchnęła, gdy na jego twarzy nie widziała ani krztyny zainteresowania. Odwróciła się do niego tyłem i na jej ustach pojawił się cwany uśmiech. Ta dwójka była taka upierdliwa czasami. Od dwóch lat starała się im przegadać do tych durnych łepetyn.. Cóż.. - Rosita wręcz nie może doczekać się tego wyjazdu. - skłamała gładko, bo jeszcze nie rozmawiała na ten temat z przyjaciółką, a odkąd dwa lata temu weszła z tym starcem w związek, to coraz rzadziej pojawiała się na ich wspólnych imprezach. Typ odcinał ją skutecznie od wszystkich i niszczył ją psychicznie swoim uzależnieniem i introwertyzmem. Dramat. Do tego ten blondwłosy patafian zamiast walczyć o nią to związał się z jakimś plastikiem... Byli niczym dzieci. Oboje wodzili za sobą rozmarzonym wzrokiem, ale żadne nie chciało zrobić tego kroku ku sobie. Czasami czuła się jak pierdolona nieudolna swatka. - Słyszałam, że jej związek kuleje. Wyobraź sobie Ro, że typowi szwankuje sprzęt od dwóch lat. Konar nie płonie, a do tego Rosita ostatnio znalazła u niego pierścionek. Biedna nie wie jak się wykręcić z tych zaręczyn i stawiam na moje cudeńko, że to będzie totalna porażka dla ich związku, gdy mu odmówi. Ah cholera znowu się wygadałam! No nic... Spadam do domu... - zrobiła krok w stronę wyjścia, a jej uśmiech się poszerzył, gdy usłyszała za sobą poruszenie. Wiedziała, że tym razem zaskrobała sobie jego uwagę.
- Daj spokój Rosi, to tylko tydzień! Mam w dupie to czy on sobie poradzi bez ciebie. Za każdym razem cię szantażuje i zamyka cię w tym waszym małym mieszkanku. Mówię ci to psychol i zapewne, to on zalał twoje mieszkanie, żebyś się w końcu wprowadziła do niego. Spójrz na siebie robisz za głupią kurę domową, gdy on ogląda w klubie nagie panienki. Wszyscy jadą, a moje rodzeństwo cię uwielbia. Nie możesz mnie tak zostawić! - Layla cicho westchnęła i wrzuciła na patelnię drobno pokrojoną cebulkę. - Rey.. Dobrze wiesz, że mam sporo na głowie i nie mogę sobie pozwolić na tyle wolnego. Mamy rachunki do opłacenia, a ostatnio on wydał nasze wszelkie oszczędności jak wpadł w cug. Zresztą... - westchnęła cicho, gdy przyjaciółka ostentacyjnie wygrzebała z szafy jej torbę i zaczęła do niej wrzucać rzeczy należące do niej. - Wszyscy jadą Lay. WSZYSCY! Nawet Ro i wiesz co ostatnio słyszałam, że nie układa mu się z tą jego dziewczyną.. - zamarła trzymając w swojej dłoni drewnianą szpatułkę, a jej serce zabiło dwa razy mocniej. Rowley... Zawsze tak reagowała, gdy przyjaciółka wspominała chociaż o blondynie.. Tak bardzo żałowała, że wtedy mu nie pozwoliła na ten pocałunek.. Tak bardzo żałowała swojego wyboru, ale teraz nie mogła cofnąć czasu. On...
- Jesteśmy Rey przyjaciółmi. Nie zamierzam mieszać w jego związku, bo ty sobie ubzdurałaś, że on coś do mnie czuje. Minęły dwa lata. Dorośnij. Pojadę! Zadowolona? - założyła swoje dłonie na klatce piersiowej i pisnęła, gdy przyjaciółka ją zamknęła w uścisku. - Cholera Rey przypalę cebulę! Opanuj się dziewczyno!
Musisz jechać?
Jak sobie poradzę bez ciebie? Wiesz dobrze, że mnie ciągnie ostatnio do alkoholu i...
Ty i te twoje towarzystwo! Nie widzisz, że nie są dla ciebie odpowiedni?!
Przepraszam Lay... Przepraszam...
Uważaj na siebie.
Będziesz do mnie pisać prawda?
Kochasz mnie?
Pamiętaj o śniadaniu.. Nie chcę nawet słyszeć, że omijasz jakiś posiłek..
Jedziesz tam tylko z Rey? No dobrze... Nie zniósłbym tego gdyby był tam jakiś chłopak.. Ufam ci kochanie...
Okłamała go. Milion razy zapewniała, że jedzie tylko z Rey do jej rodziny, która była dla niej jak własna. Przeżyła pięć załamań nerwowych, gdy przez ostatnie dni kłócili się o ten wyjazd i nawet gdy dopiero godzinę temu opuścili Nowy Jork, to jej telefon świrował od nowych wiadomości. Nawet do niej dzwonił, gdy przez pięć minut mu nie odpisywała i miała już dość tej wiecznej kontroli z jego strony. Rey za to uśmiechała się jak nigdy, gdy co chwilę zerkała w jej kierunku i później przenosiła swój wzrok na blondyna, który siedział z tyłu ze swoją dziewczyną i Pablo. Szlag by to jasny trafił Rey. Wrobiła ją. Okłamała ją paskudnie, ale... Cieszyła się na ten wyjazd. Przez ostatnie pół roku prawie nie wychodziła z domu, a jej psychika leciała na oparach. Może faktycznie ten wyjazd nie miał być taki zły? Zarumieniła się, gdy jej spojrzenie skrzyżowało się z tym należącym od Rowleya... Przez ostatnie dwa lata udawali, że między nimi do niczego nie doszło, szczególnie przed jego dziewczyną... Teoretycznie się przyjaźnili, ale ona unikała jak ognia jego dotyku i zostania z nim sam na sam. Bała się, że gdyby zostali sami to powiedziałaby mu zbyt wiele i zrobiła coś czego mogłaby żałować. Nie chciała zniszczyć tej drobnej nici porozumienia pomiędzy nimi wyznaniem, że go kochała. Przez cały ten czas. jej serce i myśli należały do niego... Wolała udawać, że było jej dobrze... Miał dziewczynę. Ona miała chłopaka... Oni... To było tylko marzenie. Nic więcej. To nie miało prawa się udać..
Po kilku godzinach jazdy Rey w końcu zaparkowała samochód przed pensjonatem, a ona z cichym westchnięciem wygramoliła się z samochodu obserwując jak inne auta parkowały za nimi. Uśmiechnęła się lekko, gdy trójka dzieci wyleciała z domu, a za nimi próbowała nadążyć dwuletnia dziewczynka.
