ODPOWIEDZ
20 lat 182 cm pracownik old record i roadhouse
Awatar użytkownika

i am creation, both haunted and holy - made in glory.

something about me
by dc: loons_toons

001.

Obrazek
the cosmos is all that is or ever was or ever will be.
our feeblest contemplations of the cosmos stir us - there is a tingling in the spine,
a catch in the voice, a faint sensation, as if a distant memory, or falling from a height.

Noah Bourney


Rozwiera ramiona na całą szerokość, pozwalając by promienie słońca przebijające się przez okna na pół piętrze wiły się między szczupłymi palcami, tańczyły na powierzchni noszonych pierścieni, kiedy tak balansuje na krawędzi schodów. Jeśli pochyli się do przodu — straci panowanie nad ciałem, upadnie, skręci kark, bum, trach, co za tragedia. Jeżeli natomiast się odchyli, tak poleci do tyłu, zaryje głową o kamienną krawędź, trzask, pękniecie, co za smutek. Pełne usta wyginają się w szerokim uśmiechu, kiedy myśli uciekają, hen daleko ku niebu, kolana uginają się i przez krótką, chwilę rozciągniętą przez całą nieskończoność świata Lazare l a t a.
we've traveled the seas, we've ridden the stars,
we've seen everything from saturn to mars.

Conan Grey śpiewa miękko w zaciszu jego głowy, kiedy w tym śmiesznym skoku ląduje cały i zdrowy, bez Ikarowego upadku godnego uwiecznienia na obrazie, co jest nieco przykre biorąc pod uwagę, że tego dnia ciemne kosmyki zdecydowały się obrać idealny skręt. Witają go więc owacje ciszy oraz echo uderzenia butów na delikatnym koturnie o ziemię. Nawet dźwięki poruszających się wind nie dotrą do uszu, zatrzymane ponownie na parterze bądź trzynastym piętrze na niezliczony okres czasu — prawdopodobnie na całe pięć minut — zmuszając go do schodzenia z osiemnastego piętra o własnych siłach. Oburzające. Niestety, poświęcenia były niezbędne, jeśli pragnęło się zasięgnąć języka.

Na 18 piętrze mieszka pani Rosenthal, poczciwa staruszka,
która o życiu innych wie więcej, niż o swoim własnym.
Za podlanie kwiatów — sztucznych warto nadmienić, albowiem jej wnuk
namiętnie podmieniał doniczki, byleby się więcej nie wysilać — ofiarowywała
plotki oraz dwa czekoladowe ciastka wraz ze szklanką mleka.

Na 16 piętrze mieszka Mruk. Mruk ma krótkie włosy, starannie uczesane wąsy i nie zadaje pytań,
kiedy Lazare potrząsa mu przed nosem woreczkiem z dokładnie trzema tabletkami.
Płaci zwiniętymi banknotami oraz połową blaszki amerykańskiego brownie smakującego kolorami.

Na 14 piętrze mieszka dziewczyna, która lubi śpiewać na korytarzach.
Mówi, że chce być sławna, ale Lazare sądzi, że woli być straszna.
Piosenka Hide&Seek robi się popularna na tiktoku.

Trzy języki mówią to samo. Ktoś się wprowadza. Niby nic wbrew pozorom nowego, Arcadia żyje tak jak chce, trzeba nauczyć się jej praw, żeby przetrwać i nie wkurzać landlorda. Z tym, że ktoś się wprowadza o b o k. I nikt nie wie kto. Poprzedni lokatorzy opuścili mieszkanie w pośpiechu, mamrocząc coś o nawiedzeniach, przesuwających się meblach, brzydkich zapachach, które nie chcą zniknąć i ogromnych pająkach przebiegających po ścianach. Systemy kamer zawodzą, nikt nie wie dlaczego, przecież kupili je po taniości na Amazonie. A potem szanowni sąsiedzi znikają, nie mogąc znieść tego szaleństwa, a Lazare nie tęskni, bo byli w chuj rasistowscy. Sugerowali, że to on się do nich włamuje, co było zwyczajnie b e z c z e l n e. Kilka miesięcy później wprowadza się ktoś nowy. I nikt nie wie kto! Chłopiec cmoka w niezadowoleniu, nim pociągnie za klamkę metalowych drzwi. Wszystkie znaki na ziemi i niebie mówią, że powinien wrócić do siebie, przeczekać aż robotnicy przestaną wnosić niezmiennie meble, jak człowiek normalny oraz porządny powitać tego kogoś jutro, oferując blanta pokoju na dzień dobry. Jednak windy nadal stoją na parterze, a wejście do mieszkania 139 jest otwarte. I wtedy pojawia się pomysł. Zawsze miał super pomysły. Kłamstwo.

