21 lat 181 cm właściciel warsztatu samochodowego
Awatar użytkownika

But I gave myself again to that fire, threw myself into it, into him, and let myself burn.

something about me
by dc: rollercoaster_bitch

Wiedział, że dziewczyna wiele przeszła, dlatego w żaden sposób nie naciskał jeśli chodziło o przypomnienie sobie kim był, odpowiadał jej jednak skrupulatnie na wszelkie pytania, zwłaszcza na te które dotyczyło ich przeszłości, tego jak byli kiedyś razem i jakie do siebie nawzajem żywili uczucia. Opowiedział jej przygody jakie razem przeżyli oraz to, że mężczyzną przed którym uciekała namieszał w ich związku. W pewnym momencie ciężko mu było o tym opowiadać, jego głos lekko drżał a wspomnienia zalewały jego umysł, ale za każdym razem gdy spoglądał na nią leżącą na łóżku to miał wrażenie, że tego właśnie potrzebowała.
Więc opowiadał dalej.
Strach ściskał jego żołądek gdy raz wrócił do sali a jej nie było, ten strach który czuł tych pieprzonych osiem lat temu gdy obawiał się, że w każdej chwili może ją stracić. Wprawdzie była na badaniach ale żadna pielęgniarka nie była w stanie mu tego powiedzieć, zezłościł się i nawet gdy starał się panować nad sobą to było mu ciężko uspokoić swoich emocji i głosu, gdy krzyczał na nieodpowiedzialny personel. Dopiero jej głos, spowodował że emocje, które go przytłaczały stłumił na tyle, że odwrócił na nią spojrzenie i wypuścił drżące powietrze z płuc podchodząc bliżej do łóżka dziewczyny, oczywiście rzucając przez ramię wściekłe spojrzenie w stronę nieodpowiedzialnej pielęgniarki. Sięgnął po krzesło, żeby usiąść tuż przy jej łóżku wpatrując się uważnie w jej twarz.
To dobrze, nienawidzę szpitali — przyznał się z lekkim westchnieniem na ustach kręcąc głową, pomógł jej ponownie ulokować się na łóżku i musnął lekko kciukiem skórę na jej ręce, czując przyjemny dreszcz przechodzący przez jego ciało pod wpływem tego dotyku. Wstał z krzesła, żeby zacząć zbierać część rzeczy, które mógł wrzucić do torby i zabrać do jego mieszkania, które wynajmował, żeby zrobić pranie. Na dźwięk swojego imienia wyprostował się kierując na nią spojrzenie, odnajdując jej oczy.
Jego serce zabiło mocniej na te słowa a na ustach pojawił się uśmiech, dawny uśmiech który pokazywał to, że był szczęśliwy…


Prawie tak samo jak szpitala nienawidził lotnisk i samolotów, a sama myśl, że niedługo miał wejść na pokład takowego powodował że… wszystko skręcało się w jego żołądku, jego twarz pobladła a spojrzenie stało się bardziej nieobecne. Mieli zostawić Florencję i wszystko za sobą, ich punktem docelowym była Francja gdzie czekał już na nich Raphael z małą Rositą, która tęskniła za matką. Moreau zapewnił tylko Laylę, że dziewczynka była bezpieczna, nie mogli się w żaden sposób skontaktować, żeby nie wzbudzić żadnych podejrzeń, nawet gdy na papierze widnieli jako rodzina. Musieli poczekać aż wsiądą do tego cholernego samochodu i opuszczą kraj w którym ich drogi znowu się zeszły. Zmarszczył lekko czoło na jej pytanie i skierował spojrzenie na kobietę uśmiechając się lekko w jej stronę. — Wszystko zależy od tego czego chcesz? Żyć u mojego boku jako moja żona? A Rosita jako moja córka czy… — dawał jej wybór, zresztą jak zawsze, zrozumiałby jakby nie chciała żyć z mężczyzną, który zabił jej męża nawet gdy ten był największym zwyrolem na świecie i podstępem zajął jego miejsce w jej życiu, na moment spuścił spojrzenie z jej twarzy na ich splecione dłonie. — To Twój wybór, ale musisz wiedzieć, że możesz na mnie zawsze polegać, nie ważne co takiego zadecydujesz — próbował posłać jej delikatny uśmiech przy tych słowach czując lekkie zdenerwowanie, które mogła ujrzeć w jego niebieskich oczach.
Spiął się delikatnie kiedy ta wspomniała o jego narzeczonej, wypuścił lekko powietrze z płuc i pokręcił delikatnie głową na te słowa. — W swoim życiu kochałem i zawsze będę kochał tylko jedną dziewczynę, którą pocałowałem po raz pierwszy na masce swojego samochodu — kącik jego ust drgnął przy tym lekko, a na jej kolejne pytanie tylko kiwnął lekko głową a uśmiech na jego ustach się rozszerzył. Przypominała sobie o takich mało istotnych rzeczach co oznaczało, że powoli jej pamięć wracała, w duchu liczył na to, że prędzej czy później przypomni sobie wszystko co ich łączyło, zarówno te dobre jak i złe momenty. Miał zamiar trwać przy jej boku, nieważne co by się stało.
List? Nie dostałem żadnego — może gdyby dostał takowy list to wszystko potoczyłoby się inaczej? Kto wie.


