25 lata 165 cm Influancerka, Aktorka, Dietetyczka
Awatar użytkownika

'Cause darling, I'm a nightmare dressed like a daydream

something about me
by Verdsa

outfit

Tak dawno nie widziała Billego! Jawił jej się niczym bohater, gdy tylko dowiedziała się, że ochronił własnym ciałem jej przyjaciółkę Larę! Koniecznie musiała go odwiedzić! Szczególnie, że kilka (kilkanaście) dni temu miała już to zrobić, ale poszła do Setha i on... To było teraz nie ważne! Miała teraz zbyt dobry humor, żeby przejmować się takimi głupotami. Była wolna i mogła cieszyć się wszelkimi urokami, tego pięknego stanu, jakim był brak związku. W końcu zrzuciła okowy i mogła dobrze się bawić! Powinna być wdzięczna Sethowi, że wypuścił ją ze swoich objęć. Gdyby nie to, pewnie dalej prowadziłaby nudny tryb życia.
A tak skoro świt, wracała po kolejnej udanej imprezie i wtoczyła się do Meliny. Wykąpała się i przebrała w nowe ciuchy. Nałożyła świeży makijaż, zrobiła fryzurę i zadowolona z efektu końcowego, podkradła z kryjówki Nico (która nie była taka tajna), kolejną dawkę sproszkowanego szczęścia. Obiecała sobie, że to ostatni raz.. Że weźmie tylko troszkę, gdy znowu zacznie być źle. A gdy czuła, że fala smutku nadchodzi, brała! To było takie proste...
Nie mogła zasnąć. Wysprzątała całą kuchnię, która wyglądała już okropnie, a wtedy zerknęła na zegarek. Ósma rano. Tak to był odpowiedni moment na odwiedziny miłości jej życia. Znaczy przyjaciela. Bo tym właśnie teraz byli, przyjaciółmi. Choć gdyby nie jej głupie zasady, że nikogo nie zdradzała, mogłoby być tak ciekawie! A przecież zasady były od tego, żeby je łamać!
Po drodze kupiła świeże pieczywo i zrobiła jakieś drobne zakupy. Nie była głodna, ale Billy na pewno był! W podskokach popędziła w stronę jego domu, do którego miała spory kawałek drogi. Nie było to dla niej przeszkodą. Czas mijał jej przyjemnie i rozkoszowała się tym długim spacerem. Zaczepiała ludzi po drodze i życzyła im miłego dnia. Było wspaniale!
Zanim dotarła na miejsce było już po dwunastej. Zapukała energicznie w drzwi, zapominając o wynalazku jakim był dzwonek. Przybierała swoimi nóżkami w ekscytacji i czekała. A gdy tylko drzwi się otworzyły, obdarzyła chłopaka najśliczniejszym uśmiechem jaki miała w arsenale. Do całości nie pasowały tylko jej oczy, które w tej chwili były zasłonięte przez szkła jej okularów przeciwsłonecznych, zakrywały one zwężone źrenice. Do tego okropnie schudła, ale tego też nie zauważała. W końcu czuła, że miała idealną figurę! Była taka pewna siebie, jak nigdy!
Chciała od razu go przytulić i wycałować. Należało mu się, ale widząc w jakim był stanie, podeszła do niego powoli i położyła czule na jego policzku dłoń. Mogła go na tyle sposób pocieszyć.... Odkąd była w tym stanie ciągle miała ochotę..
- Mój bohaterze... Przepraszam, że nie przyszłam wcześniej, ale coś mnie zatrzymało - zachichotała i weszła do środka. Od razu skierowała się w stronę kuchni i położyła na blacie reklamówkę z zakupami. Odwróciła się w stronę mężczyzny i klasnęła w dłonie.
- Wynagrodzę ci to! Robię najlepsze śniadania do łóżka! - zerknęła na zegarek na ścianie i kolejny raz się zaśmiała - Oh! Tak szybko minął mi czas.. Już tak późno! Cóż to dostaniesz śniadanio-obiad. Nic straconego. Nawet nie wiesz jak ciężko było mi tu dojść. Ciągle ktoś za mną szedł. Myślałam, że znowu mam stalkera, ale przecież były to ciągle inne osoby. To takie śmieszne, prawda?
Billy Moore
i wanna be where people are
33 lata 175 cm strażak
Awatar użytkownika

If I found my body in chains
I'd lay down in wait
And hope she looks for me

something about me
by makabra

10.

outfit bez czapki



Wyperswadował jej ostatnio wprowadzanie się do niego, traktowanie go, jak obłożnie chorego. Nie mógłby znieść czegoś takiego i jeszcze mocniej by się dusił we własnym domu niż dotychczas. Udało mu się wytrzymać zaledwie tydzień na wolnym, a potem zaczął brać jakieś drobne wezwania, gdzie nie przeszkadzałby zbytnio. Praca jest całym jego życiem, a ludzie z remizy rodziną… Dlatego wtedy rzucił się na Larę, aby ją samym sobą zasłonić. Myślał, że nie zobaczy już swoich bliskich. Nie pamiętał Thomasa, który wygrzebywał go spod gruzów i sprawdzał, czy w ogóle jeszcze żyje. Jego ostatnią myślą był… Ojciec. Czy też się tak czuł? Co siedziało w jego głowie, kiedy obudził się pod gruzami, wiedząc, że zaraz skończy mu się powietrze? Moore ponownie rozdrapywał stare rany, które w gruncie rzeczy nigdy się nie zagoiły. Uśmiechał się lekko, widząc kolejną wiadomość od Victorii, dziś akurat znowu siedział w domu. Włóczył się gdzie między kanapą, a kuchnią. Robił trzy podejścia do tego, aby przygotować sobie coś do jedzenia z jednak nie chciało mu się nic robić. Wolałby właśnie być na służbie, jego ostatnia akcja to było zapalenie się felernej Tesli, gdzie razem z Evanem stracili mnóstwo czasu na czekaniu, aż ato zwyczajnie się skończy palić. Trudno, jeszcze trochę minie zanim wróci do pełnej sprawności, najbardziej bał się momentu, że stanie się coś poważnego, a on nie będzie mógł ruszyć z nimi i pomóc. Nie wybaczy sobie, jeśli komuś się coś faktycznie stanie…
Nie miał pojęcia o sprawie z Sethem, nie przeglądał mediów, dlatego omijały go najświeższe plotki. Gdyby się dowiedział wcześniej to od razu by dzwonił, próbował ją jakoś pocieszyć, być przy niej. Mimo wszystko nadal jest jego przyjaciółką,jest dla niego piekielnie ważna. Ich historii, która trwała sześć lat nie da się tak po prostu wyrzucić… Była jedną z nielicznych osób, które Moore pokochał. Poza tym z Sethem to chyba wtedy chciałby się rozmówić, oczywiście bez bójki, ponieważ nie mógł ryzykować utratą służby.
Wstawił jedynie piwo do lodówki, sprawdzając jeszcze jej zawartość, kiedy napisała, że do niego przyjedzie. Coś w razie czego im przygotuje, ręka dalej nie była jakoś mocno sprawna, ale da sobie radę. Przynajmniej nie nosił temblaka, taping trzymał odpowiednie mięśnie, a do tego wyglądał całkiem seksownie oblepiony czarnymi taśmami. Gdyby tylko wiedział, że Brooks bierze… Boże, rozszarpałby ją i to nie w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Otworzył drzwi z łobuzerskim uśmiechem na twarzy, na razie nic nie zauważył, ciemne okulary przeciwsłoneczne stanowiły idealny kamuflaż. Wyglądała pięknie, jak zwykle, ale zauważył, że schudła. To niepokojące. Na razie jednak jeszcze łączył kropki, obserwując ją uważnie.
-Nie ma problemu, miło Cię widzieć. Żaden ze mnie bohater Vi.- zaśmiał się pod nosem, wpuszczając ją do środka. Ucałował delikatnie jej drobną dłoń, gdy znalazła się na jego twarzy. Nadal myślał, że ma faceta więc mocno się strofował, zresztą on też z kimś się spotykał… Chociaż nie chciał się ładować w zobowiązania, to go paraliżowało.
- Może Ci pomogę, co? Niektóre rzeczy już mogę robić, nawet wróciłem do pracy.- pochwalił się, dumny sam z siebie. Zmarszczył brwi, słysząc jej kolejne słowa. Słowotok, dziwne zachowanie, nadpobudliwość.
-Victoria, zdejmij okulary.- odezwał się trochę stanowczo, stając na przeciwko niej. Jego nie oszuka, za długo ją zna, potrafi dopasować do siebie elementy układanki. Nie czekał, sam po prostu zdjął z jej twarzy okulary, a potem chwycił w dłonie policzki dziewczyny. -Kurwa mać! Czy Ciebie pojebało?! Znowu bierzesz?! Upadłaś na łeb?!- zirytował się, nadal ją trzymając. Widać było po nim, że jest wyraźnie zmartwiony, zły.



