ODPOWIEDZ
20 lat 182 cm pracownik old record i roadhouse
Awatar użytkownika

i am creation, both haunted and holy - made in glory.

something about me
by dc: loons_toons

009.

Obrazek
rev my engine ’til you make it purr, keep it kinky, but i come first
beep-beep, bitch, i'm outside, get in, loser, for the joyride
making every motherfucker turn, fell from heaven, no, it didn’t hurt
beep-beep, best night your life, get in, loser, for the joyride

Layla & Ulysses


Ma szybkie dłonie, musi mu to przyznać. Jednak palce Lazare — smukłe, o zrogowaciałych opuszkach od strun gitary oraz trzymania kurczowo rytualnego noża, póki knykcie nie zbieleją — są szybsze. Oplatają się wokół szerokich ramion, szyi, suną wzdłuż linii żuchwy, kiedy pochyla się nad mężczyzną, kiedy unosi jego podbródek a pełne usta znajdują się w zasięgu rozbieganego wzroku. Ciemne spojrzenie chłopca, nieruchome, niemal zimne w porównaniu do filuternego uśmiechu osiadającego na wargach, łączy się z tym jaśniejszym, pełnym zaskoczenia, dziewczęcym, ledwie na moment, nim przysłoni nieznajomemu cały świat swoją skromną osobą. Albo, chociaż na tyle, żeby zasłonić stojące na stoliku dwa drinki, które zręcznie wolną ręką zamienia miejscami, na tyle by się nie zorientował. I śmieje się nagle, puszczając wolno bruneta w masce, nim odsunie się, przygarnie do siebie Laylę oraz złoży na jej skroni krótki pocałunek.

Farciara — szepce jej do ucha, ściskając ją lekko za łokieć. Ostrzeżenie. Niemy gest, który ustalili przed przyjściem na wypadek, gdyby na któregoś napatoczył się jakiś frajer, którego vibe jest zwyczajnie NIE TAK. To nie było ich pierwsze rodeo z popierdolonymi typami szprycującymi alkohol, chociaż jedyne w tak wymuskanych warunkach. Serio, miał wrażenie, że kryształowe kieliszki, z których pili były więcej warte niż jego dotychczasowe życie po ucieczce z Nowego Orleanu. Nie, żeby to był jakiś wyjątkowy wyczyn. Niemniej unosi własne naczynie, wznosząc w milczeniu toast za trójkę i duszkiem wypija przesłodzonego drinka. Muzyka w tle przestała grać jakieś fancy smęty, zaczęła być bardziej normalna i gdyby nie bogactwo strojów, nastrojowe świece postawione wszędzie, aczkolwiek poza zasięgiem gości oraz jakieś białe gówno sypiące się z sufitu, tak uznałby, że to całkiem normalna impreza. Ale bilety — nie zaproszenia, cholerne bileciki, jak w jakimś historycznym romansidle, które ogląda udając, że wcale mu się nie podobają. Podobają mu się. Kto by pomyślał, że istnieje pięć sposobów pokazania komuś wachlarzem, żeby się generalnie walił na swój głupi ryj — były równie złote, co wieniec laurowy osadzony na ciemnych kosmykach włosów kreola. Nie muszą czekać długo. Typ marszczy początkowo brwi, kiedy zaczyna mu się lekko kręcić w głowie, skonsternowanie błyszczy w stopniowo szklących się tęczówkach i Lazare śmieje się, nie radośnie, ale jak kot, który właśnie złapał tłustą mysz sądzącą, że jest bezpieczna. Łapie go jednak, zanim uderzy twarzą w stół. To mogłoby przyciągnąć uwagę.

Nie żałował ci — stwierdza, ukazując zadziornie biel zębów. Nie taki był plan. Rosales była zestresowana, zamknięta w swojej małej bańce pseudo dojrzałego związku, a Laze jak przystało na wspaniałego (oraz niemożliwie atrakcyjnego) przyjaciela uznał w swej dobroci, że zasługują na dobrą zabawę. Zaproszenia zdobył wcześniej, robiąc doskonały użytek ze swojego języka i chociaż początkowo planował je opchnąć na e-bayu, jak każdy rozsądny biznesman w potrzebie, tak stwierdził, że może jednak poświęci je na uroczy wypad ze swoją przyjaciółką. Temat przyjęcia? Zamknięci w bańce fantazji, czy jakoś tak. Nie zwracał na to większej uwagi i tak wyglądał dobrze, a ogarnięcie kiecki dla Lay okazało się wyjątkowo łatwe, w momencie, kiedy ktoś wisi ci już tydzień zapłaty za dragi. Czego Alex nie widzi, tak nie bolą go pośladki. Tak czy inaczej, pojawili się modnie spóźnieni w progach ogromnej willi, wtopili się w tłum zaskakująco łatwo, a uroda dziewczyny przyciągnęła godne jej zainteresowanie i było DOBRZE do czasu, aż nie napatoczył się ten ruchacz od siedmiu boleści. Tsyka językiem w niezadowoleniu — Weź go z drugiej strony, upchniemy go w jakiejś sypialni — informuje swoją towarzyszkę, choć po jego głowie krążą już inne plany. Jest zaskakująco łatwo, mężczyzna przebudza się kilka razy kiedy go prowadzą, więc technicznie rzecz biorąc nie muszą go za sobą ciągnąć, jak zwłoki. Dłoń Laveau opiera się na piersi nieznajomego, bliskość Layli oplatającej ramię naćpanego kolesia sugeruje, że czeka go noc życia. I może w coś w tym jest, ale na pewno nie to, czego można by się było spodziewać. Opuszczają główną salę, przy wtórze śmiechu oraz chichotów, tylko po to, żeby zaraz mogli pogrążyć się w ciszy, wpraszając się bezczelnie do pierwszego lepszego pokoju. Szczęśliwie z łóżkiem, na które pchają bezwładne ciało. Ciemnoskóry nawet nie czeka, nim obmaca nieprzytomnego, wyciągając portfel — przez chusteczkę, nie jest amatorem — oraz telefon. Oczywiście, że gość ma iphone'a.

