
informacje o postaci
staten island; 96 fort hill park
Mężatka
biseksualna
r. żeńskiego
neurochirurg i neurochirurg dziecięcy (rezydentura)
NY-P Brooklyn Hospital
wyższe; 2007-2012 wydział lekarski UIS, 2013- specjalizacja (przerwana) KCUS, 2023- specjalizacja NY-Pres
$$$$
prywatne; anthem platinum
Knowledge is power

freeform

Is anybody out there?
Can you take this weight of mine?
Is anybody out there?
Can you lead me to the light?
Ledwie odrosłam od ziemi, ledwie spojrzałam na ten świat inaczej, ledwie dwie krople łez spłynęły po moich policzkach; dwie pierwsze pełne rozpaczy i nie ostatnie, gdy brutalny świat dorosłych sprawił, że przestałam wierzyć w piękno i modlitwę wypowiadaną przez matkę. I nic co wydarzyło się później nie było dobre, prawdziwe i proste.
Bo odebrali mi niewinność, dziecięcą radość, marzenia i wiarę w ludzi. I nic ani nikt nie był w stanie zmienić mojego postrzegania świata, w którym nie było miejsca na szczęście.
Na moje szczęście.I zamykając każdego wieczoru oczy, pomimo czasu i wylanych łez, jedyne co widziałam, co mogłam z o b a c z y ć to tamte chwile, gdy zrozumiałam, że wyrządzili mi krzywdę. Krzywdę, której nie powinien doświadczyć żaden dorosły a tym bardziej dziecko, dla którego największą radością były opiekuńcze ramiona matki.
Mała Jovanka płakała. Mała Jovanka wołała o pomoc. Mała Jovanka umarła.Byłam tylko ja: Jovana. Ta, która nie mówiła zbyt wiele, ta która budziła się w nocy zlana potem, ta która nie potrafiła zadecydować; bez celu, ambicji, pozostawiona na lata z żalem oplatającym serce. Ta, która skrywała swój ból. Ta, która widziała nadzieje wyłącznie w tej jednej twarzy.
Myślałam o niej w każdej sekundzie, minucie, godzinie mojego nędznego życia i chwili, gdy była daleko walcząc o ideały, o prawa, o życie innych kobiet, takich jak ja zagubionych, pozbawionych woli i głosu w zepsutym, zniszczonym, zgniłym świecie, w którym nie było przestrzeni dla kogoś takiego jak mała Jovanka.
Moja słodka Amna.Uwielbiałam na nią patrzeć. Była mi bliższa, najbliższa niż ktokolwiek na tym świecie. Pamiętam jej uśmiech: delikatny i skromny jak ona cała, jak konwalie, które czułam, gdy była obok. I kiedy ja nie potrafiłam spojrzeć w przyszłość z namiastką optymizmu, ona ocierając każdą moją łzę, mówiła, że będzie dobrze. A ja wierzyłam w nią i jej słowa, bo nigdy mnie nie oszukała, była moją nadzieją. Gładziła mnie po głowie, spijała z ust wszystkie wypowiedziane, ale też ukryte w spojrzeniu smutki i obiecywała, że zawsze będziemy r a z e m.
Bo siedząc w oblepionej strachem oraz zapachem stęchlizny celi po raz kolejny zrozumiałam, że ten świat nie miał mi do zaoferowania nic więcej poza rozdzierającym duszę bólem. Spoglądając obojętnym wzrokiem na obce twarze, takich jak ja współosadzonych a później pozbawione ostatniego tchnienia ciało mojej nadziei przestałam cokolwiek czuć. Cokolwiek więcej niż naznaczoną śladem łez pustkę wyznaczającą rytm mojego istnienia, tak jak i serce, które chociaż biło stało się wyłącznie organem pozwalającym mi p r z e t r w a ć.
Tak jak wtedy, gdy była Jovanką.Wszystko straciło sens i nic już się nie liczyło, nawet wtedy, gdy mi pomogli. Gdy on mi pomógł. On, który nie zadawał pytań, on który się nie zastanawiał, on który wyciągając do mnie pomocą dłoń nie oczekiwał niczego.
On, który jest przy mnie chociaż nie pojawiły się między nami żadne wiążące obietnice, poza jedną wyuczoną z konieczności przysięgą.
Tę, przez której słowa wybrzmiewające niewyraźnym echem w mojej głowi dla wygody oraz bezpieczeństwa zmuszona zostałam zmienić swoje dotychczasowe - bezwartościowe - życie.
„…czy bierzesz sobie tego mężczyznę za męża i obiecujesz go kochać, szanować i chronić...”
„…biorę…”
Kłamstwo, kłamstwo, kłamstwo!
Kolejne na mojej liście przewinień.