Osiem lat to szmat czasu, ale uczucie, które żywił do Rosales nigdy w nim nie zgasło nawet gdy ktoś inny wyrwał go wprost ze szponów śmierci. Swojej niedoszłej żonie był wdzięczny za to, że znalazła się w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie i trzymała go przy niej tylko i wyłącznie ta pieprzona wdzięczność, że ta uratowała jego życie. Nic więcej do niej nie czuł; kiedy zobaczył Rosales to poczuł się tak jakby ktoś uderzył go mocno w głowę, to ją kochał przez te wszystkie lata i zdał sobie z tego sprawę gdy ich spojrzenia ponownie się spotkały. Tak jak kiedyś ją zapewniał był w stanie zrobić dla niej wszystko, porzucić swoje dawne życie byleby znowu być przy niej, tak jakby ich dwie zbłąkane dusze ponownie się odnalazły po tym czasie. Starał się, żeby dziewczyna czuła się przy nim bezpieczna, a kiedy wylądowali w Francji i pojechali do mieszkania, które zostało dla nich zakupione i widział radość kobiety na widok Rosity to wiedział, że wszystko się ułoży…
Musi.
Był cierpliwy, w końcu wiedział ile ta wycierpiała przez te wszystkie lata i jej współczuł, nie przekraczał żadnej granicy czekając na jej ruch. Fakt, że ta była u jego boku już mu wiele wynagradza, te wszystkie lata niepewności dlaczego go zostawiła bez żadnego słowa, był świadom tego, że uratowała przyjaciółkę, ale w pewien sposób nadal bolało go to, że ta postanowiła go wyłączyć z tego całego cholernego planu ucieczki, nawet gdy chciałby być tego częścią. Przez tych osiem lat wiele się wydarzyło w życiu chłopaka, jego matka zmarła w ciągu dwóch lat, dowiedział się, że Rick jest jego prawdziwym ojcem a nie mężczyzna, który się nad nim znęcał. Całe jego życie obróciło się diametralnie, a on miał wrażenie, że sam zaczyna tracić nad wszystkim kontrolę… dopiero gdy odnalazł Rosales to tak jakby odnalazł pieprzony sens swojego życia. Zdawał sobie sprawę, że życie we Francji nie będzie zbyt łatwe, zwłaszcza że ta nie znała języka i zazwyczaj jej towarzyszył podczas wypadów do sklepu, czasami zastępował go Raphael gdyż blondyn musiał pracować, żeby zapewnić zarówno jej jak i Rosicie odpowiedni byt, miał oczywiście oszczędności, które zostawiła jego matka a po jego śmierci stały się jego własnością, ale po głowie chodziło mu coraz bardziej sprzedaż posiadłości w Nowym Jorku wiedząc, że i tak już nigdy nie wrócą do tamtego miasta, nawet gdy z nim wiązało się wiele cholernych wspomnień.
Layla nie mogła wrócić.
Nie przeszkadzał mu brak współżycia z dziewczyną, nawet gdy jako mężczyzna miał swoje potrzeby, widział jak ta czasami reagowała na jego dotyk gdy oboje się zapominali, a ten nie chciał bez jej zgody przekroczyć żadnej granicy, nawet gdy tęsknił za jej bliskością w ten bardziej intymny sposób, pragnął ją znowu czuć, pieścić i dotykać tak jak to robił wtedy gdy wiedli wspólne życie w Nowym Jorku… Cierpliwie czekał, delektował się tymi momentami gdy mógł ją pocałować czy przytulić do siebie, nawet gdy te były stosunkowo rzadko, cieszył się jednak, że ta po pewnym czasie przestała wzdrygać się na jego dotyk, zwłaszcza gdy przytulał się do niej zasypiając praktycznie każdej nocy u jej boku. Tego wieczoru był zmęczony po pracy, dawała mu w kość, a nie od dzisiaj wiadomo, że tęsknił za swoją praca w warsztacie, tutaj jednak w Francji zajmował się innymi sprawami, ślęcząc więcej swojego wolnego czasu nad papierami, które przyprawiały go o ból głowy. Jak zawsze przywitał się z dziewczyną składając na jej policzku delikatny pocałunek i pierwsze co to poszedł do łazienki wziąć szybki prysznic. Nie spodziewał się dzisiejszego wieczoru niczego, dlatego gdy po prysznicu ubrany w luźne rzeczy zastał ją w sukience w jadalni na moment stanął jak wryty, lustrując ją uważnym spojrzeniem. Dawno nie widział jej w takim wydaniu.
Pewnie… pozwolisz, że może ubiorę się bardziej stosownie — zaśmiał się lekko, przesuwając po niej spojrzeniem, czując jak jego serce mocno bije w klatce piersiowej na ten widok. Sam wrócił do jadalni po paru minutach ubrany w dopasowane spodnie i koszulę, nawet gdy nigdy nienawidził ich nosić. Kolacja przebiegła w miłej atmosferze, śmiali się i wspominali niektóre wspólne chwile a Rowley cieszył się widząc szeroki uśmiech na jej twarzy. Nigdy nie sądził, że będzie mógł jeszcze patrzeć z zachwytem na tę twarz, o której długo nie mógł zapomnieć przez te wszystkie lata i że Layla chociaż w pewnym sensie będzie znowu należała do niego.
Deser? Jak na Ciebie to jestem zdziwiony, że tyle aż zja… — zamarł jednak kiedy wyprostował się o obrócił w jej stronę i dopiero teraz zrozumiał co takiego miała na myśli mówiąc o deserze, wciągnął gwałtownie powietrze w swoje płuca lustrując ją badawczym spojrzeniem, powoli przesuwając nim po jej ciele, nawet gdy doszło jej parę blizn to nie przejmował się nimi kiedy podszedł do niej powoli odkładając na bok trzymany w ręce kubek, oparł swoje ręce po jej bokach nachylając się nad nią, muskając delikatnie jej usta swoimi.
Jesteś tego pewna? — jego głos był lekko ochrypły, gdy wpatrywał się uważnie w jej oczy, krzyżując z nią spojrzenie, przesunął pieszczotliwie kciukiem po jej policzku, zahaczając nim o jej dolną wargę.
Kocham Cię… kochałem Cię przez te wszystkie lata gdy myślałem, że Cię straciłem i kocham nadal — wyznał jeszcze zanim nie połączył ich ust w namiętnym, ale nie pospiesznym pocałunku przesuwając swoimi palcami po znanych mu fragmentach jej ciała, delektując się jej ciepłem i cichymi westchnieniami, które opuszczały jej usta gdy napierał na jej ciało mocniej, znacząc je pocałunkami.
Tej nocy kochali się i odkrywali siebie na nowo.