Victoria Brooks
knowledge is power
25 lata 165 cm Influancerka, Aktorka, Dietetyczka
Awatar użytkownika

'Cause darling, I'm a nightmare dressed like a daydream

something about me
by Verdsa

Jej umysł był omamiony białą mgiełką szczęścia. Usta rozciągały się w uśmiechu, aż ją bolało. Było dobrze, po prostu dobrze i nie rozumiała czemu on nagle tak spochmurniał. To jak na nią patrzał, analizując jej zachowanie. Chciała zrozumieć czemu to było takie złe, że w końcu była szczęśliwa. Czemu nikt nie chciał, żeby była szczęśliwa? Nikomu przecież nie robiła krzywdy. Czemu więc poczuła wstyd, gdy on ściągnął jej okulary z nosa? Co zobaczył, że tak się zdenerwował? Powinien być z nią szczęśliwy. Już nie płakała, nie dołowała się, było DOBRZE.
Z zafascynowaniem obserwowała jego twarz. To jak światło słoneczne, odbijało się w jego oczach. To jak usta układały się, gdy do niej mówił. Był piękny. Widziała wyraźnie każdą najmniejszą skazę na jego twarzy, ale to układało się w spójną całość. W jej idealnego Billa, któremu zdecydowanie nie pasował grymas złości. Jego wybuch lekko ją przestraszył. Patrzyła przez chwilę na niego i po raz kolejny dotknęła dłonią jego policzka. Jego skóra była ciepła i delikatna. Jednak zaciśnięte usta w złości, stanowiły dziwny kontrast. Przejechała kciukiem po jego dolnej wardze.
- Mam ochotę cię pocałować. Całować swojego ślicznego chłopca do samego rana! – zachichotała i zabrała swoją dłoń z jego twarzy. Musiała przecież mu wytłumaczyć, całą zawiłość tego stanu. Wyrwała się z jego uścisku i podeszła do reklamówki, z której wyciągnęła rzeczy na śniadanie. Pogmerała jeszcze chwilę, a na jej twarzy pojawił się uśmiech. Wyciągnęła dla siebie szklankę i otworzyła małą, słodką buteleczkę z smakową wódką.
- Są urocze prawda? – mieszanie kokainy z alkoholem, potęgowało jej działanie. Mówiono nawet na to, że była to „śmiertelna kombinacja”. Bo ta mieszanka mogła powodować targnięcia się na własne życie. Zwiększała impulsywność i zachowania agresywne. Mogła, nie musiała. A ona z zachwytem patrzała na kolorowy płyn w szkle. Pomagało to. Musiał zrozumieć.
- Nie bądź zły na mnie. Nie chciałam, ale Greg miał rację, to lekarstwo. Byłam taka smutna, ledwo funkcjonowałam, a to.. Powiedział, że znowu będę jego laleczką. Seth mnie złamał. To tak bolało Billy, a wtedy wszystko się ułożyło. Ash do mnie przyszła i zabrała mnie na imprezę. On zmusił mnie do wypicia. – pokręciła głową, próbując ogarnąć powstały chaos w głowie. Chciała, żeby ją zrozumiał, że tak było najlepiej. Nie wiedział co się z nią działo po zerwaniu, jak cierpiała. Jak kilka dni leżała bez życia w swoim kokonie z pościeli. A teraz była taka produktywna! Chodziła na imprezy, uśmiechała się i to tak wszystko nie bolało. Gdy zaczynało, brała i znowu było wszystko pięknie.
- Zróbmy śniadanie! Jajecznica, a może bajgle? Zróbmy wszystko! Chcesz może tosty? Pójdę do sklepu po więcej sera. Co ty na to?
Billy Moore
i wanna be where people are
33 lata 175 cm strażak
Awatar użytkownika

If I found my body in chains
I'd lay down in wait
And hope she looks for me

something about me
by makabra

Nie był głupi, potrafił doskonale połączyć wątki, w końcu to też się liczy w jego pracy - spostrzegawczość. Zbyt wiele razy miewał do czynienia z ludźmi pod wpływem. Ba, przecież również za to trafił na odsiadkę... Dlatego kogo, jak kogo, ale Billa nie była w stanie oszukać. Widział jej ciało, które teraz jakby się miotało, chciało wyjść z siebie. Zwężone źrenice skutecznie przed nim ukryła szkłem przyciemnionych okularów, ale podejrzewał, co się pod tym kryje. Mówiła szybko, średnio składnie, łapała kilka wątków równocześnie. Na co dzień bywała pełna energii, ale nie w ten sposób. Do tego wychudła, a to chyba martwiło go najmocniej. Nie dbała o siebie, tylko brała to gówno, nie patrząc na konsekwencje. Chciała się wykończyć? Naprawdę? Czuł, że coraz mocniej robi się zły, a uśmiech powoli znika z jego twarzy. Musiała się z nim skonfrontować. Zresztą wiedziała, że przychodząc do niego pewnie sobie strzela w kolano.
To nie tak, że nie chciał, aby była szczęśliwa. Pragnął tego z całego serca, a świadomość, że nie mógł jej tego dać... Bolała podwójnie. Jednak nie pozwoli na to, aby tkwiła w sztucznym szczęściu, wspomaganym substancją od której bardzo łatwo się uzależnić. Weźmie raz, potem drugi, trzeci, czwarty, obieca sobie, że to ostatni raz... Aż straci własne życie, będzie chciała coraz więcej, spadając w dół. Trudno się z dna odbić, coś o tym wiedział. Westchnął ciężko, czując ponownie jej dłoń na swoim policzku, a potem kciuk na wardze... Nie miał zamiaru odpuścić, wpatrywał się w nią spojrzeniem, które wymagało od niej wyjaśnień.
-Nie zmieniaj tematu Victoria...- tym razem nie da się urobić, nie pozwoli na to. Dość szybko mu się wyślizgnęła z uścisku, zaczynając grzebać w reklamówce. Wtedy zobaczył, co z niej wyciąga i zagotowało się w nim jeszcze mocniej. Alkohol i narkotyki, znowu wpadła w to swoje szemrane towarzystwo, które tylko żerowało na niej, ściągało w dół. Nie będzie na to patrzył spokojnie, nie tym razem.
-Nie są urocze, Twój stan nie jest uroczy.- zgarnął od niej wolną ręką małą butelkę z alkoholem, a potem szybko włożył ją do szafki umieszczonej wysoko, gdzie nie sięgała. Jeśli będzie trzeba to zaraz wyleje zawartość, albo wyrzuci to przez okno. Wpatrywał się w nią znowu, analizując każdy krok. Co ona sobie do cholery myślała?!
-Kim do kurwy nędzy jest Greg? No i ta pierdolona Ash... Mało Ci było ostatnim razem? Nie pamiętasz, jak to wszystko odchorowałaś?!- przejechał dłońmi po twarzy. -Chodź.- zgarnął ją za nadgarstek, a potem pociągnął do salonu, gdzie usiadł z nią na kanapie. -Co się stało z Sethem? Powiedz mi, dlaczego Cię złamał...- podejrzewał, co mogło być powodem. Przecież byli razem na Met, zauważył, jakie spojrzenia wymieniali. -Śniadanie poczeka i nigdzie nie wychodzisz, nie uciekniesz tak łatwo.- jeżeli ktoś miał z nią przeprowadzić taką rozmowę to jedyną odpowiednią osobą był właśnie on.