Nowego lokatora wita szelest stron, mruczana cicho melodia oraz osiemnastoletni chłopiec siedzący na stole, z jedną stopą zatkniętą pod pośladkami, a drugą kiwającą się to do przodu, to do tyłu. Wszystko, co miało być wniesione, pudła, kartony, meble są już na miejscu, jedyne co się nie zgadza to intruz o ciemniejszej karnacji, konstelacji pieprzyków na twarzy i lekko zmarszczonym nosie.

- Strasznie to nudne, nie masz niczego o prionach? - pyta, przekartkowując raz jeszcze książkę dotyczącą najpewniej medycyny, bo sporo w niej było łacińskich nazw - Plus, nie powinieneś zostawiać tutaj otwartych drzwi, kto wie, na jakiego szaleńca się trafi - brunet odrywa ciemne spojrzenie od liter, brodę opiera o otwartą dłoń, łokieć spoczywa na kolanie, szeroki uśmiech gości na atrakcyjnej twarzy. Lazare przypomina teraz wyjątkowo zadowolonego z siebie kota, jeśli ktoś wysiliłby wyobraźnię wystarczająco, tak ujrzałby czarny, widmowy ogon poruszający się delikatnie na boki, zdradzając chęć do zabawy - Bonjour, wiesz, że twoje mieszkanie jest nawiedzone? - pyta, a biel zębów niemal oślepia. Dwie obce orbity zderzają się ze sobą, nadchodzi apokalipsa!

outfit panie władzo
money is the anthem of success
33 lat 192 cm neurochirurg
Awatar użytkownika

That's the price you pay. Leave behind your heart and cast away, just another product of today. Rather be the hunter than the prey.

something about me
by nyssa.x

outfit
Niewidzialny punkt ciężkości wydaje się płatać żarty z jej prób utrzymania równowagi. Ale on nie przejmuje się tym, co może się stać, tylko koncentruje się na chwili, na uczuciu wolności, jak szalony balans na krawędzi. W końcu zrobił ruch, w którym musiał zdecydować, czy chce dalej ryzykować i skakać w przepaść niepewności, czy też stanąć i stawić czoła swojej przyszłości. Czy wybory, jakich dokonał w życiu, były słuszne? Czy dziadkowie nie mieli do niego żalu? Czy wybierając ich ambicje, uczynił na tyle dobrze, aby czuć się dobrze sam ze sobą? Był to trudny wybór, ale w końcu postanowił zaufać swojej intuicji i kontynuować swoją dalszą podróż. Powiadali, że ci, co odważą się skakać w nieznane, mogą odkryć prawdziwe znaczenie życia. Pchnęło go to do kilku zmian w jego życiu - jednym z nich była przeprowadzka do nowego miejsca.

Bronx nie było marzeniem. Stać było go na coś dużo lepszego, ale na pewnym etapie swojego życia zrozumiał, że pieniądze to nie wszystko, czego potrzebuje od życia. Szukał czegoś innego. A może po prostu potrzebował w swoim życiu iskierki, czy też zapalnika prowadzącego do następnego etapu, który mógłby go wzbogacić i rozwinąć? Każdy człowiek czasem potrzebuje bodźca, aby ruszyć do przodu i znaleźć nowe cele i motywacje. Może właśnie taki impuls sprawił, że ostatecznie postanowił zmienić swoje życie i sięgnąć po nowe doświadczenia. Trudno jest dokładnie określić, co go skłoniło do działania, ale ważne jest, że znalazł motywację do zmian i podjął odpowiednie kroki.