Sprawdź, czy gość ma gotówkę. Nie patrz się na mnie Lay, chciał cię naćpać i przeruchać kiedy nie będziesz nawet kontaktować. Nie mamy dla takich litości. Plus — rozpoznanie twarzy działa, nawet jeśli z kącika ust faceta leci strużka śliny — Typ ma żonę i dwójkę dzieci, trzecie w drodze. Zapisuje kontakt na w razie czego. Zrób mi fotki, że niby się obmacujemy, to będzie materiał na ewentualny szantaż. A potem do szafy z nim i wracamy na parkiet. Te krewetki przy bufecie, cherie, można za nie zabić — komentuje lekceważąco, podając tym razem dziewczynie swój własny telefon nim zacznie rozpinać koszulę najwyraźniej Johnatana — jak pompatycznie! — nim sam rozchyli poły tej swojej ala greckiej szaty opatrzonej parą luźnych spodni. Nie miał pojęcia jak nazywa się jego kostium, wie za to, że w granacie i złocie cholernie mu do twarzy. Jak jakiś książę czy inne głupoty. Przez myśl przechodzi mu, że być może rozsądnie byłoby upewnić się, że drzwi prowadzące do pomieszczenia są zamknięte na zamek. Druga myśl jednak sugeruje yolo, to i tak wyglądało dwuznacznie i jak coś, to będą zwiewać oknem. W tym też mają wprawę.

money is the anthem of success
35 lat 187 cm CEO Bordeaux Industries
Awatar użytkownika

If it's my right to taste the riches of the earth
These bitches better let me work

something about me
by makabra

1.

outfit

Nuda. Rutyna. Stagnacja. Kontrakt z Arabią Saudyjską powoli stawiał swoją kropeczkę nad przysłowiowym “i”. Czasu wolny o dziwo zaczynał mieć znaczenie, powoli myślał nad urlopem. Jednak czy miesięczny pobyt na Malediwach mógłby jakkolwiek przerwać pewnego rodzaju stagnację? Przypominał sobie również, jak wygląda jego apartament. Zazwyczaj sypiał w biurze, szczególnie, kiedy zaczynało się robić gorąco na biznesowym froncie. Oczywiście to nie także że padał na swoim biurku… Otóż nie, miał komfortową sypialnie, urządzoną w odpowiedni sposób. W końcu odpowiednią wygoda wpływa na procesy myślowe, a umysł Ulyssesa musiał pracować na najwyższych obrotach. Niektórzy mogliby to uznać za fanaberię, rozrzutność, czy też zbędny wymysł. Jednak Ulysses cenił sobie dopasowane do personalnych potrzeb warunki pracy. Gdyby nie przemyślane decyzje, mądrość przekazywana z pokolenia na pokolenie, długie lata spędzone na edukacji w światowej renomy placówkach… Nie doprowadziłby firmy do takiego rozkwitu, nie byłby w miejscu w którym teraz jest. Jednak pominiemy wymienianie wielu przymiotów pierworodnego syna państwa Bordeaux.
Nudę najlepiej przerwać przyjęciem, oczywiście takim, gdzie można coś ugrać. Dlatego asystent zajął się wysyłaniem zaproszeń do istotnych person w tym mieście. Tematem przewodnim była maskarada. W końcu czy istnieje lepsza okazja do ukrywania prawdziwych intencji niż za bogato zdobioną maską? Bordeaux uwielbia tego typu gierki, poza tym… Nie odmawiał sobie przyjemności, człowiek nie może żyć jedynie pracą. Zamówił odpowiedni kostium, użyczył nieruchomości, którą kupił na Staten Island. Bywał tam rzadko, jednak inwestycja w nieruchomości bywa stabilnym źródłem dochodu, zabezpieczeniem na ewentualne szkody. Nieruchomość w strategicznych miejscach to pieniądze, które nigdy nie tracą na wartości. Nie potrafi wyłączyć myślenia o pomnażaniu funduszy…
Pojawił się na miejscu nieco spóźniony, tak, jak nakazywała elegancja. Sączył burbon ze szklanki, rozmawiając z kolejnymi osobami, które lgnęły do niego, niczym muchy do lepu. Przywykł do tego… Czy sprawiało mu to przyjemność? Nie, raczej nie. Chyba, że chciał kogoś omotać wokół własnego palca, wtedy czerpał z realizacji celu niesamowitą satysfakcję. Wymienił kilka uprzejmości z inwestorami, a potem oddawał się zabawie, jednak z daleka. Co chwila ktoś go zaczepiał, nie dawał wypić trunku w spokoju. Od pewnego czasu obserwował jednego chłopaka, nie pasował do tego miejsca, jego koleżanka również. Jednak nie miał zamiaru nikogo wyganiać, zaintrygowała go sytuacja z nieznanym mężczyzną, a potem jego stanem. Nagle stał się wiotki, a obserwowana dwójka, prowadzi go w kierunku korytarza prowadzącego do jego prywatnych pokoi. Zgarnął kolejną szklankę trunku i niczym skradający się kot, przeszedł za nimi. Maskę trzymał w drugiej dłoni, trzymał określony dystans, aby go nie zauważyli. Nie może powstrzymać niezadowolonego cmoknięcia, gdy widzi, że wchodzą do pokoju, który akurat lubi najbardziej. Cóż, powoli się zbliża do drzwi, chcąc się dowiedzieć, co dalej. Stanowią ciekawe ubarwienie panującej nudy.
Naciska bardzo delikatnie na klamkę, uchylając ostrożnie drzwi, wślizgnął się do środka, uważając na to, aby nie stuknąć obcasami epokowych butów. Zastaje dość ciekawy obrazek, chłopak wije się na nieprzytomnym mężczyźnie, dziewczyna robi zdjęcia, wywnioskuje szybko - telefonem leżącego odłogiem. Jedną brew unosi się w górę, a na twarzy pojawia się lekki uśmiech. Zbliża szklankę do ust, a potem przekrzywia ciut głowę.
- Interesujący rodzaj contentu na Only Fans. - odzywa się w końcu, dając znać o swojej obecności. -Jeśli już nie oddycha to wrzućcie go do szafy, ktoś się zajmie truchłem. - dodaje jeszcze, chociaż doskonale widzi, że klatka piersiowa mężczyzny unosi się, świadcząc o tym, że jeszcze płuca pobierają powietrze. - Szkoda pościeli. - wzdycha jeszcze teatralnie, ponieważ wolałby mieć w pokoju inne ciało, lepiące się od potu wzajemnych uniesień, a nie śmierdzące od mieszanki alkoholu oraz krzywych tańców.