- ROSI!!!!!!!!!! - zaśmiała się, gdy cała czwórka do niej dopadła. Dwie dziewczynki zaczęły ją przytulać, obejmując ją za nogi, a chłopczyk w wieku dziewięciu lat biegał wokół niej wykrzykując jakieś słowa. Wzięła na ręce dwuletnią dziewczynkę i pogłaskała po włosach drugą, która wychylała się nieśmiało zza jej nogi zerkając na Rowleya. - Rosi to twój chłopak? Jest taki przystojny! - mimowolnie zerknęła na blondyna, a na jej policzkach pojawił się rumieniec. - Loli ty głuptasku, to nie jest mój chłopak. To... - zacięła się i sapnęła, gdy chłopczyk dopadł do Rowleya i wskoczył na jego plecy. - WUJEK ROLY! Pójdziesz z nami nad jezioro?! Rosi ty też?! Rosi upieczesz z nami ciastka? Pomalujesz z nami? Nauczysz mnie robić wianek? Poczytasz nam bajkę? ROSI! - czuła się dosłownie otoczona z każdej strony, ale nie była w stanie odmówić tym małym terrorystą. Rey za to odetchnęła jak zawsze z ulgą, że miała z głowy swoje rodzeństwo, które zawsze lgnęło do niej i najwidoczniej upatrzyły sobie również jako ofiarę Rowleya, który był dla nich nowy.
- Oczywiście, że to wszystko zrobimy. Dajcie mi się tylko rozpakować. Miki zejdź z Rowleya i pomóż Pablo zabrać bagaże. Oh Sisi ten bukiecik dla mnie? Śliczny jest! - ucałowała w głowę drugą dziewczynkę i wzięła od niej kwiatki, które wcześniej musiała zerwać z polany. - Ciociu masz ała? - zerknęła w dół, gdy Sisi wpatrywała się zmartwiona na jej nadgarstek, na którym były stare jak i nowe blizny. Uśmiechnęła się smutno i zmierzwiła włosy dziewczynki. - To nic. Mam kota i jak się bawiliśmy, to mnie podrapał. Mówię wam jest wielki i groźny jak tygrys! - połaskotała dziewczynkę i zaśmiała się, gdy ta zarzuciła jej kłamstwo, bo przecież nie można mieć w domu tygrysa. - Nie żartuję! Jest wielki!
W końcu udało jej się zabrać swoją torbę z bagażnika i dalej trzymając na rękach dwulatkę poszła w stronę pensjonatu otoczona trójką dzieci, które ciągle zasypywały ją kolejnymi pytaniami.
Rey za to podeszła do Rowleya i szturchnęła go łokciem w bok. - Dzieciarnię mamy przynajmniej z głowy. Zawsze Rosita się nimi zajmuje. Uwielbia dzieci, a one ją. Czy to nie uroczy widok? - puściła Rey do niego oczko i sama również ruszyła w kierunku domu. - Ruszaj się Ro! Pokaże ci twój pokój! Niestety, ale każdy ma osobny! Moja babcia z nami zostaje, a ona jest staroświecka. Póki nie masz ślubu to śpisz sam! Przynajmniej w teorii. Musimy zachowywać pozory.
Rowley Moreau

Art is only a way of expressing pain
something about me


But I gave myself again to that fire, threw myself into it, into him, and let myself burn.
something about me
Rzucił lekkie spojrzenie w stronę opierającej się o samochód Rey i zmarszczył czoło. Zanim jednak otworzył usta, żeby cokolwiek jej odpowiedzieć to ta zaczęła swój wywód a Rowley uniósł tylko oczy do sufitu i wywrócił nimi teatralnie. — Tak bardzo nie mogę się doczekać, żeby Ci powiedzieć że nie mam ochoty jechać, że aż nie mogę wytrzymać z Twoim gadaniem Rey, mam sporo pracy w warsztacie, przecież wiesz — wyrzekł po chwili, to że tutaj ją gościł to była tylko i wyłącznie jego dobra wola, odkąd jego drogi z Rosales się rozeszły a ta związała się z Bradem to rzadko się widywali, a jedynym spoiwem była Rey, która nadal próbowała ich zeswatać, mimo że Ci byli już w związkach. Oczywiście blondyn pojawiał się na imprezach przez nią organizowanych z tą małą tlącą się nadzieją, że spotka tam Laylę ale jej prawie nigdy nie było, a jak się pojawiała to wydawało mu się, że była nieobecna i go unikała. Kiedyś nawet próbował z nią porozmawiać, ale były to nieudolne próby bo ta nigdy nie chciała zostać z nim sam na sam nawet mimo usilnych prób Rey a z czasem po prostu Rowley się poddał. Dziewczyna zapewne zauważyła jak na wspomnienie o Rosales ciało blondyna delikatnie się spięło, a on na moment przestał dłubać w samochodzie i zamknął oczy kręcąc lekko głową. Już otwierał usta, żeby jej powiedzieć, że nie powinna pchać się buciorami w czyjeś życie gdy ta zniknęła z jego oczu a ten zaklął pod nosem prostując się. Westchnął sięgając po szmatkę w którą wytarł palce po czym zamknął maskę swojego samochodu przez parę sekund wpatrując się w nią…
To na tej cholernej masce ją po raz pierwszy pocałował gdy uciekali przed policją… czując uściska w klatce piersiowej przeklinał Rey oraz jej pomysł wyjazdu i wiedząc, że już nie skupi się na pracy zawinął się szybciej do domu.
Musimy tam jechaaaaać?
Wręcz piszczący głos Cassie powodował, że ciśnienie blondyna diametralnie podskakiwało niczym na rollercoasterze, ale zamknął on na moment oczy i policzył do trzech zanim nie odwrócił głowy w stronę blondynki, która stała przed otwartą szafą nie wiedząc co takiego ma spakować na ten wyjazd.
Nie wiedział dlaczego zaproponował jej, żeby pojechała z nim tłumacząc, że to pomysł Rey. Na początku chciał jej powiedzieć, że to jakiś służbowy wyjazd bo planuje żeby jego warsztat podjął pewne współpracę z innymi markami, ale nie chciał jej także okłamywać. Zresztą jaki byłby z niego mężczyzna gdyby ją okłamał i wyjechał z nadzieją, że mogłoby coś między nim a Rosales ponownie się pojawić? Kurwa… powinien przestać o niej myśleć, ale nie potrafił tego zrobić odkąd Rey w jego głowie zasiała pewne ziarenko nadziei. Odwrócił głowę w stronę dziewczyny w momencie gdy ta podeszła do niego opierając swoją rękę o jego klatkę piersiową.
Nie możemy zostać w Nowym Jorku? Pójdziemy do jakiejś restauracji albo.. Zostaniemy po prostu w łóżku?
Czuł jak jej palce suną delikatnie po jego klatce piersiowej, po dobrze zarysowanych mięśniach pod jego cienką koszulką, kiedyś czułby tylko przyjemność i ochotę jeśli chodzi o seks bo Cassie była diablicą w łóżku ale.. Uśmiechnął się do niej ciepło.