Na 13 piętrze pojawił się zapewne nagle - tak bynajmniej mogli myśleć sąsiedzi. Nie kierował się szczególnie sowimi preferencjami. Chciał tu zamieszkać z małego polecenia i czystej ciekawości. A może po prostu uważał, że jego życie zaczynało się robić nudne. Stos podpisanych kartonów zajmowała większość wolnej przestrzeni, która zawężała się za każdym razem, gdy został wniesiony następny - nowy. Nic dziwnego, że ktoś zainteresował się zaistniałym zjawiskiem. Wszystkie kartony na swoim miejscu. Nie zgadzał się tylko dodatkowy lokator, który właśnie siedział na blacie stołu, czytając, a raczej sortując kolejne kartki, jednej z książki. - Mam dużo książek, z różnych dziedzin. Może znajdziesz ją w innym kartonie? - posiadał jedną taką książkę, ale nie był na sto procent pewny, czy nadal ją miał w swoim posiadaniu. - Nie mam nic do ukrycia, a nawet gdyby, to nie wydaje mi się, aby miało Cię to powstrzymać od wejścia tutaj. - podszedł do niego bliżej. Nawiedzone Robiło się coraz ciekawiej. Szukał wrażeń, ale nie wierzył w istoty pozaziemskie. Szukał adrenaliny, emocji, czegoś, co sprawiłoby, że jego serce zabiłoby szybciej. Ale mimo wszystko, wciąż trzymał się zdrowego rozsądku. Nie był łatwowierny i nie wierzył w przekazy o spotkaniach z UFO czy istotami z innych planet. - Nawet jeśli jest to niewierze w duchy. - odpowiedział. - Co tu robisz? - Zapytał od razu po udzieleniu odpowiedzi, choć bardziej wyglądało to jak dialog znajomych, a przecież nie znali się. Mógł się tylko domyśleć, że osoba, która tu wtargnęła, mogłaby być jego sąsiadem. Wyglądał też na dość młodego. Co musiało się wydarzyć w jego życiu, że wylądował w tym miejscu? Mógł zapytać o jego imię, ale najpierw musiał wyjaśnić sprawę jego osoby tutaj. Nie, żeby był o to szczególnie zły, ale niegrzecznie było wchodzić i grzebać w czyiś rzeczach. A może po prostu się zgubił? Może trafił tu przypadkowo, a może zwariował i sam był duchem? Za dużo pracował, może dlatego nieco myśli płatały mu figle. Wyraźnie był żywy. Z martwymi też miał do czynienia, więc odbiegało to całkowicie od tej sytuacji.

Lazare Laveau
knowledge is power
20 lat 182 cm pracownik old record i roadhouse
Awatar użytkownika

i am creation, both haunted and holy - made in glory.

something about me
by dc: loons_toons

To, że na niebie było mniej gwiazd niż istniało wymówek, dla których ktokolwiek miałby wylądować na Bronxie, należało do prawd oczywistych oraz ostatecznych. Nawet największy fan baseballu nie przymknie oka na szemrane ulice, gdzie noce umilają odgłosy strzałów w oddali, bo członkowie gangów idą w tango; podczas gdy puste kieszenie płaczą żałośnie przez inflację, sprawiając, że owa dzielnica staje się najbardziej prawdopodobną opcją i względy bezpieczeństwa przestają mieć znaczenie. Czy kogoś przycisnęły okoliczności rodzinne, brak mamony na koncie bankowym, czy pragnienie zaznania mocniejszych wrażeń (włączając w to narażanie się na doprawdy głupią śmierć) — Lazare nie wnikał, po prawdzie nie obchodził go wcale powód, dla którego ktokolwiek zdecydował się zawitać w progach Arcadii, zostając weń na dłużej. Nie, nie, to, co go intrygowało prędzej to o s o b o w o ś ć nowych lokatorów. To nie tak, że ich wszystkich pozna, wiadomo, był zajętym człowiekiem, niekoniecznie ambitnym, jednak na tyle pozwalał się rozchwytywać, że zwyczajnie nie miał czasu na pierdoły. Ale lubił wiedzieć. Stąd jego wizyta na osiemnastym, szesnastym oraz czternastym piętrze. Nad wyraz bezowocna ku jego irytacji, jak na złość nikt nic nie widział, nikt nic nie słyszał, a przecież rzekomy sąsiad nie był jeszcze s w ó j, żeby otaczać go kokonem bezpiecznej ignorancji. Żałosne.

Szczęśliwie, albo i nie wścibstwo chłopca zwyciężało nad wyraz często ponad zdrowym rozsądkiem, którego miał w sobie i tak tyle, co kot napłakał, tak też nie zastanawiał się nawet widząc otwarte drzwi. Ze splecionymi za plecami dłońmi, spacerował niespiesznie po wnętrzu, błyszczącym okiem niby sroka zerkał to tu, to tam; stopą przesuwał poszczególne pudło, które wzbudziło w nim wyjątkową uwagę i nie mógł doczytać nazwy; ujmującym uśmiechem zaszczycał robotników, którzy nie widzieli w jego obecności absolutnie nic dziwnego. Nucąc pod nosem leave luanne, pozwolił sobie poszperać w niektórych kartonach, dochodząc do kilku wniosków. Sądząc po eleganckim stylu ubioru, do czynienia miał albo z bufonem, albo panem w średnim wieku, ile można mieć swetrów, garniturów oraz marynarek? Książki o najróżniejszym gatunku od kryminału po romans sugerowały ich entuzjastę, acz ze specjalizacji wyłaniały się szczególnie te dotyczące medycyny, tak też szanowny nieznajomy z ową branżą musiał mieć coś wspólnego. Buty do biegania świadczyły o osobie, która interesuje się sportem. Pożrą go tu żywcem, uświadamia sobie Lazare z absolutnym zachwytem, a biel zębów błyska na moment niemal drapieżnie. Chciał to zobaczyć. Ten moment integracji z miejscem, które nie pasowało do persony, będącej właścicielem tego całego badziewia. Będzie się pysznie bawił, już to wiedział! Już to czuł!