Słońce prażyło niemiłosiernie, a blondyn nie był przyzwyczajony do takich temperatur, leżąc jednak na plaży w myślach miał inne. — A pamiętasz jak spędziliśmy razem święta? Wsadziłem Ci na nogi narty i nie byłaś z tego ani trochę zadowolona, opatulona tymi wszystkimi ubraniami wyglądałaś jak mały bałwan — zaśmiał się na to wspomnienie, przymykając leniwie oczy, ciesząc się z tych paru dni błogości, na które mogliby sobie pozwolić przy jego napiętym trybie pracy oraz tym, że musiał zadbać nie tylko o ich bezpieczeństwo, ale i także o dobrobyt, który chciał zapewnić zarówno Layli jak i Rosicie, którą w myślach nazywał swoją córką. Na początku nie było łatwe wytłumaczenie jej, że jej tata już nie wróci, ale z czasem dziewczynka zaczęła akceptować ten stan, że byli tylko w trójkę. Słysząc jej wołanie całe jego ciało się spięło, a on z szokiem wymalowanym na twarzy zerknął w stronę Layli zmuszając swoje ciało do siadu. Czy on się przesłyszał? Reakcja siedzącej obok niego dziewczyny była jednak podobna co uświadomiło go w fakcie, że jednak się nie przesłyszał. Zaśmiał się lekko odwzajemniając pocałunek i dźwignął się z piasku kierując się w stronę Rosity, która patrzyła na niego tymi swoimi niebieskimi oczami tak bardzo podobnymi do tych należących do Layli. Rozpierało go cholerne szczęście…


Jak miał na to zareagować? Mogła zobaczyć w jego oczach znajomy błysk gdy się z czegoś cieszył, marzył o tym, żeby mieć z Rosales dziecko, ale bał się to nawet dziewczynie zasugerować, wprawdzie ich życie wyglądało o wiele lepiej gdy przełamali pewnego rodzaju barierę zbliżając się do siebie jeszcze bardziej, ich życie erotyczne na pewno tylko bardziej się wzbogaciło i spowodowało, że uczucie było o wiele silniejsze. Złożył na jej ustach głęboki pocałunek, przelewając w niego wszystkie swoje uczucia i swoją radość na wieść o tym, że zostanie ojcem…
Oczywiście, że się cieszę, marzyłem o tym — kącik jego ust drgnął przy tym lekko, gdy przesuwa powoli palce po jej brzuchu mając świadomość, że tam rozwija się życie, które wspólnie stworzyli. — Pójdziemy, chcę jako pierwszy zobaczyć swoje dziecko nawet gdy będzie małą plamką na ekranie — zaśmiał się jeszcze na to, chwytając na telefon żeby podzielić się tą wiadomością z Raphaelem, który także pokochał Rositę jako swoją siostrzenicę, teraz zostanie na pewno ojcem chrzestnym ich kolejnego dziecka…


Sam się denerwował, szpitale i wszelkie przychodnie budziły w nim tylko te złe wspomnienia, które miał ze swoją matką gdy wspierał ją w walce z rakiem towarzysząc jej podczas jej zabiegów przyjmowania chemii. Dość często siedział przy niej gdy była na tyle wycieńczona, że postanowili ją zostawiać w szpitalu i gdy jednak zaczęła przegrywać tę cholerną walkę. Trzymał ją za rękę kiedy ta umierała obiecując jej, że znajdzie swój spokój w życiu. Nie sądził jednak, że tym spokojem będzie siedząca koło niego dziewczyna, której palce delikatnie ścisnął, unosząc ich splecione dłonie do swoich ust, żeby złożyć na jej skórze delikatny pocałunek spoglądając na jej twarz. Chciał być przy tym gdy pierwszy raz zobaczą swoje dziecko. Wszedł razem z nią do gabinetu doskonale wiedzą, że rozebranie się przed innym mężczyzną nawet gdy ten był lekarzem było dla niej nie lada wyzwaniem, ale był obok niej i nie miał zamiaru jej opuszczać. Razem wpatrywali się w ekran na którym lekarz dostrzegał dziecko a raczej to, że rozwijało się w niej życie nawet gdy Rowley nic tam takiego nie widział.
To chłopiec, prawda? — zerknął z nadzieją na lekarza, który tylko się zaśmiał, że na ustalenie płci dziecka jest jeszcze za wcześnie. Blondyn przygryzł delikatnie dolną wargę spoglądając z błyskiem w oczach na dziewczynę, trzymając w dłoni zdjęcie bo Moreau chciał mieć koniecznie swoją odbitkę wyszli z gabinetu. Objął dziewczynę w pasie przyciągając ją do siebie, żeby złączyć ich usta w pocałunku, żarliwym i namiętnym nawet gdy ktoś mógł na nich patrzeć w tym momencie spod byka to miał to totalnie gdzieś.
Mam parę pomysłów na uczczenie tego — zaśmiał się, wsuwając swoją dłoń pod jej kolano, a drugą oparł o jej plecy podnosząc ją do góry i tak opuścili razem przychodnię.