Victoria Brooks
knowledge is power
25 lata 165 cm Influancerka, Aktorka, Dietetyczka
Awatar użytkownika

'Cause darling, I'm a nightmare dressed like a daydream

something about me
by Verdsa

Victoria…
Laleczka…
Uśmiechnij się…
Pij…

Słowa przelatywały przez jej myśli. Łapała je, ale cały czas gubiła wątek. Rozpraszała się i nie dopuszczała ponurej rzeczywistości do siebie. Nie myślała o konsekwencjach, gdy tu przychodziła. Chciała zobaczyć tylko Billa, gdy dowiedziała się, że uratował swoim ciałem Larę. Jej myśli powędrowały od razu w kierunku blondynki.
- Lecę z Larą do Włoch! Zrobimy sobie babski wypad! Będę się opalać i pić kolorowe drinki! – po raz kolejny zmieniła temat, gdy zabrał jej tą uroczą małą butelkę. Nie podobało jej się to, ale może też mu się podobała? Nie pomyślała, że również będzie chciał taką… Nie powinien mieszać leków z alkoholem. Może też chciał poczuć się szczęśliwy jak ona?
Przez chwilę patrzała na szafkę, w której była buteleczka. Była za niska, żeby do niej dosięgnąć, a wizja wspinaczki po meblach, rozbawiła ją. Powstrzymał ją od tego wyczynu, tylko wzrok chłopaka. Dalej był o coś zły, a ona nie chciała, żeby tak na nią patrzył. Było to niewłaściwe. Powinien być szczęśliwy, że tak dobrze sobie radziła. Nie zrobiła mu przecież awantury tak jak kiedyś, gdy zabrał jej alkohol. Wtedy nie panowała nad tym, a teraz czuła się jakby była panią swojego życia. Było jej ciężko pogodzić równocześnie dwa światy, w których żyła na wysokich obrotach. Brakowało jej doby, a dzięki kokainie nie musiała tyle sypiać i była pełna energii. Teraz brała, gdy smutek obezwładniał znowu jej drobne ciało. Bawiła się każdej nocy i korzystała z życia. Było dobrze. Panowała nad tym.
- Stary znajomy! To on zmusił mnie na imprezie wypić… Nie wiem co to było… Pomogło! Jest jak lekarstwo. A skoro leczy, to nie może być to złe! Biorę od… - zastanowiła się chwilę i zmarszczyła brwi. Od kilku dni? Tygodni? Wszystko zlało jej się w jeden długi ciąg. – Panuje nad tym. Nie wzięłam wszystkiego. – była dumna z siebie. Czemu więc on nie mógł tego zrozumieć? Mogła z tym skończyć, kiedy tylko chciała, ale nie chciała… Proste.. To, że kiedyś od tego tak łatwo się uzależniła, to był błąd. Za dużo, za często. Teraz było inaczej.
Uśmiechnęła się ufnie, gdy złapał ją za nadgarstek. Usiadła na kanapie i wlepiła w niego wzrok. Męczyło ją to siedzenie, a noga zaczęła jej drgać nerwowo, gdy zaczął zadawać niewygodne dla niej pytania. Pokręciła głową, żeby pozbyć się napływających myśli. One ją smuciły, a wtedy.. Znowu będzie smutna i sięgnie po swoje lekarstwo.
- Nie chcę o tym rozmawiać. Za dużo rozmawiamy Billy. Możemy tak miło spędzić ten dzień, a ty ciągle pytasz. Ja też pytałam i jak na tym wyszłam? On… - pokręciła znowu głową i wbiła w niego zdenerwowane spojrzenie. Osaczał ją, a to zaczynało ją wkurzać.
Laleczko..
Zacisnęła gniewnie usta w wąską linię i pociągnęła swoją dłoń do siebie. Chciała, żeby puścił jej nadgarstek. Jego dotyk choć był przyjemny, to parzył.
- Nie zachowuj się tak! Wszyscy tylko udajecie, że wam na mnie zależy. Niby wiecie co jest dla mnie dobre, a później mnie zostawiacie. Zawsze jestem dla was tą drugą! Pierdoloną laleczką, którą można bzykać na pocieszenie i przestawiać w każdy kąt, jak wam się znudzę. Jestem taka głupia. Naiwna… - przygryzła dolną wargę do krwi i wstała gwałtownie. Zaczynało być źle… Musiała iść do łazienki. Musiała się napić, albo dodać sobie więcej szczęścia.. To było takie łatwe...
Billy Moore
i wanna be where people are
33 lata 175 cm strażak
Awatar użytkownika

If I found my body in chains
I'd lay down in wait
And hope she looks for me

something about me
by makabra

Widział, że coraz bardziej odlatuje. Jej wzrok był rozbiegany, jakby goniła coś, czego w rzeczywistości nawet nie było. Potrafił poznać ten stan, nie mógł wiele zrobić, oprócz jakiegokolwiek zabiegania pogłębianiu. Nie mogła jeszcze mieszać to wszystko z alkoholem, byłoby jeszcze gorzej. Miał ochotę zatłuc kogoś, kto ponownie jej to podsunął w paskudnym momencie jej życia. Przecież zawsze mogła przyjść do niego... Zadzwonić, napisać, cokolwiek. Pomimo tego, że nie byli razem, on nadal przy niej trwał, chociaż jako przyjaciel. Przez lata zbiła odrobinę jego twardej skorupy w której się zamknął po tragicznych doświadczeniach. Był przy niej, wiedziała o tym dokładnie, a mimo to postanowiła zaufać komuś, kto działał na jej szkodę. Tak, bywała naiwna i lokowała uczucia gdzieś, gdzie nie powinna... On stanowił tego przykład. Jednak gdzieś tam w środku żywił do niej dalej uczucia, które nigdy nie wygasły. Tylko Brooks wykazywała się aż taką cierpliwością, uczuciem do niego. Po latach do niego w końcu dotarło, jak bardzo go kochała i jak wiele stracił. Nie mógł nic z tym zrobić, nie chciał jej ponownie angażować w coś, czego nie mógł jej dać.
-Cieszę się, jedź... Odpoczywaj, ale nie bierz ze sobą tego gówna, błagam.- dodał jeszcze naprawdę oschle, tego tonu nie używał zbyt często. Dlatego mogła sobie wyobrazić, jak bardzo poważna jest to dla niego sytuacja. Nie miał zamiaru się częstować zawartością buteleczki, raczej wolał jej wyperswadować mieszanie narkotyków z alkoholem. Przynajmniej nie mogła się do tego dostać. Fakt, doceniał, że nie zrobiła o to awantury. Kiedyś, gdy już jej się takie akcje zdarzały... Nie było aż tak grzecznie i nawet kilka razy od niej oberwał, kiedy zepsuł jej plany.
-Zmusił Cię, tak? Rozumiem, że Cię trzymał i na siłę wlewał Bóg wie, co do gardła? Jeśli tak to proszę o imię i nazwisko, bo jest na to paragraf.- jego wzrok teraz mógłby zabijać, albo przynajmniej ciskać gromami po pokoju. Na pewno nikt jej nie zmusił. Niestety, ale Vi bywała podatna na takie rzeczy. A skoro nie czuła się najlepiej psychicznie to sięgnęła po "lekarstwo" bez zastanowienia, byle tylko poczuć ulgę. Potrafił to zrozumieć, ale nie mógł bezczynnie na to dalej pozwalać. Pokręcił głową z niedowierzaniem, kiedy powiedziała, że przecież nie wzięła wszystkiego... Jego klatka piersiowa falowała niespokojnie.
-Jak mam Ci pomóc, jeśli nie znam powodu tego wszystkiego? Jak mam zrozumieć?- zapytał jej, trzymając nadal jej drobną dłoń w swojej i bawiąc się smukłymi palcami dziewczyny. Uniósł wyżej brew, widząc, jak nagle mu się wyrywa. Podejrzewał, że to zwiastuje wybuch.... A sam nie posiadał tyle cierpliwości.
-A kto Cię kurwa zostawił?! Ja Cię zostawiłem?! Jak kretyn jestem dla Ciebie od ponad sześciu lat! Jakoś Ci nie przeszkadzało, żebym to JA CIEBIE pocieszał! Nie byłaś nigdy kurwa tą drugą! Ale jasne, wpierdalaj mnie do jednego worka z wszystkimi, bo nie chcę, żebyś skończyła jak któraś z tych dziewczyn, które wyciągamy zaćpane z rowu, bo impreza wyszła za mocno!- nie potrafił już się opanować, również wstał i wpatrywał się w nią rozjuszony. -To po chuj tutaj przyszłaś Victoria?! Najwidoczniej ja służę Tobie tylko do pocieszenia, bo jak powiem o dwa słowa za dużo to już Cię to gówno obchodzi.- wyszedł ponownie do kuchni, próbując zapanować nad sobą, aby nic po drodze nie zamienić w drobny mak. Musiał się uspokoić.