I ma ochotę się prężyć niby zadowolone kocie, bo ma rację. Ciemne tęczówki niemal łapczywie spod długich rzęs spozierają na twarz mężczyzny, którego wielkość oraz wgłębienie oczu sprawia, że wygląda niemal onieśmielająco, intensywnie, trochę nawet posępnie, zwłaszcza kiedy tak się nosi z tą prostą linią pleców. Jest wysoki, to dostrzega z dziecięcą radością, ręce ma duże, barki szersze niż te Lazare. Hm, hm, hm, oziębły, a jednak nie reaguje agresją, jebanym lamentem, że ktoś wtargnął na jego posesje. Nie warczy, nie grozi policją, nie domaga się natychmiastowo odpowiedzi. Laveau sądzi, że może go w y j ą t k o w o zaakceptować.

- Świetnie - kwituje brunet słowa Noah, wyrzucając za siebie trzymaną książkę, która ląduje na ziemi o dziwo złożona. Okładka nie wydaje się uszkodzona, a dzieciak nie jest przejęty swoim zachowaniem ni trochę. Lewe ramię unosi nieco do góry, kiedy stopa dotąd tkwiąca pod pośladkiem wysuwa się, dołączając w swym machaniu do drugiej, opuszki szczupłych palców natomiast uderzają o dolną wargę w zastanowieniu - Touché - wypada spomiędzy ust, kiedy odchyla głowę śmiejąc się głośno, pełną piersią. Miał rację, zamknięte drzwi nigdy nie były dla niego przeszkodą, jeżeli czegoś chciał, to zwyczajnie to robił, poddany impulsowi. Może gdyby stał tuż obok niego, na odległość ledwie kilku centymetrów, tak Lazare sięgnąłby dłonią ku wyrazistej szczęce, musnął niemal pocieszająco blady policzek w niemych przeprosinach, a może w pochwale, bo Bourney łapał całkiem szybko, jak miały się tutaj sprawy. Jednak nadal dzielił ich wyraźny dystans oraz napięcie świdrującego spojrzenia.

- Aww, a ja miałem już przygotowaną przemowę pełną tajemnic, sekretów, niesamowitych zwrotów akcji oraz wydarzeń tak strasznych, że Netflix sam by prosił o adaptacje tej historii - wzdycha chłopiec, wznosząc teatralnie ręce, miękko niczym balerina ponad głowę w wyrazie rozpaczy, za zaprzepaszczoną okazję. Nie wierzył w duchy, to nic, to w porządku, jeszcze zmieni zdanie, przy cajunie każdy w końcu zmieniał zdanie, czy tego chciał czy nie, loa potrafiły być cholernie uparte. Przekręca głowę na bok, nogi zamierają w bezruchu, kiedy chwyta się za pierś.

- Co tu robię? To bardzo filozoficzne pytanie mon cher, ale wątpię, abyś chciał zagłębiać się w naturę istnienia oraz egzystencjonalnego sensu. Odpowiadając prosto, siedzę. Odpowiadając nieco bardziej skomplikowanie, siedzę i obserwuję, odpowiadając z kolei szczerze: być może pragnę powitać swojego nowego charmante sąsiada, nie ma nic gorszego tutaj od samotności - Laz mówi a mówi tak, jakby miał wprawę w operowaniu słowami. Obracają się na jego języku, nabierają odpowiednich kształtów, wyrazów, tak, żeby brzmiały wręcz czarująco podkreślane nowo orleańskim akcentem. Odchyla się nieco, swobodnie patrząc na rozmówcę, wędrując spojrzeniem w każdy zakamarek oraz krzywiznę ciała, jaka jest dostępna. Uśmiech nadal rozjaśnia twarz, nieco zadziorny, nieco chochliczy, przypominający chichot losu, kiedy na drodze napotka się jakiś drobny psikus rujnujący rutynę dnia - Jestem Lazare - przedstawia się, wyciągając przed siebie dłoń. Być może oczekuje, że mężczyzna w staroświeckim stylu pocałuje jej wierzch, a może milcząco żąda, by ten pomógł mu zejść z tego stołu, albo zwyczajnie chce wymienić męsko męski banalny uścisk na powitanie. Ot, mały test, mała zagwozdka, jak zostanie to zinterpretowane.



