

Siis loistakoon Shanghain valot
Tai valaiskoon yötä New Yorkin talot
Mä suljen silmäni ja nukahdan
Sun viereen viimeinkin
something about me
- Wiesz, pracujemy oboje w ryzykownej branży. Może i mówimy pięknie o uczuciach i miłości, ale dla większości z nas ona wcale nie jest dana na zawsze. – Skrzywił się lekko. Na czole pojawiła się pozioma zmarszczka. No tak, przez chwilę martwił się. – Oczywiście, wierzę w nas. Tylko statystyka za nas mówi zupełnie coś innego. – I to właśnie było jak dla niego najstraszniejsze. Może faktycznie dobrze byłoby się wycofać z tego, co robił? Raczej by nie tęsknił. – Ale nie przejmuj się. Po prostu mam głupie myśli, bo ostatnio dowiedziałem się, że kumpela jednak się rozwodzi. Nie znałem zgodniejszej, przemiłej pary. A tutaj proszę. – Machnął ręką. – Ale dzisiaj są Twoje urodziny. Nie powinienem w ogóle rozmyślać o takich rzeczach. Anteeksi. Czasami po prostu… - Uderzył się w skronie dwoma palcami w geście, że tam czasami jest pusto. Miał go rozbawiać, a nie dołować jakimiś statystykami, czy dodawać, że przyjaciółka się rozwodzi, a zawsze marzył o takim związku, jaki ona miała. – Zapomnij, że w ogóle coś mówiłem, dobra? – Poprosił go z nadzieją, że nie pociągnie tematu, a nawet lepiej – po prostu to wszystko zignoruje. Tak będzie dla nich oboje najlepiej.
- Słuchaj, wypadki chodzą po ludziach. A szczególnie głupie sytuacje trzymają się mnie. – Pewnie gdyby miał okulary na nosie, spojrzałby na niego znad nich. Nie miał, więc ten gest był dość dziwny. – Więc jeszcze mogę nawalić. – Słysząc pytanie, pokręcił przecząco głową. Zaraz ściszył głos, nie chciał, by ktoś akurat usłyszał to, co miał mu do powiedzenia.
- Nie musimy się spieszyć. Właściwie miałem nadzieję, że dasz się namówić na jakiś szalony urodzinowy seks. Wiesz… - Miał jedną obietnicę, którą chciał spełnić. Jakiś czas temu wśród swoich rzeczy zostawił kawałek liny. Może Dante już i tak na nią natrafił, gdy składał jego koszulki i dokładał pranie. Nie wiedział. - …myślę, że wiesz, co mam na myśli. Coś kiedyś Ci obiecałem, a dziś są Twoje urodziny, więc… - Typowy Matt Myers, bez dwóch zdań.
Dante Rogers


And usually, I'm
Fucked up, anxious, too much
But I'll love you like you need me to
Imperfect for you
something about me
- Niektórych rzeczy nie potrafimy przewidzieć... Skarbie, tylko nie fiksuj się teraz na punkcie rozwodów oraz rozstań, dobrze? - wychylił się nieco, aby sięgnąć dłonią jego policzka i pogłaskać go po nim delikatnie. Wiedział, że Mattem na pewno to wstrząsnęło, dużo o tym myśli. Podobnie miał, kiedy chciał się czegoś douczyć w internecie, a potem naczytał się zbyt wiele. Po to ma Dante, aby mógł przywrócić jego myśli na właściwe tory.
- To nie ma znaczenia, jaki to dzień. Jeśli coś Cię trapi to możemy o tym porozmawiać praktycznie zawsze, kiedy tylko będziesz chciał. - dodał jeszcze, ponieważ widział ostatnio coraz bardziej, że coś w nim siedzi. Trochę się martwił, ale czekał spokojnie, aż Myers postanowi sam mu o tym powiedzieć. W końcu to nie chodziło o to, aby kogoś ciągnąć za język.
- Przypilnuję, żebyś nie nawalił i żadnej nieszczęśliwy wypadek Cię nie spotkał. Poza tym, minus do minusa daje plus, prawda? Sam zbyt wiele szczęścia nie miał, dlatego razem dostajemy więcej od wszechświata. - zaśmiał się, szczególnie widząc ten jego gest, kiedy nie miał na sobie okularów.
- Szalony? Czy to ma coś wspólnego z pewną rzeczą, która była wśród Twoich koszulek? Bo jeśli tak... To musimy naprawdę się spieszyć do domu, tylko odstawimy Mando do mojej mamy. - spojrzał na niego rozbawiony, a jednocześnie pod stołem sięgnął do jego kolana, aby przesunąć po nim opuszkami palców. - Doskonale wiem, co masz na myśli... - dodał jeszcze, przekrzywiając lekko głowę. Pewnie posiedzieli jeszcze chwilę w knajpie, a potem uregulowali rachunek, odstawili Mando do "babci' i mogli cieszyć się sobą przez resztę dnia... I nocy.
ztx2

Matt Myers