— Kochanie, obiecałem Rey, że pojadę a po drugie podobno takie świeże powietrze dobrze robi jeśli chodzi o te sprawy, możemy zaszyć się gdzieś nad jeziorem w lesie i przeżyć najlepszy seks swojego życia — wyrzekł lekko ochrypłym głosem, zatrzymując jej rękę, która niebezpiecznie blisko wędrowała jego klamry od paska spodni. — Mamy mało czasu, za parę godzin ruszamy a Ty jeszcze nie zaczęłaś się pakować — zaśmiał się delikatnie, muskając lekko jej usta i klepnął ją lekko w tyłek gdy ta odsunęła się od niego zaskoczona, nigdy Rowley jej nie odmawiał jeśli chodziło o seks ale ostatnio czuł, że to tylko pieprzony obowiązek w ich związku i nie miał z tego żadnej przyjemności oprócz orgazmu. Cassie nie była romantyczką, nie lubiła gier wstępnych tylko od razu przechodziła do rzeczy co z jednej strony było pobudzające a z drugiej… tęsknił za innym dotykiem… Odwrócił od niej spojrzenie gdy ta jeszcze próbowała go kusić kołysaniem bioder i zabrał się za pakowanie.
Nie mógł odprężyć się gdy wsiedli do samochodu, spojrzenie blondyna bardziej skupiało się na krajobrazach za oknem niż na Cassie, która marudziła co parę minut czy jeszcze daleko bo zaczyna ją boleć tyłek, Rowley tylko wywrócił oczami na jej marudzenie łapiąc spojrzenie Rosales, które spowodowało że jego serce w klatce piersiowej zaczęło mocniej bić, zwłaszcza na widok jej rumieńców, które jak utrzymywał cały czas były najlepszym widokiem w jego życiu. Wiedział, że Rey robiła to wszystko specjalnie i w duchu był na nią zły, że tak łatwo go zmanipulowała ale z drugiej strony… cieszył się na ten wyjazd, chciał odpocząć nie tylko od zgiełku miasta ale i także przekonać się czy nadal to co żywił w stronę Rosales było prawdziwe…
Tym razem nie miał zamiaru odpuścić.
Podróż chyba wszystkich wykończyła i kiedy wreszcie dojechali na miejsce to Rowley poczuł pewną ulgę gdy wyszedł z samochodu i mógł rozprostować swoje kości, kącik jego ust drgnął lekko gdy widział jak gromadka dzieciaków wyleciała z domu kierując się z radością w ich stronę, to głównie do Rosales którą powitali z okrzykami radości. Uśmiechnął się lekko w stronę dziewczynki gdy ta nazwała go chłopakiem Layli, a mimowolnie jego serce przyspieszyło w jego klatce piersiowej gdy skrzyżował z nią spojrzenie. — Chciałaby mieć takiego chło… — nie dane mu było jednak dokończyć bo chłopiec wskoczył na jego plecy a Rowley się roześmiał chwytając go za nogi, żeby ten nie spadł.
— Nie ładnie tak atakować znienacka, łobuzie! — zaśmiał się kiedy ten na polecenie Layli zszedł z niego i Ro poczochrał go lekko po głowie posyłając w jego stronę lekki uśmiech. Zmarszczył lekko czoło na słowa małej dziewczynki i zerknął w to samo miejsce co pokazywała, czując dziwny uścisk w gardle i w klatce piersiowej, niestety ale w tym momencie Cassie go zawołała, żeby ten pomógł jej z bagażem i chcąc czy nie chcąc odwrócił się w stronę swojej dziewczyny łapiąc spojrzenie Rey.
Prychnął lekko pod nosem na jej szturchnięcie i oddał jej tylko trochę mocniej.
— Uroczy, to prawda — w duchu marzył o tym, żeby mieć w przyszłości dzieci, nie poruszał jednak tego tematu ze swoją obecną dziewczyną wiedząc, że ta nie była skora do macierzyństwa, zawsze się zabezpieczali jeśli chodzi o seks mimo tabletek, które brała bo bała się, że mogłaby zajść w ciążę.
— Mogę się jeszcze wypisać z tej imprezy, Rey?
Zaśmiał się za dziewczyną odprowadzając mimowolnie Rosales wzrokiem gdy zniknęła z dzieciakami w głębi pensjonatu.
Czuł jak słońce dotkliwie pali jego skórę, koło niego na kocu leżała Cassie, która leżąc na brzuchu opalała swoje plecy, na początku dość sporo marudziła na to miejsce zaczynając od osobnych pokoi a kończąc na smrodzie, który według niej dobiegał z stadniny, Moreau mógł na to tylko wzruszyć ramionami. Kiedy gromadką postanowili udać się nad jezioro to w duchu liczył, że Cassie będzie chciała zostać w pensjonacie, ale ta z radością postanowiła iść z nimi, mówiąc że naturalna opalenizna będzie najlepsza na jej skórę. Nie oponował a teraz wylegiwali się oboje na brzegu gdyż blondynka za żadne skarby nie chciała wejść na pomost który jak uważała wyglądał jakby miał się zaraz złamać. Westchnienie wyrwało się z ust blondyna gdy ten zakrył oczy ręką i leżał spokojnie na brzegu.
— Wujek Roly! Wujku! Popływasz z nami?! — w jego stronę biegł mały chłopiec o imieniu Miki biegł w jego stronę rozpryskując wszędzie kropelki wody a Rowley zaśmiał się lekko gdy parę spadło na Cassie która pisnęła zaskoczona i rzuciła w stronę chłopca wkurzone spojrzenie, nie lubiła dzieci a że Rowley nie wspominał o tym, że jakiekolwiek tutaj będą to była na początku na niego zła. Zignorował marudzenie Cassie, że woda jest zimna i skinął lekko głową w stronę chłopca, który zaczął już biec w stronę wody. Mężczyzna zmusił swoje ciało do ruchu, gdy sięgnął po koszulkę ściągając ją przez głowę i rzucił na miejsce obok swojej dziewczyny zostając w samych kąpielówkach, które w ostatnim momencie spakował do torby gdyż Rey wspominała coś o jeziorze. Zaczął wchodzić powoli do wody czując jak jego ciało reagowało na tę nagłą zmianę temperatury, ochlapał najpierw trochę swoją klatkę piersiową a potem kark kierując swoje spojrzenie w stronę pomostu gdzie Rey rozłożyła się razem z Rosales, kącik jego ust drgnął lekko gdy uchwycił spłoszone spojrzenie tej drugiej i po chwili Rowley prawie cały wszedł do wody znikając pod jej powierzchnią. Wygłupiał się przez parę minut z Mikim, który chciał koniecznie, żeby Moreau go wyrzucał do góry, żeby ten mógł wpadać z impetem do wody.