Noah Bourney
money is the anthem of success
33 lat 192 cm neurochirurg
Awatar użytkownika

That's the price you pay. Leave behind your heart and cast away, just another product of today. Rather be the hunter than the prey.

something about me
by nyssa.x

Jednakże, mimo wszystko, gdy jedyną opcją - emocjonalną - było wylądowanie na Bronxie, Noah wybrałby tę opcję jeszcze raz. To już nie była kwestia pieniędzy, które posiadał, ale idąc tą przeklętą dzielnicą, czuł swego rodzaju dreszczyk emocji. Mimo że był świadomy niebezpieczeństw, które mogły go tam spotkać, nie potrafił powstrzymać ekscytacji i ciekawości, która kierowała nim dalej. Był gotowy na wszystko, by doświadczyć tego, co Bronx miał do zaoferowania. Noah nie żałował swojej decyzji. Zawsze mógł wrócić do swojego bezpiecznego domu z bagażem nowych przeżyć i spostrzeżeń. Był pewien, że to doświadczenie na zawsze zmieni jego spojrzenie na świat i życie. Był gotowy na nowe wyzwania i przygody, które czekały na niego za rogiem, a co za tym idzie również na nowych sąsiadów.

Lazare, który wydawał się dość wścibski, wtykający nosa tam, gdzie nie powinien.Noah już wiedział, że nie odróżniał granicy prywatności, ale ostatecznie postanowił go nie wypraszać i nie kończyć z nim rozmowy. Zamiast tego, postanowił kontynuować rozmowę, brnąć w to dalej, nie zważając, jakie mogłyby być z tego konsekwencje. Postanowił dać mu szansę i potraktować go, jako "troskliwego" sąsiada, który chce dobrze wypaść przed nowym lokatorem. Ale już zdążył zauważyć, że nowo poznany sąsiad jest bardzo zainteresowany jego osobą, oraz otoczeniem, w którym obecnie się znajdował. Wyglądał, jak złodziej badający cenny towar, choć nic cennego poza pudłami, w który i tak nie było widać, co się znajduję, nic innego nie było. Zamknięte kartony jednak nijak były przeszkodą dla ciekawski oczu. Może od razu je wypakujesz? W głębi duszy śmiał się, choć nie powinien. Powinien się odezwać. Pogonić nieznajomego, a nadal tego nie uczynił. I fakt był taki, że Noah faktycznie nie pasował do tego miejsca. Nie powinien tylko rzucać jego rzeczami. Co prawda były to tylko rzeczy materialne, ale nadal miały swoją duszę w jakiś sposób. - Ale książkami nie rzucamy. W zasadzie niczym nie rzucamy. - podszedł do książki i podniósł ją z ziemi lecz nie obejrzał jej, czy jest cała. Odłożył ją na pusty regał. - Lubisz opowiadać historię mrożące krew w żyłach? - zapytał, choć powinien go podsumować. Widział w swoim życiu wiele krwi, więc byle historii nie miał zamiaru się bać. Po jego wypowiedziach zauważył, że często używa francuskich słówek. Czyżby pochodził z tamtych stron? A może zwyczajnie znał ten język?

W końcu się przedstawił. Teraz oficjalnie można było go nazwać "sąsiadem". Spojrzał na pudła, które w końcu wypadałoby wypakować. - Nazywam się Noah. - A może tak, nowy sąsiad byłby chętny, skoro jest taki ciekawski? - Skoro już się poznaliśmy, to może zechcesz pomóc w wypakowaniu pudeł nowemu sąsiadowi? - Mam wrażenie, że będziemy się często widywać, Lazare. Wszystkie pudła znalazły się już w jednym z pomieszczeń tak zwanego mieszkania. Fakt nie były to luksusy, ale wnętrze zawsze można było poprawić. Nawet wiedział już jak. Tu się pomaluje, tam zakryje, nowe meble się kupi. Bardziej w moim stylu. Ewentualnie od razu zatrudnię osobę, która się tym zajmie. A może tak, wstawić tu kwiaty? Zawsze będzie weselej. Tylko, czy prędzej ten kwiat nie zdechnie, niż się nim zajmę? Nie mam ręki do zwierząt, a co dopiero do roślinności. - Więc, jak? Pomożesz mi się rozpakować? Kto wie, co skrywają te pudła. - oprócz jego rzeczy osobistych, garderoby, książek, zapewne znajdowało się tam wiele ciekawych rzeczy. Może w tych pudłach są wspomnienia, które chciał zachować tylko dla siebie, a może było tam coś bardzo wartościowego, czego nie powinno się lekceważyć. Kto wie. Dla Lazare mogła być to opcja poznania go jeszcze bardziej.