Niewiele pamiętał z tego co się stało, Layla odczuwała skurcze zwiastujące, że ich syn miał się niedługo urodzić. Syn… będzie miał syna, Rowley gdy dowiedział się o płci dziecka chodził tak cholernie szczęśliwy, dziewczyna mogła zobaczyć na jego twarzy szeroki uśmiech, jego oczy delikatnie błyszczały ilekroć dotykał jej brzucha, czy przesuwał palcami. Nie raz kiedy leżeli już razem w łóżku, a brzuch zaczynał się robić coraz bardziej widoczny to blondyn kładł się obok niej, sunąc palcami lekko po jej ciele, głównie po jej brzuchu mówiąc do niego, że jest z niego cholernie dumny i że nie może się doczekać kiedy go spotka. Zawsze ilekroć unosił głowę to widział na twarzy swojej ukochanej żony łzy, które spływały ciurkiem. Rowley starał się zrobić wszystko, żeby była szczęśliwa razem z Rositą i ich nowym dzieckiem, którego imienia jeszcze nie wybrali bo nie byli w stanie się zdecydować.
Kiedy dowiedział się, że ta miała pierwsze skurcze obiecał, że zawiezie ją do szpitala, niestety ale po drodze jakiś wariat jadący zbyt szybko wjechał w jego samochód….
Ból, to czuł kiedy nareszcie otworzył oczy a aparatura podłączona do niego zwiastowała, że jego serce jeszcze biło, jednostajnym rytmem. Otworzył oczy i jęknął cicho czując jak ktoś się koło niego porusza, na początku myślał, że będzie to Layla, ale zobaczył oczy swojego kuzyna, przeczuwając najgorsze….
Rodziła.
Rodziła ich syna a on nie mógł być przy niej w tak ważnym momencie, był cholernie zły a łzy ciekły po jego twarzy gdy wyrzucał z siebie frustrację krzycząc, że chce do swojej żony. Potem przyszła pielęgniarka, która podała mu środki uspokajające i zanim zasnął usłyszał cichy głos Raphaela, że wszystko będzie w porządku…

Były powikłania.
Tego się dowiedział od lekarza, który przyszedł do niego kiedy się obudził, nie chciał słuchać o swoim stanie zdrowia, ale o synu i swojej żonie, która leżała na innym oddziale. Oboje żyli, ale dziecko musiało być przebadane a jego żona ledwo co została odratowana bo miała krwotok wewnętrzny… zaciskał mocno palce na pościeli marząc o tym, żeby do niej pójść, żeby ją przytulić…
Nie mógł, jego ciało potrzebowało regeneracji i czasu.

Obrócił głowę w stronę drzwi gdzie miał nadzieję zastać Laylę razem z małym zawiniątkiem w rękach, ale także widok Rosity, która dumnie kroczyła w jego stronę z braciszkiem na rękach spowodowała, że łzy cisnęły się do oczu blondyna, zmusił się do tego, żeby usiąść na łóżku i zerknął na swojego kuzyna a potem na dziewczynkę, która zbliżyła się do jego łóżka.
Ich syn.
Wziął małe zawiniątko od dziewczynki, pierwszy raz biorąc swojego syna w ramiona, małego Ricka. Łzy pociekły po jego policzkach gdy wpatrywał się w spokojne, śpiące oblicze swojego syna, przesuwając delikatnie kciukiem po jego policzku. — Rick.. ma na imię Rick, tak jak mój ojciec — uniósł załzawione spojrzenie na swojego kuzyna, a potem objął Rositę i pocałował delikatnie dziewczynkę w czoło. Żałował, że nie mógł dzielić się tymi chwilami także z nią…


Nie wytrzymał, musiał ją zobaczyć. Po paru godzinach spędzonych z Raphaelem, ich synem i Rositą poczuł się zmęczony a lekarze wygonili gości zabierając małego Ricka do sali gdzie leżała jego matka na karmienie. Za oknem było już ciemno, a zgiełk na korytarzu już dawno ucichł gdy Rowley postanowił dźwignąć się z łóżka pod pretekstem pójścia do toalety, chodzenie nadal sprawiało mu trudność bo uraz nogi był na tyle poważny, że chcieli go wpakować w gips, ale się uparł, że woli stabilizator. Opierając się na kuli, którą dostał od pielęgniarki wyszedł na korytarz szpitala, w zasięgu jego wzroku była tylko jedna pielęgniarka, miła kobieta która doskonale wiedziała o tym, co spotkało zarówno jego jak i żonę. Ta wstała ze swojego miejsca za biurkiem podchodząc powoli do blondyna.
Muszę do toalety — wyrzekł w jej stronę, czując się głupio, że ją okłamuje ale… pielęgniarka przeszyła go uważnym spojrzeniem.
Ostatnia sala na lewo na końcu korytarza, jak coś to Cię nie widziałam.
Kiedy jej dziękował widział delikatny uśmiech na ustach kobiety, która poklepała go lekko po ramieniu i wróciła do swoich spraw odprowadzając go kuśtykającego wzrokiem. Droga doo sali gdzie leżała Rosales nie należała do tych najłatwiejszych, ale musiał ją zobaczyć na własne oczy i przekonać się, że z nią wszystko było w porządku. Parkiem pchnął lekko drzwi uprzednio naciskając klamkę, w sali panował półmrok, słyszał tylko spokojny oddech swojej żony i ciche poruszenie się ich syna w małym łóżeczku, które stało niedaleko łóżka kobiety. Nachylił się nad Rickiem przez moment wpatrując się w syna, który wyciągnął w jego stronę małą rączkę, zaśmiał się delikatnie całując go w czoło i skierował swoje kroki w stronę łóżka, odstawiając kulę na bok gdy oparł się o materac a po chwili usiadł na skraju łóżka wpatrując się w śpiącą kobietę, przesunął delikatnie palcem po jej ręce, czując jak łzy wzbierają się w jego oczach na ten widok. Uniósł jej dłoń do swoich ust i złożył na jej delikatny pocałunek.
Kocham Cię, moje słońce i gwiazdy. Jesteś wspaniała… dziękuję Ci za to, że dałaś mi znowu sens do życia — jego wzrok z twarzy kobiety przeniósł się na łóżeczko gdzie leżał jego sens życia..
Położył się koło swojej żony na łóżku jak najdelikatniej potrafił, żeby jej nie obudzić.