Lazare Laveau Layla Rosales
i'm new here!
20 lat 168 cm Baristka w Old Record i Barmanka w Roadhouse
Awatar użytkownika

Art is only a way of expressing pain

something about me
by new yorker

Farciara.
To jedno słowo z ust przyjaciela wzmogło jej czujność. Hasło bezpieczeństwa, które było niczym czerwony jaskrawy neon w jej umyśle wołający, że kolejny raz była w niebezpieczeństwie. Obrzydzało ją to w jakich czasach przyszło im żyć, nie żeby inne były lepsze, ale nie powinno to tak wyglądać. Właśnie przez takie sytuacje nigdy nie chodziła sama do klubów. Nie bawiła się zbyt dobrze w obcym towarzystwie, bo społeczeństwo nie respektowało pewnych granic, a ona nie lubiła gdy ktoś naruszał jej przestrzeń osobistą. Dupek. Pomyślała, gdy tylko uniosła kieliszek do góry i uśmiechnęła się sztucznie. Słodki smak drinka wywołuje u niej mdłości, a może to wzrok tego palanta, który po raz kolejny spuścił swoje spojrzenie na jej piersi, które były ukryte pod ściskającym je gorsetem sukienki.
Layla bez skrupułów ogląda ten teatrzyk emocji pojawiających się na twarzy ich towarzysza, gdy zrozumienie odbija się w jego oczach. Dopija swojego drinka i odkłada kryształowy kieliszek na blat, zlizuje krople alkoholu ze swoich ust, które układają się w grymas.
- Kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie. Zobacz jak szybko zmiotło go z planszy. Ja jestem co najmniej dwa razy lżejsza od niego. - nawet nie chciała myśleć o tym co stałoby się z nią, gdyby Laze nie był czujny. Szybka zamiana drinków uratowała ją przed smutnym końcem tej historii. Jeszcze kilka godzin temu była sceptycznie nastawiona do tej imprezy, gdy Laze obwieścił jej, że zdobył dla nich zaproszenia. Nawet nie chciała wiedzieć skąd je miał, ale z jego słów zrozumiała wtedy, że była nudziarą i powinni się trochę zabawić korzystając ze swojej szalonej młodości. Motyw przewodni całej tej imprezy był jeden: DUMP HIS ASSSSSSSS.
Ujmuje z drugiej strony mężczyznę i ignoruje nieprzyjemne reakcje własnego ciała, gdy czuje palce nieznajomego na swoim odkrytym ramieniu. Kierują swoje kroki w stronę pokoju, prowadząc ledwo przytomnego jegomościa do pomieszczenia, w którym mogli zostawić go bez żadnych skrupułów. Ktoś rano może odnajdzie jego ciało i stwierdzi, że mężczyzna w masce zaliczył epicki zgon alkoholowy. Rzucają bezwładne ciało na materac łóżka, a ona obserwuje jak przyjaciel sprawdza jego kieszenie i wyciąga skórzany portfel, który był wypchany po brzegi.
- Nie mamy litości - powtarza za przyjacielem i wyciąga plik banknotów z portfela, które wsuwa za materiał gorsetu przy piersiach. Robi kilka fot telefonem, gdy Laze pozuje przy mężczyźnie i śmieje się, gdy robi głupią minę w stronę obiektywu. To zdjęcie nadawało się do wywołania. - Masz moją szminkę. Niech żona zauważy za kołnierzykiem ślady pomadki. - podaje kosmetyk chłopakowi i odwraca się w stronę drzwi, gdy te otwierają się. Przygląda się przez chwilę nieznajomemu i uśmiecha się delikatnie, jakby cała ta sytuacja z nieznajomym była tylko kolejną szopką, w której grali główne role.
- To prywatna sesja. Sztuka rządzi się swoimi prawami, a twoje wtargnięcie rozprasza mi tylko modela. Za odpowiednią zapłatą mogę i Tobie cyknąć kilka fot, ale ostrzegam moje usługi nie są wcale tanie. - odpowiada, machając niedbale w stronę drzwi w geście, żeby mężczyzna odszedł, albo przynajmniej zamknął za sobą te cholerne drzwi.
- Może zejdę trochę z ceny, gdy przyniesiesz nam butelkę słodkiego wina i krewetki, które stoją przy bufecie. Mój model jest dzisiaj w formie i uraczy cię pięknym uśmiechem, gdy spełnisz jego zachciankę.

Lazare Laveau
Ulysses Bordeaux
ohana means family
20 lat 182 cm pracownik old record i roadhouse
Awatar użytkownika

i am creation, both haunted and holy - made in glory.

something about me
by dc: loons_toons

Zawsze wraca. Niektórzy nazwą to karmą, inni sprawiedliwością wszechświata, co daną energię gromadzi i oddaje ją po stokroć. Lazare preferuje chichot losu, nieprzewidywalność, co słodyczą pali krańce języka w momencie, gdy zwycięstwo już jest na wyciągnięcie ręki tylko po to, by mogło wymknąć się spod opuszków palców w ostatniej chwili. Coś pęcznieje w jego piersi, być może to zadowolenie, może satysfakcja, albo zwyczajna złośliwość, która jest mu równie bliska co cienie migające w kąciku oczu. Pełne usta układają się stopniowo w szeroki uśmiech, biel zębów ukazuje swe oblicze i gdyby nie inni, obce spojrzenia sięgające ich sylwetek mimochodem, niewpisujące się w pompatyczne rozmowy o układach, interesach i inwestycjach, tak roześmiałby się pełną piersią z uciechy, gdy pierwsze oznaki działania narkotyku ukazywały się na pełnej skołowania twarzy mężczyzny. Śmiałby się głośno, jak wtedy, gdy ci wszyscy attardés stopniowo uświadamiali sobie, że żaden chase glitch nigdy nie istniał, a zwyczajnie popełnili oszustwo czekowe, albo kiedy Wyatt w smsie przyznał się do posiadania gówniarza, o którym nie wiedział. Jednak jeszcze nie może, jeszcze nie powinien, nieszczęśliwie dla innych jest jednak cierpliwy.