Victoria Brooks
knowledge is power
25 lata 165 cm Influancerka, Aktorka, Dietetyczka
Awatar użytkownika

'Cause darling, I'm a nightmare dressed like a daydream

something about me
by Verdsa

Próbowała. Nie chciała go martwić tym, że leżała od kilku dni w łóżku bez życia. Billy miał swoje problemy, a wtedy w jej drzwiach pojawiła się Ash. Przyjaciółka, z którą kiedyś dużo imprezowała i różnie się to dla niej kończyło. Nie chciała tam iść. Źle się czuła wśród ludzi i nie miała humoru po zerwaniu. Odkąd znała Setha, rzadko kiedy pojawiała się w klubach tego typu. On był introwertykiem, więc głównie wieczory spędzała u niego w domu, albo na mieście. Zresztą Billy kiedyś jej pomógł odciąć się od złego towarzystwa, bo jej asertywność leżała i kwiczała. Później wyprowadziła się do Meliny, która dostarczała jej rozrywki. Nie potrzebowała już więcej tamtego towarzystwa, ale... Gdy była z Ash w klubie, natknęła się na Grega. Ona zamulała, a on przytknął jej szklankę z alkoholem i jakimś gównem do ust. Nie chciała tego pić, a gdy tylko zamierzała zaprotestować, wlał jej płyn do ust.
Ten jeden raz wystarczył.
O ile nie umiała się uzależnić od samego alkoholu, czy papierosów, tak narkotyki były jej słabością. Środowisko influencerów i aktorów było toksyczne, a ona wcześniej się w tym pogubiła. Ciężko było jej pogodzić pracę i studia. Było źle, ale on był zawsze przy niej. Wspierał ją, gdy ona robiła mu jazdy, bo towar wchodził za grubo. Przeginała z tymi substancjami i się uzależniła, a teraz.. Znowu wszystko wracało, przez ten jeden raz.
Wszystko psuła.
Zamarła, gdy on zaczął krzyczeć. Krew zagotowała się w jej żyłach. Przez całe życie unikała wszelakich konfliktów, dusiła w sobie negatywne emocje, a one chciały ujrzeć światło dzienne. Zacisnęła swoje dłonie w pięści i wbiła paznokcie z całej siły w swoją delikatną skórę. Poczuła ból, ale o wiele bardziej bolały jego słowa. Nie była lepsza. Wiedziała o tym, ale nie potrafiła mu tego wszystkiego wytłumaczyć. Nie umiała tego wszystkiego ubrać w piękne słowa. W jej umyśle panował zbyt duży chaos.
Cały czas stała w tym samym miejscu. Serce boleśnie biło w jej klatce piersiowej. Nie umiała złapać oddechu w swoje płuca. Przez chwilę nawet nie wiedziała co się działo. Uniosła swoją dłoń do policzka i gdy poczuła na nim coś mokrego, to zrozumiała, że po raz kolejny się rozsypała. Nie radziła sobie.
Po chuj tu przyszłaś Victoria...
Bo go kochała... Bo był jej przyjacielem... Bo była kretynką, która go raniła, bo po raz kolejny popełniała w kółko te same błędy.
Zrobiła pierwszy krok w jego kierunku.
Bo musiała się z nim zobaczyć... Bo chciała przez chwilę poczuć się bezpiecznie przy nim... Bo chciała go zobaczyć, bo tak cholernie się o niego martwiła.
Psuła...
Kolejne kroki pokonała i przytuliła się do jego pleców. Złączyła swoje palce z jego. Był to ostatnio jej nawyk. Tak samo robiła z Evanem, gdy potrzebowała wsparcia i swego rodzaju kotwicy z rzeczywistością. Płakała, choć obiecała sobie, że nie będzie tego robiła. Jej łzy wsiąkały w materiał jego koszulki.
- Przepraszam... nie miałam na myśli ciebie... - próbowała posklejać swoje myśli w jedną logiczną całość. Łapała je, ale one przesypywały się przez jej palce. Cokolwiek teraz by nie powiedziała, nie była w stanie naprawić tego wszystkiego. Drugą dłonią sięgnęła do kieszeni spodni. Woreczek strunowy był wypełniony białym proszkiem. Nie było go dużo... Chciała go. Przycisnęła swoją dłoń do klatki piersiowej. Miotała się i walczyła w tej chwili sama ze sobą. Wsunęła opakowanie w dłoń chłopaka, póki jeszcze miała siłę to zrobić. Chciała mu to wyrwać. Zabrać i oddać się ekstazie, która znowu ogarnęłaby jej ciało, gdy poczułaby wpływ narkotyku.
- Zerwał ze mną. Powiedziałam mu o każdej mojej obawie.. Rozmawiałam z nim po MET... Mówił, że jestem jedyna, że mnie kocha. Nie mam czego się bać, a później wyznał mi, że mnie zdradził z nią... - wiedział jak przeżyła zdradę brata. Była to jedyna rzecz, której brzydziła się najbardziej. A on jej to zrobił, pomimo tego że się wcześniej przyjaźnili. Tak bardzo to bolało...
Billy Moore
i wanna be where people are
33 lata 175 cm strażak
Awatar użytkownika

If I found my body in chains
I'd lay down in wait
And hope she looks for me

something about me
by makabra

Nie ważne, co akurat działo się u niego, zawsze starał się zbilansować własne potrzeby z tymi jej. Co prawda czasem średnio mu to wychodziło, szczególnie, kiedy faktycznie tworzyli związek. Jednak jako przyjaciel spisywał się znacznie lepiej, potrafił wykazać o wiele więcej troski... A może to wpływ ponad sześciu lat, które razem spędzili? Zadzwoniłaby, napisała, zjawiłby się obok i na pewno znaleźliby odpowiednie rozwiązanie, ukojenie bólu... A nie wizyty w klubach praktycznie codziennie, plus branie jakiegoś gówna, na co Billy miał alergię. Zresztą pamiętał, co się działo ostatnim razem, kiedy wpadła w taki trans właśnie z tym towarzystwem. Jak tylko słyszał kilka imion z ust Victorii to wiedział, czego zaraz może się spodziewać. Tym razem również się nie pomylił... A tego Grega, za zmuszanie do wypicia jakiejś "skutecznej" mieszanki, poćwiartowałby żywcem.
Dlatego nie miał zamiaru jej pozwolić na to, aby po raz kolejny wpadła w nałóg. Radziła sobie doskonale bez tego, tym razem również jej się uda. Potrafił zrozumieć jej ból, postawić się w jej sytuacji, ale wiedział, że to przejściowe. Ludzie zawsze nas ranią, szczególnie tych, którzy starają się być fair, czy też postępować bezinteresownie w stosunku do innych. Brooks jest iskierką, którą nawet swego czasu Moore wykorzystał... Nie celowo, ale na pewno nie raz ją zranił. Teraz mógł się jakoś rehabilitować, dbając o nią. Nie mógł patrzeć spokojnie na to, jak ma zamiar zrujnować sobie życie przez jakiegoś kretyna.
Nie potrafił się powtrzymać, pierwszy raz poczuł, że czyjeś słowa go mocniej zabolały. Wybuchł, nie mając siły na to, aby gryźć się w język, później musiał wyjść do kuchni, ponieważ wyniknęłaby z tego jeszcze większa awantura. Skończyłoby się na tym, że dziewczyna wyszłaby od niego, trzaskając frontowymi drzwiami i robiąc dalej to samo, a on pewnie ze złości coś by rozniósł w drobny mak, wydzwaniając potem do niej. I po co to? W porę się opanował. Niczego nie psuła, była zagubiona... To zrozumiałe. Jednak na jego barkach spoczywała odpowiedzialność, aby ponownie pomóc jej znaleźć odpowiednią drogę.
Spiął się mocniej, czując, że nagle go przytula, dopiero po chwili mięśnie mężczyzny zaczęły się stopniowo rozluźniać pod wpływem dotyku. Zacisnął mocniej palce na tych jej, nadal nie otwierając powiek, głowę miał spuszczoną w dół, jakby wpatrywał się w kuchenny zlew. Oddychał nadal szybko, próbując przywrócić dawną miarowość. Czuł, że płakała i to... O dziwo bolało.
-Nie musisz mnie traktować, jak wroga, który tylko marzy o tym, aby Cię wykorzystać.- odezwał się, już znacznie spokojniejszym tonem. Poczuł, jak w drogą dłoń wsuwa mu woreczek. Nie musiała nawet mówić, co zawiera... Praktycznie od razu go sprawnie otworzył, a potem wrzucił do zlewu i zalał wodą. Koniec, łatwy sposób ucieczki magicznie zniknął. Westchnął ciężko, puszczając jej dłoń, a potem obracając się do niej przodem. Zgarnął ją do siebie, oplatając ramionami mocno, żeby dać jej trochę wsparcia.
-Wiem... Wiem, jak to boli Vi. Cała sytuacja z MET wydawała mi się dziwna i... Podejrzewałem, że tak to może się skończyć. Nie chciałem Ci psuć szczęścia, odciągać Cię od niego. Najwidoczniej nie zasługiwał na Ciebie...- zapewnił ją, jedną dłonią zaczynając głaskać jej ciemne włosy.