Layla Rosales
knowledge is power
20 lat 168 cm Baristka w Old Record i Barmanka w Roadhouse
Awatar użytkownika

Art is only a way of expressing pain

something about me
by new yorker

Bała się zacząć wszystko od nowa. Nie była pewna jak to wszystko miało pomiędzy nimi teraz funkcjonować. Rowley po raz kolejny wywracał dla niej całe swoje życie, Zostawił narzeczoną, żeby wyrwać ją ze szponów jej męża, a teraz zmieniał nawet kraj i miejsce zamieszkania dla niej. Nie była warta jego miłości..
- Wybór... Nie miałam go od tak dawna... Ja nie wiem czy będę zdolna do normalnego funkcjonowania Roly... Nie chcę być dla ciebie ciężarem.. Nie musisz się poświęcać dla mnie za każdym razem.. - gdy wyznał jej pewnego wieczoru, że zabił jej męża jej powieka nawet nie drgnęła. Czuła w sobie wręcz spokój, gdy miała świadomość tego, że ten człowiek nie pojawi się znowu w drzwiach, a jego widmo nie będzie ją prześladować jak te od Josha, gdy obawiała się każdego kolejnego dnia. Czuła wolność, którą jej ofiarował i jedynie martwiła się jak ten czyn miał na niego wpływ. Gdyby on tego nie zrobił, to zapewne prędzej czy później to ona zabiłaby tego człowieka. Tak wiele dla niej poświęcił... Nie mogła go prosić o to żeby również oddał jej resztę swojego życia.
- Co to za szczęściara? - uśmiechnęła się lekko, bo ta historia z ich przeszłości była jej ulubioną. To wspomnienie chyba najbardziej chciała odzyskać. - Powiedz mi Rowley.. Jak to jest obudzić się rano i mieć żonę? - spojrzała na niego i tym pytaniem dała mu znać, że zadecydowała. Nie chciała marnować żadnego kolejnego dnia, gdy w końcu miała możliwość być przy jego boku. Miała tylko nadzieję, że wszystko się jakoś ułoży. Że ona będzie dla niego odpowiednia i że razem pokonają wszystkie przeciwności losu.
- Wysłałam go zanim on... Ja... - zmarszczyła nosek, gdy przypominała sobie coraz więcej szczegółów związanych z tym listem. - Ja chciałam żebyś wtedy mnie znalazł. Ja... Nie mogłam do Ciebie tego wysłać i przekazałam go mamie, która miała go dać Rey, a ona Tobie. Gdybyś go dostał wtedy... Ja chyba wtedy myślałam, że ze mnie zrezygnowałeś.. - pokiwała głową, gdy znowu wszystko jej się mieszało. Teraz liczyło się tylko tu i teraz.

Stresowała się tą ich małą randką, a raczej tego co będzie po kolacji. Był to dla niej ważny krok, dla ich związku, a ona chciała w jego oczach znowu być tamtą kobietą, która poznawała przy jego boku swoją seksualność. Nie chciała trwać dłużej w tym zawieszeniu. To co zrobił jej tamten mężczyzna miało być tylko złym wspomnieniem, gdy ona tworzyła teraz zdrową relację z kimś kogo kochała. Pragnęła zrobić ten krok naprzód, ale gdzieś z tyłu głowy obawiała się tego co miało nastąpić. Tak jakby znowu miała stracić dziewictwo.
Dotyk zawsze był dla niej bardzo ważnym aspektem nie tylko w ich relacji, ale i również w jej życiu. Dziś znowu chciała oddać mu całą siebie. Siedziała niepewnie na blacie w tej kusej bieliźnie i obserwowała jego reakcję, gdy odwrócił się do niej przodem. Czuła jak jego wzrok przesuwał się po odkrytych fragmentach jej skóry, a ona przygryzła dolną wargę powstrzymując reakcję swojego ciała na te intensywne spojrzenie. Nie chciała się przed nim zakrywać. Nie akceptowała w pełni swojego ciała i tych blizn, ale tworzyły one wspólną historię ich miłości, a tego nie powinna się wstydzić.
- Jestem. Pokaż mi znowu jak czerpać z tej bliskości przyjemność. Tak jak za pierwszym razem.. - wyszeptała, a na jej policzkach widniały rumieńce, gdy oparł swoje dłonie po jej bokach. Rozchyliła delikatnie swoje nogi, żeby mógł podejść bliżej. - Kocham Cię całą sobą. Zawszę wybiorę ciebie. Pokaż mi jak bardzo tęskniłeś za mną mężu.. - westchnęła cicho, gdy ją pocałował, a ona wplotła swoje dłonie w jego włosy.
Tego wieczoru oddała mu całą siebie. Po raz kolejny zatracali się w rozkoszy, którą dawała im ta bliskość. Byli razem. Na dobre i na złe.