Swoim mieczem już nie powojuje — komentuje jedynie, lekko, wesoło, niemal śpiewnie nieco odurzony oparami tego, co na nich czekało. Och, nigdy nie uważał siebie za dobrą osobę, przewrotną owszem, poddającą się kaprysom, chwilowym zachciankom, na których konsekwencje nie zważał wcale odmawiając sobie stanowczo perspektywy przyszłości. Nie szukał nigdy usprawiedliwienia w sobie ni w innych, lecz w obliczu tego co miało i co MOGŁO mieć miejsce, uważa, że cokolwiek zrobią, tak powinno być to wybaczone, puszczone mimo uszu w tym całym kosmicznym długu. W końcu kara za występek jest czymś oczekiwanym, nieprawdaż?

Więc Lazare się śmieje, dłonie błądzą po odsłoniętej klatce piersiowej, plecy wyginają się, kiedy słyszy charakterystyczne kliknięcia aparatu — tylko nie moją twarz Laylay, jego też fotografuj od nosa w dół - i w swej niezmierzonej uprzejmości ignoruje reakcje bezwładnego ciała, najwyraźniej typ musiał zażyć niebieskiej tabletki, skoro mu staje nawet w tej sytuacji. Odchyla głowę do tyłu, w myślach już formując plany na to, co zrobią z pieniędzmi i nie, nie przepierdolą ich w rozsądny sposób, przecież obiecał przyjaciółce rozrywkę oraz brak nudy, żeby mogła sobie na nowo uświadomić, jak smakuje młodość oraz beztroska. Doprawdy, nie miał pojęcia co jej strzeliło do głowy, żeby umawiać się z pajacem starszym od niej, biednym narkomanem wmawiającym jej, że się kochają. Dégoûtant. Obrzydliwe. Gdyby chociaż był przy kasie, gdyby przynajmniej zabierał ją na jakieś weekendy w fancy miejsca, które widzieli jedynie na ekranie telewizorów, to wtedy nie miałby żalu. Kibicowałby jej niczym pierdolona cheerleaderka, a tak musiał ją uczyć jak niesfornego psiaka, że puszczanie się zawsze powinno mieć swoją cenę, a ona dawała się praktycznie za darmo, bo puste słowa nie wyrwą jej z Bronxu, z dwóch prac oraz artystycznej freelancerki, którą uprawia za g r o s z e. Powinien ją uświadomić o istnieniu furry? Dranie płacili w chuj kasy za komisje. Myśli rozbiegają się, umykają płocho niby łania na łące, kiedy głos obcy narusza jakże intymną atmosferę, którą stworzyli.

Odwraca się, spod rzęs, w prostej masce spozierając na postać Ulyssesa. Lustruje go, od drogich butów, po wysokiej jakości materiał kostiumu, wyrazistą szczękę oraz wąskie usta wyglądające rozciągnięte w grymasie absolutnego znudzenia. Przekręca głowę jak zaintrygowane zwierzę, wciąż zajmując miejsce na biodrach nieprzytomnego faceta. Jest coś zabawnego w tym obrazku, w tym, że zamiast oburzenia pada propozycja prędkiego pozbycia się problemu, jednak czy to byłoby wystarczająco interesujące? Nie, zbyt szybkie, zbyt nudne. Pewnymi rzeczami należało się rozkoszować — zupełnie jak nim — a drobną zemstą już w szczególności. Mógłby zaoferować mu link do OF, jednak Rosales przejmuje zręcznie tor rozmowy, zbywając ewentualne pytania, wznosząc żądania, które są zdecydowanie bardzo rozsądne w tym przypadku, jednocześnie odprawiając nieznajomego. Czy to jego impreza, że musi tak wściubiać nos w nieswoje sprawy? Nah.

To nie moja pościel — odpowiada więc niskim pomrukiem, tylko po to, by z chichotem na pełnych wargach móc zsunąć się z ciała, opaść na szerokie łóżko i przeciągnąć się niczym rozleniwione kocię. Przekręca się zaraz na brzuch, policzki wspierając na dłoniach, niczym dziecko machając nierównomiernie nogami, które w końcu krzyżuje w kostkach — Marker też mógłby się przydać, drugi z modeli potrzebuje lekkiej metamorfozy — dodaje niemal miękko, prawie pieszczotliwie, jakby wcale nie zamierzał nabazgrać na skórze gościa jakichś bezeceństw. Rzucona wcześniej szminka pod wpływem zmiany pozycji chłopca turla się bliżej niego, niepomny na trzeciego mężczyznę w pomieszczeniu, otwiera nasadkę i wykręca sztyft, czerwienią muskając własne usta — Tylko kołnierz? — zerka przelotnie na brunetkę, nim wzrok skupi na blondynie. Unosząc brew jedną, jakby z wyzwaniem. Rozbaw nas, kuszą ciemne, rozszerzone źrenice. Pobaw się z nami, szepcą milczące usta ułożone w figlarnym uśmiechu. Nie zawiedź nas, dodaje smukły paluszek, poruszający się zachęcająco, zapraszający do bliższego podejścia.



Layla Rosales Ulysses Bordeaux
money is the anthem of success
35 lat 187 cm CEO Bordeaux Industries
Awatar użytkownika

If it's my right to taste the riches of the earth
These bitches better let me work

