nevin carmichaelsydney sweeney

informacje o postaci
13 marca 1999, Galena, Illinois:
Elliot Pl, Bronx
panna
heteroflexible
ona, jej
dziennikarka, freelancerka
conde nast, vogue
yale - dziennikarstwo
$$
ubezpieczenie od pracodawcy
love is in the air
Elliot Pl, Bronx
panna
heteroflexible
ona, jej
dziennikarka, freelancerka
conde nast, vogue
yale - dziennikarstwo
$$
ubezpieczenie od pracodawcy
love is in the air
freeform
s01e01 ten, w którym mała dziewczynka tęskni za tatą
Nigdy nie poznałam swojego ojca. Tak naprawdę do pewnego momentu wydawało mi się, że taka instytucja nie istnieje. W domu nigdy się o nim nie mówiło, a o istnieniu takiego bytu (lub w tym przypadku jego braku) dowiedziałam się dopiero w przedszkolu, zaczepiana przez inne dzieci. To wtedy po raz pierwszy zapytałam matkę o to, gdzie jest tata. Dostałam wymijającą odpowiedź na temat tego, że pracuje bardzo daleko i dlatego nie może się z nami spotkać, ale bardzo mnie kocha. W pewnym momencie moją ulubioną rozrywką stało się wymyślanie tego, kim mógł być. Jednego tygodnia był lekarzem, walczącym z zarazą na drugim końcu świata, innym dzielnym żołnierzem, pilnującym porządku w najdalszym zakątku świata. W jakimś stopniu łagodziło to jego brak.
s01e02 ten, w którym poznajemy rodzinę Carmichael
Z biegiem lat, myślałam o ojcu coraz rzadziej. Po pierwsze, miałam coraz więcej swoich szkolnych i pozaszkolnych obowiązków, którym pilnie się oddawałam, po drugie, stawałam się na tyle dojrzała, że docierało do mnie to, że po prostu nas zostawił. A przynajmniej w takim świetle, półsłówkami przedstawiała to matka, która w dalszym ciągu nie chciała o tym ze mną rozmawiać. A ja nie naciskałam, nie chcąc sprawiać jej przyjemności. Poza tym było nam całkiem dobrze we dwie. Przez niewielką różnicę wieku, jaka nas dzieliła, ludzie w naszym otoczeniu często żartowali sobie, że wyglądamy i zachowujemy się bardziej jak siostry i poniekąd tak to czasem odczuwałam. Urodziłam się, kiedy moja mama miała szesnaście lat, nic więc dziwnego. Ale mimo tego, niczego mi nigdy nie brakowało. Przez pierwsze lata mieszkałyśmy w rodzinnym domu, wraz z babcią, która zmarła dopiero dwa lata temu. Czasem brakuje mi jej życiowych mądrości, czytania horoskopów oraz unoszącego się w domu zapachu świeżych wypieków, ale z każdym dniem jest jakoś łatwiej.
s01e03 ten, w którym mała dziewczynka dorasta i opuszcza rodzinne gniazdo
Nie wiem, czy to za sprawą tego, że moja mama miała mnie tak wcześnie, czy kompletnie bez powodu, ale zawsze byłam pilną uczennicą. Lokalne starsze panie zawsze nazywały mnie aniołkiem, ponieważ trudno znaleźć kogoś bardziej pogodnego i uczynnego ode mnie. Dodatkową robotę z pewnością robiła tu delikatna aparycja i jasne blond włosy, ale ja po prostu wiem, że nie potrafiłabym pomagać, kiedy mam pewność, że mogę to zrobić. Tak więc robiłam. Jeszcze w liceum rozpoczęłam wolontariat w domu starców, uczestniczyłam w szkolnym kółku, zajmującym się pomocą zwierzętom i pakowałam się w każdą charytatywną możliwość wsparcia kogoś w potrzebie. Wszędzie było mnie pełno, byłam ciekawa świata oraz jego tajników. Jednocześnie w ten sposób torowałam sobie drogę na uniwersytet Columbia, który odkąd pamiętam, był moim marzeniem. I udało się, dostałam upragniony list i zapakowałam walizki, opuszczając Galenę i ruszając na podbój Nowego Jorku.
s01e04 ten, w którym bajka zderza się z rzeczywistością
Po ukończeniu studiów, zostałam w Nowym Jorku. Zresztą, kto by tego nie zrobił, w końcu to miasto nieskończonych możlliwości! Tylko, czy na pewno? Wysyłając CV odbijałam się od wielu drzwi, jednocześnie dorabiając jako kelnerka w jednym z niekoniecznie przyjaznych barów. Ale nie traciłam nadziei. Pisałam freelancerskie teksty w nadziei, że któregoś dnia los się do mnie uśmiechnie i znajdę upragnione miejsce w gazecie. W końcu się udało. Dostałam pierwszą pracę w wydawnictwie, gdzie zdobyłam doświadczenie potrzebne do pokonania ostatecznego kroku - awansowania do jednego z tytułów Conde Nast. Chociaż moim największym marzeniem był New Yorker, ale Vogue też nie jest taki zły, prawda?