Victoria Brooks
knowledge is power
25 lata 165 cm Influancerka, Aktorka, Dietetyczka
Awatar użytkownika

'Cause darling, I'm a nightmare dressed like a daydream

something about me
by Verdsa

Zacisnęła mocniej powieki, gdy otworzył woreczek i wsypał jego zawartość do zlewu. Chciała po nim krzyczeć, że pozbawia ją ostatniej deski ratunku. Gdy do jej zmysłów dotarł szum wody, niemal nogi się pod nią ugięły. Nie mogła mu powiedzieć, jak bardzo już przepadła. Nie zrozumiałby jej. Tego, że ten promyczek, którym była już zgasł. Mrok przyćmił jej umysł, a ten biały proszek, był wszystkim czego w tej chwili potrzebowała. Nic więcej się dla niej nie liczyło. Balansowała na krawędzi i przegrywała tą walkę, bo nie miała już siły się starać. Za każdym razem dawała każdemu całą siebie i za każdym razem, ktoś zabierał z niej kolejną iskierkę. W tej chwili miała wrażenie, że nic nie zostało, a kokaina zapalała to sztuczne światło w niej. Problem był taki, że narkotyk miał swój czas działania, a bez niego znowu osuwała się w ciemność.
Gdy się odwraca do niej przodem, wtula się w jego silne ramiona. Nie może spojrzeć w jego twarz. W te oczy, które wyrażały zarówno złość jak i troskę. Czuła, że go okłamuje. Gdy dała mu woreczek, dała mu nadzieję, że będzie lepiej. Że skończy z tym tak jak ostatnio, ale wiedziała, że nie była w stanie. Tak łatwo mogła to dostać. Wystarczyło wejść do Meliny, po raz kolejny podkraść towar Nico. Wybrać numer znajomego dilera, albo pójść na kolejną imprezę. Gdzie by się nie ruszyła, miała możliwości, a ona była zbyt słaba. Nie potrafiła odmówić, bo dzięki temu funkcjonowała.
- Rozmawiałam z nim po Met... Chciałam usunąć się w cień. Dałam mu wybór, mogliśmy dalej być przyjaciółmi, ale on... Mówił, że jakbym z nim wpadła, byłaby to najlepsza wpadka w jego życiu. Karmił mnie ułudą i zabrał wszystko. Nic nie zostało Billy. - wyszeptała i zaśmiała się delikatnie. Wariowała. Przez ostatnie dni szukała tego czegoś w sobie. Gdy opuściła wtedy dom Setha, to już zdawała sobie sprawę, że pewna era się skończyła. Ona się zmieniła i ściągnęła ze swojego nosa różowe okulary, w których paradowała od zawsze.
- Ja już przestałam wierzyć w miłość. To coś umarło we mnie Billy. Nawet nie chcę tego szukać na nowo. Wypaliłam się. - odsuwa się od niego i dopiero wtedy spogląda w te jego oczy, w których tonęła nie raz. Tak wiele razy się starała, żeby w czyiś oczach zobaczyć to co innym dawała. Choć raz chciała, żeby to ktoś jej oddał się w całości. Myślała, że była w stanie to dostać. Teraz zrozumiała jak bardzo się myliła. Bo nikt nie chciał jej tego dać, a ona nie zamierzała już nigdy więcej o to się starać.
Palcami przejeżdża po jego policzku i uśmiecha się delikatnie, w jej oczach na próżno mógł szukać jakiejś iskierki. To umarło. Była niczym róża, którą ktoś zerwał i wsadził do wazonu. Ten kwiaty zwiędły, a płatki z każdym kolejnym związkiem, opadały na blat. Już żadnego nie było, a ona nie miała już nic.
- W końcu to zrozumiałam Billy. Niektórzy nie zasługują na swój happy end i to jest w porządku. - o n a nie zasługiwała na to. Była tylko laleczką, która dostarczała innym rozrywki.
Victoria uśmiechnij się.
Victoria nie możesz się tak zachowywać, musisz dbać o swój wizerunek.
Victoria postaraj się bardziej.
V I C T O R I A

Billy Moore
i wanna be where people are
33 lata 175 cm strażak
Awatar użytkownika

If I found my body in chains
I'd lay down in wait
And hope she looks for me

something about me
by makabra

Nie było innej opcji, nie mógł nawet tego przechować. Po pierwsze wiedziałaby, że to u niego jest i prędzej, czy później chciałaby od niego to wybłagać. A po drugie, kiedyś miał ogromne problemy oraz odsiadkę za posiadanie... Więc nie mógł sobie spieprzyć kariery po raz kolejny, tylko, że po latach. Dostał wtedy szansę, której zaprzepaścić już nie mógł. Poza tym to wszystko dla dobra Victorii, teraz już mogli zapomnieć o tym syfie, który właśnie spłynął w zlewie. Potrafił ją zrozumieć, jak mocno cierpi... Jednak był przekonany, że ponownie odnajdzie sama sens w życiu, bez żadnych wspomagaczy. Nawet jeśli teraz przygasła to po raz kolejny rozbłyśnie, powodując jego szeroki uśmiech. Mogła na niego liczyć, pomoże, jak tylko będzie potrafił. Będzie przy niej, kiedy tylko sobie tego zażyczy. Zawsze był. Nie potrzebowała tego gówna, które pochłaniałoby ją coraz mocniej, aż już by się z tego nie wykaraskała. Miał zamiar jej te wszystkie sposoby pokazać, teraz już przynajmniej wie, jak mocno u niej wszystko nie gra.
Nie wiedział, że ma tyle możliwości, aby zyskać nowy towar... Czy naprawdę musi zacząć ją pilnować? Nie mógł, są dorośli, muszą funkcjonować osobno. Jednak wiedział, że jeśli mu obieca, patrząc prosto w oczy to nie złamie obietnicy. Teraz ją przytulał mocno do siebie, próbując jakoś okazać wsparcie, przywrócić na momencik poczucie komfortu. Jeśli jeszcze raz zobaczy ją w takim stanie, będzie musiał znacznie bardziej zainterweniować...
-Nie zasługiwał na Ciebie Mała, taka prawda. Gdyby naprawdę Cię kochał to nawet nie spojrzałby na tamtą...- westchnął ciężko, czuł to w kościach, że tak właśnie cała sytuacja się zakończy. Nie jest jakoś mocno spostrzegawczy, ale niektórych rzeczy nie da się przeoczyć. Niemniej teraz bolało go, że Brooks tak mocno cierpi. Mógłby obić jej byłego za to, ale czy to cokolwiek by naprawiło? Mimo to lepiej, aby Byrne nie wpadł na niego na ulicy... Bo słownie by sobie na pewno pozwolił. Musiał panować nad rękoczynami, głównie przez pracę. Przytulił ją jeszcze mocniej.
-Nie trać nadziei... Chcesz skończyć, jak ja?- zaśmiał się gorzko. -Jest dla Ciebie szczęśliwe zakończenie, miłość, której nigdy nie będzie Ci dość. Musisz tylko zaczekać... Przyjdzie sama. Nie warto ładować się w serce z kamienia, nie zostaje nic oprócz goryczy.- dodał jeszcze, wpatrując się w jej ciemne tęczówki. Mogła dostrzec w tych jego... Nutę smutku. Starał się, naprawdę cholernie się starał przez ten cały czas, dać jej to na co tyle czekała. Jednak nie potrafił, jakby ten funkcji nie wgrano w jego ludzkie oprogramowanie. Mylił się, po prostu zablokował się przez traumę o której nie mówił... Uśmiechnął się smutno pod wpływem jej dotyku, a potem chwycił jej dłoń w swoją i zbliżył do swoich warg, aby delikatnie ucałować.
-Tak, tak właśnie działa życie Vi... Ale Ty nie należysz do tego posępnego grona bez happy endu. Nie wpuściłem Cię tam i nie wpuszczę.- zapewnił ją, a potem złapał ją za podbródek, uśmiechając się ciut szerzej. -Jesteś za dobra na to. Sama o tym wiesz, tylko na moment zapomniałaś.- dodał jeszcze.