something about me
by makabra

Nawet najpiękniejsze, najbardziej wystawne przyjęcia nie potrafią zabić tego poczucia... Znudzenia. Brwi samoistnie unoszą się ku górze, a twarz staje się beznamiętna. Wykazuje udawane zaangażowanie, które jest mu zwyczajnie potrzebne do osiągnięcia celu. Dziś nie traktuje tego wydarzenia, jak coś wielkiego. Kolejny dzień, kolejna banda snobów, kolejne wizytówki z nazwiskami, których nawet nie zapamięta, kolejne osiągnięcia do wykonania z palcem w nosie. Rosnąca dookoła jego osoby chmara zaczyna się robić męcząca, potrzebuje jedynie pojedynczych osób, które są dla niego w pewnym sensie znaczące. Wypatruje na pewno sylwetki brata oraz tej kanalii, która całą sobą łaknie atencji, sławy. Żeruje na nim, co doprowadza Ulyssesa do szału. Próbował niejednokrotnie przemówić młodszemu Bordeaux do rozsądku, sprawić, że w końcu się otrząśnie z tej szczeniackiej miłości. Jednak on pomimo biegu lat, nadal zachowywał się, jak nastolatek, który pierwszy raz na oczy kobietę zobaczył. Ulysses doceniał piękno ludzkiego ciała, szczególnie w stolicy ich rodzinnych stron. Delikatne francuskie krawędzie, zwiedzane długimi nocami. Piękno nie musiało zostać zdefiniowane płcią... Ojciec tego nie potrafił zrozumieć, ale przynajmniej przeszedł z tym faktem do porządku dziennego. Dziedzica ratowała inteligencja, wykształcenie, samozaparcie oraz smykałka do interesów. Inaczej dawno wypadłby z wózka, a ojciec nawet by się za nim nie obejrzał. Wracając do poprawiającego sobie wiecznie na nosie różowe okulary Edgara. Pasożyt, pieprzony oset w futrze, którego nie da się tak łatwo pozbyć. Alivia. Opracowywanie planów, szukanie brudów na jej osobę skutecznie zapełniało lukę zwaną "wolnym czasem", kiedy tego potrzebował. Wszelkie starania zdawały się na nic, ponieważ jego wspaniały brat był impregnowany, wpatrzony w żonkę, jak w obraz godny ekspozycji w Luwrze. Żenada.
Jego nemezis nie zjawiło się na miejscu, co wydawało się dość śmierdzącą sprawą, ponieważ kto, jak kto... Ale szwagierka uwielbiała się opalać w blasku fleszy, balansować wśród towarzyskiej śmietanki, nie posiadając żadnego osobistego ugruntowania. Dlatego całą swoją uwagę skupia na dwójce podejrzanych z trzecim ciałem... Zamieniającym się coraz bardziej w coś na podobieństwo substancji ciekłej. To nie tak, że czuje nieprzyjemny dreszcz na kręgosłupie, chce zadbać o bezpieczeństwo ów mężczyzny. Wygrywa zwyczajna ciekawość, konsekwencje nigdy nie są istotne. Mógłby się przyglądać z daleka, składać sobie wszystkie obserwacje w logiczną dla samego siebie całość, jednak skazałby się na o wiele dłuższe czekanie, a nie chce omijać żadnego szczegółu z tego, co działo się w sypialni.
Brew ponownie wędruje znacznie ku górze, tworząc kilka podłużnych zmarszczek na dotychczas nie skalanym żadną emocją czole. Został potraktowany, jak pachołek. Jest w takiej sytuacji pierwszy raz od dawna, mógłby śmiało zgnieść dziewczynę, która rzucała w jego kierunku kolejnymi słowami, ale czuje głównie rozbawienie. Klatka piersiowa nisko wibruje, a spomiędzy warg wymyka się krótki śmiech.
-Och, potrafię docenić piękno sztuki.- wzrokiem lustruje jeszcze młodego chłopaka, który siedzi na biodrach ich ofiary. Ciemna skóra, kręcone kosmyki, które układają się nad jego głową, jak aureola, nie widzi dokładnie oczu zza maski. Uwagę przykuwają jego pełne wargi, które zaledwie moment później podkreśli karmazynową szminką. -Sesja nie jest mi potrzebna... Ale zamiast krewetek mogę zaproponować dwadzieścia tysięcy za to dzieło.- rozpoznaje powoli nieprzytomnego mężczyznę. -Mallory Whittaker. Redaktor naczelny New York Times'a.- wskazuje podbródkiem na ich modela, upijając kolejny łyk ze swojej szklanki.
-Jest moja.- uśmiecha się szerzej, a potem podziwia, jak chłopak osuwa się na miękką pościel, która przyjemnie podkreśla jego kolor skóry. -Do twarzy Ci, mon cher.- stwierdza na moment zapominając w ogóle o obecności dziewczyny. Potem przeszedł kilka kroków do najbliższej szuflady, aby wyciągnąć z niej czerwony marker, a następnie podać słodkiemu chłopcowi, który ewidentnie rzucał mu wyzwanie.
-Kołnierz, wewnętrzna strona, żeby nie zauważył.- podsuwa pomysł, przekrzywia lekko głowę z uśmiechem na twarzy, widząc te zachęcające gesty. Zachowuje bezpieczną odległość, nie może sobie pozwolić na szarganie nienagannej sytuacji, a życie go nauczyło, że nie należy ufać komukolwiek. Zbliża ponownie szklankę do ust, obserwując dalsze przedstawienie, skupia swoją uwagę szczególnie na jednym aktorze...

Lazare Laveau Layla Rosales
i'm new here!
20 lat 168 cm Baristka w Old Record i Barmanka w Roadhouse
Awatar użytkownika

