Presley Lorelai NicholsonMaia Mitchell
informacje o postaci
16.06.2001, Nowy Jork
Queens
panna
heteroseksualna
ona/jej/good girl
tancerka, początkująca aktorka teatralna
Ambassador Theatre, Midtown Manhattan
Juilliard, dance division
$$$
prywatne, opłacane przez dzianego ojca
Money is the anthem of success
Queens
panna
heteroseksualna
ona/jej/good girl
tancerka, początkująca aktorka teatralna
Ambassador Theatre, Midtown Manhattan
Juilliard, dance division
$$$
prywatne, opłacane przez dzianego ojca
Money is the anthem of success
freeform
Presley była wpadką. Swoim pojawieniem się na świecie zrujnowała życie dwójce młodych ludzi. Mama chciała robić karierę, a małżeństwo i macierzyństwo w ogóle nie było na liście jej priorytetów. Z kolei ojciec… cóż, niektórzy nie powinni nigdy zostawać rodzicami. Dziewczyna raczej nie miała z nim żadnych pozytywnych wspomnień. Mało też pamiętała z okresu, kiedy jeszcze rodzice byli szczęśliwym małżeństwem.
Czy w ogóle kiedykolwiek byli ze sobą szczęśliwi?
Po rozwodzie, ojciec widywał ją średnio raz na rok - zdarzało się, że łaskawie wpadał na urodziny. Poza tym, wysyłał im co miesiąc czek na pokaźne sumki, dzięki czemu młoda mogła bez trudu pozwolić sobie na naukę w dobrych szkołach i drogie zajęcia pozalekcyjne. Chociaż tyle. Nie był tak zupełnie bezużyteczny.
Presley miała to szczęście, że od dziecka wiedziała co chce robić w życiu. Akurat w tej kwestii wsparcie obojga rodziców było nieocenione. Ojciec pomagał finansowo, ale nic więcej go nie interesowało. Mama natomiast poświęcała wolne chwile na to, by wozić ją na dodatkowe lekcje baletu, gry na fortepianie, śpiewu, itd… dosłownie wszystko co Pres sobie wymyśliła. Może w ten sposób Pani Nicholson chciała zrekompensować sobie to, o czym sama marzyła, a niestety nie dane jej było tego spełnić. Była dobrą matką, Pres nie mogła wymarzyć sobie lepszej. Może była trochę nadopiekuńcza, co średnio podobało się córce, która starała się być jak najbardziej samowystarczalna. Może była też trochę surowa, kiedy pojawiała się taka konieczność. Na szczęście nie była typową, toksyczną almond mom, po której pociecha mogłaby nabawić się zaburzeń odżywiania i niejednej traumy.
Szkoła średnio interesowała Presley, jednak mimo wszystko udawało jej się pogodzić wszystkie obowiązki i jakimś cudem zawsze przynosiła dobre oceny. Taki był warunek. Nie mogła się doczekać kiedy w końcu pójdzie na wymarzone studia i skupi się tylko na tańcu i innych rzeczach, które ją interesowały..
Przez ogrom zajęć i brak czasu, nie miała zbyt wielu przyjaciół, ale nie doskwierało jej to jakoś bardzo. Naturalnie była typem samotniczki i zdecydowanie bardziej odpowiadało jej pełne skupienie się na nauce i karierze. Wychodziła z założenia, że ma jeszcze całe życie na to, by znaleźć przyjaźń i prawdziwą miłość.
Wszystkie jej poświęcenia się opłaciły. Szkoły ukończyła śpiewająco (dosłownie i w przenośni) i bardzo szybko dostała angaż w jednym z broadwayowskich teatrów. Gdy niedawno zaczęła zarabiać swoje pierwsze pieniądze, oznajmiła mamie, że się wyprowadza. W końcu dwadzieścia trzy lata to najwyższy czas, by zacząć samodzielne, dorosłe życie.
- Jej zainteresowania kręcą się głównie wokół muzyki - śpiewa, tańczy, gra na fortepianie.
- To chyba żadne zaskoczenie, ale kocha musicale.
- Jako dziecko uwielbiała oglądać z mamą "Gilmore Girls", bo przypominało trochę ich życie. Nie bez powodu chyba też dostała drugie imię po głównych bohaterkach. Przez jakiś czas kazała do siebie mówić tylko "Rory", ale później obejrzała czwarty sezon serialu i jej przeszło.