Lazare Laveau
knowledge is power
20 lat 182 cm pracownik old record i roadhouse
Awatar użytkownika

i am creation, both haunted and holy - made in glory.

something about me
by dc: loons_toons

poniższy tekst może zawierać: wzmiankę o pająkach

Niech loa w swej opiece mają szanownego Bourney'a, by nigdy niedane było poznać nastoletniemu chłopcu powodu, dla którego ten się przeprowadził na Bronx. Uprzywilejowany bufon, który postanawia opuścić bezpieczne ulice należące do tych bardziej usytuowanych mieszkańców wielkiego jabłka w imię dreszczyku emocji, złudnego wrażenia przygody, z której zawsze może się wywinąć, bo go na to stać, bo jego inflacja nie dopada. Nie musi martwić się jak wiązać koniec z końcem, jak lawirować między gangami, jak wkręcać się na imprezy, których i tak było jak na lekarstwo, bo COVID wciąż robił swoje, przez co trzeba było robić z siebie kretyna przez internet. Roześmiałby się, ciemnoskóry chłopiec o anielskiej twarzy oraz figlarnych iskrach drzemiących w brązowych tęczówkach, roześmiałby się na głos nim wspaniałomyślnie uznałby, że zamieni jego nowemu sąsiadowi życie w najprawdziwsze piekło, skoro aż tak mu się marzą w y z w a n i a.

Nie uczyni tego jednak nie teraz, nie tak, ponieważ mimo wszystko Lazare nie wnika. Wiedza wcale nie wyzwala, a prędzej wprawia w kłopoty, więc obojętny jest na przyczyny, intryguje go bardziej skutek. Osoba wprowadzająca się do tego jakże skromnego budynku, persona, która będzie rezydować na j e g o piętrze. To oczywiste więc, że jest wścibski, że musi ocenić, zbadać, posmakować granic, przy których będzie operować posuwając je kawałek po kawałku coraz dalej, dopóki nie uzna, że osiągnął wszystko, czego chciał i teraz się tak generalnie to nudzi. Więc przygląda się mężczyźnie uważnie, śledzi jego mowę ciała, sposób poruszania się, wymowę, pierwsze oznaki starzenia, bo widzi, że jest od niego wyraźnie starszy. A następnie zerka na swoją dłoń, nadal uniesioną w geście powitalnym, całkowicie zignorowaną. Mruży oczy, subtelny grymas osiada na ustach nim zastąpi go nieco w y g ł a d z o n y uśmiech.

Lubię historie — odpowiada niemal miękko, bujając jeszcze przez chwilę stopami w powietrzu, uprzejmie przy tym ignorując uwagę o nierzucanie rzeczami. Zamiera jednak, zsuwając się ze swego miejsca zgrabnie i przeciąga się, wznosząc dłonie wysoko w zadowoleniu — Powiedz mi N o a h, czy ja ci wyglądam na frajera? — teraz to on pyta, unosząc brew, biel zębów raz jeszcze ukazuje się w całej krasie. Pomagać mu się rozpakować, pomysł tak abstrakcyjny, że ma ochotę odrzucić głowę do tyłu i roześmiać się na głos raz jeszcze, jednak miast tego palcami sięga ku pełnym ustom, skrywając pod opuszkami dolną wargę. Zastanawia się przez chwilę, nie, nie chciał wyjść przed nowym lokatorem na totalnego dupka, przecież mógł mu się jeszcze przydać. Dlatego też zaplata ręce za plecami i pochyla się w stronę Noah, jakby chciał mu coś na ucho szepnąć, acz wciąż ich dzieli ich przecież wyraźny dystans.

Co powiesz na powitalny prezent zamiast tego, hmmm? Brzmi dobrze mon cher? — zadaje pytanie, a melodyjność tonu wpada na niemal czułe tony. Lazare stara się być miły, nawet jeśli jego natura się przed tym wzbrania. Chłopiec porusza się, koci krok, miękki, pewny siebie, kieruje go pod jedną ze ścian, gdzie kuca przed kratką do wentylacji. Nie trzeba być geniuszem żadnym, żeby dostrzec, że w tej brakuje aż trzech śrub, przez co Laveau po prostu ją przesuwa. Językiem wydaje klekot, znajomą melodię nim wyciągnie otwartą dłoń w stronę wentylacji.