Dopiero głos Rey, która kazała wyjść swojemu bratu trochę na brzeg, żeby ten wysechł spowodował, że Ro został we wodzie sam. Przeczesując palcami swoje włosy do tyłu westchnął lekko, unosząc głowę w stronę słońca czując przyjemne promienie, które grzały jego skórę. Postanowił po paru minutach podpłynąć w stronę dziewczyn na pomoście a w jego głowie utworzył się pewien plan który…
Skrzywił się lekko gdy podpłynął.
— Kurwa.. Ktoś musiał chyba rzucić jakieś szkło bo zraniłem się chyba w nogę, Rosales… pomożesz mi wyjść? — skrzywił się bardziej gdy jedną nogą oparł się o szczebelek pod pomostem wyciągając rękę w kierunku dziewczyny jako, że było trochę niewygodnie podciągnąć się do góry. Tylko, że nie miał w planach wejść na pomost, ale kiedy dziewczyna ujęła jego rękę, kącik jego ust drgnął i ten wciągnął ją prosto do wody przy akompaniamencie śmiechu małego chłopca. Kiedy jednak Layla nie wypływała przez parę sekund zaczął się martwić…
Cholera, a jak ona nie potrafi pływać?
Rowley zanurzył się pod wodę, chwytając dziewczynę w pasie i razem wypłynęli na powierzchnię.
Layla Rosales

Art is only a way of expressing pain
something about me
- Złamał się... - mruknęła cicho i zasłoniła swoją twarz włosami z całych sił starając się nie zerkać w stronę chłopaka. Czasami jednak ciekawość wygrywała... Nic nie mogła poradzić na to, że na samą myśl, że był tak blisko i do tego wyglądał tak... Zbeształa się w myślach za te nieprzyzwoite myśli i jęknęła cicho, gdy w nerwowym geście przeczesała dłonią swoje włosy. Ignorowała również Rey, która w końcu kazała bratu wyjść z wody, żeby zaraz nie wyglądał jak pomarszczona śliwka.
Zadrżała zaskoczona i uniosła swoje spojrzenie, gdy Rowley pojawił się tuż koło pomostu. Na jej twarzy była widoczna troska, gdy powiedział o ranie i nachyliła się w jego kierunku, żeby podać mu swoją dłoń. Nie była pewna czy była rozsądnym wyborem do tego typu akcji ratowniczych, ale przecież nie mogła zostawić chłopaka w potrzebie. - Mocno się zra...- chciała zapytać go o tą ranę, ale umilkła widząc jego uśmieszek na twarzy. Nie.. Nie... Otworzyła szerzej oczy, gdy i z jej ust wyrwał się pisk zanim wpadła do wody. W pierwszym odruchu zaczęła wymachiwać dłońmi w panice i wypuściła ze swoich ust powietrze. Czuła jak chłód ogarniał coraz bardziej jej ciało, a te z kolei zaczęło tracić siły, gdy coraz więcej wody łykała, gdy usilnie próbowała wydostać się na powierzchnie. Płuca paliły ją od wysiłku, ale coraz bardziej opadało na dno. Utopi się... Zginie w tym jeziorze, a jej zwłoki będą wyławiane przez okoliczną policję.. Uczepiła się mocno czegoś, gdy ktoś złapał ją w pasie i wbiła mocniej swoje paznokcie w skórę, gdy jej głowa znalazła się pod powierzchnią. Przez kilka kolejnych sekund próbowała wykrztusić z siebie płyn i w panice próbowała jak najdalej znaleźć się od wody. Tymi gwałtownymi ruchami podtapiała blondyna i dopiero, gdy mocniej chwycił ją w pasie, zamarła mocno oplatając jego biodra swoimi nogami.
Próbowała się uspokoić i unormować bicie swojego serca, gdy rozglądała się z przestrachem po otoczeniu. Byli tak daleko od brzegu... Odwróciła gwałtownie głowę w kierunku chłopaka i wstrzymała oddech, gdy ich usta niemal się zetknęły. Przez chwilę wpatrywała się w jego oczy, gdy czuła jego oddech na swoich wargach. Tak bardzo ją kusiło... Była zahipnotyzowana tą bliskością, która się między nimi wytworzyła. Lekko przymknęła powieki.
- Rowley... Ja przez cały ten czas... Ja Ko.. - szeptała czując jak przy każdym słowie jej wargi ocierały się o jego. Coraz bardziej się zatracała i była krok od pocałowania go, gdy coś otarło się o jej nogę i wyrwało ją z tego letargu. Zamrugała zaskoczona, gdy odsunęła swoją twarz od tej należącej od niego i pisnęła, gdy zobaczyła rybę, która krążyła wokół nich.
- Natychmiast odstaw mnie na brzeg! Boże to się otarło o moją nogę! Chciałeś mnie zabić! Proszę... Odstaw mnie na brzeg... Ja nie umiem... - zaczęła na nowo panikować i dopiero, gdy znalazła się na brzegu wzięła głęboki wdech w swoje płuca. Wycelowała palec wskazujący w chłopaka i spojrzała na niego ze złością. - To ty zacząłeś tą wojnę Moreau! Ty!
Po całej tej akcji przy jeziorze szybko zmyła się do pensjonatu, a w jej głowie układał się powoli plan zemsty. Jedno było pewne następne dni dla chłopaka będą ciężkie, bo zamierzała wejść na wyżyny swojej kreatywności. Plan przynajmniej był dobry w teorii, a ona początkowo chciała zacząć od drobnego psikusa. Wiedziała, że chłopak będzie chciał wziąć szybki prysznic po tej wodnej zabawie. Włamała się więc do jego pokoju i dosypała do jego szamponu brokatu. Grzecznie czekała w swoim pokoju i dopiero wychyliła swój nosek zza drzwi, gdy usłyszała szum wody dobywający się zza tych cienkich ścian. Wślizgnęła się do jego pokoju, a następnie do łazienki i po cichu chciała nasypać proszku, który powodował swędzenie do jego bielizny. Zamarła jednak, gdy usłyszała dźwięk otwieranych drzwi od pokoju. Miała cichą nadzieję, że ten nieproszony gość wyjdzie i będzie mogła dokończyć swoje dzieło, ale gdy głos Cassie rozległ się po pomieszczeniu, przeklęła pod nosem. Z głośno bijącym sercem spojrzała w kierunku drzwi, gdy dziewczyna nacisnęła klamkę. Bez chwili namysłu wparowała pod prysznic chłopaka, zasuwając za sobą drzwiczki, które na jej szczęście były na tyle oklejone, że Cassie nie mogłaby dojrzeć jej sylwetki przez nie. Zacisnęła swoją drobną dłoń na ustach chłopaka, a drugą dłonią przytrzymała drzwiczki gdyby tamta zechciała dołączyć do blondyna pod prysznicem. Gdyby ta ich przyłapała tutaj razem.. Plus całej sytuacji był taki, że ten pewnie również nie chciał tłumaczyć się swojej dziewczynie z tej absurdalnej sytuacji, w którą żadna normalna osoba nie uwierzyłaby.