- jej ulubiony takeout to chińszczyzna
- marzy o tym, żeby mieć psa, ale nie pozwalają jej na to warunki mieszkaniowe
- nie umie śpiewać, ale dzielnie robi to pod prysznicem
- kiedy ma gorszy dzień, potrafi zjeść całą tabliczkę mlecznej czekolady i paczkę solonych czipsów na raz
- do tej pory nie wie, kto jest jej ojcem; chciałaby się dowiedzieć, ale jednocześnie boi się prawy, uważając, że jej mama nie bez powodu ją zataiła
- w wolnych chwilach lubi trenować jogę
- udziela się jako wolontariuszka w lokalnym domu starców
Nigdy nie poznałam swojego ojca. Tak naprawdę do pewnego momentu wydawało mi się, że taka instytucja nie istnieje. W domu nigdy się o nim nie mówiło, a o istnieniu takiego bytu (lub w tym przypadku jego braku) dowiedziałam się dopiero w przedszkolu, zaczepiana przez inne dzieci. To wtedy po raz pierwszy zapytałam matkę o to, gdzie jest tata. Dostałam wymijającą odpowiedź na temat tego, że pracuje bardzo daleko i dlatego nie może się z nami spotkać, ale bardzo mnie kocha. W pewnym momencie moją ulubioną rozrywką stało się wymyślanie tego, kim mógł być. Jednego tygodnia był lekarzem, walczącym z zarazą na drugim końcu świata, innym dzielnym żołnierzem, pilnującym porządku w najdalszym zakątku świata. W jakimś stopniu łagodziło to jego brak.
s01e02 ten, w którym poznajemy rodzinę Carmichael
Z biegiem lat, myślałam o ojcu coraz rzadziej. Po pierwsze, miałam coraz więcej swoich szkolnych i pozaszkolnych obowiązków, którym pilnie się oddawałam, po drugie, stawałam się na tyle dojrzała, że docierało do mnie to, że po prostu nas zostawił. A przynajmniej w takim świetle, półsłówkami przedstawiała to matka, która w dalszym ciągu nie chciała o tym ze mną rozmawiać. A ja nie naciskałam, nie chcąc sprawiać jej przyjemności. Poza tym było nam całkiem dobrze we dwie. Przez niewielką różnicę wieku, jaka nas dzieliła, ludzie w naszym otoczeniu często żartowali sobie, że wyglądamy i zachowujemy się bardziej jak siostry i poniekąd tak to czasem odczuwałam. Urodziłam się, kiedy moja mama miała szesnaście lat, nic więc dziwnego. Ale mimo tego, niczego mi nigdy nie brakowało. Przez pierwsze lata mieszkałyśmy w rodzinnym domu, wraz z babcią, która zmarła dopiero dwa lata temu. Czasem brakuje mi jej życiowych mądrości, czytania horoskopów oraz unoszącego się w domu zapachu świeżych wypieków, ale z każdym dniem jest jakoś łatwiej.
s01e03 ten, w którym mała dziewczynka dorasta i opuszcza rodzinne gniazdo
Nie wiem, czy to za sprawą tego, że moja mama miała mnie tak wcześnie, czy kompletnie bez powodu, ale zawsze byłam pilną uczennicą. Lokalne starsze panie zawsze nazywały mnie aniołkiem, ponieważ trudno znaleźć kogoś bardziej pogodnego i uczynnego ode mnie. Dodatkową robotę z pewnością robiła tu delikatna aparycja i jasne blond włosy, ale ja po prostu wiem, że nie potrafiłabym pomagać, kiedy mam pewność, że mogę to zrobić. Tak więc robiłam. Jeszcze w liceum rozpoczęłam wolontariat w domu starców, uczestniczyłam w szkolnym kółku, zajmującym się pomocą zwierzętom i pakowałam się w każdą charytatywną możliwość wsparcia kogoś w potrzebie. Wszędzie było mnie pełno, byłam ciekawa świata oraz jego tajników. Jednocześnie w ten sposób torowałam sobie drogę na uniwersytet Columbia, który odkąd pamiętam, był moim marzeniem. I udało się, dostałam upragniony list i zapakowałam walizki, opuszczając Galenę i ruszając na podbój Nowego Jorku.
s01e04 ten, w którym bajka zderza się z rzeczywistością
Po ukończeniu studiów, zostałam w Nowym Jorku. Zresztą, kto by tego nie zrobił, w końcu to miasto nieskończonych możlliwości! Tylko, czy na pewno? Wysyłając CV odbijałam się od wielu drzwi, jednocześnie dorabiając jako kelnerka w jednym z niekoniecznie przyjaznych barów. Ale nie traciłam nadziei. Pisałam freelancerskie teksty w nadziei, że któregoś dnia los się do mnie uśmiechnie i znajdę upragnione miejsce w gazecie. W końcu się udało. Dostałam pierwszą pracę w wydawnictwie, gdzie zdobyłam doświadczenie potrzebne do pokonania ostatecznego kroku - awansowania do jednego z tytułów Conde Nast. Chociaż moim największym marzeniem był New Yorker, ale Vogue też nie jest taki zły, prawda?
- jej ulubiony takeout to chińszczyzna
- marzy o tym, żeby mieć psa, ale nie pozwalają jej na to warunki mieszkaniowe
- nie umie śpiewać, ale dzielnie robi to pod prysznicem
- kiedy ma gorszy dzień, potrafi zjeść całą tabliczkę mlecznej czekolady i paczkę solonych czipsów na raz
- do tej pory nie wie, kto jest jej ojcem; chciałaby się dowiedzieć, ale jednocześnie boi się prawy, uważając, że jej mama nie bez powodu ją zataiła
- w wolnych chwilach lubi trenować jogę
- udziela się jako wolontariuszka w lokalnym domu starców