Victoria Brooks
knowledge is power
25 lata 165 cm Influancerka, Aktorka, Dietetyczka
Awatar użytkownika

'Cause darling, I'm a nightmare dressed like a daydream

something about me
by Verdsa

Środowisko, w którym obracała się Victoria, było bardzo toksyczne. Każdy się uśmiechał i udawał jej przyjaciela, gdy widział jakieś profity ze znajomości. Ciągle otaczał ją hejt i używki, które na wszelkich imprezach, walały się wszędzie. Nikt nie chciał nikomu podpaść, bo nie chciał by pewne zdjęcia lub nagrania wypłynęły. Toria starała się przez całą karierę unikać tego syfu. Nie zawsze jej to wychodziło, bo jej barwną postać również nie omijały skandale. Nigdy jednak nie chciała być, jak ta cała reszta. Wszystko się zmieniło, gdy studiowała i już nie radziła sobie psychicznie, ze zbyt szybkim trybem życia. Oni pokazali jej sposób, jak to przetrwać. Zaczęło się niewinnie, tak zawsze się zaczyna. Szybko straciła kontrolę i za nim ktokolwiek się zorientował, było już za późno. Odwyk wiele ją kosztował. Wszystko zaprzepaściła tego wieczoru, gdy poszła na tą imprezę z Ash. Ten jeden raz, to było zbyt wiele dla niej. Nie miała serca, żeby powiedzieć Billemu jak źle z nią było. On wierzył w nią, że był to jednorazowy wybryk, a ona nie robiła awantury o zlew, bo wiedziała, że teraz to tak łatwo dostanie.
Każde słowo z jego ust, docierało powoli do jej umysłu. Przymknęła powieki, rozkoszując się tą krótką chwilą, gdy przytulał jej drobne ciało do siebie. Przez chwilę czuła się jak kiedyś.. Gdy jeszcze miała nadzieję, na lepsze jutro. Że będzie potrafiła zburzyć ten solidny mur, którym otoczył się mężczyzna. Jej wysiłki były bezowocne, a teraz jej umysł, analizował każdy związek. To jak raz po raz, oddawała się i próbowała..
Zaczęła chichotać i pokręciła głową rozbawiona. Przez to, że wcześniej płakała, tusz rozmazał jej się pod oczami. Była w kompletnej rozsypce, a narkotyk powodował, że jej nastrój ciągle ulegał zmianie.
- To takie zabawne! Wszyscy kurwa przez cały ten czas widzieli jaka byłam naiwna! Jaka byłam głupiutka, ale wiesz co? Nikt mi nic nie powiedział! Teraz już nie mam tych pieprzonych różowych okularów i widzę chyba pierwszy raz wyraźnie! - jej klatka piersiowa, drżała od tłumionego śmiechu. Sięgnęła swoją dłonią po okulary, które leżały na blacie i założyła je na nos. Bawiła się nimi przez chwilę, jakby miała przed sobą dziecko, które zabawiała zabawą w AKUKU.
- Jak ty? - przystanęła i spojrzała na niego. Przekrzywiła głowę na bok i zmrużyła oczy, jakby próbowała się bardziej skupić. - A co złego jest w Twoim podejściu? Spójrz na siebie! Jesteś szczęśliwy, nie płaczesz w poduszkę co noc i spełniasz się zawodowo. Czego niby ci brakuje? - tyle razy chciała przebić się przez jego osłony. Dotknęła czule jego policzka i delikatnie musnęła swoimi ustami jego.
- Tyle razy próbowałam przebić się przez twoje osłony. Chciałam ci pokazać mój punkt widzenia. Że zasługujesz na miłość i mogę ci to wszystko dać. Teraz to ja widzę Billy. To ja się myliłam, a ty obrałeś słuszną drogę. Spójrz na nas... Spójrz na mnie... To ja wyglądam jak siedem nieszczęść. - uśmiecha się delikatnie w jego stronę i czuje wewnętrzny spokój. Jakby coś w środku niej, znalazło swoje miejsce.
Już nie była tą samą dziewczyną, która z uśmiechem szła przez całe swoje życie. Teraz ledwo słaniała się na nogach, od tych wszystkich ciosów w samo serce. Przejechała ponownie palcami po jego policzku i zrobiła krok do tyłu. Teraz rozumiała to i nie zamierzała się narzucać. Liczyła się tylko dobra zabawa. Przyjemność jaką ktoś mógł jej dać. To było takie proste, bez żadnych zobowiązań!
Billy Moore
i wanna be where people are
33 lata 175 cm strażak
Awatar użytkownika

