Shaquille Ilyas Haroun Al MaktoumTamino-Amir Moharam Fouad

informacje o postaci
10 kwietnia 1998, Dubaj
Staten Island
zaręczony
queer
on / jego
książę (niekoronowany)
syn szejka
w trakcie studiów
(prawo międzynarodowe)
$$$$$
ubezpieczenie prywatne
LOVE IS IN THE AIR
Staten Island
zaręczony
queer
on / jego
książę (niekoronowany)
syn szejka
w trakcie studiów
(prawo międzynarodowe)
$$$$$
ubezpieczenie prywatne
LOVE IS IN THE AIR
freeform
indeed, it's wrong to keep you near me
one could call me cruel and deceiving
Ma dwa lata, kiedy widzi cię po raz pierwszy.
Jesteś zaledwie zawiniątkiem skrytym pod matczynym chimarem. Chusta jest długa, sięga kobiecie do kolan, a małemu księciu przypomina o postaciach ze strasznych legend. Patrzy na nią z dozą nieufności. Podobnie zresztą patrzy na c i e b i e, niezbyt zainteresowany małą, porośniętą ciemnymi włoskami główką, oślinioną grzechotką i cichym gaworzeniem.
Shaquille ma dopiero dwa lata, ale piastunka powtarza, że posiada wzrok proroka. Czasem patrzy na niego i dłonią odpędza złe duchy, choć przesądność jest ciężkim grzechem. Czasem czuje na sobie jego spojrzenie i pospiesznie odwraca głowę. Czasem próbuje odnaleźć w ciemnych, niemalże czarnych oczach coś innego niźli bezwzględne z r o z u m i e n i e, którym przecież nie ma prawa cechować się dziecko.
I… jest! Pojawia się. Kiedy ci się przygląda, gdy tkwisz w ramionach matki, na jego twarzy odmalowuje się n i e c h ę ć.
Nigdy nie uda ci się wyzbyć wrażenia, że ta sama niechęć towarzyszyć mu będzie przez całe życie.
and then i made sure you would always return
you still know of dawn, but you always return
Matka każe ci nosić ciężkie, zdobione złotem spódnice z falbanami w wielu przepięknych kolorach. Książę od jakiegoś czasu ubiera się wyłącznie na biało.
Jesteście już więksi i więcej rozumiecie, kiedy podczas wspólnej, eleganckiej kolacji sadzają was obok siebie, udo przy udzie, łokieć przy łokciu, oczy utkwione w złotych misach pełnych jedzenia. Shaquille wpycha sobie do ust świeżą, soczystą figę, ty dłubiesz widelcem w kawałku mięsa. Rozkładasz go na kawałki, poszerzasz jego granice, rozrywasz w tłustych szwach.
Kiedy książę na ciebie patrzy, masz brodę umorusaną sosem, kawałek sałaty między zębami i prawie zmoczyłaś rękaw w zawartości kielicha.
Gdzieś w jego spojrzeniu z n o w u pojawia się ta niechęć, ale teraz towarzyszy jej nagła wesołość: złote błyski w nieprzeniknionej ciemności.
Usta wygięte się w ciepłym uśmiechu.
you have come to love, yes, you've come to love
what you always will fear
Siedzicie w altanie za posiadłością.
Siedzicie w altanie za posiadłością, patrzycie sobie w oczy.
Siedzicie w altanie za posiadłością, z nieba leje się żar, twoje włosy skrywa miękka chusta, a dłonie księcia wyciągają się w twoim kierunku.
Jeszcze nie wiesz, czemu mu na to pozwalasz. Czy to miłość kiełkująca w młodym sercu, czy świadomość, że prędzej czy później i tak będziecie blisko, czy potrzeba zrozumienia, które tak często odnajdujesz w jego oczach. Wasze ręce się dotykają. Jego palce na twoich palcach. Jego opuszki na twoim nadgarstku. Jego serce poza twoim zasięgiem.