Art is only a way of expressing pain

something about me
by new yorker

Przez całe swoje życie, przyciągała do siebie takich obleśnych typów. Była już tyle razy w niebezpieczeństwie, że w tej chwili czuła tylko złość. Chciała wierzyć w karmę i jej cudowne działanie, ale nie zamierzała zdawać się wiecznie na los. Czasami w końcu i jemu trzeba było pomóc, ich działanie było jedynie kroplą w morzu złych uczynków, których mężczyzna chciał się dopuścić na niej. Chciał ją zaznaczyć bólem i traumą do końca jej dni. Kolejny mężczyzna, który pragnął ją ograbić z tej nastoletniej niewinności, bo wyglądała w ich oczach uroczo, ze swoimi jasnymi oczkami i piegami na nosku.
Nie zamierzała po raz kolejny odgrywać roli ofiary. To ona chciała rozdawać karty i mieć kontrolę nad wszystkim, bo już i tak wystarczająco się bała. Odwracała się co chwilę, unikała obcego dotyku, bo wspomnienia atakowały jej umysł w najmniej odpowiednich chwilach. Na samą myśl, że ten mężczyzna mógł ją dotykać wbrew jej woli, robiło jej się niedobrze. Nie była niczyją zabawką, chwilą rozrywki... Była młodą kobietą, która też chciała korzystać ze swojego życia, bez obawy, że kolejny psychol weźmie ją sobie na cel. Nie miała wyrzutów sumienia, gdy wyciągała z jego portfela pieniądze, bo był złym człowiekiem, który dzierżył zbyt wielką władzę nad innymi, żeby mogli przejść obok takiej okazji obojętnie.
Robiła zdjęcia, zazdroszcząc delikatnie przyjacielowi, gdy ten swobodnie przylegał swoim ciałem do kogoś obcego. Ona nie potrafiła tak... Nie czuła tej swobody w kontaktach fizycznych, chociaż próbowała przemóc się na wiele sposobów. Jakby dalej ją to dziwiło, że nie każdy dotyk malował na jej ciele różnokolorowe plamy w postaci siniaków.
Wtargnięcie nieznajomego do pokoju nie napawało jej optymizmem, ale nie zamierzała panikować. Póki mężczyzna trzymał się od niej z daleka, to czuła się swobodnie. Trzymała w swoich dłoniach telefon i tylko przelotnie zerkała na jego sylwetkę, gotowa w każdej chwili uciekać, gdyby sytuacja wymknęła się spod kontroli. W tym akurat była dobra, bo gdy robiło się niejednokrotnie gorąco na dzielnicy, to brała nogi za pas. Znała swoje możliwości i starcie z nieznajomym nie plasowało się wysoko na jej liście umiejętności. Mogła jedynie grać niewinną dziewczynę, która wiedziała co robi, ale nawet nie musiała zbyt dobrze wchodzić w tą grę, bo to nie na nią wzrok był skierowany. To Laze był w centrum uwagi, a jej to pasowało. Sprawiało, że czuła się bezpiecznie.
- Mamy przed sobą konesera... - uśmiecha się delikatnie i przejeżdża palcem po wardze w zamyśleniu. - Dwadzieścia tysięcy? Tak nisko cenisz moją pracę i co najważniejsze mojego modela? Tylko spójrz, to znacznie więcej jest warte. - nie wierzyła w to, że mężczyzna byłby zdolny zapłacić im taką sumę za zwykłe zdjęcia, ale gdy wyjawił tożsamość ich ofiary, to tylko podbił stawkę, a im otworzył drzwi do szantażu, na którym mogli jedynie zarobić.
Obserwowała mężczyznę jak podawał marker jej przyjacielowi. Był blisko, ale wiedziała że kto jak kto, ale Laze sobie poradzi w tej sytuacji. Manipulacje miał w jednym małym paluszku, skupiał na sobie uwagę, a ona mogła komfortowo pozostać w cieniu. Bawiąc się nadarzającą okazją i światłem, do pięknych ujęć, które później chłopak mógł sobie oprawić w ramkę.
- Koszule może rano zmienić. Pozostaw jakiś ślad na skórze. Tam gdzie nie zauważy. - sama pewnie przejechałaby po jego skórze paznokciami, pozostawiając malunki na jego ciele, ale nie potrafiła się przełamać. Nie zamierzała bliżej podchodzić.
Lazare Laveau
Ulysses Bordeaux
ohana means family
20 lat 182 cm pracownik old record i roadhouse
Awatar użytkownika

i am creation, both haunted and holy - made in glory.

something about me
by dc: loons_toons

Dotknij. Nie boi się zetknięcia skóry ze skórą, nawiązania kontaktu fizycznego kierowanego bardziej kaprysem niż potrzebą. Posmakuj. Rozdaje uśmiech z taką samą łatwością, jak rozdaje pocałunki. Lekko, figlarnie, zawsze celowo. Naznacz. Nie ma przypadków, czasem jedynie impulsy motywowane chęcią zminimalizowania nudy, tego marazmu zapadającego we wnętrzu, o którym nie zamierza pamiętać, bo tak postanowił i tak miało być. Uwielbia wprowadzać chaos, słowem, gestem, odpowiednim pomrukiem kruszącym nawet największy upór. Bo Lazare w i e, jak łamać innych. Tego uczyła go babka. Tego nauczali jego wujowie. Wielkie mambo oraz houngan. Loa nie znają łaski, on też nie powinien. Zniszcz. Nie ma w nim oporu, nie ma w nim lęku ni obaw. Czasem zastanawia się, patrząc jak Layla instynktownie odsuwa się od obcych ciał, czy to dlatego, że jest chłopcem. Ale wie też, że Wyatt potrafi zareagować na niechciane zetknięcie z nieznajomym, jakby oblazło go stado ognistych mrówek, więc może po prostu Lazare jest Lazare. Czy to miało znaczenie? Wydaje mu się, że nie. Ta prostota przecież miała znacznie głębsze korzenie, o których w zasadzie nie mówił. Tak jak nikomu nie mówił o cieniach, o matce i jej pogrzebie oraz o tym, jak ledwie trzy dni po uroczystości wróciła. Pewne kwestie należało zakryć całunem milczenia, inne natomiast uprzejmie zignorować na poczet jakiejś głupiej, przelotnej myśli, która zasieje jeszcze więcej zamętu. Niemniej nie ma oporu przed rozpięciem koszuli nieznajomego, ani też przed zajęciem miejsca na jego biodrach, przed rozchyleniem własnego stroju oraz pochylenia się nad pozbawioną wyrazu twarzą. Wszystko jest w końcu grą, wszystko ma swoje zadanie.

I nie lubi, kiedy coś — chociaż w tym przypadku ktoś — jest w stanie pokrzyżować jego szyki, tę ich małą karmiczną zemstę skierowaną na zwykłą świnię w ludzkiej postaci, choć świnie mają w sobie więcej empatii oraz inteligencji niż ich słodki Johnny-boy. Plus one potrafią przynajmniej w całości (nie licząc zębów) zjeść człowieka, także 1:0 dla prosiaczków. Więc nie ufa nieznajomemu blondynowi, nawet jeśli wargi ciągną ku górze, a sylwetka pozostaje zrelaksowana. Nawet jeśli zblazowany, pozbawiony większych emocji komentarz przyjemnie pieści łaknący ekscytacji umysł, tak nie wierzy, że cokolwiek tutaj wyprawiali obejdzie się bez większych konsekwencji. Ale to nic, to nic, on to odkręci, przekręci, owinie wokół smukłego paluszka na ich korzyść, ponieważ kreol nie pozwoli na zepsucie im zabawy. Ani na krzywdę Rosales, choć zabawa miała tutaj czynnik jednak przeważający. Powstrzymuje się przed uniesieniem brwi nad ceną podaną za zdjęcie. Czy oni wyglądają na frajerów, żeby dzielić się dowodem ich winy? Albo, żeby podawać swój kontakt, który można następnie przekazać policji? Bronx nie wychowuje naiwnych cip, tym bardziej tych adoptowanych, przygarniętych w biegu.