If I found my body in chains
I'd lay down in wait
And hope she looks for me

something about me
by makabra

Wiedział w jak bardzo toksycznym środowisku się obraca... Chciała spełniać marzenia więc nie mogła się od tego raz na zawsze odciąć. Jednak ściskało go aż, kiedy widział, jak ostatnim razem wpadła po uszy w uzależnienia. Ci jej "znajomi", którzy jedynie bazowali na fortunie Brooks, czy też jej rozpoznawalności, doprowadzali go do istnego szału. Zbyt długo pracował nad tym, żeby nie rzucać się na kogoś w przypływie agresji. Jednak w ich towarzystwie bardzo chętnie spuściłby swoje zapędy ze smyczy, a potem wyszedł z uśmiechem na ustach. Była za delikatna na to, za dobra i czasami niestety naiwna. Co wynikało z jej dobroci, chęci pomocy innym, kosztem samej siebie. Znał takie hieny, które jedynie chciały na niej żerować. Niegdyś był taki, jednak w stosunku do kogoś innego. Później przytrafiła mu się odsiadka i przejrzał nieco na oczy. Od tej pory był bardzo ostrożny, a praca sprawiała, że nie raz czytał z ludzi, jak z otwartej książki. W końcu zazwyczaj postępujemy wedle jakiś schematów, prawda? Wystarczy jedynie je rozgryźć.
Teraz jeszcze sobie nie zdawał sprawy z tego, jak mocno wpadła ponownie w nałóg. Nie popuściłby jej tak łatwo, jak teraz. Wierzył w nią, że sobie poradzi, chciał jej pomóc. Nie potrzebowała tego gówna, kiedyś to zrozumie, tak, jak on. Oby tylko nie było za późno, zbyt ciężko pracowała na swój sukces, żeby to schrzanić przez jednego gościa i jego niezdecydowanie.
Sam nie potrafił skruszyć tego muru. To też nie tak, że mu odpowiadało, aby tak żyć. Przyzwyczaił się, dlatego ostatnio podczas rozmowy z Evanem... Wiedział, że gdyby świat miał się skończyć za pięć minut to raczej nikt by się nim mocniej nie przejął. Wysłałby może kilka wiadomości, do niej, Thomasa i to tyle. Siedziałby sam, wyczekując ostatniej sekundy. Świadomość tego była... Cóż, czasem dobijająca, ale nie mógł nic zrobić. Przyjdzie mu umrzeć w samotności, był już pogodzony z własnym losem. Zresztą przekonał się już, co było podczas tego, jak wylądował pod gruzami. Śmierć nie była aż taka straszna, kiedy nie miało się zbyt wiele do stracenia.
-Nikt nie mógł się w to mieszać Victoria. Rozumiem, że cierpisz, ale weź to na logikę... Czy posłuchałabyś kogoś skoro się zakochałaś? Skoro słyszałaś od niego coś innego i mu zaufałaś? Oczywiście, że nie. I nie, nie wszyscy. Ci, którym faktycznie zależy, byli przy Tobie. Rozgoryczenie nie jest powodem, żeby wszystkim nagle przekreślać.- nawet nie miał na myśli samego siebie, bardziej Evana z którym była chyba blisko, Charlie z którą przyjaźniła się od lat i jeszcze kilka osób. -Kto Ci powiedział, że jestem szczęśliwy?- spojrzał na nią poważnie, niemalże beznamiętnie. Problem w Moorze był taki, że od lat nie odczuwał mocniejszego szczęścia, nie czuł kurwa dosłownie nic. Dlatego nie mógł jej dać tego, czego chciała. Zamarł na moment, kiedy musnęła swoimi wargami te jego. Nie skomentował tego jednak, ani nie przedłużył czułości.
-Przestań... Doskonale wiesz, że ja... Nie mogę, po prostu kurwa nie potrafię. I to nie jest Twoja wina, powtarzałem Ci to za każdym pieprzonym razem.- westchnął, a potem przejechał dłońmi po twarzy. Aż go nawet ręka zabolała mocniej, nie był przygotowany dziś na takie rozmowy. Powiedz jej. Odpuść. Nie, nie mógł. -Uwierz mi, że nikt nie powinien postępować, jak ja. Nie chcesz się taka stać, chociaż teraz wydaje Ci się coś całkiem innego. Wydaje Ci się, że to tak piekielnie proste, łatwe. Zresztą, nie ważne.- odsunął się, a jej dotyk pozostawił nieprzyjemny chłód na jego policzku.
-Uwierz mi, że za pewien czas zmienisz zdanie... I jeszcze kiedyś mi podziękujesz.- dodał jeszcze, wpatrując się w nią.

Victoria Brooks
knowledge is power
25 lata 165 cm Influancerka, Aktorka, Dietetyczka
Awatar użytkownika

'Cause darling, I'm a nightmare dressed like a daydream

something about me
by Verdsa

Gdyby świat miałby się skończyć za pięć minut, nigdy nie pozwoliłaby, żeby spędził te kilka chwil samotnie. Pewnie narzekałby, że jak zawsze narusza jego przestrzeń osobistą, ale uśmiechałby się. Bo ona swoje ostatnie chwile, chciałaby spędzić z kimś. Ostatni raz być dla kogoś ostatnim widokiem i myślą. Zawsze tylko tego pragnęła. Dostawać słodki pocałunek z samego rana. Móc kogoś przytulić przez sen. Przemierzać z kimś swoje życie i być ze sobą na dobre i na złe. Chciała usłyszeć szczere Kocham Cię. Zatracić się w czyiś oczach i starać się o to uczucie ze wzajemnością. Małżeństwo i dzieci było tylko otoczką. Pragnęła ich, ale nie było to najważniejsze.
Zawsze myślała, że nie wymagała zbyt wiele. Że da rade i w końcu, ktoś pojawi się na jej drodze. Lata mijały, a ona wciąż tkwiła w tym samym miejscu. Coraz trudniej było jej w to uwierzyć Zaczęła związek z Sethem, inaczej niż zwykle. Nie weszła w to od pierwszego momentu całą sobą. Miała w sobie wiele wątpliwości i tym razem postawiła w pierwszej kolejności na szczerą rozmowę. W końcu stwierdziła, że była w stanie zaryzykować. Zrobiła to, a upadek był cholernie bolesny.
- Ciebie bym posłuchała… - powiedziała cicho i spuściła swój wzrok na dłonie. – Ciebie i Evana bym posłuchała… Słuchałam.. Tak jak mi radził, postawiłam na rozmowę.. Byłam szczera i tak bardzo się wahałam. – ciche westchnięcie opuściło jej usta.
- W lustrze raz pękniętym, ciężko przejrzeć się. Moje już zbyt wiele razy się rozbiło. – cały czas szeptała i czuła, że jest z nią coraz gorzej. Stan euforii, w którym przybyła ustępował melancholii, w której znowu zatracała się. Uśmiech stawał się smutny, a po chwili wiedziała, że i nawet jego nie będzie. Uczucie zmęczenia ogarniało jej ciało i było coraz gorzej. Zachwiała się i przytrzymała blatu. Przez ostatnie dni prawie nic nie jadła, ani nie spała. Organizm domagał się uwagi z jej strony, a ona chciała znowu zanurzyć się pod własną pościel. Wybrać jeden numer, drżącą ręką i czekać na wybawienie.
- A nie jesteś? Czego zatem ci brakuje do szczęścia? – spojrzała na niego i podskoczyła do góry, żeby usiąść na blacie. Oparła się dłońmi o blat i lekko odchyliła swoje ciało do tyłu. Nie przeszkadzał jej krótki top, który podjechał do góry. Nic nie miało znaczenia, prócz tego co mówił. Skupiła się tylko na tej rozmowie. Na jego ustach, które wypowiadały kolejne słowa. Już dawno tak szczerze nie rozmawiali, a ona nie chciała niczego przegapić. Ne mogła się rozproszyć.
- Zawsze to nie moja wina… A później spotykam te osoby w innych ramionach. Więc chyba coś jest na rzeczy. To ja jestem problemem. Nie ma co się oszukiwać. Ile razy można próbować? Czemu to ja muszę próbować, a ktoś zgarnia wszystko. Miło by było choć raz być po drugiej stronie. Poczuć jak to jest, gdy ktoś stara się dla Ciebie z całych sił. Jak stajesz się dla kogoś całym światem. Ja już się wypaliłam. To coś zgasło i samo się nie rozpali.
Billy Moore
i wanna be where people are
33 lata 175 cm strażak
Awatar użytkownika

