
informacje o postaci
Bronx, Arkadia
kawaler
homoseksualny
on/jego/little shit
student, pracownik old record, youtuber i podcaster, diler
old record
w trakcie zdobywania wyższego na NYU (Astrophysics and Cosmology)
$$
medicaid
I WANNA BE WHERE THE PEOPLE ARE

freeform
so did you find your bitch in me?
oh, you're abominable, socially,
you're just a little bit too much like me
Bębny wybijają równomierny rytm, gdy bose stopy mambo uderzają o piaszczystą ziemię. Drobiny pryskają spod suchych pięt, mieszają się z czarnym opadającym pierzem, kiedy kapłanka wznosi do góry pozbawione głowy ciało koguta. Krew ścieka z jej dłoni, płynie wzdłuż nadgarstka, zgięcia łokcia, na wyszczerzone w krzywym uśmiechu usta.
- Mon petit chaton, spójrz - szepce babka, siłą przekręcając jego głowę tak, żeby miał idealny widok na odprawiającą rytuał kobietę - Któregoś dnia to ty staniesz na jej miejscu, jako houngan i loa będą ci posłuszne - dodaje, ciężką ręką gładząc miękkie kędziorki włosów chłopca. Lazare nie odpowiada, nie mówi, że brzydzi się krwi, że nie chce, że nie będzie. Że nie lubi cieni widzianych w kącie oka, że nie lubi smaku rumu, pieśni wibrujących w piersi. Ale Lazare jest jednym z Laveau i wie, że Nowy Orlean nie pozwoli mu nigdy o tym zapomnieć.
she says you used to be so kind
well, baby, i give you your dirty mind
well, i wanna tell you a secret
you can take your double standard love and keep it
Każą mu patrzeć, kiedy matka wyciąga w jego stronę ręce w błagalnym geście. Szepcą, że to klątwa, że mężczyznom z rodu Laveau nie jest pisana szczęśliwa miłość, że błogosławieństwem jest, jeśli urodzi się dziewczynka. Silna, mądra, przyszła mambo. Mówią też, że Lazare jest pierwszym, którego loa kochają. Że jest c z y s t y, perfekcyjne naczynie, naturalny przewodnik dla drugiej strony. Lazare chce krzyczeć, że wcale tak nie jest, że to nie jest żadna miłość, że jego matka nie jest opętana. Po urodzeniu jego najmłodszej siostry jest po prostu smutna, a Amélie nie chce przestać płakać. Że powinni zabrać maman do szpitala, a nie kopać dla niej grób, gdzie zamkną ją na trzy dni z jedynie rurką przez którą ma dotrzeć powietrze. Że tak nie m o ż n a.
- Mon petit chaton, nie odwracaj wzroku - mówi mu babka, więc Lazare nie odwraca wzroku. Mokasyn błotny ze współczuciem okręca się wokół jego lewej kostki, kiedy zamykają wieko drewnianej trumny.
i can't help the devil likes to make my heart a double bed
and i can't help he sometimes like to come
and rest his little head
Siwy dym ulatuje spomiędzy pełnych ust, kiedy błogość zmusza mięśnie do rozluźnienia się. Gdzieś w tle Freddie śpiewa o tym, że zabił mężczyznę a Lazare może się tylko śmiać, śmiać i śmiać. Inni śmieją się razem z nim, składają pocałunki na gładkiej skórze szyi, obce dłonie wędrują pod materiał rozchełstanej koszuli. Odchyla głowę, poddając się pieszczotom niesionym melodią i uśmiecha się w iście kocim rozleniwieniu, kiedy kątem oka dostrzega majaczący cień. Są. Nawet jeśli zamienił Nowy Orlean na Nowy York, jebane rytuały na jakieś śmieszne wojny gangów, świetlaną przyszłość kapłana na dorabianie po kątach, byleby tylko utrzymać w jakiś sposób wcale nie takie brzydkie mieszkanie w Arkadii. Są, kurwa, są. Ale to nic. Przeciąga się, płynnym ruchem przechodząc na męskie kolana. Palcem wędruje po twarzy, nim wpije się w jego usta. Jest starszy, jednak to nie ma żadnego znaczenia, już nie. Chce, żeby go dotknął. Żeby go splamił, żeby skaził, zniszczył, sprawił, że nie będą go więcej p r a g n ą ć. Chciał, żeby go od nich uwolnił.
- Hej - mówi, a jego głos niemal wibruje od pomruku niesionego w piersi - Jestem Laz, ale możesz mi mówić mon petit chaton - dodaje, nim na nowo ich wargi się połączą. Jego martwa matka w poplamionej błotem białej sukience, uśmiecha się do niego z drugiego końca pokoju.