Laverne mon âme douce, chodź— woła ze słodyczą w głosie, jakby wcale nie był namolnym gremlinem gotowym dręczyć swojego nowego sąsiada. Z początku nic się nie dzieje, mija może minuta skąpana w absolutnej ciszy, nim nastąpi cichy szelest a z mroku początkowo wyłoni się jedna, długa kosmata nóżka, za którą pojawi się druga. Ogromny ptasznik olbrzymi wchodzi na przygotowaną dłoń spokojnie, grzecznie, a brunet grucha do stworzenia zachwycony, nim przeniesie pajęczaka ostrożnie na swoją głowę — Gotowe — oświadcza z dumą, nim się wyprostuje i zbliży się w stronę drzwi wyjściowych, najwyraźniej wszystko, co chciał zrobić już zrobił — Ach, nim zapomnę. Między większością lokatorów panuje kilka niepisanych zasad. Jeśli widziałeś coś dziwnego, nic nie widziałeś, jeśli coś słyszałeś przypadkiem to nic nie słyszałeś. Wyjątkiem jest darcie mordy w podczas próby morderstwa. Wtedy byłoby miło zaangażować w to policję. Witamy w Arcadii cherie — rzuca, koci uśmiech wraca na jego buzię. Chłopiec i jego pająk wyglądają tak, jakby już szykowali się do wyjścia nim Noah faktycznie uzna, że może jednak ich przymusi do tej pomocy.



Noah Bourney
money is the anthem of success
33 lat 192 cm neurochirurg
Awatar użytkownika

That's the price you pay. Leave behind your heart and cast away, just another product of today. Rather be the hunter than the prey.

something about me
by nyssa.x

Nie liczył na to, że jego decyzja o przeprowadzce zadowoli większość osób, jakie znał. Często zmiany takie budzą różne reakcje wśród bliskich. Nie mógł jednak zignorować swojego wewnętrznego głosu, który mówił mu, że to właśnie teraz jest czas na nowe wyzwania. Wiedział, że każdy ma swoje przyzwyczajenia i przywiązania, a zmiana miejsca zamieszkania może być dla wielu trudna do zaakceptowania. Rozważając to wszystko, miał nadzieję, że z czasem przyzwyczai się do nowego otoczenia, a także do nowego życia. Nie spodziewał się tylko, że sąsiad może szykować większe wyzwania i rozrywkę, niż sama przeprowadzka. Sąsiad, który miał być zaledwie tłem w jego nowym życiu, okazał się nietypową postacią. Był młodym mężczyzną o ciemniejszej karnacji. Lazare wyróżniał się nie tylko wyglądem, ale także niezwykłym sposobem bycia. O czym miał już się przekonać niedługo. Jego charyzma zapewne przyciągała innych, a każdy gest zdawał się świadczyć o niezłomnym poczuciu pewności siebie. Ekscytacja nowego towarzystwa zaczęła wciągać Noah, a Lazare stawał się coraz większą zagadką. Każde słowo Lazare zdawało się ożywiać przestrzeń wokół nich. Noah odkrył, że nie tylko jego charyzma przyciągała uwagę – to także umiejętność dostrzegania wyjątkowości w drobnych rzeczach, które dla innych mogły być niezauważalne. Nadal mimo to, nie był pewny intencji młodego sąsiada. Czy pod tym uśmiechem kryje się skomplikowany świat emocji i doświadczeń? - Na frajera nie. Raczej na kogoś, kto chętnie dowiedziałby się o mnie wszystkiego, co tylko możliwe. - Dał mu taką możliwość. Mógłby poszperać we wszystkim, w czym tylko chciał. Mimo to, odmówił? Dzielił ich dystans, a mimo to miał wrażenie, że chłopak chciał mu wyjawić coś na miarę sekretu. Pomysł z prezentem powitalnym brzmiał, jakby chciał mu dopiec. Nie zdziwił się również, gdy młody przybliżył się do kraty w ścianie, aby ją zsunąć. Może krył się tam skarb? Albo chciał sprzedać mu kolejną straszną historię? Noah nie należał do strachliwych osób. W obliczu śmierci człowiek staje się bardziej odporny. Oczywiście wołał do kogoś, ale tym kimś nie był wcale Noah. Uniósł wyżej brew. W końcu ku jego oczom ukazuje się wielki pająk. W normalnych warunkach może zapiszczałby - może, gdyby miało to miejsce jeszcze z piętnaście lat temu. Widywał już takie. Ach, kiedy to było? Kiedy pojechał w podróż na pół świata, aby pomóc biednym i zaniedbanym mieszkańcom w celu humanitarnych, i leczniczych? - Rozumiem. - przytaknął. -⁣Ale gdyby kogoś mordowali, nie wahaj się mnie zawołać. Być może uratuje komuś życie. - co prawda specjalizował się w zupełnie innym leczeniu, ale wszelką podstawową medycynę opanował. - Jesteś pewny, że wraz ze swoim przyjacielem nie chcesz pomóc mi się rozpakować? - zapytał. Może z grzeczności, a trochę z ciekawości.