- Pozbądź się jej - wyszeptała do jego ucha i powoli zabrała swoją dłoń z jego ust. Z głośno bijącym sercem czekała na jego reakcję, a jej policzki się zarumieniły gdy spojrzała w dół... Cholera... Przygryzła dolną wargę, gdy ją na tym przyłapał i ruchem dłoni kazała mu się skupić na pozbyciu się blondynki, która zdążyła wejść już do łazienki.
Obserwowała z uniesionymi brwiami na poczynania Rey i Pablo, którzy próbowali nieudolnie rozpalić ognisko. Zaśmiała się cicho pod nosem, gdy czerwonowłosa zakrztusiła się dymem, a ona oparła się wygodniej o pieniek, który wcześniej przytachała tutaj dla siebie.
- Nie potrzebujecie pomocy? - uniosła kącik ust wyżej, gdy przyjaciółka posłała w jej stronę mordercze spojrzenie i zerknęła za siebie, gdy usłyszała kolejne głosy. Cassie i Rowley... Nie była to żadna tajemnica, że ona i ta blondyna od zawsze pałały do siebie nienawiścią, ale widok ich trzymających się za dłonie w dziwny sposób bolał podwójnie... Odwróciła swój wzrok od tego obrazka i upiła łyk piwa bezalkoholowego, gdy zobaczyła jak Rowley ruszył tamtej dwójce na ratunek.
- Jak tam Rosales? Słyszałam, że dalej się bujasz z tamtym ochroniarzem z klubu... Czyżbyś załatwiała swojej matce ochronę, a może sama chcesz zarobić trochę grosza?...- zacisnęła swoją dłoń w pięść, a towarzystwo które koło nich siedziało zamilkło, gdy ona przeniosła swoje jasne spojrzenie na blondynę. - Jeszcze jedno słowo Cassie, a nie ręczę za siebie... - warknęła cicho, ale blondynka najwidoczniej zbyt bardzo dobrze się bawiła, gdy ona reagowała złością na jej słowa.
- Kurwa zawsze będzie kurwą. W sumie mnie to nie dziwi, że chcesz iść w ślady matki. Jaką niby masz perspektywę? Ten twój ćpun również cię bije? Czujesz się jak w domu Layla? - ostrzegała ją... Próbowała ignorować tego pustaka na wszelkie sposoby, ale nie zamierzała jej pozwalać na takie słowa. Nie będzie pożywką dla tej jędzy... Niewiele myśląc zerwała się ze swojego miejsca i powaliła na ziemię Cassie, siadając na jej biodrach okrakiem. Dopadła do jej twarzy z pięściami i szarpała się, gdy ktoś próbował je rozdzielić. Pochyliła się nad blondyną przyciskając jej głowę do ziemi.
- Jeszcze raz się do mnie odezwiesz, to pokaże ci jakie mam znajomości. Czasami niektórzy znikają Cassie i lądują kilka metrów pod ziemią. Chcesz być jedną z nich? - wysyczała do jej ucha i szarpiąc ją za włosy pociągnęła w stronę stadniny. Blondyna próbowała się wyswobodzić z jej uścisku, ale ona sobie nie robiła nic z tego, że ta drapała jej ciało do krwi. Targała ją ze sobą przez dobre kilka minut, a reszta przyglądała się w milczeniu na ich poczynania. W końcu przystanęła i wrzuciła to nic nie warte ścierwo do końskiego łajna i spojrzała z góry na dziewczynę, która próbowała wydostać się z odchodów.
- W końcu atmosfera zrobiła się lepsza, gdy całe gówno znalazło się na swoim miejscu. - jej klatka piersiowa unosiła się szybko i po chwili odwróciła się od blondynki. Jej spojrzenie natrafiło na te należące od chłopaka i prychnęła pod nosem. - Idź pomóc swojej księżniczce Moreau.. - przechodząc obok niego szturchnęła go ramieniem. Sama nie wiedziała czemu była na niego również wściekła. Może dlatego, że wolał tamtą... Może dlatego, że próbowała wyładować własną frustrację na nim... To ona wtedy dwa lata temu podjęła tą głupią decyzję i próbowała z Bradem odbudować ich związek.. Żałowała. Tak bardzo żałowała tego... Teraz pozostała jej jedynie złość, bo on wolał tamtą... Nie należał do niej..
Po tamtej akcji zaszyła się w stodole ze swoim szkicownikiem i obserwowała zachód słońca siedząc na stogu siana. To było jej miejsce. To tutaj zawsze uciekała, gdy musiała ochłonąć i chciała trochę czasu dla siebie. Nie była dumna z siebie, że w taki sposób potraktowała blondynę, gdy puściły jej nerwy i czuła te poczucie winy, nawet gdy tamtej się należało. Spuściła swój wzrok na rysunek i wytarła z policzka łzę, która powoli spływała w dół. Tamte słowa boleśnie wbiły się w jej umysł i ugodziły w najczulszy punkt.. Miała tego wszystkiego już po prostu dosyć.. Chciała zniknąć z tego świata. Zapomnieć o problemach..
Dłonią sięgnęła do kieszeni i wymacała w niej mały scyzoryk.. Już chciała go wyjąć i ulokować wszystkie natrętne myśli i emocje w bólu, gdy odwróciła się w kierunku drzwi, gdy te otwarły się z głośnym skrzypnięciem.
- Idź sobie...
Rowley Moreau


But I gave myself again to that fire, threw myself into it, into him, and let myself burn.
something about me
Tylko, że szanował ją na tyle, że nie chciał wchodzić buciorami w jej życie, a teraz po prostu żałował, że tego nie zrobił.. Może wszystko inaczej by się potoczyło, gdyby wtedy odważył się przeciwstawić jej wyborowi i udowodnić, że jednak miała do niego słabość? Mógł tylko i wyłącznie gdybać na ten temat, mógł jedynie myśleć, że teraz mogliby być szczęśliwą parą, która razem spędza swoje upragnione wakacje właśnie w tym miejscu.
Tylko, że Rosales nie należała do niego…
Postąpił głupio wciągając ją do wody bo po chwili zdał sobie sprawę, że widocznie brunetka nie potrafiła pływać. Mógł narazić ją na niebezpieczeństwo przez swoją chęć utarcia jej nosa czy zabawy, która mogłaby się zrobić tragicznie, a wtedy na pewno by sobie nie wybaczył tego wszystkiego. Dlatego w pierwszym odruchu gdy ta nie wyłaniała się z wody było zanurkowanie po niej i pociągnięcie jej do góry. Podobno topiący się człowiek zrobi wszystko, żeby utrzymać się na powierzchni i jest w stanie także tę drugę osobę pociągnąć na samo dno gdyby tylko mógł przez parę sekund dłużej łapać powietrze.