If I found my body in chains
I'd lay down in wait
And hope she looks for me

something about me
by makabra

Nie zasługiwał na to, zdawał sobie sprawę z tego wszystkiego coraz wyraźniej. Jedyne, co mu się należało to faktycznie samotność na tej kanapie oraz odliczanie ostatnich sekund. A ona? Byłaby przy nim, nie patrząc na wszystko dookoła... Zatoczyliby piękne koło ich historii, skończyliby razem. Przynajmniej w tej sytuacji Moore potrafiłby jej dać to, czego tak cholernie pragnęła. Starał się latami, próbował coś z siebie wykrzesać... Jednak nie znał miłości za bardzo, nie potrafił przypomnieć sobie, jak to wyglądało u jego rodziców. W momencie, kiedy usłyszał krzyk matki, dobiegający z kuchni jedenastego września... Coś w nim się zablokowało na zawsze. Tłumił w środku dosłownie wszystko, byle być dla niej oparciem, zajmować się rodzeństwem. Gdzieś tam po drodze mocno się zagubił, pojawiła się agresja oraz narkotyki, później musiał ponieść konsekwencje swoich czynów. Nawet nie wiedziała, jak niejednokrotnie sobie pluł w brodę, chodził po ogródku z papierosem w ustach, kopiąc nogą dosłownie wszystko dookoła. Był zepsuty, wiedział o tym, a na dodatek nie widział dla siebie żadnego ratunku.
Dawał jej wszelkie fizyczne gesty, zdobywał się na romantyczne porywy, angażował się, troszczył... Jedyne czego nie mógł zrobić to powiedzieć - Kocham Cię. Te słowa nie istniały w jego słowniku. Mógłby jej to powtarzać bez jakiegokolwiek znaczenia, ale nie zasługiwała na to, żeby ją oszukiwać. A może podświadomie ją kochał, tylko nie potrafił nazwać rzeczy po imieniu? Fakt, nie wymagała wiele, naprawdę. Tylko lokowała uczucia w nieodpowiednich ludziach, co nie znaczy, że gdzieś tam nie czeka na nią ktoś, kto dałby jej cały świat. A Moore mógłby na to jedynie patrzeć...
-Rozmawialiśmy na MET, może było za wcześnie...- westchnął ciężko. -Zrobiłaś, co tylko mogłaś... Powtarzam po raz ostatni, to nie Twoja wina i nie odpowiadasz za decyzje, które podjął.- podejrzewał, że to piekielnie boli. Zaangażowała się, zaufała mu, a potem wszystko legło w gruzach. W końcu podszedł do niej ponownie, żeby ująć jej twarz w swoje dłonie. Teraz musiała na niego spojrzeć, wpatrywał się w nią przez chwilę.
-Lustro ma to do siebie, że można je stłuc, ale później stworzyć od nowa. Daj sobie czas, ale nie duś tego w sobie.- ostatnie czego potrzebowała, to stać się kimś takim, jak właśnie on. Później delikatnie pocałował ją w czoło, puszczając twarz dziewczyny. Zdążył ją podtrzymać, kiedy zauważył, że się chwieje. Była w opłakanym stanie. -Zostań dziś u mnie, zresztą możesz zostać ile tylko zechcesz...- przynajmniej miałby ją na oku, dopilnuje, żeby jadła i jakkolwiek odwróciła uwagę od cierpienia.
-To... To nie jest rozmowa o mnie.- próbował uciąć, ale potem zacisnął na moment powieki, znowu przypierała go do ściany, a on wtedy zachowywał się, jak dzikie zwierzę w klatce. -Ja nie czuję nic Victoria. Dosłownie kurwa nic, jakby ktoś mi zablokował tą funkcję. Mogę się o kogoś troszczyć, mogę się starać, mogę grzać czyjeś łóżko, ale zawsze na tym się kończy. I zakrywając sobą Larę... Nie czułem nic, nie bałem się. Wiedziałem, że nie jestem Basilem, który był wzorem wszystkich cnót. Wszyscy go kochali, a on kochał ich. Przebolelibyście mnie szybko, co nie byłoby takie złe.- mówił dość szybko, chaotycznie, ponieważ skakał z jednego wątku do drugiego, pomijając sedno. Co go uwierało? Powoli samotność. Jednak musiałby otworzyć szufladkę, której nie był w stanie.
-Bo trafiasz na naprawdę chujowe osoby... Na mnie, na Setha, na innych. I przestań sobie wmawiać, że jesteś problemem, nigdy nie byłaś. Przynajmniej nie dla mnie.- znowu zaczynało mu się robić coraz bardziej niewygodnie, a napięcie wzbierało, nie mogąc znaleźć ujścia.

Victoria Brooks
knowledge is power
25 lata 165 cm Influancerka, Aktorka, Dietetyczka
Awatar użytkownika

'Cause darling, I'm a nightmare dressed like a daydream

something about me
by Verdsa

Gdyby tylko mogła z chęcią oddałaby mu możliwość odczuwania tych wszystkich emocji. Miała w sobie tego zbyt wiele i to ją wykańczało. Byli jak dwa końce tego samego kija. Dziewczyna, która zbyt wiele czuła i chłopak, który nie potrafił otworzyć się na żadne uczucia. Chociaż zawsze twierdził, że nie był w stanie, ona widziała w nim emocje. Były przyduszone, ale gdyby ich nie miał nie stałby w tej chwili przy niej. Nie przybiegałby za każdym razem, gdy miała problem i go potrzebowała. Był, a to już dla niej się liczyło. Gdy coś się pojawiało, to się zamykał, a ona już nie miała na to siły. Bo ona tego potrzebowała. Zapewnień i tych czułych słów. Czyny były ważne, ale w jego przypadku te dwa słowa byłyby ważne. Najważniejsze. A ona już straciła nadzieję. Nie tylko w ten związek, ale i w jakikolwiek. Straciła to coś w sobie.
Czuła jego dotyk na policzkach. Czuła jego pocałunek na swoim czole. Kiedyś serce zabiłoby jej mocniej na te gesty. Patrzałaby jak oczarowana na niego, ale teraz nie czuła tego czegoś. Tylko słodkie odrętwienie i smutek, który ją przytłaczał. Zaczynała powoli rozumieć jak to wyglądało z jego strony. Gdy byli razem i on ją całował.. Była taka głupia, gdy myślała, że po prostu zapierał się przed uczuciami do niej. Teraz rozumiała, że to z nią było coś nie tak. Że nadawał zbyt duże znaczenia wszystkiemu. Dotyk był tylko dotykiem. Pocałunek chwilą, gdy usta ocierały się o siebie. A seks chwilą przyjemności. Niczym więcej.
- Przyszłam tylko w odwiedziny. Poradzę sobie. Twoja kanapa jest cholernie niewygodna, a ty jesteś po wypadku. Musisz dużo odpoczywać. Zresztą ja nigdy nie jestem sama. W melinie zawsze ktoś jest, a jak nie to zawsze do kogoś wpadnę. - wzruszyła ramionami, bo ofert jej nie brakowało. Zawsze znalazł się ktoś chętny do przenocowania jej. A gdy brała, to czuła jak hormony w niej buzowały, które szukały ujścia w ramionach kolejnej przypadkowej osoby. Korzystała z tego i po prostu dobrze się w końcu bawiła. Nie doszukiwała się uczuć w tym. Nie oddawała siebie, a tylko swoje ciało, które chciało doznać chwili przyjemności.
Kąciki ust powędrowały do góry.
- Cóż przynajmniej choć raz powiedziałeś jak to wyglądało z twojej strony. Tym razem nie musisz mnie pocieszać i grzać mi łóżka. Tyle, że się mylisz. Każdy cierpiałby, gdyby coś ci się stało. Gdyby ci nie zależało, to byś tego nie robił. Stałbyś z boku i wzruszał ramionami. Sam siebie oszukujesz Billy. Możesz sobie wmawiać, że nic nie czujesz, ale wiesz, że to nieprawda. Gdyby tak było traktowałbyś mnie i resztę jak innych. Myślisz, że nie widzę jak zachowujesz się w stosunku do kogoś kto jest nowy? Ja widzę te różnice.
To ona zawsze doszukiwała się znaczeń. Teraz rozumiała, że to ona była problemem. Zbyt wiele czuła i liczyła, że ktoś też tak ma. Że każdy czuje potrzebę bycia całym światem dla kogoś innego. Myślała, że nie ma złych ludzi. Każdy był po prostu zagubiony, a ona chciała naprawiać, walczyć.. Teraz wiedziała, że to ją ktoś powinien naprawić. Bo Evan miał rację. Ludzie byli cholernie podli i nie myśleli tak jak ona kiedyś. Widziała to.. Zgadzała się na wszystko, oddawała siebie całą i na co to było? Bo ona była tylko rozrywką, kolejnym przecinkiem w życiorysie tych osób. Patrzała jak ci sami ludzie wiązali się i dawali innym to czego ona chciała. Oddawał im to, a oni od niej zabierali.
- To i tak już nie ważne. Nie ma co wracać do tego co było. To tylko kolejny chłopak, który mnie oszukał i zranił. Kolejny przystanek, na mojej drodze. Kolejne łóżko, które zagrzałam i opuściłam. - jej humor tak bardzo się zmieniał. Z radości, we wściekłość, w żal i rozpacz, żeby na końcu czuć obojętność.
- Robimy to śniadanie? Czy mam już sobie iść? - podniosła swój wzrok na niego i uśmiechała się. Stanowiła na zewnątrz ładne opakowanie, które zakrywało zgniliznę, trawiącą ją od srodka.
Billy Moore
i wanna be where people are
ODPOWIEDZ