Wpatrywała się w ekran i uśmiechnęła się, gdy ginekolog zaznaczał na zdjęciu USG małą plamkę, która świadczyła o tym, że razem z Rowleyem spodziewała się dziecka. Spojrzała na męża, gdy ten zapytał lekarza o płeć dziecka i lekko zmarszczyła nosek.
- Zależy ci na chłopcu? - jej serce zabiło mocniej, gdy w jej kobiecym umyśle pojawiła się obawa, że mogłaby go w jakiś sposób zawieść. Nie miała wpływu na płeć dziecka... A co jeśli będzie to dziewczynka? Odetchnęła dwa razy, żeby się uspokoić i w końcu spojrzała uważnie na mężczyznę. Nie.. On będzie się cieszył nie zależnie od tego czy będą mieć dziewczynkę czy chłopca. To po prostu znowu jej umysł płatał figle, gdy dogłębnie analizowała jego zachowanie z zakorzenioną w sobie obawą, że nie sprosta jego oczekiwaniom. Echo przeszłości nie mogło zepsuć tej chwili..
To zdjęcie, które trzymali w swoich dłoniach. Owoc ich miłości. Uśmiechnęła się gdy ją pocałował i zarzuciła swoje ręce na jego szyję, gdy ją podniósł bez żadnego problemu. - Jakie? - jej oczy zaświeciły się, gdy ruszył w stronę wyjścia i zaśmiała się czując jego drobne pocałunki na swojej szyi.

Żałowała, że nie mogła być przy tym jak Rosita przedstawiała ojcu swojego braciszka. Niestety nie mogła się ruszyć z łóżka, bo dalej była podłączona do aparatury i do kroplówki, a jej ciało protestowało na każdy najmniejszy ruch. Czasami nawet potrzebowała pomocy, żeby przytrzymać dziecko przy własnej piersi, bo była zbyt słaba. Bardzo obawiała się tego porodu i jak to będzie, gdy Rick przyjdzie na świat. Gdy urodziła Rositę, to ciężko przeżyła poród, a ona przez długi czas borykała się z depresją poporodową. Teraz jednak jej lęki były inne. Gdy ktoś zabierał Ricka z jej pokoju świrowała, bo bała się że ktoś go zabierze od niej. Tak jak to robił były mąż, gdy chciał ją w jakiś sposób ukarać. Było to irracjonalne, ale nie mogła nic na to poradzić, że tylko gdy Rick znikał z jej pola widzenia, to wariowała. Zawsze wtedy wzywała kuzyna Rowleya, żeby zobaczył co się działo z jej dzieckiem. Jedynie czuła spokój, gdy Rosita zabrała malca do Rowleya. Tak bardzo żałowała...
Spała wykończona dość intensywnym wieczorem, gdy lekarze zabierali ją co chwilę na kolejne badania, a Rick domagał się uwagi. Nawet nie zarejestrowała tego, że Rowley przyszedł, bo była przyzwyczajona już do tego, że co chwilę ktoś wchodził do jej pokoju. Nawet nie drgnęła, gdy położył się obok niej.
O jego obecności dopiero dowiedziała się nad ranem, gdy pielęgniarka zaczęła go besztać, gdy siedział na jej łóżku trzymając w ramionach małego chłopczyka, który nie był zbyt zadowolony z tego, że trzymał go tata, gdy ten chciał przyssać się do jej piersi. Dopiero później dowiedziała się, że nocna zmiana podała butelkę z mlekiem Rowleyowi, gdy Rick zaczynał płakać. Pielęgniarka z nocnej zmiany i Rowley chcieli jej dać trochę odpocząć, żeby zaznała trochę więcej snu, żeby jej ciało szybciej wróciło do dawnej sprawności.
Zamrugała zdezorientowana, gdy zauważyła blondyna i rozchyliła delikatnie swoje usta na jego widok. - Rowley.. - wyszeptała jego imię ze łzami w oczach i zerknęła na pielęgniarkę, która dalej coś mówiła żywiołowo gestykulując. Nic z tego wywodu nie rozumiała prócz tego, że kazała Rowleyowi natychmiast wrócić do swojego pokoju. Nie chciała żeby ten odchodził. Złapała słabo za jego dłoń i pokręciła głową, gdy ta zrobiła krok w ich stronę.
- Powiedz jej, że napiszę skargę. Znam kogoś kto zna kogoś kto przyjaźni się z ordynatorem. - powiedziała zaspanym głosem i wtuliła się delikatnie w jego bok. Odetchnęła z ulgą, gdy ta w końcu wyszła z pokoju i dotknęła policzka mężczyzny. - Myślałam, że cię stracę.. Nie strasz mnie tak nigdy więcej. Nigdy... - wyszeptała i wyciągnęła swoje dłonie, żeby podał jej synka. Przystawiła go z pomocą męża do swojej piersi i odetchnęła z ulgą, gdy poczuła jak mleko zaczęło opuszczać jej pierś. Zaraz będzie musiała przystawić synka do drugiej...
- Powinieneś leżeć jeszcze w sali... Jako była pielęgniarka nie pochwalam takiego zachowania. - zaśmiała się delikatnie i splotła ich dłonie razem i spojrzała z miłością na synka. - Jest cudowny prawda? Jaka była twoja pierwsza reakcja. Przepraszam, chciałam wtedy przyjść, ale nie byłam w stanie.