Nie wyglądasz jak Mallory — odzywa się więc Laveau, opierając na otwartej dłoni tylko jeden policzek, dzięki czemu może się baczniej przyjrzeć Ulyssesowi. Nie negocjuje, na tym lepiej się zna Laylay, ponieważ może i ciemnoskóry chłopiec jest chciwy oraz zachłanny, jednak dla widma rozrywki potrafi sprzedawać pierdoły za bezcen — Jebediah już lepiej pasuje — uznaje, wydając z siebie przeciągłe hmm jakby naprawdę długo się nad tym zastanawiał. Typiarz ściemniał. Tak samo, jak z pościelą. Jasne, wyglądał fancy oraz wymuskanie, jednak jaki właściciel posesji oraz potencjalnie gospodarz opuszczałby własne przyjęcie, żeby nakryć parę gówniarzy? Plus na takich imprezach jakieś orgie są raczej normalne, tak sugerowały obecne seriale, więc na cholerę miałby tutaj przychodzić? Dziennikarza też mu nie przypominał, kogoś goniącego za sensacją. Nie, nie, biorąc pod uwagę gesty, manierę, z jaką się nosił, bardziej nadawał się na kogoś, kto wskazuje na kogo inni mają polować, poddani jego rozkazom. W końcu, jeśli bardzo by mu zależało na tym zdjęciu, to polazłby po krewetki. Tak, to totalnie miało sens.

Mruży oczy niczym zadowolone kocię, obserwując jak Bordeaux rusza się ze swojego miejsca, podchodzi do szuflady i wyciąga mazak. Nagradza go, kiedy przyjmuje od niego marker, opuszkami niby przypadkiem muskając męską dłoń, choć Laz nie robi niczego przypadkowo. Porusza brwiami, nim przesunie się do bezwładnego ciała, wywinie kołnierz i złoży tam swój szminkowy pocałunek. Zaraz zębami ściąga skuwkę i wypluwa ją na podłogę, nachylając się nad mężczyzną, nim zacznie kreślić mazakiem kółko na czubku nosa.

Dziękuję amour — odpowiada grzecznie, ponieważ brunet jest naturalnie uosobieniem uprzejmości. Język wtyka w kącik pełnych ust, nim uzna, że czerwona kropka jest wystarczająco duża. Przenosi zaraz końcówkę pisaka pod oczy swej ofiary, malując oraz zamazując dwa trójkąty pod dolną, oraz nad górną powieką — W dupę go nie pocałuję — oświadcza przyjaciółce, ale przewraca oczami nim kolejny pocałunek złoży tuż za uchem odurzonego faceta, zanim powróci do swojej kolorowanki — Więc Jeb, co powiesz na grę? — podejmuje, wracając do beztroskiego machania nogami niczym ucieszone dziecko. Zerka na dziewczynę przelotnie, a w ciemnych oczach czai się nic innego, jak kolejna psota — Jeśli wygrasz, spełnię jedno twoje życzenie, jeśli wygra moja szanowna koleżanka, ty spełnisz jej — proponuje, ponieważ jest w całkiem hojnym nastroju. Plus, w razie czego woli wszystko wziąć na siebie niż na nią — Wisielec? — pyta bardziej Laylę niż Ulyssesa, obrysowując wargi typiarza. Powoli wyłaniał się jego zamysł, śliczna maska klauna, którym przecież był. Marszczy brwi w niezadowoleniu, dąsając się, ponieważ nie wyglądała tak idealnie jak powinna. Rękę wyciąga z pisakiem do dziewczęcia — Popraw — ton jego głosu jest niemal miaukliwy, trochę smutny, bo jest rozczarowany wręcz swoim poziomem artyzmu. Głąbowi należał się lepszy makijaż.



Layla Rosales Ulysses Bordeaux
money is the anthem of success
35 lat 187 cm CEO Bordeaux Industries
Awatar użytkownika

If it's my right to taste the riches of the earth
These bitches better let me work

something about me
by makabra

Jego zachowanie zawsze musi być nienaganne, taktowne, bez jakiejkolwiek skazy. Nigdy nie pojawiał się w klubie, nie pozwalał sobie na czyjeś dłonie na własnym ciele. Był ciągle pod ścisłą obserwacją, a kiedy pojawiał się w roli gospodarza, zawsze musiał się pilnować. Zawsze uśmiechał się uprzejmie, darzył kogoś sztucznym zainteresowaniem, nie mogąc dać swobody własnym pragnieniom. Nie mógł narzekać, lubił takie życie, niczego mu nie brakowało i mógł być panem własnego losu. Przyzwyczaił się również do egzystencji na poziomie, a odpowiednia etykieta była niską ceną, którą przyszło mu płacić za to wszystko. Nauczył się sprytnie obchodzić niektóre reguły, pozwalać sobie na realizację pragnień w domowym zaciszu albo gdzieś z dala od wścibskich oczu. Dlatego z jednej strony ciekawość kazała mu iść za dwójką młodzików, którzy wlekli ze sobą ledwo żywego gościa. Z drugiej nie mógł sobie pozwolić na to, aby zainteresował się tym ktoś, kto tylko czeka na sensację powiązaną z jego nazwiskiem. Sprawę trzeba było rozwiązać po cichu, a przy okazji czerpać z tego nieco osobistej rozrywki. Obserwował głównie chłopaka na którym aż przyjemnie było zawiesić oko... Dziewczynę może traktował nieco po macoszemu, ale nie umknął jego uwadze fakt, że trzyma jakiś dziwny dystans, nie do końca chce dotykać odurzonego... Wyczuł w niej dozę niepewności, co sprawiło, że podwójnie nie traktował ich poważnie. Cóż, prowadził pewnego rodzaju grę, znaną jedynie sobie. Próba pomiatania nim, wydawania rozkazów, zwyczajnie bawiła Bordeaux. Uniósł wyżej brew, słysząc, jak Layla zaczyna się targować. Uśmiechnął się szerzej, to lubił. Należy znać swoją wartość, nie dać tanio sprzedać własnej skóry.
- Trzydzieści pięć to moje ostatnie słowo. - błyska bielą szkliwa zębów, nie spuszczając z niej wzroku. Ani myśli pozwolić własnej dłoni, spocząć na jej skórze. Jakby chcąc uwiarygodnić swoje propozycje, sięga do kamizelki, wyciąga z wewnętrznej kieszeni książeczkę czekową oraz mały długopis. Wypisuje w pośpiechu podaną sumę, a potem podpisuje się zamaszyście. Nie rzuca słów na wiatr, takie zdjęcia byłyby idealną kartą przetargową. Mógłby raz na zawsze pozbyć się problemu. Trzyma w dłoni wyrwany czek, nie przekazując go dziewczynie. Zdaje się być odporny na wdzięki, kokieteryjne gesty chłopaka. Widzi, że jest specjalistą w manipulacji, swój trafił na swego. Uśmiech nie schodzi z twarzy Ulyssesa, a podważanie jego tożsamości jedynie powoduje kotłujące się w środku rozbawienie. Niby od niechcenia spogląda w kierunku palców, które obdarzyły go delikatnym dotykiem podczas podawania narzędzia. Ponownie spogląda na chłopaka, jakby rzucając mu nieme wyzwanie.
- Tout le plaisir est pour moi.. - odpowiada, kiwając lekko głową. - Nie zauważy, jest kretynem. Pranie zawsze robi mu żona, jeśli dostrzeże pokaźny ślad, zacznie się wojna. - odpowiada dość szybko Rosales. Zna doskonale szczegóły z życia delikwenta, zbytnio próbował mu nabruździć, żeby Bordeaux nie zebrał paru istotnych informacji. Przyjaciół należy trzymać blisko, ale wrogów jeszcze bliżej.
- Ulysses Bordeux, nie Jebediah. - krzywi się nieco, jak mógłby go obdarzyć tak ohydnym imieniem. Jeśli chłopak miał zaproszenie to od razu mógłby skojarzyć wielkie złote litery na samym przodzie, Ulysses Bordeaux zaprasza. - Prosta gra, proste zasady. Śmiało. - nie ma nic lepszego do roboty, a rozwiązując problem tutaj, nie musi się martwić o wszelkie konsekwencje. Ma tylko nadzieję, że dziennikarz dostał odpowiednią dawkę, która nie obudzi go w najmniej oczekiwanym momencie. Spogląda jeszcze na dzieło zdobiące twarz ofiary, śmieje się pod nosem. Pasuje idealnie.