Podtapiałą go, ale w przeciwieństwie do niej blondyn potrafił pływać, mocniej chwycił ją w pasie przyciągając do swojej klatki piersiowej gdzie mogła poczuć jego mocno dudniące serce. — Rosales… bo utopisz nas oboje, już, spokojnie — wydusił do jej ucha, naciskając mocniej palcami na jej biodra jakby chciał do niej dotrzeć nie tylko słowami, ale także przez dotyk. Odetchnął dopiero gdy dziewczyna uspokoiła się w jego ramionach, a ciche westchnienie wyrwało się z jego ust, gdy spojrzał jej prosto w twarz. Hipnotyzujące spojrzenie powodowało, że ten przełknął ślinę spoglądając prosto w jej oczy, przesunął na moment wzrok na jej usta, jakby miał cholerną ochotę po prostu ją pocałować.
Pragnął tego.
Wystarczyło tylko się delikatnie pochylić w jej kierunku i po prostu by ją pocałował, zatracił by się w tych znanych wargach, które pragnął całować. Powodowała, że tracił po prostu zdrowy rozsądek a jego dziewczyna obecnie leżąca na brzegu była mało istotna w tej chwili. Jego brew delikatnie powędrowała do góry gdy ta przerwała na moment i przeniósł ponownie wzrok na jej oczy. — Ty.. co? — wyszeptał niewinnie w jej usta. Chwila została jednak przerwana a ten wzdrygnął się na ton jej głosu odsuwając się od niej nieznacznie. Bezpiecznie odholował ją do brzegu patrząc jak ta się oddala, kątem oka złapał jeszcze tylko spojrzenie Rey i pokręcił głową kierując się w stronę swoich rzeczy, nie uraczając Cassie słowem gdy wziął po prostu ręcznik i ruszył w stronę domku.
Lubił pływać w jeziorze, ale ilekroć z niego wychodził to miał wrażenie, że jest brudny;p nie lubił tego uczucia zwłaszcza, że na dnie było jeszcze sporo mułu. Musiał się zrelaksować pod strumieniem ciepłej wody pod prysznicem, opierając się z westchnieniem o ścianę ręką, patrząc jak woda cieknie po jego ciele do brodzika. Zacisnął rękę w pięść przeklinając w duchu własną głupotę. Nie widziała jak nie raz wodził za nią spojrzeniem? Cholera.. Chyba nigdy nie wyleczy się z Layli Rosales.
Chciał być w tym momencie sam, nie chciał widzieć nawet Cassie bo czuł, że w pewien sposób ją w tym momencie zawodził, wiążąc się z nią tak naprawdę nie wiedział czego oczekiwał, że nagle ją pokocha? Że stanie się dziewczyną na której punkcie straci głowę? Nie potrafił jej kochać tak jak powinien, nie potrafił być wobec niej szczery bo od dawna wiedział, że jego serce biło mocniej dla innej dziewczyny, a ten wyjazd uświadomił go, że miał przechlapane.
Słysząc jak drzwi od prysznica się otwierają miał ochotę po prostu powiedzieć, żeby sobie poszła, ale zamarł gdy nie dostrzegł blond włosów, ale brązowe oraz te niebieskie oczy, które go hipnotyzowały. Kiedy poczuł jej dłoń na swoich ustach zamarł jeszcze bardziej, a ta mogła poczuć jego ciepły oddech.
Spoglądał jak woda obmywa także ciało dziewczyny, bo chcąc czy nie chcąc musiała chociaż trochę stanąć pod jego strumieniem, wzrok mężczyzny przesunął się po jej ciele, po materiale, które teraz przylepiał się do jej skóry. Zaczepnie ugryzł ją we wnętrze dłoni rzucając lekki uśmiech gdy ta zdjęła rękę z jego ust.
Głos Cassie spowodował jednak, że ten przesunął spojrzenie z Layli na drzwi od prysznica.
— Zaraz wyjdę, daj mi pięć minut, ok? — wyrzekł w stronę blondynki, która wspominała coś o tym, że chcę wybrać na zakupy do okolicznych sklepów; po chwili ta wyszła z pomieszczenia mówiąc, że będzie na niego czekała na dole.
Znowu zostali sami.
Ognisko wydawało się być dobrym pomysłem, spędzenie czasu na świeżym powietrzu było według niego dobrym wyjściem, oczywiście Cassie była aż nader podekscytowana tym całym ogniskiem i zapewne alkoholem, który będzie pić. Odkąd Moreau jest z nią w związku to potrafił wypić nie raz, ale nigdy nie przekraczając tej cienkiej granicy, która powodowałaby, że traci nad sobą kontrolę. Nie lubił samego siebie po pijaku, a blizny na jego rękach, przykryte tatuażami nie raz mu o tym przypominały, jakiś czas temu doszły mu nowe, których nawet nie zakrywał.
Wywrócił teatralnie oczami podążając w kierunku Rey i Pablo z zamiarem pomocy przy rozpaleniu ogniska, może blondyn nie był zbytnio survivalowcem, ale posiadał coś takiego jak zapalniczka, która mogłaby tutaj pomóc. Skupiony był na ognisku, że na początku nie usłyszał co Cassie mówi do Rosales, ale kiedy się wyprostował to przeniósł spojrzenie na dziewczyny. Chyba nikt nie chciał się wtrącać w tę scenę, która rozgrywała się przed ich oczami, Moreau przełknął ślinę spoglądając na Laylę gdy Cassie mówiła takie rzeczy..
Bił ją? Ranił ją?
Zacisnął ręce w pięści czując jak jego ciało całe się napina. Normalnie to powinien stanąć w obronie swojej dziewczyny, ale ani trochę tego nie chciał, beznamiętnie patrzył na to jak Rosales wyładowuje na niej swoją złość. Powinien zareagować? Zrobić coś? Nawet zrobił jeden krok w stronę dziewczyn ale Rey pokręciła głową na to. Ta scena trwała zaledwie parę minut, ale żadne z nich nie ruszyło się, żeby pomóc blondynce. Moreau skrzyżował ręce na piersi kiedy Rosales go mijała rzucając jej lekkie spojrzenie, które potem skierował na swoją dziewczynę.
To jakaś wariatka! Kochanie, pomóż mi!
Wyciągnęła rękę w stronę blondyna, jakby liczyła na to, że ten nagle jej pomoże. Rowley zacisnął szczękę kręcąc lekko głową.
— To Twoje bagno, sama się z niego wydostań, Cassie — rzucił tylko do niej odwracając się.
Nagle przeszła mu ochota na ognisko.