Na początku myślała, że było to zatrucie. Czuła się fatalnie, ale gdy ten stan utrzymywał się przez następne dni wysłała Rowleya do apteki po test ciążowy. Była w ciąży. Rick miał dopiero roczek, a ona znowu była w ciąży... Cieszyła się z tego. Była cholernie szczęśliwa, ale myślała, że gdy oddadzą Ricka do przedszkola to będzie mogła wrócić, a raczej spróbować wrócić do pracy i odciążyć finansowo Rowleya, który zapewniał ich rodzinie dobrobyt. Spojrzała w kierunku blondyna, który wpatrywał się w test i posłała mu uśmiech.
- To co kolejny chłopczyk?
Kilka miesięcy później na świat przyszła mała Evelyn, która była mieszanką nie tylko jeśli chodziło o ich wygląd, ale również z charakter. O ile Rick był spokojny, tak Evelyn płakała całymi nocami i nie dawała im zbytnio odpocząć, bo gdy nawet podrosła musieli uważać na każdym kroku na tą małą łobuziarę. W późniejszych latach nie było lepiej.

- Daj spokój Rowley.To jej pierwszy chłopak, którego chce nam przedstawić. Ma już szesnaście lat. Ja w jej wieku.. - Poprawiła kołnierzyk od jego koszuli i nerwowo wyglądała przez okno wypatrując Rosity, która dzisiejszego wieczoru miała przyprowadzić na kolację swojego chłopaka. Wokół nich biegał już siedmioletni Rick, który bawił się ze swoją pięcioletnią siostrzyczką. Zacmokała z dezaprobatą, gdy Rowley od razu sięgnął dłonią do kołnierzyka. Nienawidził koszul i to nawet z upływem lat się nie zmieniło, ale uparcie czasami je zakładał, żeby sprawić jej przyjemność.
- Już idą! Pamiętaj o uśmiechu i zmień trochę wyraz twarzy, bo zaraz pomyśli, że chcesz go zabić - zaśmiała się wesoło i w porównaniu do męża przywitała dość ciepło chłopaka, który przez cały wieczór nerwowo wpatrywał się w oblicze ojca swojej dziewczyny. Layla nawet w pewnym momencie kopnęła pod stołem Rowleya w kostkę, żeby przestał zasypywać chłopaka takimi pytaniami.
Oczywiście nie obyło się bez słynnego rozkazu, że drzwi mają być otwarte, gdy owa dwójka udawała się do pokoju Rosity. Ona i córka wywróciły na te słowa teatralnie oczami, ale chłopak znowu posłał Rowleyowi przestraszone spojrzenie.
- Daj spokój. Jesteś czasem taki zaborczy... Co złego mogą zrobić? Musimy jej zaufać. Nie upilnujemy jej. Równie dobrze może zrobić sobie wolne od szkoły i pod naszą nieobecność zrobić to z nim. Chodzi o to, że jest tak podobna do mnie? - podeszła do męża od tyłu i przytuliła się do jego pleców, gdyby miał zamiar zaraz tam wparować bez ostrzeżenia. - Wyglądasz tak uroczo, gdy jesteś zazdrosny. Mam się martwić, że dla mnie takiej miny nie robisz? Może powinnam wpaść do twojego biura i ubrać się seksownie co? Czy wtedy Pan Moreau będzie zazdrosny o żonę, gdy inni mężczyźni zerkną w moim kierunku? A może już straciłam to coś w sobie co? - droczyła się z nim, a on tej nocy dość dobitnie jej pokazał, że należała do niego.

Rodziła...
Próbowała się dodzwonić do męża, gdy dostała informację ze szpitala, że ich córka rodziła im wnuka. Przez cały poród siedziała przy boku córki i wspierała ją na każdy możliwy sposób, gdy ta zalewając się łzami męczyła się ze skurczami. Podobno była to wpadka. Do dziś Layla nie znała ojca dziecka, bo podobno zostało poczęte na jednej z szalonych imprez, na którą uciekła z mieszkania szesnastolatka. Po kilku godzinach w sali rozbrzmiał płacz dziecka, a ona trzymała w swoich ramionach znowu małego chłopczyka, który urodził się już z burzą ciemnych włosków. Na korytarzu spotkała męża, który z troską spojrzał na nią i na małe zawiniątko w jej rękach.
- Jest zdrowy. A Evelyn dobrze sobie poradziła. Prawda? Twoja mamusia była taka odważna. Zobacz to twój dziadek Rowley. Będzie uczył cię jazdy na rowerze i zabierał na lody. - uśmiechała się szeroko. Dobrze było znowu trzymać w ramionach niemowlę. Pociągnęła nosem, gdy łzy zaczęły zbierać się w kąciku jej oczu, gdy chłopczyk tak słodko ziewnął. Odwróciła się, gdy Rosita wyszła na korytarz w dalszym ciągu ubrana w strój pielęgniarki i wyciągnęła swoje dłonie po dziecko. Layla bez żadnego sprzeciwu oddała jej małe zawiniątko i pogłaskała czule po raz ostatni tego dnia swojego wnuka.
- A ty martwiłeś się o Rositę.. Zostaliśmy dziadkami Rowley. Mamy wnuka. Gdybym nie była tak stara, to chyba naciągnęłabym cię na kolejne dziecko. Czy on nie jest uroczy? Będę go rozpieszczać. - szeptała do Rowleya i splotła palce ich dłoni obserwując odchodzącą Rositę.