Przez chwilę wydaje ci się, że go znasz. Widzisz coś p o n a d ciepłym odcieniem jego skóry, łagodnie zakrzywionym nosem, czarnymi oczami. Coś oprócz złota, którym zaczął ozdabiać palce, czerni eleganckich strojów, ciepła głosu, którym przemawia, zawsze trochę nieobecny, jakby tkwił w osobnej rzeczywistości, gdzieś o b o k.
Teraz jest z tobą, jest tam: w altanie za posiadłością, kiedy żar leje się z nieba, wasze ręce się dotykają, a jego usta szepczą rzeczy, których nie wypowie nigdy później. Gdzieś między wersami kryje się namiastka uczucia, jakiś rodzaj przywiązania, jakaś obietnica wieczności, jakaś osobliwa wierność, którą przysięga ci trochę nieśmiało, trochę skrycie, nie do końca świadomie.
Jego usta nie dotykają twoich ust (o c z y w i ś c i e), jego palce nie zatapiają się w czarnych lokach wymykających się kremowej chuście, ale wasze dłonie tkwią w ciasnym uścisku przez kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt sekund.
Dogania was wstyd.
yes, my love, i confess to you
i've nothing but the means to break your heart in two
Dzieli was przepaść wielkości świata.
Jest on: inny, tutaj, to znaczy: daleko, gdzieś poza dostępem twojego wzroku, skupiony na ucieczce i przeżywaniu: siebie i obcych ludzi. Wciąż niepasujący, cichy, ciekawski. Niezmiennie delikatny w sposobie wypowiedzi, o skórze miększej niż najdroższy aksamit, ze wzrokiem wbitym w przyszłość.
I jesteś ty: wciąż taka sama, tam, to znaczy: daleko, gdzieś poza jego sercem, zapętlona w nieskończonej podróży między tym, czego pragniesz, a tym, co ci wolno. Jesteś jak puzzel idealnie wpasowany w układankę, z której on rozpaczliwie próbuje się wydostać.
Patrzysz w lustro i widzisz siebie: trochę zbyt wysoką jak na rodzime standardy, piękną, mądrą, zawziętą.
Patrzy w lustro i widzi kogoś obcego: trochę zbyt smutnego, pięknego, mądrego, przerażonego.
Żadne z was nie wie, czy książę wróci.
Ty — wyrażasz w tej niepewności całą swoją rozpacz.
On — błaga wszechświat o namiastkę wolności.
Dzieli was przepaść niemożliwa do przekroczenia.
just for now i am your fall
i am your fall
i am your fall
one could call me cruel and deceiving
Ma dwa lata, kiedy widzi cię po raz pierwszy.
Jesteś zaledwie zawiniątkiem skrytym pod matczynym chimarem. Chusta jest długa, sięga kobiecie do kolan, a małemu księciu przypomina o postaciach ze strasznych legend. Patrzy na nią z dozą nieufności. Podobnie zresztą patrzy na c i e b i e, niezbyt zainteresowany małą, porośniętą ciemnymi włoskami główką, oślinioną grzechotką i cichym gaworzeniem.
Shaquille ma dopiero dwa lata, ale piastunka powtarza, że posiada wzrok proroka. Czasem patrzy na niego i dłonią odpędza złe duchy, choć przesądność jest ciężkim grzechem. Czasem czuje na sobie jego spojrzenie i pospiesznie odwraca głowę. Czasem próbuje odnaleźć w ciemnych, niemalże czarnych oczach coś innego niźli bezwzględne z r o z u m i e n i e, którym przecież nie ma prawa cechować się dziecko.
I… jest! Pojawia się. Kiedy ci się przygląda, gdy tkwisz w ramionach matki, na jego twarzy odmalowuje się n i e c h ę ć.
Nigdy nie uda ci się wyzbyć wrażenia, że ta sama niechęć towarzyszyć mu będzie przez całe życie.
and then i made sure you would always return
you still know of dawn, but you always return
Matka każe ci nosić ciężkie, zdobione złotem spódnice z falbanami w wielu przepięknych kolorach. Książę od jakiegoś czasu ubiera się wyłącznie na biało.