Lazare Laveau Layla Rosales
i'm new here!
20 lat 168 cm Baristka w Old Record i Barmanka w Roadhouse
Awatar użytkownika

Art is only a way of expressing pain

something about me
by new yorker

Obserwowała z boku całą zaistniałą sytuację, w dalszym ciągu pozostając w cieniu. To nie była jej scena, na której miała odegrać główną rolę. Była raczej postacią drugoplanową, która mogła jedynie odgrywać wątki poboczne, ale czy takie historie właśnie nie bazowały na takich chwilach, które wprawiały całą maszynę w ruch? Mały kamyczek, który poruszał innymi, żeby na końcu przeobrazić się w lawinę wydarzeń, która prowadziła do pewnego zakończenia? Pasowało jej to, że uwaga nie była skupiona na niej, a na przyjacielu, który uwielbiał pławić się w świetle reflektorów. Mącił, bo uwielbiał chaos, który naginał według własnego upodobania na własną korzyść. Podziwiała u niego tą cechę, bo sprawiała, że świat leżał u jego stóp, gdy ona chowała się w swoich cieniach.
Spogląda z zainteresowaniem na kartkę wyrwaną z książeczki czekowej i analizuje jakie korzyści mogą wyciągnąć z tej sytuacji. Trzydzieści pięć tysięcy, to sporo pieniędzy, ale mężczyzna zbyt łatwo szastał dużymi sumami, więc szantaż w ich wykonaniu mógł być bardziej opłacalny. Czym mniej osób miało te zdjęcia, tym cena była wyższa. Nawet sztuka polegała właśnie na tym, że oryginał był najbardziej pożądany.
- Skąd mam mieć pewność, że bank zrealizuje ten czek? Zresztą nie jestem głupia, żeby iść z tym do banku. To zostawia ślad po sobie, a to nie mnie zależy na tym zdjęciu. A skoro tak łatwo zgodziłeś się na wyższą cenę, to tylko daje mi do myślenia... - spogląda na mężczyznę na łóżku i sprawdza w telefonie nazwisko, które wcześniej podał nieznajomy. Mallory Whittaker.... Wszystko się zgadzało. Podał im wszystkie informacje jak na tacy i liczył, że będą głupcami tanio sprzedając coś, co mogło otworzyć im furtkę do znacznie większych sum pieniędzy.
Kolejne zdjęcie, gdy Ulysses podaje marker jej przyjacielowi. Siedzisz w tym z nami kochaniutki. Chowa telefon do wewnętrznej kieszeni sukienki i podchodzi do łóżka z drugiej strony, jak najdalej od przybysza. Spogląda na twarz redaktora i kiwa głową w geście rozbawienia, widząc jak tusz markera znaczył jego skórę.
- Może być wisielec. - odpowiada i zabiera z rąk przyjaciela przybór, którym wcześniej się bawił, tworząc na twarzy dziennikarza coś na wzór maski klauna. - Nie dziwię się, że dzieci boją się klaunów, gdy takie potwory kryją się za maską. - wyszeptała i przystawiła końcówkę markera do skóry, sadowiąc się wygodnie na łóżku. Nie boi się, że typ szybko się przebudzi. Naszprycowywał jej drinka zbyt dużą dawką, która powaliła w krótkim czasie nawet jego. Skutki miał odczuwać przez najbliższe dni, a ich malowidło miało być jedynie przypomnieniem, że pewne rzeczy miały swoje konsekwencje. Brak pieniędzy w portfelu zadośćuczynieniem, a zdjęcia karą, bo przecież nie od dziś wiadomo, że karmą była suką, której trzeba było pomagać.
Wykorzystywała każdą linię narysowaną przez przyjaciela dodając pewnymi ruchami kolejne. Jako, że lubowała się w mrocznych akcentach sztuki, wyjechała po za obrys jego ust, tworząc nienaturalny uśmiech, który ciągnął się przez całą szerokość jego twarzy. Dorysowała zęby, które dzięki czerwonemu tuszowi wyglądały jakby ociekały krwią, a na twarzy kolejne kreski, które rozmazywały opuszkiem palca, żeby wyglądały niczym pęknięcia na jego masce.
- Szkoda, że nie mam czarnego koloru, ale cóż... Co myślisz? - zapytała przyjaciela, spoglądając na twarz dziennikarza.
Ulysses Bordeaux Lazare Laveau
ohana means family
ODPOWIEDZ