Musiał z nią porozmawiać, mogłoby się wydawać że tak po prostu zapomniał o niej albo próbował wyrzucić ją ze swojej głowy, ale ilekroć to zrobił to Rosales pojawiała się na horyzoncie i znowu przepadał niczym kamień w wodę. Nie potrafił tak po prostu dać jej spokoju bo wiedział, że postąpił idiotycznie wiążąc się z Cassie, dziewczyną, która udowodniła, że jest mniej warta niż końskie łajno. Rey powiedziała mu, że widziała Laylę w stodole więc tam się udał, otwierając duże, trochę skrzypiące drzwi.
Wsunął się do środka ignorując słowa dziewczyny, przesuwając spojrzeniem po koniach stojących w boksach, jednego nawet pogłaskał lekko po chrapach gdy ten zaciekawiony wystawił głowę zapewne w oczekiwaniu na marchewkę albo na coś innego.
— Nie, nie pójdę
Wyrzekł po chwili podchodząc do niej, zajmując miejsce obok niej na stogu siana, spoglądając na brunetkę. Ciche westchnienie wyrwało się z jego ust gdy jego spojrzenie na moment ulokowały się na jej odsłoniętych rękach, doskonale wiedział jak wyglądają blizny po zadawaniu sobie bólu, nie raz to w końcu robił.
— Czy on Cię krzywdzi?
Musiał wiedzieć, przeniósł swoje spojrzenie na zachód słońca, czując jak jego serce galopuje mocno w piersi.
Layla Rosales

Art is only a way of expressing pain
something about me
- Ugryzłeś mnie... - wyszeptała zbita z tropu, a jej wzrok mimowolnie zjechał w dół, gdy chłopak skupił się na rozmowie ze swoją dziewczyną. Przygryzła dolną wargę, a na jej policzkach pojawił się rumieniec, gdy przyłapał ją na tym bezwstydnym wpatrywaniu się w jego ciało. Ruchem dłoni jednak kazała mu się skupić na pozbyciu się blondyny ze swojego pokoju. Dopiero, gdy ta łaskawie wyszła z pomieszczenia odetchnęła głęboko i oparła się dłonią o ciepłe kafelki. Chwyciła w dłonie część mokrych włosów i starała się pozbyć z nich nadmiar wody. Bezskutecznie, bo i tak była cała przemoczona przez tą całą eskapadę.
- Moreau.. W tym domu panują pewne zasady. Żadnych dziewczyn w męskich pokojach. Z łaski swojej mógłbyś nie utrudniać innym życia i trzymać się jakiś reguł? - fuknęła i przyjęła z miną niewiniątka od niego ręcznik. - Przez Ciebie i wasze dzikie żądze mój plan zemsty za próbę podtopienia, spełzły na niczym. Chociaż.. Ślicznie ci w brokacie księżniczko. - uśmiechnęła się słodko i wokół swojego palca zakręciła jego kosmyk włosów na którym lśniły małe drobinki brokatu, które wsypała do jego szamponu. Sięgnęła dłonią po jego koszulkę i odwróciła się do niego plecami. Zsunęła ze swojego ciała przemoczoną sukienkę i sprawnym ruchem założyła jego czystą i przede wszystkim suchą koszulkę, która sięgała jej przed kolana. - Pozwól, że pożyczę. Oddam ci później. - pomachała mu dłonią na do widzenia, ale po chwili mógł zobaczyć ponownie jej twarz i szeroki uśmiech, gdy wychyliła się zza drzwi, żeby uraczyć go ostatnimi słowami.
- Hej, Moreau? Życzę ci powodzenia na tych zakupach. Raczej sklepy w najbliższej okolicy nie podpasują twojej dziewczynie, więc może od razu pojedź do Galerii, którą jest położona jakieś 60 km stąd? - zaśmiała się delikatnie i po raz ostatni obrzuciła jego ciało spojrzeniem.
Lubiła to miejsce, ten widok, który urzekał ją za każdym razem, gdy słońce swoimi ostatnimi promieniami malowało niebo, a ciemność powoli przygasała wszelkie barwy, żeby zastąpić je pięknym księżycem i gwizdami, które tutaj było dobrze widać z dala od zgiełku miejskiego. Zawsze jej się te gwiazdy kojarzyły z piegami, którymi upstrzona była jej skóra. Chyba tylko poprzez to porównanie była w stanie przekuć ten mankament w coś co za każdym razem było jej żal zakrywać podkładem.
Chciała dzisiaj zostać sama. Z dala od całego towarzystwa i pewnych słów, przed którymi wystrzegała się przez dwa lata. Rowley jednak był zawsze niczym widmo... Nawiedzał jej duszę i sny w najmniej odpowiednich chwilach, ale tutaj robił to na jawie, a ona nie miała siły bronić się przed tym wszystkim. Bóg jej świadkiem, że próbowała pozbyć się go ze swojej głowy.
Zadrżała, gdy zadał jej pytanie, a z jej ust wydobył się cichy śmiech. Jej wzrok również zjechał na blizny na nadgarstkach. Nie lubiła tego tematu, odkrywania przed kimś własnych słabości. Były to pamiątki, które dziennie przypominały jej, że każda historia miała swój koniec, a ból był jedynie stanem pomiędzy, znakiem że w dalszym ciąg oddychaliśmy i walczyliśmy. Dla jednych była to duma, dla niej smutna pamiątka tego, że wybrała źle.
- Za dużo słuchasz Cassie. On nigdy mnie nie uderzył. - podniosła swój wzrok na jego profil, gdy ten spoglądał przed siebie na zachód słońca. Uwielbiała to jak słońce pieściło jego skórę i jak światło tworzyło pewne wzory, po których miała ochotę przejechać opuszkiem. Rowley zawsze jej się kojarzył akurat z tą porą dnia, zanurzony pomiędzy blaskiem słonecznego dnia, a mrokiem, który panował w jego przeszłości. Ona zaś była nocą, gdy księżyc w pełni oświetlał to co powinno być zanurzone w ciemności.
- Każda historia ma swojego złoczyńcę. W tej akurat to ja jestem nim. - te słowa zawisły pomiędzy nimi, a cisza była nader wymowna. Ciche westchnięcie wydostało się z jej ust, gdy poruszyła się nieznacznie i sama przeniosła swój wzrok na zachód słońca. - To ja swoimi wyborami doprowadziłam do wszystkiego i to ja muszę żyć z poczuciem winy. Przyjechałam tutaj, bo znowu stoję przed wyborem i chciałam chociaż raz postąpić dobrze. Twoja obecność mi nie pomaga. Unikałam Cię przez dwa lata i próbowałam... Dlaczego to wszystko robisz? Po co się starasz i interesujesz mną? Po co wciąż udajemy, że się przyjaźnimy, gdy to nie jest prawda? - zmarszczyła delikatnie nosek, a jej ramiona opadły w dół w geście poddania. Czuła jak wszystkie słowa, które trzymała w sobie przez cały ten czas cisnęły się jej na wargi. Może tego właśnie potrzebowała? Tej ostatniej spowiedzi przed słodkim końcem?