Próbowała być twarda i nie płakać. Za trzecim razem powinno być łatwiej, ale nie było. Przez następne godziny płakała w ramionach męża wpatrując się w drzwi wejściowe, jakby Rick miał wrócić i powiedzieć jej, że to wszystko było żartem
- Zostaliśmy sami Rowley.. Komu ja teraz będę robić kotlety na obiad? Tak wiem, że powiesz mi, że jest już dorosłym mężczyzną, ale jeszcze nie tak dawno był taki maleńki i bezbronny. Rosita ma męża i dziecko. Evelyn żyje ze swoim partnerem i spodziewa się trzeciego dziecka, a teraz on się jeszcze wyprowadził... Mój mały chłopczyk... - wtuliła się mocniej w ramiona męża i załkała, gdy ta cisza doprowadzała ją do szewskiej pasji. W tym mieszkaniu zawsze coś się działo, a teraz... Łatwiej jej było się pogodzić z odejściem córek, bo przez cały ten czas Rick był z nimi, a teraz i gdy on też się wyprowadził nie potrafiła się z tym pogodzić.
- Co my teraz będziemy robić? Nawet już nie będziemy musieli kombinować z seksem. Myślisz, że będzie często nas odwiedzał? Może powinniśmy już zadzwonić jak idzie mu rozpakowywanie rzeczy? A jak potrzebuje pomocy? Mam nadzieję, że będzie do nas wpadał, a nie tylko jadł na mieście. Tak bardzo tęsknie za nimi Ro...

To było dobre życie...
Pomimo tych wszystkich przeciwności losu udało im się stworzyć coś pięknego.
Siedziała na werandzie obok męża i kołysała się powoli w fotelu obserwując morze, które swoimi falami obmywało złocisty piasek. Była szczęśliwa. Czuła jednak powoli, że jej czas się kończył. Babcia kiedyś jej opowiadała, że jej prababcia była czarownicą. Nie wiedziała czy było to prawdą, ale w dziwny sposób jej przeczucia zawsze się sprawdzały. Nie mówiła o tym Rowleyowi, który pomimo upływu lat dalej się w nią wpatrywał z tym błyskiem w oku i miłością. Byli już od dawna na emeryturze i mieszkali w uroczym domku na Malcie blisko plaży. Pomimo chorób, jak na swój wiek dobrze sobie radzili. A jutro miała przylecieć do niech Rosita. Layla tylko jej powiedziała o swoich przeczuciach.
Uśmiechnęła się słabo, gdy Rowley złapał za jej dłoń. - Jutro o tej porze Rosita będzie z nami siedziała. Nie mogę się doczekać aż ją zobaczę. Te wszystkie rozmowy przez te kamerki mnie jedynie irytują. Zawsze coś kliknę i mnie rozłącza.. - zakasłała i uścisnęła dłoń męża. Chciała z nim spędzić te ostatnie chwile właśnie w ten sposób. Patrzeć na morze i wspominać z nim wspólnie całe ich życie. Każdy moment, który był dla nich ważny. Mieli trójkę dzieci, które odnosiły swoje własne sukcesy i założyły swoje własne rodziny. Mieli wspaniałe wnuki, które rosły jak na drożdżach, a oni... Udało im się. Odnaleźli się w całym tym chaosie i wykorzystali jak najlepiej te wszystkie lata. Rowley był miłością jej życia i cieszyła się, że to właśnie z nim mogła spędzić te wszystkie lata obdarzając go każdego dnia swoimi uczuciami. - A pamiętasz jak...
Wpatrywała się w zachód słońca ze łzami w oczach i mówiła czułe słówka i wyznania miłości mężowi, który wiernie trwał nawet i teraz przy jej boku. - Kocham Cię Rowley. Dziękuję Ci za wszystko. - pogłaskała go czule po jego siwych włosach i spojrzała w jego oczy, które wyjątkowo teraz były przepełnione smutkiem. Tak jakby i on sobie zdawał sprawę z tego, że w ten dziwny sposób się z nim powoli żegnała...
Nie dane było jej zobaczyć następnego dnia córkę.
Nie obudziła się, gdy słońce powoli wkradało się do ich sypialni. Nie otworzyła oczu pomimo błagań Rowleya. Jednak nawet wtedy na jej ustach był widoczny uśmiech, bo koniec jej historii był taki jaki sobie wymarzyła. Nie cierpiała. Była szczęśliwa, gdy zasypiała po raz ostatni przy jego boku, przy którym trwała do końca swoich dni. Do ostatniego oddechu.

Layla Rosales odeszła. Rowley Moreau odszedł.
Za tymi nazwiskami jednak kryła się piękna historia miłosna, która była okraszona nie tylko tymi szczęśliwymi chwilami, ale również bólem i cierpieniem. Ta dwójka była sobie przeznaczona. Darzyła się uczuciami, które ciężko było opisać słowami. Jednak po nich nie został tylko nagrobek, na których widniały złote litery. Została po nich piękna spuścizna w postaci trójki dzieci i wnuków, które opisywały również i swoim dzieciom ich piękną historię.

Na dobre i na złe.
Do końca świata i jeden dzień dłużej.
Zawsze wybiorę ciebie.
Złapałeś mnie.
Kocham Cię.


Rowley Moreau
ohana means family
ODPOWIEDZ