- Jest wdzięczna ojcu za to, że poczuwał się chociaż do tego, by łożyć na jej utrzymanie, ale i tak nienawidzi go mocą tysiąca słońc.
- Nigdy nie miała chłopaka. Może nie licząc bardzo krótkiego "związku" w podstawówce. Wybranek jej serca poprosił ją o chodzenie, przekazując jej na lekcji pytanie na skrawku papieru... i zerwał z nią już na następnej przerwie.
Czy w ogóle kiedykolwiek byli ze sobą szczęśliwi?
Po rozwodzie, ojciec widywał ją średnio raz na rok - zdarzało się, że łaskawie wpadał na urodziny. Poza tym, wysyłał im co miesiąc czek na pokaźne sumki, dzięki czemu młoda mogła bez trudu pozwolić sobie na naukę w dobrych szkołach i drogie zajęcia pozalekcyjne. Chociaż tyle. Nie był tak zupełnie bezużyteczny.
Presley miała to szczęście, że od dziecka wiedziała co chce robić w życiu. Akurat w tej kwestii wsparcie obojga rodziców było nieocenione. Ojciec pomagał finansowo, ale nic więcej go nie interesowało. Mama natomiast poświęcała wolne chwile na to, by wozić ją na dodatkowe lekcje baletu, gry na fortepianie, śpiewu, itd… dosłownie wszystko co Pres sobie wymyśliła. Może w ten sposób Pani Nicholson chciała zrekompensować sobie to, o czym sama marzyła, a niestety nie dane jej było tego spełnić. Była dobrą matką, Pres nie mogła wymarzyć sobie lepszej. Może była trochę nadopiekuńcza, co średnio podobało się córce, która starała się być jak najbardziej samowystarczalna. Może była też trochę surowa, kiedy pojawiała się taka konieczność. Na szczęście nie była typową, toksyczną almond mom, po której pociecha mogłaby nabawić się zaburzeń odżywiania i niejednej traumy.
Szkoła średnio interesowała Presley, jednak mimo wszystko udawało jej się pogodzić wszystkie obowiązki i jakimś cudem zawsze przynosiła dobre oceny. Taki był warunek. Nie mogła się doczekać kiedy w końcu pójdzie na wymarzone studia i skupi się tylko na tańcu i innych rzeczach, które ją interesowały..
Przez ogrom zajęć i brak czasu, nie miała zbyt wielu przyjaciół, ale nie doskwierało jej to jakoś bardzo. Naturalnie była typem samotniczki i zdecydowanie bardziej odpowiadało jej pełne skupienie się na nauce i karierze. Wychodziła z założenia, że ma jeszcze całe życie na to, by znaleźć przyjaźń i prawdziwą miłość.
Wszystkie jej poświęcenia się opłaciły. Szkoły ukończyła śpiewająco (dosłownie i w przenośni) i bardzo szybko dostała angaż w jednym z broadwayowskich teatrów. Gdy niedawno zaczęła zarabiać swoje pierwsze pieniądze, oznajmiła mamie, że się wyprowadza. W końcu dwadzieścia trzy lata to najwyższy czas, by zacząć samodzielne, dorosłe życie.
- Jej zainteresowania kręcą się głównie wokół muzyki - śpiewa, tańczy, gra na fortepianie.
- To chyba żadne zaskoczenie, ale kocha musicale.
- Jako dziecko uwielbiała oglądać z mamą "Gilmore Girls", bo przypominało trochę ich życie. Nie bez powodu chyba też dostała drugie imię po głównych bohaterkach. Przez jakiś czas kazała do siebie mówić tylko "Rory", ale później obejrzała czwarty sezon serialu i jej przeszło.
- Jest wdzięczna ojcu za to, że poczuwał się chociaż do tego, by łożyć na jej utrzymanie, ale i tak nienawidzi go mocą tysiąca słońc.
- Nigdy nie miała chłopaka. Może nie licząc bardzo krótkiego "związku" w podstawówce. Wybranek jej serca poprosił ją o chodzenie, przekazując jej na lekcji pytanie na skrawku papieru... i zerwał z nią już na następnej przerwie.