- Wybrałam wtedy źle Rowley i tym wyborem go zniszczyłam i siebie również. Nie mogłam Cię wyrzucić ze swojej głowy, a on starał się na każdy sposób zatrzymać mnie przy sobie. Dowiedział się, że my... Tamtego wieczoru mnie zdradził, a kilka miesięcy później pojawiło się na świecie ich dziecko. Wszystkie te jazdy, próby kontroli nade mną, to było przez to, że go zraniłam. Raniłam go cały czas, gdy szeptałam twoje imię przez sen, gdy byliśmy w chwili intymnej, a to przerodziło się w coś toksycznego czego oboje nie potrafiliśmy zatrzymać. Jego zazdrość weszła na ten poziom, że straciłam pracę. On wpadał w używki, a ja sobie nie radziłam z poczuciem winy. Próbowałam odejść wiele razy, ale wtedy mówił, że jestem jedyną która trzyma go przy życiu. Moje mieszkanie zostało zalane, zresztą i tak narobiłam sobie długów, a pracy nie mogłam znaleźć. Byłam zależna od niego i tak zostało. Jedynie, gdy wpadał w kolejny cug, to chwytałam się ostatniej deski ratunku i tańczyłam na rurze przed napalonymi facetami, żeby mieć trochę kasy. W jednym Cassie miała rację. Moja matka jest kurwą.. Przez dwa cholerne lata cały czas próbowałam cię wybić ze swojej głowy. Unikałam, ale za każdym razem gdy coś się działo chciałam zadzwonić, albo przyjechać. Tamtego dnia gdy mnie zdradził byłam u Ciebie i otworzyła mi Cassie w twojej koszulce. Wtedy zrozumiałam, że w twoim życiu też nie mogę mieszać. To ze mną jest problem. Dwa miesiące temu znowu się rozstaliśmy. Prawie się zabił, znowu się najebał i poleciał do tamtej kobiety. Znowu jest w ciąży... A ja nie wiem co powinnam zrobić. Chce mi się oświadczyć, żeby mnie zatrzymać przy sobie... Nie jestem szczęśliwa Rowley i miotam się, bo jestem przerażona. Jeśli odejdę od niego wyląduje na ulicy i będę żyła z poczuciem winy, że go zniszczyłam, bo nie wiem co zrobi. Jeśli zostanę, to sama nie wytrzymam tego wszystkiego i... A teraz... Ty niczego nie ułatwiasz. Za każdym razem, gdy cię widzę mam ochotę pokonać dzielący nas dystans. Schować się w twoich ramionach i po raz kolejny poznać smak twoich ust. Pragnę po raz kolejny usłyszeć jak mówisz do mnie perełko. Poczuć jak sprawiasz, że czuję się wyjątkowa i wystarczająca. To takie złe... Kochanie Cię jest moją zgubą i wadą. - przyłożyła palec do jego ust i pokręciła głową. - Nie chcę wiedzieć. Nie chcę znać twojej odpowiedzi. Jesteś w związku Rowley i nie należysz do mnie, a ja... Po prostu pozwól mi odejść. Nie utrudniaj tego. Nie chce słyszeć jak się ze mnie wyśmiewasz. Nie chce słyszeć, że może czujesz to samo co ja. Nie... - musnęła swoimi wargami jego i wraz z ostatnimi promieniami słońca wybiegła ze stodoły, bo bała się, że ten odpowie. Gdyby ją wyśmiał to zabiłoby ją. Gdyby powiedział, że czuje to samo to te wyznanie rozpętałoby piekło, a na to nie mogli sobie pozwolić. Zbyt wiele osób zraniliby.
outfit na festynie
Unikała go przez dwa dni i pokazywała się, gdy tylko wokół nich było towarzystwo. Nigdy nie dopuszczała do tego, żeby zostać z nim sam na sam. Zostały trzy dni. A dzisiejszy cały dzień mieli spędzić na Festynie, który był urządzany co roku dwie godziny drogi stąd samochodem. Jako, że wybierali się większą ekipą, to jechali na kilka aut. Próbowała wbić się do innego samochodu, ale jak na złość wszyscy podzielili się już na grupy, a nikt nie chciał się z nią zamienić. Wtedy postanowiła, że zostanie w domu. Jej mały bunt został dość szybko spacyfikowany, bo Rey również wtedy zarządziła strajk, a Pablo wkurzony ich zachowaniem władował jedną i drugą silą do samochodu, grożąc, ze jeśli usłyszy chociaż słowo skargi, to zwiąże je i zaknebluje wrzucając do bagażnika. Co jak co, ale w to akurat mu wierzyła, więc potulnie siedziała z tyłu przez całą drogę i obserwowała znudzona krajobraz za oknem, od czasu do czasu klikając coś na telefonie. Robiła wszystko, żeby nie patrzeć w stronę Rowleya. Wypowiedziane słowa w stodole dalej wisiały pomiędzy nimi, a ona dalej nie wiedziała co miała zrobić.
- Żartujesz prawda? Jak niby mam pobić twój rekord? Widziałeś moje piąstki? - naburmuszyła się, gdy Pablo ze zwycięskim uśmiechem uderzył w maszynę sprawdzającą siłę twojego ciosu. Oczywiście jego wynik był dobry. Cholernie dobry, a ona nie zamierzała się ośmieszać publicznie. Jak zawsze, gdy przyjeżdżała tu z ekipą to prowadziła z Pablo tą durnowatą rywalizację i zaliczali każde stanowisko licząc, w której rywalizacji kto był lepszy. W tą grę chcąc czy nie chcąc została wciągnięta Rey i Rowley. Póki co ona była najlepsza w rzutkach. Pablo w tej maszynie. A Rowley w rzucaniu do kosza.
- Wygrałem i pogódź się z tym Rosales.
- Nie bądź taki do przodu. Jeszcze Rowley nie próbował i Rey. Boisz się, że dziewczyna skopie ci dupę? Taki mądry, a jakoś nie wygrałeś dla mnie tego pluszaka. Chcę tego Sticha. Założę się, że w rzucaniu obręczy też go nie wygrasz. - prychnęła i mierzyła się z Pablo tym wzrokiem, który u innych powodował ciarki. Normalnie byli przyjaciółmi do rany przyłóż, ale oboje zbyt bardzo poważnie podchodzili do wszelkich rywalizacji. Oboje z założonymi rękami na piersi czekali na resztę i gdy ruszyli w stronę kolejnego stoiska, to razem z Pablo zaczęła się przepychać kto pierwszy miał zacząć. W wyniku tej małej potyczki oboje trafili na koniec kolejki, a tą rywalizację zaczynał Rowley...
- Dobry jest... - wyszeptała do Rey obserwując jak blondyn sobie radził z kolejną konkurencją.
Rowley Moreau