Lazare Laveau
knowledge is power
20 lat 182 cm pracownik old record i roadhouse
Awatar użytkownika

i am creation, both haunted and holy - made in glory.

something about me
by dc: loons_toons

Jakaś melodia wybrzmiewa w znaczonym ciężkim kreolskim akcentem głosie, kiedy śmieje się tak pełną piersią, z odchyloną głową jakby właśnie świadkiem był najprzedniejszego żartu na świecie. Ach, może tak rzeczywiście było, Lazare w końcu poruszał się we własnym rytmie, nieprzewidywalnie, gnany własnym kaprysem oraz zachłyśnięciem się pozorną wolnością. Liczne naszyjniki uderzają o siebie, pierścienie błyszczą na smukłych palcach, kiedy tak opuszki przytyka do dolnej wargi. Irytacja stopniowo opuszcza chłopięce ciało, kiedy ciemne oczy obserwują mężczyznę, niby drapieżnik oceniający bacznie swoją ofiarę. Ach, nie potrzebował ni loa, ni kart, żeby wiedzieć, iż w najbliższym czasie będzie się wprost fantastycznie bawić. Coś na kształt czułości niemal migocze przy czerni źrenic, smutna nieuchronność, przed którą żadne z nich nie zdoła się skryć. Bo oto teraz, dokładnie w tym momencie postanawia nawiedzać Noah. I szanowny pan doktor będzie miał jedynie dwa wyjścia — zaakceptować swego nietypowego sąsiada, z każdą nawet najdotkliwszą wadą oraz wątpliwymi zaletami, albo też wzbraniać się przed jego towarzystwem, przez co będzie zmuszony uczynić mu z życia piekło. Nic więcej oraz nic pomiędzy. Dlatego uśmiecha się, nadal odsłaniając białe zęby.

Mais ma belle, co to byłaby za zabawa poznać wszystko już pierwszego dnia? — pyta, wydłużając poszczególne zgłoski w cichym pomruku — Czy nie lepiej jest być odkrywanym kawałek, po kawałku, gest po geście? — kiedy mówi, zbliża się ledwie o krok, nadal wciąż w zasięgu drzwi wyjściowych, za którymi zamierzał zniknąć— Zagadkami monsieur Noah, powinno się delektować jak najlepszym deserem — oświadcza brunet, splatając ze sobą ręce na piersi. Przekręca głowę na bok, niemal zalotnie kiedy tak spoziera na sąsiada spod długich rzęs. Wiedział, jak powinien się poruszać, żeby przykuć uwagę, jak zafascynować albo zbyć gestem. Jego postawa obecnie była zachęcająca, jakby sam zapraszał Bourneya do tego, żeby sam spróbował go odkryć, poznać, zabawiać. Czy nie byłoby to lepsze niż rutyna dnia powszedniego?

Zapamiętam — zapewnia gładko, na wieść, żeby wołać rozmówcę jeśli ktoś będzie umierał. Medyczne książki oraz chęć pomocy bardziej utwierdzała Laveau w początkowych domysłach, mieli więc lekarza na piętrze. Jak pysznie, jak pięknie. Może w swojej prywatnej apteczce posiadał morfinę? Będzie musiał pod nieobecność właściciela to sprawdzić, tylko jeszcze nie teraz, nie, kiedy ten wciąż żyje na kartonach. Ale tak za tydzień? Dwa? Przydałby mu się dodatkowy towar. Ach, satysfakcja kwitła w jego sercu jak te kwiaty na wiosnę.

Nie — nie zamierzał mu pomagać, to nudne, przewidywalne — Mam zamiar się delektować — oznajmia, posyłając mu ostatnie spojrzenie — Bonne journée, ma chérie — pada, nim sylwetka zniknie całkowicie z zasięgu wzroku Noah. Charakterystyczne skrzypnięcie drzwi oraz ich trzask uświadamia mu, że został całkowicie sam. I co zabawniejsze, powietrze w jego mieszkaniu stało się cieplejsze o kilka stopni.



(koniec dla Lazare)
Noah Bourney
money is the anthem of success
ODPOWIEDZ