Jesteście już więksi i więcej rozumiecie, kiedy podczas wspólnej, eleganckiej kolacji sadzają was obok siebie, udo przy udzie, łokieć przy łokciu, oczy utkwione w złotych misach pełnych jedzenia. Shaquille wpycha sobie do ust świeżą, soczystą figę, ty dłubiesz widelcem w kawałku mięsa. Rozkładasz go na kawałki, poszerzasz jego granice, rozrywasz w tłustych szwach.
Kiedy książę na ciebie patrzy, masz brodę umorusaną sosem, kawałek sałaty między zębami i prawie zmoczyłaś rękaw w zawartości kielicha.
Gdzieś w jego spojrzeniu z n o w u pojawia się ta niechęć, ale teraz towarzyszy jej nagła wesołość: złote błyski w nieprzeniknionej ciemności.
Usta wygięte się w ciepłym uśmiechu.
you have come to love, yes, you've come to love
what you always will fear
Siedzicie w altanie za posiadłością.
Siedzicie w altanie za posiadłością, patrzycie sobie w oczy.
Siedzicie w altanie za posiadłością, z nieba leje się żar, twoje włosy skrywa miękka chusta, a dłonie księcia wyciągają się w twoim kierunku.
Jeszcze nie wiesz, czemu mu na to pozwalasz. Czy to miłość kiełkująca w młodym sercu, czy świadomość, że prędzej czy później i tak będziecie blisko, czy potrzeba zrozumienia, które tak często odnajdujesz w jego oczach. Wasze ręce się dotykają. Jego palce na twoich palcach. Jego opuszki na twoim nadgarstku. Jego serce poza twoim zasięgiem.
Przez chwilę wydaje ci się, że go znasz. Widzisz coś p o n a d ciepłym odcieniem jego skóry, łagodnie zakrzywionym nosem, czarnymi oczami. Coś oprócz złota, którym zaczął ozdabiać palce, czerni eleganckich strojów, ciepła głosu, którym przemawia, zawsze trochę nieobecny, jakby tkwił w osobnej rzeczywistości, gdzieś o b o k.
Teraz jest z tobą, jest tam: w altanie za posiadłością, kiedy żar leje się z nieba, wasze ręce się dotykają, a jego usta szepczą rzeczy, których nie wypowie nigdy później. Gdzieś między wersami kryje się namiastka uczucia, jakiś rodzaj przywiązania, jakaś obietnica wieczności, jakaś osobliwa wierność, którą przysięga ci trochę nieśmiało, trochę skrycie, nie do końca świadomie.
Jego usta nie dotykają twoich ust (o c z y w i ś c i e), jego palce nie zatapiają się w czarnych lokach wymykających się kremowej chuście, ale wasze dłonie tkwią w ciasnym uścisku przez kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt sekund.
Dogania was wstyd.
yes, my love, i confess to you
i've nothing but the means to break your heart in two
Dzieli was przepaść wielkości świata.
Jest on: inny, tutaj, to znaczy: daleko, gdzieś poza dostępem twojego wzroku, skupiony na ucieczce i przeżywaniu: siebie i obcych ludzi. Wciąż niepasujący, cichy, ciekawski. Niezmiennie delikatny w sposobie wypowiedzi, o skórze miększej niż najdroższy aksamit, ze wzrokiem wbitym w przyszłość.
I jesteś ty: wciąż taka sama, tam, to znaczy: daleko, gdzieś poza jego sercem, zapętlona w nieskończonej podróży między tym, czego pragniesz, a tym, co ci wolno. Jesteś jak puzzel idealnie wpasowany w układankę, z której on rozpaczliwie próbuje się wydostać.
Patrzysz w lustro i widzisz siebie: trochę zbyt wysoką jak na rodzime standardy, piękną, mądrą, zawziętą.
Patrzy w lustro i widzi kogoś obcego: trochę zbyt smutnego, pięknego, mądrego, przerażonego.
Żadne z was nie wie, czy książę wróci.
Ty — wyrażasz w tej niepewności całą swoją rozpacz.
On — błaga wszechświat o namiastkę wolności.
Dzieli was przepaść niemożliwa do przekroczenia.
just for now i am your fall
i am your fall
i am your fall